Kuba: Odwiedzamy dziadka Fidela!

28 Sierpień 2009 Czas podróży: z 22 Lipiec 2009 na 01 Sierpień 2009
Reputacja: +189.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

W ż yciu każ dego czł owieka są miejsca, do któ rych chce się wró cić . To te, w któ rych dusza „ś piewa” i o niczym nie myś lisz…

Nie stał am się wyją tkiem, takie miejsca pojawił y się w moim ż yciu. Jeś li nie weź miemy pod uwagę Rosji, to „za gó rką ” są dwa: Kuba i Czechy. Ciekawe, ż e nie pisał am o każ dej z moich podró ż y tam. Nie pisał em z ró ż nych powodó w, ten gł ó wny oczywiś cie był gdzieś gł ę boko we mnie. I nawet teraz, kiedy „wychodzą ” ze mnie pierwsze linijki opowieś ci o Kubie, sylaba jakoś nie jest dla mnie ł atwa, a „impuls” do kreatywnoś ci jest bliski zeru.


Zacznę w kolejnoś ci, dlaczego pojechaliś my na Kubę . Mam przyjaciela Siergieja, któ ry po dziesię ciu latach nieprzerwanego zwią zku ze swoją dziewczyną postanowił się z nią oż enić (dlaczego ? ? ? - powie wielu mę skich czytelnikó w  ). Seryogę przedstawił mi mó j przyjaciel Artem (tak, teraz przyjaciel), któ ry kiedyś zawió dł mnie lecą c do Mexico City (pisał em o tym dwa lata temu w artykule „Przygody Rosjan na obcej ziemi”). Od tego czasu wiele się zmienił o, a z nieznanych osó b zamieniliś my się w dobrych przyjació ł , a Artem i ja zostaliś my gł ó wnymi ideologami naszej firmy. Mają c taki „status”, trzeba był o „zwiną ć ” znakomity wieczó r kawalerski. Dł ugo wybieraliś my mię dzy ró ż nymi krajami, a mimo to osiedliliś my się na Kubie: po pierwsze bardzo mi się tam podobał o, a on miał tam miesią c miodowy, a po drugie moż na się tam dostać z Moskwy bezpoś rednim lotem Aeroflotu i wizą i inne „dyplomatyczne” akcesoria nie są wymagane.

Gł oś na nazwa tego wydarzenia należ y ró wnież do eseju mojego pió ra – „poż egnalna anty-dziewica”. W ję zyku rosyjskim „Wieczó r kawalerski na Kubie”. Gł ó wna koncepcja - zostawiamy wszystkie koleż anki w Rosji, "chł opiec", jak powiedział by mó j brat. Zdecydował o też nasze ideologiczne „koł o”, ż e pó jdziemy jak dzikus, bez wcześ niejszej rezerwacji hoteli itp.

Kiedy kupiliś my bilety, był o nas 5 osó b. Liczba ta rosł a lub spadał a, ponieważ wielu z nich chciał o odejś ć lub odmó wił o z przyczyn obiektywnych. Po zatwierdzeniu skł adu „zał ogi” postanowił em pó jś ć sprawdzoną drogą i kupić bilety przez stronę Aeroflot. I być moż e po raz pierwszy w ż yciu ten pomysł nie zadział ał - sprzedawcy kupili wszystkie bilety, a zwykł y sowiecki konsument został z niezwykle drogimi taryfami (55 tysię cy rubli w obie strony na osobę ). Artem znalazł w internecie firmę (nazwy nie podam, jeś li któ ryś z czytelnikó w bę dzie potrzebował ich pomocy, odrzucę kontakt), któ ra sprzedawał a bilety na lot i termin, któ rego potrzebowaliś my, i to kosztem 3.000 rubli w obie strony. Byliś my zadowoleni z ceny, a nastę pnego dnia kupił em bilety. Ciekawe, ż e ta firma sama kupił a bilety za 2.000 rubli, oto twoja sprawa  Minusem tej operacji jest to, ż e dostajesz bilet blokowy i nie moż esz wybrać wygodnych miejsc w samolocie, do czego jestem tak przyzwyczajony.

Na kilka tygodni przed wyjazdem postanowiliś my nie ryzykować noclegu po przyjeź dzie i zarezerwować coś dla siebie. „Druż yna” nie chciał a rezerwować hoteli, chciał a zostać „okradziona”. Zdecydowaliś my się na wynajem mieszkań , znaleź liś my nawet kilka ofert w sieci (na Kubie apartamenty nazywają się „Casa Specific”), skontaktowaliś my się z niektó rymi z nich i umó wiliś my się na spotkanie na lotnisku w dniu przyjazdu. Koszt ż ycia w takim mieszkaniu to 15-20 dolaró w (dla poró wnania nocleg w hotelu kosztuje od 30 do nieskoń czonoś ci). Transfer był też na imprezę spotkania, a kosztował.10$ od osoby (co ciekawe, po przyjeź dzie znalazł em auto za 20$ za 5 i to jest normalna cena, ale o tym poniż ej).


Mimo to przed lotem zadzwonił em do linii lotniczej z dziewczyną i poprosił em o zarezerwowanie pierwszego rzę du siedzeń na naszą „imprezę ” (są to te z szerokim krokiem), co zrobił a z przyjemnoś cią .

22 lipca 2009 dotarł em do drugiego terminalu Szeremietiewo, ską d w ostatnich latach podró ż ował em kilka razy w miesią cu. Chł opaki przyjechali wcześ niej i już czekali na mnie w kawiarni na drugim pię trze (tam spę dził em czas czekają c na lot, kiedy poleciał em do Mexico City kilka lat temu, i tam zostawił mnie mó j dobry przyjaciel „pł yń z prą dem” dwa lata temu  ). Szybko zał atwiliś my formalnoś ci przed lotem, mają c nawet czas na zakup drinka na drogę . Na pokł adzie Airbusa-330 (od niedawna wł aś nie na nich lata Aerofł ot) od razu zaczę liś my „ś wię tować ” start naszej imprezy, co wywoł ał o pewne emocje wś ró d czł onkó w zał ogi. Wszystko się udał o, ustaliliś my – obiecaliś my „nie robić zamieszania”, w zamian otrzymaliś my dodatkową porcję „przeką sek” 

Lot przebiegł szybko. W samolocie wdał em się w rozmowę z dziewczyną , któ ra podejrzanie czę sto „pł ynę ł a” z klasy biznesowej do ogona liniowca i odpowiednio z powrotem. Był a to có rka jednego z pilotó w, któ ry nawiasem mó wią c pilotował liniowiec, kiedy wracaliś my. Ostatnie godziny lotu spę dził em wię c na rozmowach o lotnictwie.

Hawana spotkał a nas upalną pogodą . Od 3 lat lotnisko się nie zmienia. Tylko ludzie w maskach byli zawstydzają cy, najwyraź niej wpł ynę ł o to na strach przed zaraż eniem się ś wiń ską grypą . Przy wyjś ciu czekał a na nas pierwsza kubań ska niespodzianka – nie przyszli ci faceci, u któ rych zarezerwowaliś my mieszkanie i umó wiliś my się na spotkanie na lotnisku. A ich telefon milczał . W firmie doszł o do zamieszania, któ rego gł ó wnym pytaniem był o: „doką d jechać ? ”. Artem zaczą ł biegać po lotnisku w poszukiwaniu alternatywnych opcji. Rozpracował em kwestię wynajmu samochodu. Nie moż na był o zarezerwować samochodu, a oferowane był y opcje zakwaterowania, delikatnie mó wią c „niezbyt”, a jeś li po rosyjsku – „namiot na pustyni” za 15 dolcó w dziennie 


Po 40 minutach zmę czył em się bieganiem i zdecydował em się podją ć "mocną wolę " - iś ć do hotelu. Wszyscy opró cz Artema od razu się zgodzili. Ten ostatni nie tracił nadziei na czekanie na tych, któ rzy go spotkali, czy na uzgodnienie nowej kasy. Znalazł em „gazelę ”, któ rej kierowca za 20 dolaró w zgodził się sprowadzić cał ą firmę do dowolnego hotelu. Jedynym hotelem, jaki pamię tam w Hawanie, jest Havana Trip Libre, do któ rego pojechaliś my.

Budynek hotelowy jest jednym z najwyż szych w mieś cie, z przepię knymi widokami z najwyż szych pię ter. Czas z lotniska do hotelu to 20 minut. Od 3 lat Hawana wcale się nie zmienił a - te same ulice, pię kne, ale trochę brudne, ci sami ludzie - proś ci, responsywni i niespieszni. Po Moskwie ten rytm wydawał się bajką . To prawda, bajka dla amatora.

W recepcji okazał o się , ż e za pokoje moż emy zapł acić nie w recepcji, jak to jest w zwyczaju prawie wszę dzie, ale w niezrozumiał ej agencji, któ ra wynajmuje 2 stoliki w hotelu „na podwó rku” i oferuje wycieczki. Okazuje się , ż e miejscowi „zobaczyli” prowizję w ten sposó b: nasz pokó j kosztował.80 USD dziennie, jeś li zapł acę w recepcji, to cał y koszt to 80 USD. Agencja sprzedaje mi go za 75-78 dolaró w (oczywiś cie nie pienię dzy, ale wystarczy na piwo), podczas gdy dla firmy ta liczba jest podana za 65 jednostek w zielonej walucie. Z ró ż nicy kierownik hotelu otrzymuje 2-5 dolaró w (przy ś redniej pensji 20-40 dolaró w). Generalnie na Kubie nikt nie ż yje z jednej pensji, a to niemoż liwe, każ dy ma swoje schematy i dodatkowe ź ró dł a dochodu. Opowiem o tym trochę niż ej.

Hotel moż e mieć ocenę.6 na 10. Renowacja nie jest ś wież a. Nie ma minibaru, choć w przypadku naszej firmy jest to raczej plus (niż ej powiem dlaczego). Po trzecie, dział anie wind pozostawia wiele do ż yczenia – z 7 pię tra moż na dostać się na dach „wszystkimi przystankami”, a nastę pnie w dó ł i ponownie otwierają c drzwi przez podł ogę . Mę czą cy! Pokoje sprzą tane, czyste, "room service", przy okazji na poziomie.


Po wzię ciu prysznica postanowiliś my zjeś ć obiad i napić się na przyjazd. Wdrapaliś my się na dach, jest tam znakomita dyskoteka i restauracja. W tym ostatnim zamó wiliś my to, co nam się podobał o. Wybó r jest kiepski, a ceny wygó rowane. Np. obiad dla jednej osoby z 2 butelkami piwa kosztuje 40-50 dolaró w. Celowo nie podaję cen w lokalnych "ciasteczkach", aby osoba niewtajemniczona w konkretną lokalną wymianę walut mogł a obliczyć ile bę dzie go kosztować "wydarzenie". A propos, o piwie. Na Kubie sprzedaje się tylko 5 rodzajó w piwa - 2 lokalne i 3 importowane. Lokalne "Crystal" i "Bucanero" - po prostu "mo. . . ale w banku! ". Z importowanych polecam tylko meksykań skie „Crown”, „Beck” i „Heineken” jakoś niezbyt.

Po obiedzie bojownicy zostali „wcią gnię ci” do wyczynó w. Postanowiliś my wybrać się na spacer i zobaczyć okolice. Chodź my na Malecon (nabrzeż e, dla tych, któ rzy nie wiedzą ). Po drodze podeszł o do nas wielu „miejscowych” i coś zaproponował o – mieszkanie do wynaję cia, cygara, rum, dziewczyny, „bzdury” itp.  Jedna z osó b, któ ra przyjechał a, mó wił a po rosyjsku, nazywał się Rusł an . Zaprosiliś my go, aby był naszym przewodnikiem, pewnego wieczoru pró bował nawet pokazać nam ż ycie nocne w Hawanie. To nie zadział ał o  , wszystko sprowadzał o się do banalnej wycieczki do tawerny jego krewnego i „pchania” nas „krzywych Mulató w”. Na to wydarzenie towarzysz został wysł any daleko i na dł ugi czas.

Wieczorem Malecon jest bardzo zatł oczony, powiedział bym wrę cz – tł um, jak w czasach sowieckich w kolejce po kieł basę . A na tle lokalnego „ciemnego koloru” wyraź nie się wyró ż niasz. W centrum nasypu znajduje się dyskoteka. Jeś li chcesz pić i tań czyć - jesteś tutaj. Zwracam uwagę na to, ż e kieszonkowcy nie ś pią , wię c odł ó ż wszystko. Pierwszego wieczoru przeż yliś my wielki „szok”, wypiliś my piwo io pierwszej w nocy przenieś liś my się do hotelu. Pewnie 13 godzin w samolocie, podró ż z lotniska, zabiegi w hotelu, kolacja, spacer po nieznanym mieś cie i dyskoteki na nabrzeż u z drinkiem w cią gu jednego dnia wystarczył oby zwykł emu sowieckiemu turyś cie. Nieee, nie my!

W naszym hotelu są.2 kluby - jeden na dachu, szczerze, do bani  Drugi jest na drugim pię trze. Goś cie hotelowi są wpuszczani bezpł atnie, dla wszystkich pozostał ych – wstę p kosztuje 10 USD. Tam też postanowiliś my „oderwać się ”. Siedzą c wygodnie przy stole obserwował em, jak miejscowe dziewczyny „sklejają ” turystó w. Zabawny widok, jak karmienie boa dusiciela myszą , ale pytanie brzmi, kim w koń cu jest mysz?  Kilka „mojito” i poszliś my do pokoju i natychmiast zasną ł em. Czę ś ć zespoł u został a, aby „pobyć ” do rana, co oczywiś cie wpł ynę ł o na ich samopoczucie o poranku.


Nasz pierwszy peł ny dzień w Hawanie zaczę liś my od ś niadania. Nawiasem mó wią c, ś niadanie w tym hotelu był o najlepsze spoś ró d wszystkich ś niadań na Kubie (mam na myś li w innych hotelach). A potem ktoś chciał spać , a ktoś - opalać się . Znaleź liś my kompromis – postanowiliś my spać na plaż y. Najlepszą plaż ą w Hawanie jest „Santa Maria”, któ ra znajduje się.20 km od Hawany w drodze do Varadero. Za 20 dolaró w taksó wkarz bez problemu zawió zł nasz „zespó ł ”. Leż ak i parasol kosztują.7 dolaró w za dzień , plaż a jest zatł oczona, prawie jak na poł udniu Rosji. Spró bowaliś my lokalnego „mojito”, smacznego, ale mocnego… Wypiwszy dwa, wybrał em trzecie, ale gdy zobaczył em, ż e barman myje szklanki w wiadrze z brudną wodą i muchami, postanowił em odmó wić i nie jeś ć w "diners", czę ś ciej myj rę ce, polecam wilgotne chusteczki 

Kiedy upał rozgrzał piasek i powietrze, potem stan sauny, postanowiliś my wybrać się na miasto. Zorganizował em wycieczkę krajoznawczą , przeszedł em po centralnym rynku. Mó j przyjaciel Artem nie zostawił chę ci wynaję cia mieszkania i obniż enia kosztó w podró ż y. Nie udał o mu się , nie znaleź liś my godnych opcji.

Lunch odbył się w restauracji Ambus Mundos - to jest dom, w któ rym kiedyś mieszkał Hemingway. Na jego dachu znajduje się kawiarnia, w któ rej robią najlepsze „mojito” na wyspie, za jedyne 3 dolary za szklankę . Napó j jest naprawdę dobry. Mó wią , ż e Hemingway wypijał.60 szklanek mojito dziennie, po czym ś wiat zobaczył „Wakacje, któ re są zawsze z tobą ” i „Ogró d Edenu”. A wieczorem znowu ruszyliś my na podbó j dyskoteki na drugim pię trze naszego hotelu.

Rankiem 2 dnia 24 lipca 2009 upł yną ł termin pł atnoś ci za pokó j hotelowy. Musiał em albo odnowić albo wyprowadzić się . Artem i nasz narzeczony Siergiej zniknę li z oczu naszej firmy poprzedniej nocy. Byli na „rekonesansie” w Hotelu National, któ ry wybudował sam Al Capone w latach 30-tych ubiegł ego wieku i dowiedzieli się , ż e apartament prezydencki jest bezpł atny i kosztuje tylko 450 dolaró w za noc (za 5x dostajemy 90 każ dy, to trochę wię cej niż w Havana Trip Libre), zwł aszcza, ż e ​ ​ udał o nam się w nim zamieszkać .

Postanowiono się przenieś ć . Odległ oś ć mię dzy hotelami to 2 skrzyż owania, ale my, jak dzielni towarzysze, wzię liś my taksó wkę  . Pokó j był naprawdę elegancki, 3 pokoje, przedpokó j, 3 minibary, 2 ł azienki z prysznicem i jacuzzi. Ogó lnie „peł ne nadzienie”.  Ten numer stał się nasz na dwa dni.


Jednym z uczestnikó w naszej "antydziewiczej imprezy" - Siergiej - był ojciec mojego przyjaciela Artema. W tym celu osobiś cie otrzymał em „przydomek” „Tata”, któ ry, nawiasem mó wią c, stał się nudny, pod koniec podró ż y wszyscy zaczę li go tak nazywać . Od pierwszego dnia „zakochaliś my się ” w sobie: zawsze wpadał do naszego pokoju wcześ nie rano i budził nas wraz ze wschodem sł oń ca (a wstał bardzo wcześ nie, uwierz mi), i wieczorem, kiedy w mieś cie wrzał o ż ycie nocne, zrobił coś podobnego dla "Batiego" wpadł em do jego pokoju i nie pozwolił em mu spać . To był o zabawne 

Tak wię c w „National” „Tata” zdał sobie sprawę , ż e nie jest zainteresowany spę dzaniem z nami czasu. Pewnego wieczoru urzą dził imprezę w hotelu i wypił prawie cał ą zawartoś ć.3 mini-baró w (w tym pokoju, jak się zapewne domyś lacie, nie są mał e). A potem spał przez 2 dni, uniemoż liwiają c pokojó wkom sprzą tanie naszego „antydziewicy” domu.

Dwa dni, któ re tam spę dziliś my, minę ł y jak kilka godzin. W dzień wycieczki po mieś cie, restauracje, mojito itp. , a wieczorem dyskoteki. Najlepszy, a raczej najbardziej efektowny z nich - "Salon Rojo", znajduje się.1 minutę spacerem od naszego hotelu. Jeś li przyjechał eś tu na tań ce, natychmiast wyjdź - nie ma ich tutaj. Mó wią c dokł adniej, muzyka gra, ale prawie nikt nie tań czy. Tutaj oglą dają spektakle w lokalnym formacie, podziwiają społ eczeń stwo i siebie. Ogó lnie komunikacja i nie tylko.

Przez 5 dni w Hawanie zaczą ł em się mę czyć . Zespó ł jest w zasadzie taki sam. Postanowiliś my udać się do serca kurortowego ż ycia Kuby - miasta Varadero, któ re znajduje się.130 km od Hawany. Dł ugo wybierał em, co iś ć . Zdecydowaliś my się wynają ć samochó d i biorą c pod uwagę skł ad imprezy, wzię liś my minibus Hyundaia. Przyjemnoś ć kosztował a 200 dolaró w dziennie, ale auto zadział ał o - w tym czasie przejechaliś my 1600 kilometró w. Generalnie latem są problemy z wynajmem niedrogich samochodó w na Kubie, polecam je zarezerwować z wyprzedzeniem i zapł acić za nie na stronie cubacar.

Wynajmują c pokó j był em bardzo „zadowolony” z rachunku za mini-bar - 450 USD. Pewnie zgadł eś , kto z nas za to zapł acił 

Konkretnie nie piszę nic o lokalnych atrakcjach, o tym w sieci jest duż o informacji, myś lę , ż e recenzja straci „zapał ” ze wzglę du na informacje statystyczne.

Wię c zaczynamy. Po drodze zatrzymaliś my się w kawiarni przy najwyż szym moś cie na Kubie, na granicy prowincji Matanzas i La Havana. Podobno robią najlepszą Pina Colladę na wyspie, któ ra zresztą mi się nie podobał a 


Na Varadero Artem i ja zaczę liś my wspominać godne hotele. Obaj zgodzili się co do jednego - "Melia Las Americas 5 *". To tutaj spę dził swó j miesią c miodowy trzy lata temu, a ja odpoczywał em tam 2 miesią ce przed nim. Po minię ciu po drodze jeszcze kilku hoteli, postanowiliś my tam zostać .

Hotel popadł w ruinę . Trzy lata temu polubił em go bardziej. Naprawa cał kowicie wyblakł a, nikt nie spotyka się przy wejś ciu, pokoje są wą skie, nieszczelna instalacja wodno-kanalizacyjna, spadł poziom personelu (prawie nikt nie mó wi po rosyjsku, chociaż trzy lata temu wszystko był o na odwró t). Ceny gryzą strasznie – pokó j dwuosobowy w systemie all inclusive kosztuje 370 USD. O "all inclusive" mogę dodać - wszystkie oferowane tam napoje to podró bki, z wyją tkiem lemoniad bezalkoholowych i piwa. Zwł aszcza te sł awne. Co wię cej, podró bki nie zawsze są wysokiej jakoś ci. W naszej „imprezie” jest osoba, dla któ rej alkohol to zawó d. Widzą c podró bki, znaleź liś my kierownika, rozpoczę liś my z nim dialog. Zdają c sobie sprawę , ż e nie bę dzie mó gł „wysią ś ć ”, wyznał , ż e cał y alkohol w hotelu, z wyją tkiem lokalnych trunkó w, był podró bką . Po takich informacjach zaczę liś my mniej pić . Prawie wszyscy opró cz Bati 

Codzienna rutyna przez 3 dni w hotelu wyglą dał a niezwykle prosto. Rano ś niadanie, ć wiczenia, plaż a, potem obiad, wycieczka na miasto, znowu plaż a, kolacja i dyskoteka.

Szczegó ł owo zdradzę , czym interesuje się czytelnik. Pewnego dnia wynaję liś my jacht i wypł ynę liś my w morze. Oczywiś cie nie tej samej wielkoś ci, co Romana Arkadyevicha,  , ale… ze wzglę du na jego moż liwoś ci. Zestaw „zawiera” kapitana, asystenta, pudeł ko z alkoholem i kremem z filtrem  . Có ż , homary, któ re sam ł apiesz 


Na peł nym morzu gł ó wnym zaję ciem jest ryboł ó wstwo. Po ustawieniu wę dek zaczę liś my czekać . Niecał e 5 minut pó ź niej marlin dziobał jednego z nich. 10 minut pó ź niej kolejna. W sumie zł owiliś my ich 7 (od 50 cm do metra dł ugoś ci, mał e rybki (poniż ej 50 cm) został y po prostu wypuszczone). Kilka godzin pó ź niej jedna z wę dek zadrż ał a bardziej niż zwykle, a linka zakrę cił a się jeszcze szybciej. "Duż a ryba! " - zdecydowaliś my i zaczę liś my go wycią gać . Nie pomyliliś my się , po godzinie udrę ki zł apaliś my ogromną rybę , któ rą miejscowi nazywają „King Fish” (ryba kró lewska). Nie pamię tam jej wagi, ale miał a sześ ć dziesią t metró w dł ugoś ci, nie mniej  W porcie cał y jacht klub był z nas dumny, zostaliś my mistrzami tygodnia  (a moż e nawet miesią ca, tak zrobiliś my już go zł apać ). Inna sprawa to wstyd – zgodnie z kubań skimi przepisami cał y poł ó w oddawany jest na rzecz pań stwa. Dlatego kapitan ukrył czę ś ć ryby w kryjó wce pod dnem.

Dodam, ż e w morzu naprawdę zjedliś my to, co zł owiliś my. To prawda, nie my, ale asystent Woł odii. Ł owił homary, któ re sam ugotował . I uczynił go tak smacznym, ż e nie mogliś my oderwać się od procesu jego wchł aniania.

Wieczory spę dzano jeszcze ciekawiej - w klubach i dyskotekach. Jest kilka godnych miejsc, a raczej tylko dwa - klub Mamba i dyskoteka Continental w hotelu International (nie myl nazw, wielu to robi).

Zacznę od pierwszego lokalu, to tam pojechaliś my pierwszego dnia. . . Przyjechaliś my pó ź no, nie był o miejsca parkingowego. Pamię tają c o gł ó wnej moskiewskiej zasadzie klubowicza - „mił o jest podjechać ”, ja, siedzą c za kierownicą naszego „autobusu”, pojechał em prosto do drzwi wejś ciowych (jak mó wią w Petersburgu) i bezczelnie wyszedł em z samochó d, podszedł do kontroli. Natychmiast parkingowi, ochroniarze, administratorzy zaczę li podbiegać z proś bą o zaparkowanie samochodu w innym miejscu. Po mojej odmowie rozpoczą ł się dł ugi proces negocjacji, któ ry zakoń czył się przyznaniem mi miejsca na parkingu dla kadry kierowniczej w pobliż u wejś cia.


Na „twarzy” spotkaliś my straż nika Jose, któ ry mó wił trochę po rosyjsku. Poinformował , ż e klub jest peł ny, nie ma gdzie stać , nie mó wią c już o stolikach. Wejś cie kosztuje 2 pesos. Za 5 pesos uprzejmie zgodził się nas zabrać i poszukać stolika. Z zewną trz wyglą dał o to tak: dwó ch ciemnoskó rych straż nikó w wpada do szafy, odsuwają c tł um, a za nimi czterech „lekkich” facetó w w stylu turystycznym (w skró cie, nie miejscowych). José poszedł z nami na drugie pię tro, gdzie był y stoliki. Zbliż ają c się do samego centralnego stoł u, powiedział coś do ucha dwó m paprykom i ich koleż ankom, po czym po chwili wstali i zniknę li. Swoją drogą , nigdy wię cej ich nie widział em w tym klubie. Kelnerka natychmiast przybiegł a i nastawił a do stoł u. José zaproponował drinka. Postanowiliś my wzią ć.15 puszek piwa, któ re sam (!! ! ) przynió sł do naszego stolika, za co został hojnie nagrodzony kolejnym rachunkiem 5 peso. Po takim darze „patronował ” nas co 10 minut, pytają c, czy czegoś nie potrzebujemy.

Zatań czywszy nasz „set”, postanowiliś my udać się na „Continental”. Bę dą c praktycznie w stanie trzeź wym, ponownie przeprowadził em sekcję na naszym „supersamochodzie” wzdł uż nasypu Varadero. Druga dyskoteka ró ż nił a się od pierwszej pod wzglę dem widowni (duż o turystó w), cen (10 pesos za osobę ) oraz systemu pracy (dł uga kolejka przy wejś ciu). Musiał em skorzystać z narzę dzia przetestowanego już na lokalnych policjantach drogowych: wyją ł em dowó d osobisty i powiedział em „Russo dyplomatyczny”, po czym cał y zespó ł wszedł do ś rodka.

Tutaj niestety nie był o Jose, sami musieliś my poszukać stolika. I znaleź liś my to. Zamó wiliś my piwo, rum i colę i kontynuowaliś my zabawę . Obok swoich marzeń stał a dziewczyna w wieku 27-29 lat, wyglą dał a na Rosjankę , ale z mieszkań cami porozumiewał a się po hiszpań sku. Po dł ugich "wymianach" z jednym z moich towarzyszy, mimo to powiedział a do nas "Cześ ć ! "  Miał a na imię Sveta, pochodził a z Petersburga, co zapamię tał am na powyż szej stronie, a nastę pnego dnia poleciał a do Rosji. Miał a na sobie przezroczystą biał ą sukienkę i skrzę tnie ukrywał a brzuch. I wkró tce dowiedzieliś my się dlaczego - był a w cią ż y. W tym samym czasie pił a nie mniej niż my, a nawet palił a. I jak skakał a na parkiecie, wię c to po prostu „blaszane”.

Dwie godziny pó ź niej sił y naszej zał ogi koń czył y się , a ja jako senior tego dnia postanowił em iś ć do hotelu na nocleg. Sveta zaproponował a, ż e ​ ​ jeszcze trochę „posiedzi”… w swoim pokoju w są siednim hotelu… Po wymianie spojrzeń i uś wiadomieniu sobie, co się dzieje, powstrzymaliś my się od propozycji, któ ra raż ą co naruszył a Kartę dobrego kawalera impreza


Pewnego wieczoru ponownie pojechaliś my do Mamby, ale dyskoteka był a zamknię ta. W klubie rozmawialiś my z dziewczynami, po czym postanowiliś my wypić koktajle w ich towarzystwie na mieś cie. Poprosili o przewiezienie do Matanzas, miasta oddalonego o 50 km od Varadero. Mó j narzeczony i ja postanowiliś my zostać w samochodzie i pojeź dzić na noc, podczas gdy resztę zabrano do hotelu, gdzie chł opaki postanowili odpoczą ć . Podczas podró ż y z narzeczonym zauważ yliś my, ż e dziewczyny pró bują nam coś ukraś ć . Pamię tają c sł owa mojego przyjaciela Ernesto, któ ry mieszka na Kubie: „Kilka lat temu turysta ukradł nawet butelkę Miramistin z samochodu”, miał em się na bacznoś ci. Zauważ ywszy ten fakt, zjechał em z autostrady na wiejską drogę , a potem na ogó ł wjechał em polną drogą w pole. Pytali, doką d ich zabieram, na ich twarzy chę ć kradzież y został a zastą piona zamę tem i strachem. Zatrzymują c się dokł adnie w ś rodku pola, powiedział em: „Yo stacja z chia, kochanie! ” (zatrzymaj się tutaj kochanie! ) Przestraszyli się , jeden nawet zaczą ł pł akać , proponują c pienią dze i inne bzdury. Nawet pan mł ody już zgodził się im wybaczyć , ale ja był am niewzruszona – zostawił am je w terenie, oczywiś cie w celach profilaktycznych. Nic nie wiem o losie tych „przyjació ł ”. Istnieją dwa morał y: „Nie bierz cudzego! ”, A drugi - „Nie jedź samochodem z nieznajomymi! ” (to takż e lekcja ż ycia dla turystó w).

Czas miną ł szybko, podobnie jak nasze wakacje. W dniu wyjazdu z Varadero wstał em wcześ nie, musiał em pojechać do Matanzas, aby zobaczyć w szpitalu mojego przyjaciela Ernesto, znanego już czytelnikowi. Powiedział mi, ż e w cią gu trzech lat mojej nieobecnoś ci rozwió dł się , spotyka się z Rosjaninem, któ rego kiedyś ich przedstawił em, a jego partner Louis przenió sł się do Woroneż a na stał e. Oczywiś cie jego ż onie. Do tego momentu, przez cał y czas spę dzony na Kubie, drę czył a mnie jedna myś l – czy naprawdę wszystko tak szybko się zmienia? Trzy lata temu ludzie byli tam bardziej otwarci, milsi, bardziej uczciwi. A teraz – prawie każ dy pró buje Cię „rozpuś cić ” i wydobyć od Ciebie coś , od czego gdzieś w gł ę bi mnie był a ocię ż ał oś ć i irytacja. Ernesto powiedział , ż e wszystko jest od tego dalekie. Tak, Kuba się zmienił a. Pod pewnymi wzglę dami polepszył o się , pod pewnymi pogorszył o. Ale ogó lnie ludzie pozostali tacy sami. Doszliś my do wniosku, ż e tak na nas zareagowali ze wzglę du na to, ż e podró ż owaliś my w duż ym mę skim towarzystwie i „oszuś ci” i drobiazgi cią gnę li do nas jak muchy za miodem (patty, szczegó lnie wyrafinowany czytelnik moż e zastą pić trzecią sł owo ). Po omó wieniu spraw zwią zanych z pracą udał em się do Varadero dla chł opakó w, po czym udaliś my się do miasta Santa Clara, gdzie pochowany jest sam Che Guevara.

4 godziny w trasie, 250 km i jesteś my na miejscu. Gł ó d to jedyne uczucie, któ re w tej chwili ogarnę ł o nas wszystkich. I naprawdę nie był o gdzie zjeś ć - ż adnych kawiarni, ż adnych restauracji. Jeden biedny. Po kró tkim obejrzeniu miasta i pomnika ku czci Che Guevary nasz „autobus” skierował się do Trynidadu – miasta na karaibskim wybrzeż u Kuby (Varadero znajduje się na wybrzeż u Atlantyku). Kolejne 120 km bardzo trudnej serpentyny z kiepskiej jakoś ci drogami i 3 godziny jazdy - i tam jesteś my. Wycieczka po mieś cie. W tym momencie nawet nie chciał em jeś ć , chciał em spać . Zasiedliś my w jednej z restauracji pod koś cioł em, gdzie z 4 Mojito i butelką piwa Twoi wierni „odlecieli w kosmos”  Być moż e był to jedyny wieczó r, w któ rym nie brał em udział u w ż adnym wydarzeniu, a nawet pamię tam wydarzenia odbywają ce się sł abo. Pamię tam, ż e bardzo dł ugo jeź dziliś my po hotelach i szukaliś my wolnych miejsc. Ponownie pomó gł chip Russo Diplomatico. Nie pamię tam nazwy hotelu, był em szczerze zadowolony z ceny pokoju dwuosobowego - 30 USD dziennie, a za te pienią dze dają osobny dom z udogodnieniami, ś niadanie jest wliczone.

W drodze do hotelu zatrzymaliś my się na wybrzeż u, gdzie zagraliś my w "kraba" (podobnie jak w pił kę noż ną , ale zamiast pił ki - zwł ok martwego kraba). Tutaj doznał em kontuzji, od konsekwencji któ rej cierpię do dziś (a miną ł już miesią c), - mocno uderzył em lewą stopą . Od tego czasu przysią gł em sobie, ż e nigdy wię cej nie zagram w tę grę !


Widzą c ł ó ż ko upadł em "ciasno" i szybko zasną ł em. Chł opaki pojechali do miasta, gdzie spę dzili czas w kilku barach, a wieczó r zakoń czyli na dyskotece w jaskini. Ogó lnie wszyscy gorą co polecają odwiedzenie tej dyskoteki, moi znajomi są tego samego zdania.

Nastę pny poranek nie był tak dobry jak wszystkie poprzednie. Po ś niadaniu poszliś my na plaż ę , popł ywaliś my w Morzu Karaibskim (a wł aś ciwie na co pojechaliś my), a potem ruszyliś my do Hawany, któ ra był a cał kiem kilka - 350 mil. Kola prowadził , a ja spał em w drugim rzę dzie siedzeń . W jednej z wiosek Kola i Artem byli za szybcy i nie zauważ yli kubań skiego policjanta drogó wki, któ ry zatrzymał ich pod rozwalonym drzewem. Budził am się co sekundę i zdał am sobie sprawę , ż e Kola nie ma ż adnych praw, dokumenty do samochodu został y wydane tylko dla mnie, spał am w szortach i koszulce na tylnym siedzeniu z specyficznym zapachem wczorajszych zgromadzeń . Nie był o co robić , musiał em iś ć na „front”.

Wyszedł em nie od drzwi kierowcy, ale od drzwi pasaż era iw tym, co spał em, podszedł em do oficera i pokazał em legitymację Rousseau Diplomatico. Był oburzony przez dł ugi czas, dlaczego kierowca nie wyszedł ? "Nie mogę ! " - Powiedział em i wydychał em na niego wszystko, co nagromadził o się we mnie tego ranka  "Dlaczego? " - kontynuował policjant drogowy! "On jest zaję ty! " Dodał em. "Z czym? " - zapytał oficer...Nastę pne zdanie po prostu go wykoń czył o: „No, jak to moż liwe, ż e jeź dzi samochodem! ”  Potem jeszcze przez minutę opowiadał em o trudnym losie „sowieckiego dyplomaty”. Otrzymawszy ostrzeż enie, przeprosił em i przed jego oczami wycofał em się do drugiego rzę du siedzeń pasaż erskich, aby obejrzeć mó j sen  i dał em chł opom surowe instrukcje, aby prowadzić ostroż niej.

Przy wjeź dzie do Hawany usiadł em u steru. Poszliś my na targ i kupiliś my pamią tki. Znó w pojawił o się pytanie – gdzie spę dzić noc? Artem doradzał Inglaterra Hotel, któ ry znajduje się obok Kapitolu, dokł adnie naprzeciwko centralnego parku. Hotel jest wykonany w klasycznym kubań skim stylu z począ tku XX wieku. Był em bardzo zadowolony z kosztu pokoju - 30 USD za osobę za dzień , co jest doś ć budż etowe jak na hotel tego poziomu. Tutaj znowu pró bowali nas oszukać : w recepcji powiedzieli, ż e karty kredytowe nie są akceptowane. Nawiasem mó wią c, procent przy pł atnoś ciach kartami kredytowymi jest po prostu wygó rowany - 10 ! ! ! Dostaliś my "evrikę ", ale okazał o się , ż e w hotelu nie ma "wymieniarki" (wedł ug dziewczyn z recepcji). Jeś li zmienisz się w recepcji, pobierają prowizję w wysokoś ci 4%. W naszym przypadku straciliś my 700 rubli (kwota został a ustalona na podstawie dł ugich obliczeń ). Zanim zdą ż yliś my zdobyć klucze i zrobić.3 kroki do windy, za rogiem zobaczyliś my dział ają cy kantor wymiany walut, podczas gdy wymiana odbywał a się bez prowizji. Po odł oż eniu walizek postanowiliś my wró cić na recepcję i umó wić się na „odprawę ”. Dziewczyny począ tkowo pró bował y się tego „pozbyć ”, ale gdy zobaczył y naszą postawę , postanowił y wszystko zwró cić . Po odbiciu z trudem zarobionych 700 re (jednak w lokalnej walucie) udaliś my się do Ambus Mundos - na poż egnalne mojito - nastę pnego ranka polecieliś my do Moskwy.


W drodze powrotnej, jak przystał o na gatunkowe prawo w takich przypadkach, stracili narzeczonego. Ale nie na „dachu”, jak na „Wieczó r kawalerski w Vegas”, ale na jednym z wą skich zauł kó w Hawany. Dwie godziny poszukiwań i nasz "Sergio" został znaleziony. . . Co robił przez ten czas i gdzie był , nigdy się nie dowiedzieliś my 

A wieczó r spę dziliś my w znanym już czytelnikowi Salonie Rojo, gdzie wypiliś my koktajle i poszliś my spać , ao 7 rano byliś my już na lotnisku. Po odprawie, opł aceniu opł aty lotniskowej kupiliś my brakują ce pamią tki. Kupuj czarny koral i produkty z niego tylko w wyspecjalizowanych sklepach na lotnisku. Wszystko, co sprzedaje się na ulicach, jest podró bką . Kupują c cygara okazyjne mó j certyfikat pomó gł mi obniż yć cenę.50 sztuk "Romeo i Julia nr 1" w pojedynczych opakowaniach ze 110 dolaró w do 30  rzeczy! ) Ró ż nica jest oczywista, panowie. Kolejnym oszustwem są figury z hebanu. Na rynku sprzedawane są w każ dym namiocie. Musisz zachowywać się tak: kupujesz najcień szą figurkę za 2 pesos, a przed sprzedawcą ł amiesz ją na kolanie. Jeś li w ś rodku jest jasne drzewo, to jest to podró bka. Jeś li nie, powiedz „Ooooooo, przepraszam! ” i kup tyle, ile potrzebujesz! . Jest tam prawdziwy heban, ale turystom starają się wypychać podró bki, któ re robią je ze zwykł ego drewna i są obficie impregnowane pastą do butó w i lakierem ochronnym, a nastę pnie suszone przez tydzień na sł oń cu.

Lot powrotny przebiegł bez zakł ó ceń , wię kszoś ć czasu przespał em. A Moskwa już nas spotkał a z dobrą pogodą . Szczerze ucieszył mnie brak kolejek na granicy w Szeremiestiewie-2.

Prawdopodobnie niesł usznie nie mó wię o tym, czy nasz Sergio się oż enił , czy nie. Wyobraź sobie ś lub. Szeregi kawaleró w znó w się przerzedził y, co chyba na lepsze . Podobnie jak cał y nasz zespó ł , chciał bym ż yczyć im do ostatnich dni, aby dopracowali granice ż ycia rodzinnego do stanu diamentu, mił oś ci i wielu, wielu dzieci.

Powodzenia!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (2) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara