kontrasty

02 Styczeń 2017 Czas podróży: z 17 Listopad 2016 na 06 Grudzień 2016
Reputacja: +43
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

MIRACLE: Dziedzictwo kulturowe poł udniowych Indii, 17 listopada – 5 grudnia 2016 r. Notatki z podró ż y.

                                                            ”


Los nakazał ich zebrać już jako czę ś ć grupy. Dł ugi, chudy, zł y mą ż - i sama ż yczliwoś ć ż ony. Wydaje się , ż e dwoje przyjació ł podró ż ował o razem od dł uż szego czasu. Jeden milczy. Drugi to balabolka. Bez przerwy paplał jak sroka bez przerwy na lunch - biał o-biał y, tylko nie podskakiwał . (Chociaż raz skoczył , za co cał a grupa był a mu wdzię czna. Ale o tym pó ź niej). Przez dwa dni nieustannego ć wierkania musiał się zmę czyć , a w kabinie samochodu przez setki kilometró w dziennego przebiegu moż na by był o ustanowić bł ogi pó ł sen, gdyby nie liczne progi zwalniają ce. Aby kierowca nie zasną ł ? Myś lę , ż e powó d jest inny. Nawet cał kiem przyzwoite tory biegną przez centra handlowe, w ś rodku licznych wsi i miast, gdzie manewrują c i zahaczają c o masę przechodnió w, rowery, motocykle, riksze i zupeł nie niezależ ne kozy, ś winie, zwł aszcza wiecznie przeż uwają ce, zamyś lone sakralne krowy jest prawie nie do pomyś lenia. Jednak ludzie przyzwyczajają się do wszystkiego. Indyjscy kierowcy są ró wnież przyzwyczajeni do nawet cię ż kich cię ż aró wek. To prawda, ż e ​ ​ po drodze nadeszł a wiadomoś ć , ż e w drodze do staroż ytnej fortecy w gó rach pod koł a wpadł o dziecko. Musiał em przejechać obok, bo miejscowi tubylcy podobno nawet spalili autobus i prawie zlinczowali kierowcę . Ale gdzie on tu jest? Na wł asne oczy widział em, jak nieostroż ny tata pod nosem naszego autobusu ś miał o przechodzi przez ulicę , zostawiają c syna po drugiej stronie. Naturalnie dziecko rzucił o się na tatę . Nasz natychmiast nacisną ł hamulce. Zarzą dzany. Mał y czł owieczek nawet się nie podrapał . Bó g uratował nas wszystkich, zwł aszcza chł opca. Ale gł upi ojciec powinien był oderwać jaja.

I wreszcie trzeci kontrast. Po raz pierwszy w mojej praktyce ż adna z kobiet nie wspomniał a o zatrzymaniu się na pchlim targu. To czas, kiedy kobiety uzależ nił y się od ś mieci. Nasi bracia sł uchali ze stoickim spokojem do koń ca, niczym bracia bliź niacy, opowieś ci o niekoń czą cych się koś cioł ach. Dokł adnie nieskoń czone. Najwyraź niej organizatorzy wycieczek, zaró wno wysył ają cy, jak i otrzymują cy rosyjskich klientó w, od dawna odmawiają oferowania czegokolwiek innego (na przykł ad ekoturystyki), jeś li w ogó le to oferowali. I dlaczego, jeś li Rosja nie jest Europą , natura jest na samym szczycie. Prawie każ dy ma daczę przy lesie, rzece lub jeziorze. W mieś cie, jeś li park, to prawie las. I wyjdziesz poza obrzeż a, takie wiatrochrony, gdzie moż na się cał kiem zgubić . Albo pole, gdzie ucho ucha nie sł yszy ludzkiego gł osu. Oczywiś cie w odległ ych krajach zaró wno flora, jak i fauna są zupeł nie inne. Ale Rosjanie mają swoją dumę , my patrzymy z gó ry na burż uazję . Jesteś my patriotami. Jak powiedział poeta, droż szy jest mu kocioł ek, gotuje w nim wł asne jedzenie. Czy klasztory biznesowe. U nas zabrano je pod korę . I na cał ym ś wiecie stoją jak niezł omni ż oł nierze blaszani, bezpieczni i zdrowi. A co byś my bez nich zrobili, czy w ogó le nie wyjechalibyś my za granicę ? Ale w Indiach zaró wno zwierzę ta, jak i flora są cudowne. Przez ponad dwa tygodnie pokazywano nam tylko spaloną pustynię .


Kilka sł ó w o przewodniku Vishalu, naszym wujku Czernomorze, choć wcią ż doś ć mł odym czł owieku. Dziedziczny intelektualista jest tak mił y, ż e nikt nigdy nie odważ ył się zrobić z niego ż artu, jak to się czasem zdarza. Zna dobrze rosyjski. Ale ż eby dalej się w tym doskonalić , specjalnie przyleciał do nas z Delhi. Wydaje się , ż e jest to obowią zkowe. Chociaż … poprosił em go, ż eby gdzieś wymienił kilka papierowych rupii na monety (kolega zbiera). Jest mi o wiele trudniej zrobić to nawet bez znajomoś ci angielskiego. Obiecał em i - zapomniał em, chociaż mu przypomniał em.

„Czy zapomniał eś opowiedzieć o sobie, ukochany? ” - "Nasz facet" bę dzie sarkastyczny. Nie, pamię tam. Co wię cej, to takż e kontrast. Dokł adniej, zaką tek, w któ ry wjechał swoimi zasadami. Faktem jest, ż e od dawna obowią zuje mnie zasada, aby nie wymieniać waluty na wyjazdach, aby szybko zdobyć pienią dze na kolejny. W Indiach spadł jak kurczaki na oskuby. Zbliż amy się do pierwszego koś cioł a, na pokazy hinduskie, trzeba zdją ć buty. A przy wyjś ciu wymaga pię ciu rupii, u nas mniej niż dziesią tek - drobiazg. Ale nie mam rupii. Jakoś się odwró cił . Przed drugim odmawiam wejś cia do ś rodka pod pretekstem, ż e nie wolno im robić zdję ć (jakaś gł upota). Niby, jaka jest ró ż nica, nadal jest tak samo, ale bez zdję ć szybko zostanie zapomniana. I dopiero przed trzecim zaś witał o mi w koń cu jak ż yrafa. Oczywiś cie pó jś cie do banku w celu wymiany jednego dolara jest ś mieszne. Ale moż esz wymienić się z przewodnikiem. Wystarczy na resztę indyjskiego ż ycia, nawet w lewo.

„To ś mieszne nie mó wić nic o samej trasie”, ten sam „chł opak” znó w narzeka. Być moż e. Ale przecież powiedział wszystko. O koś cioł ach i klasztorach. Chociaż – jest jeden „poza”. Indie cię ż ko pracują nad budową dró g, aby nadą ż yć za Chinami. Ale to daremne. Jeś li chodzi o budowę dró g (i nie tylko autostrad, ale jeszcze szybszych kolei), Chiny posunę ł y się do przodu tak bardzo, ż e nikt na ś wiecie ich nie dogoni. Ogó lnie wszyscy wkró tce zostaniemy Chiń czykami, któ rzy przeż yją . Jeś li Rosja i Stany Zjednoczone rzucają na siebie atomami. Nie musisz krzyczeć , ż e bę dę rechotać . Zupeł nie nie. W USA jest wię cej niż wystarczają co bezmó zgich Goldwateró w. A my jesteś my w rozpaczliwej sytuacji. Moż na mieć tylko nadzieję , ż e znajdą trzeź we gł owy, któ re zdoł ają powstrzymać szaleń có w. To jest pierwsze. Po drugie, postę puj zgodnie z radą mą drych: ró b to, co musisz, a potem przychodź , co moż e.

Z LEWEJ, Z PRAWEJ STRONY


Moż e temat touroperatoró w należ y rozważ yć osobno. Zacznijmy od tego, ż e w poł owie trasy zostaliś my na cztery dni wpę dzeni w tzw. biał e piaski Goa. Piaski są naprawdę biał e jak mą ka, nie tylko pod wzglę dem koloru, ale takż e konsystencji. Stopa jest prawie zatopiona w mą ce i natychmiast robi się biał a. Moim zdaniem bez przysł ug. W każ dym razie nie moż na nawet marzyć o lekkim mrowienie i poż ytecznym masaż u jak na prawdziwym piasku. I stuprocentowy brak infrastruktury w poró wnaniu z Turcją i Egiptem. Po pierwsze, nasz hotel znajdował się na trzeciej linii po nadmorskich, któ re nie przepuszczał y nas przez swoje terytoria. Trzeba był o ich ominą ć kilometr wzdł uż wą skiej szczeliny mię dzy wysokimi pł otami. Po drugie, wybrzeż e nie wpuszczał o obcych na swoje leż aki. Któ re zresztą bez markiz pł oną ż ywcem w gorą cym sł oń cu. Jedyną opcją , jaka pozostał a, jest ką piel w oceanie. Ale tam cał y czas fala przelewa się zaró wno w nosie, jak iw ustach, nie odpoczniesz. Czy to morze, któ re spokojnie oddycha i usypia jak kobieta na piersi. Nie mó wią c już o tym, ż e w Egipcie w te same zimowe miesią ce moż na zasmakować wszystkich przyjemnoś ci nawet pod palmami trzy razy taniej.

Ale to wszystko jest powiedzeniem. Bajka zaczę ł a się od ostatniego dnia na Goa. Rano, zgodnie z programem, wycieczka po Starym Goa – Rzym Wschodni. Jednak lokalny przedstawiciel indyjskiej firmy hostingowej Orange Travel przybył tylko w porze lunchu, aby zabrać mnie na lotnisko. Na przykł ad nie ma w programie ż adnych wycieczek. Ale mamy coś w umowie napisane czarno na biał ym. Oczywiś cie wszyscy jednogł oś nie się oburzyli. Ale gdybyś my tylko wiedzieli, co nas czeka.

Po przybyciu do Pune nie spotkał nas lokalny przewodnik, tylko kierowca. Zdarza się . Po prostu coś i biznes, transfer do hotelu. Opuszczamy jednak teren lotniska - kierowca zatrzymał się ciasno. Okazuje się , ż e pochodzi z innego miasta i w ogó le nie zna Pune. (Dotarł em do portu - poszedł em za kimś w ogon). Spę dziliś my pó ł torej godziny na sł oń cu, dopó ki Vishal nie dodzwonił się do lokalnego biura Orange. Mł ody czł owiek, któ ry przybył natychmiast zabrał nas do hotelu, okazał o się , ż e jest bardzo blisko.


Nieważ ne, jak to moż liwe, zamieszkaliś my o czwartej po poł udniu. Postanowiliś my rozł adować jutrzejszy pracowity dzień i odwiedzić muzeum dzisiaj zamiast jutro. Wedł ug mapy bardzo blisko, autobusem okoł o 10 minut. Wę drowali jednak po ulicach przez ponad godzinę i do danego punktu dotarli dopiero na piechotę . Pę dziliś my przez hale w galopie przez Europę , chociaż zainteresowanie był o okoł o dwó ch godzin. Ale ż eby dostać się do hotelu, trzeba zostawić przynajmniej pó ł godziny ś wiatł a dziennego. Jednak minę ł y zaró wno godziny dzienne, jak i dwie ciemne i wszyscy krą ż ymy po mieś cie. Wtedy nasz gadatliwy podskoczył jak sroka: „Panowie, mijamy to samo skrzyż owanie po raz trzeci, zauważ ył em. Od niego zaczyna się ulica, na koń cu któ rej znajduje się nasz hotel. Chodź my na piechotę , inaczej znowu gdzieś nas zabierze. Widocznie Vishal wykonał odpowiednią pracę . Nastę pnego ranka przysł ali nam kolejnego kierowcę . Kto zaczą ł od spó ź nienia się dwie i pó ł godziny. Wszystkie nasze oszczę dnoś ci czasu został y zmarnowane.

Aby w koń cu uspokoić grupę , wł aś ciciel „Pomarań czowej” zostawił nam nawet autobus wraz z przewodnikiem na poniedział ek, któ ry w programie był wpisany jako dzień wolny. Ponadto hotel przedł uż ył wymeldowanie do godziny 17:00 zamiast do 12:00, ale cztery osoby wyszł y już w nocy. Twó j posł uszny sł uga odmó wił skorzystania z hojnego daru. Wię c idź - czy (wedł ug plotek, na targowiskach i sklepach) tylko trzy. W busie. Razem z przewodnikiem. Absolutnie bezsensowne dodatkowe i prawdopodobnie znaczne koszty Orange. Tró jca mogł a przecież na wł asny koszt chodzić do sklepó w i na targi. Sprawy spokojnie leż ą do czasu przeniesienia w hotelowej spiż arni. Ale tych dodatkowych kosztó w dla Orange moż na był o unikną ć , gdyby wypeł nili swoje zobowią zania zgodnie z oczekiwaniami „bez podpowiedzi”.

Swoją drogą takie przypadki nie są odosobnione, podczas wyjazdó w natkną ł em się na wiele. Najwyraź niej chcą zaoszczę dzić pienią dze. I nie przejmuj się turystami. Rzeczywiś cie, co oni zrobią ? Otó ż ​ ​ jakiś kogucik zapieje, czterdziestobiał y, napisze skargę . List. Do wsi dziadka. Ale Bó g jest wysoko i jak dotą d do biura podró ż y gospodarza. Każ da skarga na nich to mniej niż uką szenie komara sł onia. Inną rzeczą jest artykuł w prasie rosyjskiej (Internecie), któ ry moż e przeczytać każ dy potencjalny turysta, zwł aszcza wysył ają cy touroperatorzy. Oboje bę dą się mocno zastanawiać , zanim zaangaż ują się w pozbawionych skrupuł ó w partneró w. Na począ tku bież ą cego roku twó j korespondent był bardzo zirytowany przez japoń ską firmę przyjmują cą Banzai. Artykuł okazał się ostry, co wywoł ał o wiele odpowiedzi. Na korzyś ć firmy wysył ają cej, organizatora wycieczek Miracle, natychmiast porzucił usł ugi Banzai, znajdują c innego partnera.


Ale nie moż na się nacieszyć każ dą grupą dziennikarzy turystycznych. Dlatego przez dł ugi czas turyś ci byli i, jak się wydaje, bę dą zakł adnikami touroperatoró w, nawet krajowych, nie mó wią c o zagranicznych. Przez dziesię ć lat turystyki nie sł yszał em ani jednego przykł adu, aby co najmniej jedno biuro podró ż y został o ukarane za nieuczciwe wykonywanie swoich obowią zkó w. Chociaż powinno. Cztery lata temu w Astravel LLC, z czteromiesię cznym wyprzedzeniem, kupił em bilet do Kanady - Alaski. Zbliż a się czas wyjazdu - ale wizy kanadyjskiej nie ma. „Nie odpowiadamy za wizy, twoje pienią dze spł onę ł y, kup bilet jeszcze raz” - bez wahania wzruszyli rę kami w Astravel. Zaczynam to rozumieć . Okazuje się , ż e Kanada wydał a wizę na trzy dni przed wyjazdem. Ale Astravel nie zadał sobie trudu, aby otrzymać go na czas. Czemu? Najwyraź niej znowu chcieli pienię dzy. Powiedz, ż e moż esz pozwać . Ale wyobraź cie sobie wiele miesię cy, a nawet lat, spacerują c po naszych kortach, najbardziej sprawiedliwych na ś wiecie. Ponadto profesjonaliś ci pracują po „drugiej” stronie. Ten sam Astravel moż e bez problemu schować się za linią w ś rodku wielostronicowej umowy z klientem, gdzie tak naprawdę mó wi, ż e nie odpowiada za wizę . (Nawet jeś li wiza nie został a uzyskana z winy Astravel, jak w tym przypadku? Jakiś absurd! Po co wię c brać pienią dze, jeś li sam zrujnujesz podró ż ? ). Nasz turysta nie jest Niemcem, nie odejmie każ dej litery. Ufamy specjalistom, umowę podpisujemy prawie bez jej czytania. Pozbawieni skrupuł ó w przedsię biorcy wykorzystują naszą ł atwowiernoś ć .

                                                                                                  N

Chcę od razu zrobić zastrzeż enie: ten rozdział nie ma na celu potę pienia Indian. Każ da Masza ma swoje maniery i każ da ma swoje. Nawiasem mó wią c, czę sto odbija się echem wś ró d wszystkich narodó w. Na przykł ad kradzież . Z siedmiu (ó smy doł ą czył na koń cu), trzy został y obrabowane w pierwszych dwó ch hotelach. Jeden miał euro wyję te z walizki, gdy byli na trasie w cią gu dnia. Dwó ch kolejnych miał o wyczyszczone z kieszeni dolary nawet w nocy, kiedy wł aś ciciele spali. Oczywiś cie wynika to ró wnież z ubó stwa. Kamieniarz, któ ry drą ż y rę kodzieł o dla turystó w, zarabia ś rednio trzy dolary dziennie. Ale na tym samym Madagaskarze kobieta sprzedają ca herbatę - kawę i przeką ski ze straganu dostaje 20 dolaró w. Na miesią c! Jednak przez te same dwa tygodnie trasy, ani jednej kradzież y w hotelach. Co wię cej, gdy pod koniec podró ż y wró cili na nocleg – aby przenocować w pierwszym hotelu, jednemu z naszych turystó w zwró cono zapomniany szalik. To prawda, ż e ​ ​ „zapomnieli” zwró cić moje drogie sandał y. Ale tutaj to jego wina, uwió dł kogoś , a oni mnie ukarali.

Indyjskie hotele nie są daleko w tyle. Na przykł ad produkty z tzw. mini-baru, któ re są dziesię ciokrotnie droż sze niż w sklepie, miesza się z herbatą , kawą i cukrem opł aconym już w pokojach. Turystka myś li, ż e dodatki pochodzą z hojnoś ci hotelu (tak dzieje się w przypadku jakiejś jej rocznicy). I dopiero przy kasie jest gorzko rozczarowany, ż e wierzy w „ż yczliwoś ć ” hotelu. Gwoli prawdy trzeba powiedzieć , ż e taka „racjonalizacja” najwyraź niej nadal nie jest indiań skim wynalazkiem. Po raz pierwszy spotkał em ją okoł o dwa lata temu w Chinach. A teraz rozprzestrzenił się już na cał y ś wiat.


Kolejny ciekawy moment. Przed wejś ciem do ś wią tyni w Indiach zwyczajowo zdejmuje się buty. Wejś cie do ś rodka czystymi stopami. Ale czę sto zdejmujemy buty w jednym miejscu, a potem, boso lub w skarpetkach, depczemy do ś wią tyni tą samą drogą , któ rą tupią z nami kozy, ś winie, krowy i wszelkiego rodzaju podró ż e transportowe. Jakimi wię c stopami wchodzimy do ś wią tyni? A moż e waż ne jest, aby zachować tradycję ?

Przy okazji, o tradycjach. Oto specjalna piosenka. Hindusi mają chyba najwię kszą poboż noś ć na ś wiecie. Aby dostać się do jednej ze ś wią tyń , trzeba był o bronić (oczywiś cie boso) wielokilometrowej kolejki do mauzoleum Lenina w dniu jego pogrzebu. A przecież stoją z rodzinami, razem z dzieć mi, czę sto niemowlę tami. (Mieliś my dosyć tylko na godzinę , po czym dobrowolnie wypadliś my z klatki. ) Ale co najważ niejsze, po co? Okazuje się , ż e aby podejś ć do monitora telewizyjnego, któ ry transmituje naboż eń stwo do ś wię tego cudotwó rcy gdzieś daleko w innym miejscu. Przed tym ekranem Hindusi ukł adają obowią zkowe bukiety kwiató w (dobra pomoc dla swoich handlarzy), przy tym monitorze i proszą ś wię tego o mił osierdzie, przebaczenie grzechó w i uwolnienie od choró b. Wszystko to z cał ą powagą . Có ż , tak jak w niemym filmie (z Igorem Iljinskim) „Ś wię to ś w. Jerzego”.

Historia nie jest czysto hinduska. W Portugalii kilka wiekó w temu pasterz zasną ł na swoim posterunku, a jego wilki zabił y kilka owiec. Facet przestraszony wpadł do wioski, krzyczą c, ż e we ś nie ukazał a mu się Najś wię tsza Panna (chyba Maryja), któ ra obiecał a miejscowym wiele dobrych uczynkó w. Natychmiast zapomnieli o owcach i marzą c o cudzie, postawili najpierw kaplicę , a potem koś ció ł . Od tego czasu kult „ś pią cej” ś wię tej rozprzestrzenił się tak bardzo w cał ym kraju, ż e na jej cześ ć zbudowano wiele ś wią tyń w cał ej Portugalii. Najpotę ż niejszy z nich znajduje się w miejscu snu pierwszego pasterza. Na wł asne oczy obserwował em ogromne tł umy pielgrzymó w do niego. Jednak podczas wyszukiwania moż esz ró wnież znaleź ć wiele podobnych przykł adó w w Rosji.


I wię cej o hotelach. Im dalej na poł udnie, tym wię cej, bo ś wią tyń i pielgrzymó w jest wię cej. A im gorsza infrastruktura w nich. Doszł o do tego, ż e poś ciel w pokojach był a już poplamiona, a na ś niadanie zaczę li czę stować nas herbatą i gotowanymi warzywami. Pod ż ał obną , powtarzają cą się , hipnotyzują cą melodią dwó ch nut nagranych na taś mę , modlitwa wzywają ca do wyrzeczenia się wszystkiego, co ziemskie. W koń cu pielgrzym nie potrzebuje niczego wię cej. Mogą spać na goł ej ziemi i jeś ć medytację zamiast jedzenia.

I na koniec na przeką skę . Od pierwszego hotelu zapytał em w recepcji, czy mają saunę . Nie wiedzieli nawet, co to jest. Im dalej na poł udnie, tym bardziej beznadziejne był y moje dociekania. (Tak, i to zrozumiał e, dlaczego w tropikach jest sauna, jeś li już ką pią się cał ymi dniami). Dlatego na Goa nawet nie wspomniał o swoim. I nagle drugiego dnia na drzwiach pomieszczenia gospodarczego przeczytał em czarno na biał ym: „SAUNA”. Jest w rosyjskim brzmieniu, ponieważ w pisowni angielskiej wyglą da trochę inaczej. Podobno hotel specjalizuje się w rosyjskich turystach, dla któ rych odpoczynek bez sauny jest ró wnoznaczny z piosenką bez akordeonu. Nie wierzę wł asnym oczom, patrzę : rzeczywiś cie, jest droga. Tak wię c pozostał e dwa dni przebywał jak kró l w dniu imienin. W dzień opalał em skó rę pod gorą cym sł oń cem (obok basenu i markizy). A wieczorem poszedł em do sauny, aby wycisną ć z wnę trza nagromadzone toksyny. Znowu przy basenie. Jednym sł owem, bounty-ryż to rozkosz. Lub ś wię to duszy - imieniny serca. Wł adimir Antonow

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (1) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara