Bangkok-Pattaya-Koh Chang

Pisemny: 23 luty 2012
Czas podróży: 1 — 7 listopad 2011
Ocena hotelu:
9.0
od 10
Oceny hoteli według kryteriów:
12.02. 2012 Chcę jechać nad morze! Myś lał am rok temu i ż yczył am sobie w sylwestra - nad morze w listopadzie! Nienawidzę tego szarego miesią ca mokrych butó w, a ponieważ wpadnię cie w letarg nie zadział a, koniecznie musisz polecieć w listopadzie! Wybó r kierunku jest niewielki - Wyspy Kanaryjskie czy Daleki Wschó d w postaci Tajlandii. Wybieram drugą i radoś nie ogł aszam swoją decyzję domownikom: „Hurra! Lecimy do Tajlandii! ” Niespecjalnie zaskoczeni moją inicjatywą , mą ż i có rka spokojnie zaję li się swoimi sprawami. No dobrze. Wiosną zaczą ł em zbierać informacje o Tai. Dowiedział em się cen, opcji wakacji, wszystkiego o pogodzie i trochę o kraju jako cał oś ci. Odką d poleciał em tak samo na krań ce ś wiata i być moż e ostatni raz do kurortu z już dorosł ym dzieckiem, wybrał em zwiedzanie Bangkoku - rzekę Kwai-Pattaya - Koh Chang. Zobacz, wię c wszystko i na maksimum! W sierpniu zamó wił am wycieczki (w towarzystwie 365 brivdien), absolutnie pewna, ż e ​ ​ pora deszczowa jak zawsze skoń czy się do poł owy paź dziernika i nic nie zagraż a przyjemnej wycieczce. Pod koniec wrześ nia media zaczę ł y posypywać pieprzem - aw Tajlandii FLOOD i Bangkok zaraz zostaną zmyte! Drę czony wyrzutami sumienia spę dził em dwa tygodnie przed wyjazdem oszukują c w sieci. Obawy przed trudami lotu jakby zniknę ł y w tle - przed oczami roił y się wę ż e, zalane kwatery, krwioż ercze krokodyle i niebezpieczeń stwo umierania z pragnienia, stoją c po pas w wodzie. . . Ale potem dzię ki Bogu , moje gospodarstwo domowe wspierał o mnie: „Nie obchodzi mnie to ! Leć my! I wreszcie nadszedł ten dzień ! Trzeciego listopada liniowiec uzbeckich linii lotniczych, wypeł niony po brzegi turystami, zabrał nas zgodnie z rozkł adem w kierunku Kró lestwa Tajlandii. Po 4 i pó ł godzinie, po obfitym obiedzie, wylą dowaliś my w Taszkencie. Dwie i pó ł godziny minę ł y niezauważ one (choć lotnisko jest bardziej jak podjazd i nie był o specjalnych opcji). Chwytają c butelkę koniaku (należ y zauważ yć , ż e ceny alkoholu na lotnisku w Rydze są niewymownie droż sze) bezpiecznie zał adowaliś my się na kolejny sterowiec. Zmę czenie, jet lag i ciasne siedzenia już dawał y o sobie znać . Kolejne pię ć i pó ł godziny był y trudniejsze i oto jest – dł ugo oczekiwany ś wit nad Tajlandią ! O 7.30 czasu lokalnego wylą dowaliś my w Bangkoku. I o mó j! To ogromne ogromne lotnisko! Podą ż ają c za masą doś wiadczonych (przypuszczalnie) turystó w, dł ugo wiosł owaliś my do kontroli paszportowej. Kolejka 13 okienek był a niewielka – 60-80 osó b. Opanowaliś my to w okoł o czterdzieś ci minut (mó wimy, ż e mieliś my szczę ś cie, do nowego roku ta procedura moż e zają ć.5-6 godzin). Dalej cał y tł um szuka miejsca spotkania z naszym przewodnikiem wedł ug znakó w. Hurra! Znaleziony! Policzono nas nad gł owami i zał adowano do pomalowanego, ale bardzo czystego autobusu z ratują cą ż ycie klimatyzacją . (Jakoś spadek temperatury od 0 do +35 nie stał się od razu natywny). I wreszcie zaczynamy naszą podró ż ! Okoł o godziny zaję ł o nam przejazd przez Bangkok do naszego hotelu CHA-DA, z niecierpliwoś cią wpatrują c się w krajobraz za oknem. Pierwsza rzecz, któ ra wywoł ał a pytanie - gdzie jest woda? Gdzie są zalane dzielnice metropolii? I nie! Bo Bangkok to 16-milionowe miasto, a zalane pola ryż owe na pó ł nocnych obrzeż ach to nie cał a Tajlandia! Có ż , dzię ki Bogu, pomyś leliś my. Trzeba by był o uspokoić krewnych… Có ż , przy 5-godzinnej ró ż nicy czasu na Ł otwie jest teraz okoł o 4 rano, poczekajmy. Za oknami autobusu kwartał y z wysokimi budynkami, ulice niezwykle splą tane drutami i kilometrami kabli, misterne czteropoziomowe widł y samochodowe, spieszą ce nowiutkie drogie samochody, ananasowe cię ż aró wki, zwinne tuk-tuki. Hotel CHA-DA, nasz pierwszy przystanek. 3-gwiazdkowy hotel, cał kiem nieź le im odpowiada - normalny pokó j z telewizorem, sejfem, suszarką do wł osó w itp. Poś ciel był a codziennie zmieniana, bardzo czysto, europejskie ś niadanie i. . . basen na dachu. Wszystko nam się podobał o, zwł aszcza ż e mieszkaliś my tam przez kró tki czas. Po zmianie garderoby najpierw zmierzyliś my gł ę bokoś ć basenu, zjadliś my rozważ nie zabrany ze sobą prowiant i wyruszyliś my na zwiedzanie okolicy. Od razu uderzył mnie duż y ruch na drogach (w Bangkoku na prostych ulicach 3-4 pasy w każ dą stronę ), nie ma sygnalizacji ś wietlnej, a przejś cia dla pieszych mają wył ą cznie formę wiaduktó w. Klasa! Nikt nikomu nie przeszkadza. Zero ryzyka uderzenia pieszego! Potem dowiedzieliś my się , ż e prawo jazdy w Tajlandii uzyskuje się w trzy dni i za 6 dolaró w. . Pytanie do zdają cego jest w przybliż eniu nastę pują ce: znak 80 km - z jaką prę dkoś cią moż na się poruszać -80-100-120km? No i tym podobne. W rzeczywistoś ci znaki drogowe są niezwykle rzadkie. Na moje pytanie, jak szybko moż na jeź dzić po mieś cie, przewodnik odpowiedział – jak Budda powie wam rano! Tak walczyć z korupcją ! Pó jś ć dalej. Eleganckie, bł yszczą ce wież owce poniż ej nie wyglą dają przeraż ają co z powodu splą tanych kabli elektrycznych, któ re są wszę dzie. Wydaje mi się , ż e nawet elektryk nie od razu zrozumie, doką d i ską d prowadzą . Na chodnikach tł um przechodnió w w oczekiwaniu na komunikację miejską , wł aś nie tam ć wierka coś na wł asną rę kę lokalna „orkiestra jazzowa”, unosi się aromat smaż onej ryby, przypraw i…ś ciekó w. Pies o niebieskiej twarzy leniwie tarza się i wszyscy uprzejmie chodzą wokó ł niego. (Budda miał.108 reinkarnacji, jedną z nich był pies, wię c szacunek i szacunek dla każ dego tutaj psa. A jeś li w nastę pnym ż yciu sam zajmiesz jego miejsce? ). Wreszcie znalazł em wymiennik. Lekkomyś lnie wymienili 1000 dolaró w na 30180 bahtó w. Lekkomyś lne, ponieważ kurs w Bangkoku bardzo ró ż ni się od kursu w Pattaya. Tam za 1000 dolcó w dostalibyś my 31260 bahtó w. Waż na uwaga, banknoty 100 dolaró w wymieniają się po korzystniejszym kursie niż.10 czy 20. Dolar czy euro - nieważ ne, policzyliś my, nic nie tracisz. Zdeptane obcasy, postanowiliś my zjeś ć obiad w miejscowym cateringu. Zamó wił em ich narodowe danie - zupę Tom Yum, ryż z krewetkami dla rodziny i makaron z kurczakiem. W rezultacie wszyscy jedli, a ja napeł nił em ogień w ż oł ą dku dwoma litrami wody. Tom mniam w oryginalnej wersji - NIE ZAMAWIAJ! Zasada mniej spalonego niż odmroż onego tutaj nie dział a! Nastę pnego dnia dowiedzieliś my się , ż e wię kszoś ć z tych, któ rzy zdecydowali się skosztować cudu tajskiej kuchni, skoń czył a swó j posił ek w McDonald's. Od razu zaznaczam, ż e nie był to jedyny eksperyment gastronomiczny z mojej strony, ale w cią gu 14 dni nigdy nie miał em zgagi, wzdę ć ani innych dolegliwoś ci w postaci bó lu gł owy (i odwrotnie). Wieczó r skoń czył yś my z mę ż em w pokoju, w towarzystwie telewizji i koniaku, a có rka oddawał a się zakupom do pó ł nocy. Rano o 8.30 przyjechał po nas autobus i wraz z rosyjskoję zycznym przewodnikiem pojechaliś my do wielkiego pał acu kró lewskiego. Z gó ry ostrzegano nas, ż e nogi i ramiona powinny być zakryte ubraniami, jednak biał e spodnie mojej Karoliny i szal na ramionach nie przekonał y funkcjonariuszy organó w ś cigania, a có rka był a ubrana w ekstrawagancką spó dnicę na spodnie i kolorowa koszula (za 20 bahtó w). W zasadzie mieliś my dokł adnie pó ł grupy takich klaunó w. Na począ tku wszyscy byli aroganccy, a potem - wś ró d zł ota i szmaragdó w, ską panych w jasnym popoł udniowym sł oń cu, wszyscy uś miechali się z zadowoleniem i robili zdję cia w ś rodku egzotyki w nie mniej egzotycznych wyrzutach. Nie ma sensu pisać o wielkim pał acu kró lewskim, trzeba to zobaczyć . Nastę pnym zaplanowanym przystankiem jest zł oty posą g Buddy. Ogó lnie rzecz biorą c, buddyzm nie jest religią , to ś wiatopoglą d, czy coś takiego. Przewodnik duż o nam o tym opowiadał . Podobał a mi się cisza i spokó j, kontemplacja i zrozumienie ż ycia, promowane przez buddyzm. Ale nie wszystko jest tak przejrzyste, jak mi się wydawał o. A wię c posą g Buddy. Dł ugoś ć.46 metró w, wysokoś ć.18. Cał oś ć pokryta zł otem, absolutnie wszystko. . . Hm, cofnię te. Na pię tach znajdują się wizerunki z masy perł owej 108 reinkarnacji Buddy. Wś ró d nich - smok, wą ż , pies, koń itp. . Jeś li garnki się wyczerpią , ale monety pozostaną , bę dziesz prosperować przez cał y rok, a jeś li monety wyczerpią się wcześ niej, nie ma to znaczenia! Musimy wró cić i ponownie spró bować szczę ś cia! Z Karoliną wszystko dział o się o wiele bardziej prozaicznie. W puli 30 zabrakł o jej ż yczeń . Zjedliś my obiad w restauracji (obiad wliczony w cenę ) i pojechaliś my do fabryki biż uterii. Tajlandia posiada najwię ksze na ś wiecie zł oż a rubinó w, szafiró w, szmaragdó w i innych kamieni szlachetnych. Luksus, któ ry otworzył się naszym oczom, jest niesamowity! Ponownie, to trzeba zobaczyć ! Egipt odpoczywa! Nakarmiwszy oczy, wysł ano nas minivanem (na koszt placó wki) w „dowolny wybrany kierunek”. Przenieś liś my się do centralnego kompleksu handlowego, ale nie na zakupy, ale do akwarium. Znajduje się … w zasadzie na terenie sklepu. Przyjemnoś ć kosztował a nas 900 bahtó w z nosa. Za 1100 bahtó w moż na był o nie tylko patrzeć na wszelkiego rodzaju rekiny i inne zę bate potwory, ale takż e karmić je z ł odzi. Nie zaryzykowaliś my… Wychodzą c z akwarium z przyjemnoś cią odkryliś my, ż e obok nas znajduje się najwyż szy budynek ś wiata, Bay Yok Sky Hotel, i nie czekają c na wieczorny zmierzch postanowiliś my przejś ć się nim alejki Bangkoku na piechotę do niego. Nic dziwnego, ż e 84-pię trowy budynek wydawał się nam bardzo bliski. Drapaliś my się przed nim przez pó ł torej godziny, nie mniej. Mó wią , ż e na cał ej wysokoś ci budynku jest przeszklona winda, ale najprawdopodobniej weszliś my od „odbytu”, a zatem najpierw dostaliś my się z pię ter 1-56.57-75.76-81. (Po prostu nie szukamy ł atwych sposobó w). Opł acili koszt tarasu widokowego i dodatkowo obiad w restauracji w tym samym miejscu w wysokoś ci 2080 bahtó w dla trzech osó b. (Zniż ki dla weteranó w bitwy pod Kulikowem nie są udzielane, pytał em). Widok na Bangkok jest oczywiś cie wspaniał y! Nie widać począ tku ani koń ca! Taras widokowy jest otwarty w cią gu dnia, ale restauracja otwiera się o 18:00. Mamy szczę ś cie. Przed otwarciem restauracji spojrzeliś my i zrobiliś my panoramę w ś wietle dziennym, zjedliś my kolację , a ponieważ w Tajlandii robi się ciemno o 18 i doś ć ostro, spojrzeliś my na cał y ten przepych, tylko przy nocnym oś wietleniu. O obiedzie. Bufet, okoł o 10 rodzajó w sushi, homary, homary, ryby i mię so w ró ż nych porcjach, owoce i arcydzieł a deseró w. Napoje dodatkowo pł atne. Za 60 bahtó w, peł ni i zadowoleni, wzię liś my taksó wkę do hotelu. Tak dobiegł koń ca drugi dzień naszego pobytu w Tajlandii. A rano ruszamy do prowincji Konchanaburi, któ ra jest okoł o 250 km na pó ł nocny zachó d od Bangkoku, prawie na granicy z Birmą . Odkł adają c na bok tylko najpotrzebniejsze rzeczy (rę cznik, kostium ką pielowy, bieliznę na zmianę i butelkę rumu), przenosimy się w samo serce Tajlandii, do dż ungli nad rzeką Kwai. Po drodze zrobiliś my kilka przystankó w: na obrzeż ach prowincji odwiedziliś my dom rolnika. Tam chę tni zostali oprowadzeni po produkcji wyrobó w kokosowych. Tak, nic nadzwyczajnego. Wszystko jest bardzo zł e. Ale potem byliś my w warsztatach rzemieś lniczych do produkcji mebli z drewna tekowego. To oczywiś cie TAK! Niezależ nie od tego, jaki stolik nocny jest arcydzieł em, jakikolwiek stolik jest dzieł em sztuki. Wykonane w formacie 3D meble posiadają gwarancję (! ) 100 lat. Drewno teakowe poró wnuje się do ż elaza, ponieważ gę stoś ć drewna jest tak duż a, ż e ​ ​ tonie jak metal w wodzie. . W cał kowitej rozkoszy, otwierają c oczy, dł ugo patrzyliś my na tę stworzoną przez czł owieka pię knoś ć . Zanim mó zg zdą ż ył przetrawić to, co zobaczyliś my, pojechaliś my do naprawdę egzotycznego miejsca - pł ywają cego targu Damneosaduak. W grupach po 6-7 osó b ł adowano nas do wą skich ł odzi z dł ugimi nosami i z przyspieszeniem wciskaliś my się w dziesią tki takich samych ł odzi, pł yną c po sieci kanał ó w wodnych. Pierwsze wraż enie był o lekko szokują ce - zielona woda w kanał ach i BARDZO brudne betonowe fortyfikacje wydzielał y uporczywy cuchną cy zapach gniją cej trawy i Bó g wie co jeszcze. Pomyś lał em, ż e gdyby ł ó dź wywró cił a się bez poł knię cia nawet kropli, natychmiast bym się strupał a i umrzeć na każ dą moż liwą chorobę skó ry. Po kilku minutach niejasne myś li zastą pił a ciekawoś ć i wł ą czył em kamerę wideo, aby te cudowne zdję cia z innego ś wiata pozostał y w moim domowym wideo: oto kobieta wyciera coś na swojej ł atce, a przez nią pł yną mydliny deski do kanał u; ale w pł ywają cym cieś cie uś miechnię ta Tajka oferuje nam kolorowe owoce. Kapunka-ach! Odpowiedzieliś my kocim tonem i ruszyliś my dalej. . Oto pł ywają ca „baza mię dzyokrę gowa” z tajlandzkimi pamią tkami, a tu prezentacja toreb Prady, Diora i zegarka MONTANA za 3 dolary… Oto Tajowie w tradycyjnych kapeluszach z kokardą gotują coś wprost na ł ó dkach pachną cy dym, ale na brzegu wiszą ce klapki towarzystwo zjada ryż pał eczkami, podobno z kurczakiem. Droga wodna o szerokoś ci 5-6 metró w to bazar handlowy w niecodziennej dla nas formie i wyrozumiał oś ci, ale w rzeczywistoś ci taki jest. A za wą tł ymi budynkami poł oż onymi wzdł uż brzegó w kanał ó w jest dzika dż ungla, w któ rej jest naprawdę duż o dzikich mał p. Po przetarciu siebie i otaczają cych nas ostroż nie zebranymi wilgotnymi chusteczkami zmieniliś my ś rodek transportu. To jest Kanchanaburi! Wysiadają c z autobusu zauważ ył em, ż e jest tu o 10 stopni cieplej niż w Bangkoku i nie pomylił em się . Przewodnik powiedział okoł o 40, co ogó lnie jest typowe dla tego obszaru. Szeroki plac, otoczony niskimi budynkami, wyglą dał jak Meksyk z jakiegoś filmu. Znowu obfitoś ć produktó w wykonanych z kamieni szlachetnych. Mają tę dobroć - tak, stosy! Jednak! Ż oł ą dek wezwał do posił ku i ku zadowoleniu wszystkich udaliś my się do restauracji na wodzie. Obiad był poprawny (pod każ dym wzglę dem). Dalej zgodnie z planem odbył się spł yw rzeką Kwai, ale przewodnik uznał , ż e jeszcze daleko do wieczoru, wię c jedziemy na sł oniach! Dotarcie na farmę zaję ł o 40 minut. To, ż e jesteś my w drodze, stał o się jasne po poł amanych ś cież kach i poł amanych krzakach. Zsiadają c, omijają c „kopalnie”, dotarliś my do straganu, gdzie czekaliś my na „wyjazd” 20-30 sł oni, zapakowanych w podwó jne „zarezerwowane siedzenie”. Przejazd kosztował.15 dolcó w lub 700 bahtó w za osobę . Nie ma oboję tnych! Wspinają c się na wysoką platformę , ł adnie, nie bez obaw, zaję liś my dwa miejsca „wedł ug wykupionych biletó w”. Każ dy sł oń miał przewodnika, któ ry wyznaczał kierunek na szlaku i za warunkowe 50 bahtó w wysiadał ze sł onia ze sł owami „foto! ” i robił zdję cia na dowolnym z najnowszych urzą dzeń fotograficznych, wideo lub telewizyjnych. Jazda na sł oniach jest interesują ca nawet dla dorosł ych! Najpierw podejś cie ś cież ką , potem zejś cie, potem sł onie wchodzą do rzeki i nie wiadomo, na czyich uszach zamierza nurkować . Ogó lnie fajnie! A sł onie są tak ró ż ne, mają temperament! A potem zaproponował nam wystę p mł odego sł onia - dziewczynki. Cał ował a wszystkich namię tnie i robił a delikatny masaż szerokimi stopami na poś ladkach pani, a. . . przyczynowymi miejscami na panach. Ś miech był nierealny! Zmę czeni odpoczynkiem po tajsku, usiedliś my w ł ó dkach i pod promieniami sł oń ca zostawiają c za sobą zielone wzgó rza, ruszyliś my wzdł uż rzeki Kwai w gł ą b dż ungli. Mijał y nas wielobarwne skaliste brzegi z urzekają cymi pó ł kami i jaskiniami. Zaroś la bambusó w, bananó w i palm, zaplą tane w winoroś le, tajemniczo zwisał y z klifó w. Przez okoł o godzinę lecieliś my po krę tej tafli wody do pł ywają cego hotelu. Dwa tuziny domó w poł ą czonych mostami stał o tuż nad rzeką . Fundamenty pontonowe ł ą czył y je z brzegiem kablami. Naprzeciw każ dego domu znajduje się tratwa z leż akami. Otrzymawszy klucze i lampę naftową , zbadali pokó j. Niewielki, z dwoma szerokimi ł ó ż kami z baldachimem na pię trze, pokó j posiada poł ą czony prysznic i toaletę , umywalkę i lustro. Ta ostatnia się nie przydał a, bo szybko zrobił o się ciemno, a w ś wietle pieca naftowego wszystko już jest pię kne. Zjedliś my kolację w restauracji na wodzie. Wybó r sł oikó w nie ró ż nił się ró ż norodnoś cią , ale wystarczył o, by zaspokoić gł ó d. Ci, któ rzy nie chcieli jeś ć i pić , mogli medytować . Niebo usiane jest gwiazdami, księ ż yc w peł ni odbija się w szumią cych fał dach rzeki, czubki wzgó rz, poroś nię te gę stymi zaroś lami, spowite są lekką mgieł ką , od czasu do czasu sł ychać krzyki dzikich ptakó w. . . Romans. A w pobliż u - bez ś wiatł a elektrycznego, bez muzyki, tylko palą ce pochodnie. Wydaje się , ż e wszystko się nie dzieje. Ś wiece, któ re przyniosł em, przydał y się . Za cztery usiedliś my na tratwie. Potem do naszej kabał y zaczę ł y doł ą czać nowe i nowe postacie, ao trzeciej nad ranem wieczó r przestał być leniwy i zalecił em wszystkim rozejś cie się do norek. Ciszy i uroku tej nocy udał o nam się wsł uchać tylko z naszego pokoju, zostawiają c na noc otwarte okiennice i drzwi. Poranek przynió sł trochę ś wież oś ci. Ci, któ rzy chcieli zobaczyć wioskę birmań skich aborygenó w, natychmiast po ś niadaniu przenieś li się do dż ungli. Mó j mą ż i ja nie zamieniliś my tej cennej przyjemnoś ci na przypadkową znajomoś ć w lesie. Powoli ponownie weszliś my na pokł ad ł odzi i popł ynę liś my z powrotem na molo. . Sł onie, mał py, a nawet jaszczurka waranowa (pierwotnie brana za krokodyla) na brzegu rzeki wcią ż wywoł ywał y w każ dym autentyczne pozytywne emocje. Dzisiejsza trasa biegł a w przeciwnym kierunku do Bangkoku i dalej na poł udniowy wschó d do Pattaya. Po drodze znowu zrobiliś my kilka przystankó w – ką paliś my się w radonowych ź ró dł ach, skosztowaliś my lokalnych leczniczych herbat (gdzie zaopatrzyliś my się w liczne prezenty dla bliskich), zjedliś my narodową kuchnię tajską , a na koniec spł ynę li w kamizelkach ratunkowych wzdł uż Kwai Rzeka. Zasada jest nastę pują ca. Zał adowano nas na ganek, a ł ó dź cią gnę ł a nas w gó rę rzeki przez okoł o pó ł tora kilometra. Ubrani w kamizelki ratunkowe, na przemian wskakiwaliś my do wody, a nurt rzeki nió sł nasze leniwe zwł oki z powrotem na lą dowisko po por. Spł yw trwał.20-30 minut. Sztuczka polega na tym, ż e na tym odcinku rzeki znajdują się.3 naturalne wodospady, a gdy powoli przepł ywasz obok nich, masz wielką przyjemnoś ć . Nie wszyscy odważ yli się na body rafting z wielu powodó w - woda, choć pł yną ca, jest daleka od przeź roczystoś ci, prą du i strachu przed nieznanym zbiornikiem i jego mieszkań cami. Weszliś my do rzeki z cał ą rodziną i nikt z nas pó ź niej tego nie ż ał ował . Droga do Pattaya zaję ł a nam okoł o 4 godzin od naszego ostatniego przystanku. Okoł o 18 wjechaliś my do miasta i usiedliś my w 8 osobowych minibusach zgodnie z zasadą są siedniego rozmieszczenia hoteli. I znowu mamy szczę ś cie! Zarezerwowany hotel Dragon Beach (z powodu jakiejś konferencji) nie mó gł zapewnić nam noclegu i zostaliś my zakwaterowani w hotelu A-ONE, któ ry znajduje się w centrum Pattaya na pierwszej linii brzegowej. Byliś my szalenie szczę ś liwi, bo po pierwsze ś wietny 4-gwiazdkowy hotel, z dobrym pokojem, z dwoma basenami wypeł nionymi morską wodą , po drugie morze i plaż a po drugiej stronie ulicy, po trzecie mnó stwo sklepó w na prawo i lewo. W godzinach wieczornych oddaliś my się zakupom i dł ugim spacerom po nabrzeż u, oszczę dzają c na taksó wkach i czasie.
Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał