Włochy: Rzymskie wakacje!

17 Sierpień 2010 Czas podróży: z 26 Moze 2010 na 02 Czerwiec 2010
Reputacja: +189.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Pierwszy raz poleciał em do Rzymu dwa lata temu. Tak, przyleciał z takimi przygodami, ż e czasem nawet wstyd się opowiadać . Pisał em już , ż e czasami „Ojczyzna” „wysył a” do doskonał ych miejsc, wś ró d któ rych bez wą tpienia był y Wł ochy. Co wię cej, był em tam wiele razy. Doś wiadczony czytelnik prawdopodobnie nie zauważ ył na moich blogach ani jednej recenzji o tym cudownym kraju. I miał em rację – nie napisał em ich. I nie dlatego, ż e inspiracja zniknę ł a. Powó d jest banalny - przez cał y czas pobytu we Wł oszech praktycznie nic nie widział em - bł ą kał em się tylko po zakł adach przemysł owych, a wieczorem - po tawernach.

A latem 2010 roku też nigdzie się nie wybierał em - w koń cu kryzys. Ale los postanowił dokonać wł asnych poprawek - dostał em wycieczkę do Wł och (niedawno obchodzone z wielkim rozmachem urodziny przyniosł y efekt). Ponadto darczyń ca pomyś lał o wszystkim - zadbał o to, ż ebym miał otwarty "Schengen", wyjaś nił sprawy w pracy i ogó lnie - o gustach i preferencjach w podró ż owaniu. Wł aś ciwie na tydzień przed wyjazdem został am ochoczo poinformowana o darze i wyjechał am, a został am do zastanowienia się , jak szybko przerobić wszystkie „czyny”, któ re tak uparcie uniemoż liwiał y mi ż ycie.


Radził em sobie i tydzień pó ź niej cał y czas jeź dził em do Domodiedowa, ską d poleciał em do Rimini lotem VIM-Avia. Organizatorem wyjazdu był a znana już Czytelnikowi Pak-Group, któ rą zdarzył o mi się spotkać podczas podró ż y do Meksyku dwa lata temu. Gdybym wybrał trasę , nigdy bym się z nimi nie skontaktował – wraż enia z poprzedniej komunikacji z nimi okazał y się zbyt silne. Ale - nie patrz prezentowi w pysk - i poleciał em.

Z VIM-Avia zetkną ł em się tylko raz, kiedy poleciał em na Cypr pię ć lat temu. Wtedy powstał a mł oda struktura pod przewodnictwem znanego w ś rodowisku lotniczym, nież yją cego już Wiktora Iwanowicza Mierkulowa (linia został a nazwana od pierwszych liter jego imienia) i zrobił a dobre wraż enie na pasaż erach. I pomimo licznych krytyk w Internecie – tym razem też nie zawiodł o – lot „tam”, w rzeczywistoś ci, jak i „z powrotem”, wystartował dokł adnie zgodnie z planem.

Jeszcze dzień wcześ niej szukał em znajomych w linii lotniczej, aby znaleź ć dla siebie miejsce „cieplejsze” - nie lubię czarteró w ze wzglę du na duż ą liczbę nieodpowiednich turystó w na pokł adzie. Mó j samolot nie był wyją tkiem - z daleka wyglą dał jak mał piarnia - hał aś liwy, zatł oczony, dzieci biegają pod nogami w poszukiwaniu tylko oni wiedzą czego. . . Lista jest dł uga. I nie znalazł em ż adnych znajomych, natomiast w informacji dowiedział em się , ż e za 900 re moż na zarezerwować lepsze miejsce. Kwota wydawał a mi się do zaakceptowania, a dostał em kartę pokł adową do pierwszego salonu (w któ rym znajduje się „klasa biznesowa”). W rzeczywistoś ci poleciał y w nim tylko dwie osoby. Za wskazaną kwotę otrzymaliś my bonusowe ś niadanie, koce, poduszki oraz indywidualną stewardessę . A odką d samolot odleciał wcześ nie rano, mi też udał o się zasną ć .

Samolot wystartował tego ranka jako jeden z ostatnich - z powodu ulewnego deszczu lotnisko był o zamknię te na kilka godzin. Piloci byli "na poziomie", bardzo ł atwo manewrują c pomię dzy niebiesko-czarnymi chmurami, unikają c turbulencji. Aż strach wyobrazić sobie, co by się stał o w „mał pie”, gdyby samolot zaczą ł „mó wić ”.


Dostał em wycieczkę "klasyczną " - w cią gu tygodnia zabierasz się do maksymalnej liczby miast, pokró tce pokazują c zabytki i okolice. Opisał bym ci nawet wszystko bardziej szczegó ł owo, ale szczerze mó wią c „przerwa”. . Cieszę się , ż e mó j darczyń ca zaopiekował się mną i ulokował mnie w czterogwiazdkowych hotelach i w centrum Rzymu, trochę pó ź niej powiem dlaczego.

Trzy i pó ł godziny pó ź niej samolot dotkną ł pasa startowego na lokalnym lotnisku. Przyznam się , ż e budynek terminalu nie zrobił na mnie wraż enia - był stary i nieatrakcyjny estetycznie, bardzo przypominał projekt radzieckiego lotniska z lat 60. i 70. XX wieku. W tym samym czasie procedury trwał y dł ugo - bagaż oczekiwano na czterdzieś ci minut. A potem - dziewczyna ze znakiem "Lisa" zebrał a swoją grupę przy wyjś ciu z terminalu. Lisa jest naszym przewodnikiem, a dla niektó rych nawet „matką -nianią ”, ż e tak powiem. Autobus był stary z niewygodnymi siedzeniami. Jedynym jasnym „miejscem” w nim jest kierowca Giuseppe – uroczy Wł och z uroczym uś miechem.

Po spotkaniu z grupą Lisa natychmiast zabrał a nas do San Marino, malutkiego kraju, któ ry z jakiegoś powodu nie uważ a się za czę ś ć Wł och. U nas już dawno stał by się czę ś cią Federacji, z mianowanym gubernatorem i „niedź wiadkami” na każ dym rogu. Ale nie ma - ludzie ż yją w pokoju i są przynajmniej uważ ani za odrę bne pań stwo - na papierze.

W autobusie zaczą ł em rozglą dać się po grupie - szczerze mó wią c, nie był em pod wraż eniem. Publicznoś ć był a prosta, a niektó re "kopie" - delikatnie mó wią c "zbę dne". Dla siebie nazwał em ich „rolnikami zbiorowymi”. Dla tych, któ rzy mają wą tpliwoś ci, mogę przesł ać film z ich zachowania w autobusie - „mał pi czł owiek” odpoczywa.


San Marino nie zrobił o na mnie wraż enia. Odrestaurowane w okresie powojennym miasto zamkowe to swego rodzaju fort, to tak naprawdę to wszystko. Restauracje są bardzo drogie. Napisy w ję zyku rosyjskim, któ re są peł ne cał ego miasta, są mił e: „Futra! Tanio” lub „Zł oto! Prawie za darmo. " Co wię cej, rozmiar tego „prawie” doś ć duż ego - gram zł ota 585 kosztuje 20 euro. Mali oszuś ci i kieszonkowcy handlują na ulicach – wydaje mi się – wszyscy, któ rzy nie zostali zastrzeleni za „przekrę t” w latach 90. przenieś li się do San Marino. Co wię cej, schematy pozostał y takie same - naparstki, gry z karaluchami, rzucają przed tobą pienią dze. Tych, któ rzy uniknę li tego negatywnego wpł ywu w „zł otych latach dziewię ć dziesią tych”, mogę osobno „oś wiecić ” niebezpieczeń stwa „oszustwa”.

Po obiedzie nasz bus pojechał w zorganizowany sposó b do hotelu - niezależ nie od wybranej wycieczki, wszyscy zostali zakwaterowani na jedną noc w Hotelu Luna Rossi. Jeś li kiedykolwiek zaproponowano ci zamieszkanie w nim nawet za darmo - moja rada - odmó w. W cenie pokoju 30 euro za dzień zawiera poranną herbatę i kanapkę z kieł basą , skł adane ł ó ż ko, szafę z otworami, ani jednego okna, toaletę -prysznic w jednym zakamarku o powierzchni metr kwadratowy. A w nocy - dodatkowy bonus - ogromne czarne karaluchy wyskakują z sufitu i ł askoczą cię , aż się obudzisz i zorientujesz się , co jest. W ogó le nie widział em czegoś takiego przez wszystkie lata moich podró ż y. Dzię ki Panu Bogu, niesiony 

Z przyczyn obiektywnych nie mogł em spę dzać czasu w swoim pokoju, wię c postanowił em przespacerować się po mieś cie. W ogó le Rimini - klasyczne miasteczko wypoczynkowe - oż ywa dopiero latem, rozcią gnię te wzdł uż wybrzeż a. W centrum znajduje się dworzec kolejowy i autobusowy, wł aś ciwie prowadzą tu wszystkie linie autobusowe. Podró ż taksó wką jest droga - minimalna podró ż to 20-25 euro, autobusem ł atwiej. Czwarta trasa biegnie z jednego koń ca miasta, a jedenasta z drugiego. Bilety sprzedawane są w każ dym kiosku z gazetami lub papierosami. Moż esz jeź dzić na potwierdzonym kuponie przez 2 godziny. Uważ aj na mandaty - 50 euro za podró ż bez biletu.

Wieczorem opanował em dwie restauracje - z owocami morza "Bungalow", któ ra znajduje się na najdł uż szym molo, oraz "Dee Garden" - klasyczną wł oską restaurację niedaleko nabrzeż a. Drugi bardziej mi się podobał - wybó r mię s, pizzy, sał atek jest po prostu imponują cy. Wszystkim gorą co polecam biał e domowe wino.

W nocy zajrzał em do kilku sklepó w - nie widział em tam nic dobrego. Zakupoholikom polecam uzbroić się w cierpliwoś ć do Rzymu lub Mediolanu, ale jeś li jest to zupeł nie nie do zniesienia, centrum handlowe Befane jest tym, czego potrzebujesz


Noc w pokoju z karaluchami minę ł a szybko - alkohol zabrany dzień wcześ niej ucierpiał . A rano butelka wody kupiona wieczorem okazał a się ratować ż ycie. Nie poszł am na ś niadanie – postanowił am nie dopieszczać się herbatą z torebki i kanapką z kieł basą .

Wychodzą c wcześ nie na ulicę , zobaczył em zabawny obrazek - „rolnicy kolektywni” pokł ó cili się o miejsca w autobusie. Ogó lnie zapł acił bym nawet za przejazd innym autobusem, nie mó wią c już o wyborze miejsca. Korzystają c z „bał aganu”, przeczoł gał em się mię dzy piersiami jednej ciotki, a nastę pnie wzdł uż walizki wujka, z któ rym tak aktywnie się kł ó cił a, wsiadł em do autobusu i spadł em z pustego siedzenia, któ re mi się nie podobał o. Jeden chł opak o wą tpliwej orientacji oczywiś cie chciał mi powiedzieć , ż e to jego miejsce, jednak potem zmienił zdanie. Nie, nie powiedział em mu ani sł owa, po prostu wzią ł em gł ę boki oddech, a potem wydychał em na niego wszystko, co nagromadził o się we mnie w nocy. „Zrozumiano” – powiedział i wyszedł opanować tył autobusu.

Jechaliś my do Wenecji. Trzygodzinna droga minę ł a szybko, nawet raz przywieziono nas do toalety lub na herbatę - kto czego potrzebuje, jak rozumiesz. W Wenecji postawiliś my busa na parkingu, po czym za skromne 10 euro od osoby wsadziliś my wszystkich do mał ych ł ó dek i przewieź liś my przez centralny kanał do miasta. Program mó wi, ż e ł ó dka jest w cenie, ale na miejscu okazał o się , ż e nie jest wliczona. Lisa zaproponował a, ż e ​ ​ sama dotrze na miejsce, ale, jak sam rozumiesz, jest to niemoż liwe.

Miasto jest niezaprzeczalnie pię kne. Był bym tam nawet kilka dni - spacerował em, pił em lokalne wino. Pię kna, bardzo pię kna. Nie ma samochodó w, korkó w, idiotó w – motocyklistó w, moskiewskiego smogu i wielu innych. I jest fajny powiew i ś wietny nastró j.

Ł ó dź dotarł a do centralnego nabrzeż a miasta. Lisa natychmiast zabrał a nas do warsztatu szkł a weneckiego. Pię ć minut pokazaliś my, jak powstają produkty, po czym pó ł godziny przeznaczono na zakupy. W koń cu znalazł em Lisę w tym sklepie, nie zawahał a się przeliczyć pienię dzy na ladzie. „Kolejny holownik”, pomyś lał em w tym momencie.


Po warsztatach chę tni mogli jeź dzić gondolą . Lisa, bę dą c jeszcze w autobusie, zebrał a na te cele 22 euro na osobę . Na ł odzi umieszczono cztery osoby. Zaznaczam, ż e godzinna przejaż dż ka gondolą kosztuje 40 euro. Jak rozumiesz, znowu obuli zwykł ego sowieckiego turystę .

Nie odmawiaj sobie przyjemnoś ci jedzenia mię sa w weneckim stylu. Wino ró wnież jest na najwyż szym poziomie. To prawda, ceny gryzą wszystko - zaró wno jedzenie, jak i odzież . Wiele butikó w przycią ga turystó w, ale ceny są dwukrotnie wyż sze niż w Rzymie czy Mediolanie.

O trzeciej po poł udniu cał a grupa zebrał a się na centralnym placu. Udał o nam się nakarmić goł ę bie. Nawiasem mó wią c, w cią gu dwó ch lat, kiedy w Wenecji wprowadzono prawo zakazują ce karmienia goł ę bi, ich liczba zmniejszył a się o poł owę . Wszystkim turystom rozdano sł uchawki, po czym miejscowa przewodniczka Marcella w zorganizowany sposó b zabrał a nas do Katedry ś w. Marka, a pó ź niej do Pał acu Doż ó w. Po wycieczce koniecznie usią dź w Cafe Florian - najsł ynniejszej i najdroż szej kawiarni w Wenecji. Lista ich goś ci nie zmieś ci się w grubej księ dze. Spró bował em lokalnego piwa Birra Venezia. Podsumowują c wyjazd do Wenecji – „poszukaliś my szybko i mał o”.

Droga powrotna był a szybsza - wracaliś my Canal Grande przez lokalny port. A potem – z powrotem do autobusu i ruszamy do miasta Lido di Jesolo, któ re jest 40 km od Wenecji.

Hotel "Colombo", poł oż ony w drugiej linii od morza, wydawał mi się rajem po nocy spę dzonej w "karaluchu". Pokó j miał dobry telewizor, wannę z prysznicem, klimatyzację , duż e ł ó ż ko, a nawet mini-bar. Po przybyciu do hotelu nasi „rolnicy kolektywni” pobiegli do jadalni na obiady. Na przykł ad nie rozumiem osó b, któ re jeż dż ą zapoznać się z krajem i jedzą nie w lokalnych kawiarniach i restauracjach, degustują c kuchnię , ale w stoł ó wkach organizowanych przez touroperatoró w.

Zjadł em obiad w lokalnej restauracji „Don”, a potem wybrał em się na spacer po tym mił ym i spokojnym miasteczku. Szczerze mó wią c uważ am, ż e Lido di Jesolo to doskonał e miejsce na wakacje na plaż y we Wł oszech, Rimini nie jest dla niego dobre.


Ranek 28 maja nadszedł wcześ nie - o szó stej trzydzieś ci obudził mnie telefon z recepcji. Odbió r rzeczy, ś niadanie (swoją drogą , normalne ś niadanie) - i wracamy do autobusu. „Kolekcjonistyczni rolnicy” ponownie walczyli o miejsca, a liczba kł ó cą cych się turystó w podwoił a się . Nie zaję ł am dobrego miejsca, bo spó ź nił am się ze ś niadania i cał ą trasę przejechał am nad lokomotywą autobusu. Dziwne, ż e jeszcze nie zwymiotował koł ysanie… Lekcja, któ rej nauczył em się tamtego dnia, trwał a cał e ż ycie – grupowa wycieczka autobusowa jest cię ż ka. Nie kł ó cił am się i nie kł ó cił am się z „rolnikami zbiorowymi” o miejsca, po prostu dał am Giuseppe 20 euro, a on zarezerwował dla mnie ś wietne miejsca przez cał ą podró ż .

W drodze do kawiarni znowu napastował mnie chł opak o wą tpliwej orientacji, tym razem z koleż anką . Nie podobał im się fakt, ż e dziewczyna za ladą dał a mi kawę przed nimi i czekali 15 sekund dł uż ej. Odniosł em wraż enie, ż e w pią tym punkcie od dawna nikt nie wyrywał sobie wł osó w. Wyją ł em już swoje „pę sety”, ale nagle nagle się uspokoił y - przyszł a matka jednego z nich.

Za oknem migotał y krajobrazy prowincjonalnych Wł och, a Lisa od czasu do czasu mó wił a coś do mikrofonu. Byliś my w drodze do Florencji. Pię ć godzin w drodze i stanę ł am na progu znakomitego hotelu Ambassadori, któ ry zresztą był najlepszym z cał ej mojej „wł oskiej” podró ż y. Szerokie i przestronne pokoje, peł ne ś niadania, darmowe owoce i mini-bar – to tylko mał y procent tego, co rozgrzał o moją duszę tego dnia  . Wielu ocalonych mieszkał o w hotelu na obrzeż ach miasta. Nie tylko hotel był zł y, ale przede wszystkim denerwują cy był niedostę pnoś ć transportu - jeź dzili do niego tylko taksó wkarze za 40 euro. Ci, któ rzy mieszkali w tym hotelu, mieli okazję przynajmniej się zameldować , a ci, któ rzy zaoszczę dzili pienią dze „wł ó czyli się ” z torbami i walizkami przez cał y dzień .

Po zakwaterowaniu Liza poprowadził a cał ą grupę pieszo na centralny plac, gdzie już czekał na nas lokalny przewodnik Jordanka. Ta okoł o sześ ć dziesię cioletnia kobieta z nietrywialnym poczuciem humoru, w peł ni mó wił a siedmioma ję zykami. W wolnym czasie uczył a się rosyjskiego w Niemczech, uczą c się tam niemieckiego4; W ogó le nie gł owa, ale dom rad. Nigdy nie spotkał am się z takimi przewodnikami - to naprawdę najlepsza przewodniczka we Florencji. Od razu ostrzegł a nas przed oszustami, opowiedział a, gdzie w mieś cie są dobre sklepy i restauracje, a podczas wycieczki mocno odeszł a od standardowego programu, do któ rego ma szczegó lny „szacunek”.


Wedł ug Jordanki wieczorem zajrzał am do restauracji „Tira Baralla”, któ ra znajduje się na ulicy Dela Skala 28. Kuchnia jest po prostu niesamowita, polecam. Zwł aszcza mię so florenckie. Czytelnik zapewne zauważ ył , ż e w każ dym mieś cie Wł osi gotują mię so w „domowym” (w lokalnym stylu). Najciekawsze jest to, ż e tak naprawdę ró ż ni się zaró wno smakiem, jak i sposobem przygotowania.

Nastę pnego ranka zjadł em za duż o - ś niadanie był o takie, ż e nie dał o się go nie zjeś ć . Liza pojechał a z grupą (na ż yczenie za dodatkową opł atą ) do Sieny oddalonej 60 km od Florencji. W Sienie, ś redniowiecznym mieś cie, czekał a na nas Sarah, mł oda lokalna przewodniczka. Siena, w przeciwień stwie do tego samego San Marino, jest miastem historycznym, wszystko co jest w niej prezentowane jest naturalne. Drugim jest wino Chianti, ponieważ gł ó wnym producentem tego wina jest prowincja Toskania. Jako koneser zauważ am, ż e to, co sprzedajemy w Rosji, to nie Chianti, ale w najlepszym razie Arbat Canteen. Trzecia to kasta, czyli sprzeczki, jak mó wią miejscowi. W mieś cie jest ich 17, któ rych nazwa pochodzi od zwierzą t lub owadó w. Na przykł ad Sara odnosi się do kontrastu baranó w. A lider klanu „ś limakó w” przeprowadza sekcję na temat rosyjskiego wydania „Niva” 2002. Sam widział em ten samochó d - bardzo zabawny. Turyś ci przybywają tu latem, by wzią ć udział w sł ynnym na cał ym ś wiecie konkursie Paleo, kiedy dziesię ć z siedemnastu contrad na koniach rywalizuje o nagrodę na gł ó wnym placu miasta, Piazza Del Campo.

Razem z Sarą spacerowaliś my po mieś cie, oglą daliś my katedrę w Sienie i bazylikę Meria de Servi. Siena to mał e i przyjemne miasteczko, jednak bardzo ł atwo się w nim zgubić . Po wycieczce butelka Chianti rozgrzał a duszę radzieckiego turysty na Piazza Del Campo - najlepsze wino serwowane jest w barze Il Palio.

Po obiedzie Lisa i ja wró ciliś my do Florencji, gdzie Jordanka już na nas czekał a. Znowu był a naszym przewodnikiem po Galerii Uffizi i Pał acu Picia. Dowiedziawszy się o Sarze, dł ugo narzekał a, ż e ​ ​ „mó wią , ż e zwerbowali tu niedoś wiadczonych mł odych ludzi, nic nie wiedzą , ale chodzą i nacią gają ”. To jest cytat, jak rozumiesz; Powtarzają c po raz kolejny, ż e jest najlepszą przewodniczką w mieś cie, zaprowadził a nas do galerii bez stania w kolejce. – Poł ą czenia – powiedział a z dumą i poszł a z nami osobnym korytarzem. Opowiada bardzo ciekawą historię – nawet w galeriach sztuki, gdzie zasypiam przed rozpoczę ciem zwiedzania, sł uchał am z niepokojem i uwagą – historia był a tak fascynują ca.


A wieczorem spacer po mieś cie. Koniecznie kup zł oto na moś cie Ponte Vecchio, wybierz się na spacer do Pał acu Medici z ogrodem. Ogó lnie nie bą dź leniwy, kup przewodnik. Na przykł ad bardzo mi pomó gł we Florencji.

Trzydziesty maja był czwartym dniem podró ż y. Lisa obudził a nas jeszcze wcześ niej - o pią tej rano. Mieliś my sześ ć godzin jazdy do Rzymu. „Kolekcyjni rolnicy” znó w walczyli o miejsca w autobusie, ale spokojnie usadowił em się w miejscu zarezerwowanym przez Giuseppe. Był em bardzo zadowolony z mini-wycieczki do winnicy okoł o godziny jazdy od Florencji - niesamowite wino kosztuje grosz. Nie mogł em się oprzeć i kupił em sobie ten napó j za 300 euro. Inaczej podró ż poszł a gł adko – miasta mijał y, krajobrazy się zmieniał y, a Lisa coś melancholijnego beł kotał a do mikrofonu.

W Rzymie ponownie zmieniliś my hotel - wybrany zgodnie z programem hotel był peł ny. Jak wiele lat temu mieszkał em na pó ł noc od dworca centralnego. A jeś li wcześ niej mieszkał em w ś redniej jakoś ci Wind Rose Hotel, tym razem - na są siedniej ulicy w Note Hotel. Zaró wno pierwszemu, jak i drugiemu wyraź nie brakował o dobrego remontu. Na kluczu do mojego pokoju wybito datę produkcji - lipiec 1983. Wię c pytanie brzmi - czy naprawdę nie da się zebrać pienię dzy i wyremontować hotel za 27 lat?

W stolicy Wł och są trzy problemy - dró g - bardzo ich brakuje, dobrych hoteli i co najważ niejsze dobrych restauracji. Podczas podró ż y sł uż bowych pró bował em dań z ró ż nych restauracji - wszystkie był y takie sobie. Jednocześ nie np. w Rimini czy we Florencji jakoś ć i smak potraw jest znacznie wyż sza. Nie jest jasne, jak wytł umaczyć to zjawisko, ale bardzo trudno znaleź ć dobrą kawiarnię lub restaurację w Rzymie. Naprzeciw Nuty, podobnie jak naprzeciw Ró ż y Wiatró w, znajdują się dwa paski z kuszą cymi napisami. Nie idź cie tam, drodzy czytelnicy - w cią gu trzech lat sprawy tylko się pogorszył y.


Ale robimy dygresję . Po przybyciu do hotelu udał o nam się tylko spakować walizki, a miejscowy przewodnik Paolo już na nas czekał . Ten imponują cy mę ż czyzna od razu przycią gną ł uwagę ż eń skiej czę ś ci naszej grupy. Paolo oprowadzał po mieś cie. Moż esz dł ugo rozmawiać o Rzymie - same zabytki są tego warte - rzymskie i cesarskie fora, Koloseum, Panteon, Bazylika ś w. Piotra, Fontanna di Trevi i wiele wię cej. A Via Naziona, któ ra odchodzi od Vittoriano (Placu Weneckiego) na zachó d, jest peł na sklepó w i targó w. Nie da się wyjś ć bez zakupó w, ceny są cał kiem rozsą dne. Na przykł ad był em „wleczony” do pó ź nej nocy.

Kolejny wczesny poranek spotkaliś my w autobusie - partnerka Lisy, Marina, zabierał a nas na wycieczkę do Neapolu i Pompejó w. Pierwszą odwiedził am kilka lat temu w podró ż y sł uż bowej, a drugie miasto jest jedyną atrakcją , któ rą odwiedził am podczas wszystkich moich wyjazdó w sł uż bowych do Wł och. Neapol jest uważ any za miasto przestę pcze. Na przykł ad w okolicy portu krę cą się czarni, któ rzy sprzedają ci narkotyki. Co ciekawe, w pobliż u stoi policja, ale nie robi nic, by powstrzymać takie dział ania. Tutejszy tramwaj jest bardzo pię kny, jednak w cią gu dwó ch tysię cy dziesię ciu wszystkie linie został y zamknię te z powodu kompleksowej przebudowy. Nie bę dę mó wił o Pompejach i Wezuwiuszu, wierzę , ż e wszyscy znają kró tką , bł yskawiczną wersję historii tego miasta od czasó w szkoł y. Lokalny przewodnik Asya to kolejny mił y przewodnik na tej trasie. To zabawne, nawet opowiedział a o artykule w jednej publikacji, w któ rej faktycznie publikuję . W tym artykule wspomniał em o jej wycieczkach, co samo w sobie był o zabawne. Jestem też gotowa celebrować jej pracę na najwyż szym poziomie. Ale z obiadem, wliczonym w cenę wycieczki, jak zawsze „tanieli” - jest kiepskiej jakoś ci, a to, co nam podano, był o niemoż liwe do zjedzenia.

W drodze powrotnej grupa zatrzymał a się w Neapolu. Miasto przywitał o nas ulewnym deszczem i zimnym wiatrem. Ci, któ rzy wybrali się na zwiedzanie miasta, bardzo tego ż ał owali - byli zmarznię ci i przemoczeni od stó p do gł ó w. Spę dzał em czas w kawiarni na nabrzeż u.

I znowu trzy godziny w autobusie - i oto jest - Rzym! Z restauracji ponownie przebito - jedzenie był o bez smaku.


Przedostatni dzień wycieczki rozpoczą ł się od pakowania walizek. O sió dmej rano przyszedł po nas Paolo, któ ry przywió zł nas do Watykanu na zwiedzanie. W tym kraju w mieś cie moż na spacerować godzinami. Przewodnik opowiedział nam doś ć szczegó ł owo o gł ó wnych atrakcjach tutejszego muzeum, a zwiedzanie zakoń czył o się na placu przed Katedrą Watykań ską . Trzydzieś ci minut wolnego czasu, a Lisa już „wprowadzał a” pozostają cych w tyle do autobusu. Sześ ć godzin w drodze - tyle kosztował wyjazd do Rimini.

Paolo odebrał sł uchawki, któ re otrzymaliś my w Wenecji, po czym wyjechał . Gdy tylko Rzym znikną ł za horyzontem, turyś ci znudzili się . Lisa, zmę czona tygodniowym opowiadaniem o Wł oszech, dał a nam DVD z filmem „Rzymskie wakacje” z Audrey Hepburn w roli tytuł owej. Wspaniale był o to ponownie przejrzeć , w koń cu dostał em się do Wł och i wakacji w tym kraju.

Zasiane polami stopniowo zastę pował y wzgó rza i gó ry. Podjechaliś my pod przeł ę cz, gdzie Lisa postanowił a zatrzymać się w mał ym miasteczku Asisi. Jedyną atrakcją tego miasta jest ś wią tynia zbudowana przez pewnego mnicha pustelnika. Dlaczego trzeba był o zatrzymać się w mieś cie na dwie godziny, nie jest jasne, biorą c pod uwagę , ż e zanim dotarliś my do miasta (okoł o 15.00 czasu lokalnego), wszystkie kawiarnie i restauracje był y już zamknię te. Wielu, po pó ł godzinnej wę dró wce po ś wią tyni, zebrał o się przy autobusie i obserwował o miejscowych robotnikó w zbierają cych coś na asfalcie w gorą cym sł oń cu.

Wieczorem w Rimini zamieszkaliś my w hotelu Riviera Maare, trzygwiazdkowym hotelu ś redniej klasy. „Zadowolony” (w cudzysł owie), ż e winda nie dział ał a i wszyscy sami cią gnę li cię ż kie walizki (w hotelu też nie ma usł ug portiera). "Kolekcjonistyczni rolnicy" znó w walczyli o to, kto zajmie pokoje na pierwszym pię trze. Byli zaskoczeni, gdy dowiedzieli się , ż e rezerwa pokoi został a zrobiona wcześ niej i zacią gnię to ją pieszo na trzecie pię tro.

Postanowił em zakoń czyć swoją podró ż w siafuud, restauracji niedaleko hotelu o prostej nazwie „Mare” (po wł osku „morze”). A rano - o pią tej rano - autobus na lotnisko i lot do Moskwy. Lisa bardzo szybko poż egnał a nas w autobusie, po czym pobiegł a do hali przylotó w na spotkanie z kolejną grupą wczasowiczó w. A my, grupa sowieckich turystó w, polecieliś my do Domodiedowa, poż egnaliś my się na kró tko i rozstaliś my we wszystkich kierunkach.


Zwykle w swoich opowiadaniach prowadzę czytelnika tylko do wnioskó w, ale sam nie wycią gam ż adnych wnioskó w. Teraz zrobię wyją tek, choć by dlatego, ż e to nie ja był em zaangaż owany w wybó r trasy. Po pierwsze wiele zależ y od grupy, wiele wyjazdó w spę dził em w znakomitych towarzystwach turystó w takich jak ja. We Wł oszech spotkał em ludzi bardzo zamknię tych lub „zbę dnych” koł choź nikó w. Po drugie, nie zobaczysz nic „galopują cego po Europie” – opisują c moją podró ż za dwa miesią ce, ledwo pamię tam szczegó ł y. Po trzecie, cią gł e podró ż owanie jest mę czą ce – i tak mó wi osoba z bogatym doś wiadczeniem podró ż niczym. A najważ niejsze jest ogó lne wraż enie z wyjazdu. A pytanie raczej nie dotyczy poziomu hotelu i miejsca wypoczynku, pytanie jest w towarzystwie tych ludzi, z któ rymi wypoczywasz. Ale raz czy dwa warto wybrać się na taką wycieczkę .

A jeś li naprawdę to idealizujemy, to miał em doskonał e „rzymskie wakacje”. Wł ochy to jeden z moich ulubionych krajó w. Na pewno bę dę tam znowu i znowu.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (4) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara