Wielka wycieczka po RPA

01 Listopad 2011 Czas podróży: z 10 Październik 2009 na 01 Listopad 2009
Reputacja: +36.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Decyzja o podró ż y do Afryki nie był a spontaniczna – planowali od dawna, bo Bliski Wschó d, Azja Poł udniowo-Wschodnia, Ameryka Ł aciń ska i Poł udniowa są czę ś ciowo obję te. Myś leliś my przede wszystkim o Tanzanię , ale zatrzymał o nas tylko jedno - duż o safari dla nas - minimalny pakiet oferowany był wszę dzie na 6-7 dni, plus szalony przebieg na przeprawach jeepami. Zwierzę ta niestety nie bę dą pozować , a moja mł odoś ć (có rka, 21 lat i siostrzenica - 23) nie rozumie zdję ć w formie „pocztó wek” (bez samych pię knoś ci i na tle krajobrazó w) i jest w tym logika to - najlepsze zdję cia, widoki odwiedzanych miejsc moż na pobrać z Internetu. Pomó gł , jak zwykle, szczę ś ciu i mojemu wieloletniemu agentowi podró ż y Tanyusha / www. podró ż w wodzie. ru, tel. 8(495)626-30-00/. Rezultatem jest RPA! ! !

, ale jak zwykle „z perwersjami”: RPA (Kapsztad, Johannesburg i Sun City), Namibia (od dawna chciał em zobaczyć najwyż sze wydmy ś wiata i Welwitschię ), Zambia (Victoria Falls), Botswana (safari, pakiet tylko przez 2 dni) i postanowiliś my też dodać.4 dni odpoczynku na wybrzeż u Oceanu Indyjskiego (Durban, odpowiednik naszego Soczi i w cenie 2 razy niż szej niż Emiraty), aby odwiedzić gó rskie kró lestwo Lesotho, ponieważ bez RPA nie da się dostać do tej enklawy. Najbardziej optymalny lot oferował „Brytyjczyk”, wiza - bez napię cia (ale ambasada sprawdził a dane w dziale personalnym) i teraz lot jest 9 paź dziernika!


Musimy oddać hoł d kwalifikacjom i pedanterii gospodarza „Salute Africa” (tel. +2782-928-0674, wł aś cicielka Wiktoria i dziewczyny Sonya, Katia) – organizacja stoi na najwyż szym poziomie, nawet w ekstremalnej sytuacji (wię cej na ten temat poniż ej) - wszystko jest na „pią tce”.

Pierwszy dzień : po locie do Londynu (5 godz. ) i do Kapsztadu (11.5 godz. ) – tylko 16.5 godz. , to nie do Santiago – nie 23.

5:00 – spotkanie i pó ł godzinny transfer do hotelu Westin Grand Cape Town. Został o zadeklarowane 4*, w rzeczywistoś ci 5*, a hotel jest po prostu klasą ! A widok z basenu na 16. pię trze na stoją cy nowy stadion pił karski? - Wcią ż był a nadzieja na udział w Mistrzostwach Ś wiata FIFA 2010. Generalnie Kapsztady są ś wietne - poł ą czył y centrum biznesowe i obszar turystyczny tak, ż e turyś ci nie grzebią po cał ym 90 km miasta a z każ dego hotelu wpuszczają darmowe transfery do Waterfront (stary port ze sklepami, restauracjami i wieczorne imprezy), 15 minut i jesteś na miejscu. Po obiedzie – przeglą d miasta, ale Gó ra Stoł owa nas zawiodł a – mgł a. Odwiedzają c fort w Kapsztadzie, trafiliś my na wesele „Cape Coloreds” – to tylko darmowy pokaz z pieś niami miejscowej ludnoś ci, tań cami i rytuał ami. Na obiad odwiedziliś my restaurację rybną w Waterfront – ś rednio z butelką wina 20$ za obiad od osoby.

Należ y zauważ yć , ż e w RPA ceny ż ywnoś ci są doś ć liberalne (z wyją tkiem Sun City, gdzie zupeł nie nierealne jest jedzenie poniż ej 50$), w przeciwień stwie do ubrań i pamią tek: koszulka - 30-35$, z symbolami Mistrzostw Ś wiata 2010 - 100 USD i wię cej, elementarne magnesy i zapalniczki od 12 USD z symbolami - 25 USD! Myś leliś my, ż e to strefa turystyczna, ale jak się okazał o, w dutiku są podobne, a w Johannesburgu i Sun City jest jeszcze wyż ej i wybó r jest znacznie skromniejszy. O pogodzie - wiatr jest brutalny, kurtki i swetry nie oszczę dzają , ludzie dobrze się bawili: powinni byli zabrać futro do Afryki, +17 + 25 (w sł oń cu), ale przenika do koś ci.

Dzień drugi: cał odniowa wycieczka na Przylą dek Dobrej Nadziei – fajnie stać mię dzy dwoma oceanami, ale kolonia pingwinó w i wyspa uchatek (w lutym widzieliś my już doś ć w Chile) nie zachwycał y. Ale farma strusi był a ró wnież zadowolona z zabawnych ptakó w (ś mierdzi!


) oraz produkty wykonane z ich skó ry, bardzo dobrej jakoś ci w stosunkowo rozsą dnych cenach za portfele i buty (od 100 do 350 dolaró w, ale na począ tku starają się sprzedawać ceny w euro), a torebkom brakuje wysokiej jakoś ci okuć . Pod wieczó r ludzie poprosili o fabrykę biż uterii - nie wierzcie w gratisy na tanzanity (trzeba je zabrać w Tanzanii) i diamenty - ceny czystych i duż ych diamentó w od 1 karata są zbliż one do Amsterdamu i Izraela (cał a sprzedaż jest na poziomie wymiany ś wiatowych cen !!! ), wcią ż liczyliś my na Namibię , ale jest to samo - De Beers! z jego cenami. Moż esz zbić do 8-10%, ale to maksimum, nie wierz w bajki o produktach lub kamieniach za 2-3 tysią ce dolaró w, produkt wysokiej jakoś ci o dobrej czę stotliwoś ci naprawdę ma tę samą cenę ! Rzeczywiś cie, w reż imie apartheidu (do 1994 r. ) kwitł freebie, mó j ojciec przywió zł mi „multi-karat” po absolutnie rozsą dnych cenach.

Jeś li masz wolne ś rodki, moż esz zainwestować „na staroś ć ”, nasze dwie ciotki z Niż nego Nowogrodu ską pił y 1.5 miliona „zielonych”, a potem pojechał y, jak wró cić bez podatku i importować bez cł a.

Trzeciego, wolnego dnia, chcieliś my pojechać do „ś piewają cych wielorybó w” - w paź dzierniku zbliż ają się do brzegu na minimalną odległ oś ć i igrają , ale dostaliś my taki rachunek za wycieczkę , ż e wszelkie pragnienia zniknę ł y. Problem w tym, ż e transport publiczny w RPA jest generalnie nieobecny jako klasa (autobusy dla czarnej ludnoś ci się nie liczą , jeś li wyjdziesz ż ywy – uważ aj się za szczę ś ciarza, a biali jeż dż ą tylko samochodami). Benzyna jest droga, w mieś cie do 2 dolaró w za 1 km, poza miastem - od 3 dolaró w i wię cej. Wię c zastanó w się - 200 km w jedną stronę na osobę , czyż nie jest fajnie? , a wynajem samochodu na jeden dzień jest po prostu nierealny (konieczne był o zamó wienie z wyprzedzeniem, ale nadzieja na rosyjskie „moż e” jest zawsze silniejsza).

Poś wię ciliś my ten dzień na zakupy, zwiedzanie akwarium dwó ch oceanó w i skweru laureató w Nagrody Nobla – witam Nelsona Mandelli (miejscowi mają do niego bardzo niejednoznaczny stosunek, jak np. my mamy do Lenina i Stalina w Chile do Pinocheta czy w Kambodż y do Pol Pot) iw koń cu zobaczył em Gó rę Stoł ową bez chmur.

Czwarty dzień : przelot do Johannesburga (3 godziny) i dalej transfer do Sun City (220 km). Po drodze towarzyszą cy przewodnik „zał amał się ” na wycieczce do wioski Lesidi (reprezentowane są wszystkie 9 plemion RPA, ich sposó b ż ycia, domy, tań ce i szpilki), ponieważ nie chciał em przegrać cał y dzień na tej wycieczce w przyszł oś ci i cena wynosił a 120$ od osoby niż szej - w koń cu kierowca i przewodnik nie muszą wracać do Joburga (slangowa nazwa Johannesburga) na nocleg i przejechać cał y przebieg ponownie nastę pnego dnia. Zalecenie: ró b wszystkie zdję cia na raz, ponieważ.


po koncercie jest już ciemno i uję cia nie oddają peł nego koloru, a pamią tki trzeba tu kupić (moż na targować , ale bez fanatyzmu - 10-15% to maksimum, bo to nie Arabowie! ). Kolacja w cenie, mię so strusia (jak indyk, tylko czerwone), krokodyla (smaczniejszego niż w Wietnamie), antylopy (po raz pierwszy! ) i wiele lokalnych przysmakó w. Do hotelu San City 4* dotarliś my bliż ej nocy, ale naprawdę nam się podobał (z wł asnym kasynem), ale pią tą gwiazdkę odebrano tylko dlatego, ż e wybudowano bardziej elitarny Pał ac. W Sun City są tylko 4 hotele, teren miasta jest w peł ni strzeż ony i zachwyca skalą i jakoś cią usł ug. Nasz hotel to ogromne kasyno, a cał a atmosfera przesią knię ta jest duchem gry: kolumny i fontanny wył oż one są ogromnymi ż etonami, wszę dzie stoją stoł y i automaty do gier, ale to wcale nie przeszkadza w ż yciu, a my lubimy wytrwali blaszani ż oł nierze, wcale nie dawali się nabrać na hazard!

Poranek pią tego dnia zaszokował nas – o ś wicie wraż enia otoczenia (miasto cał kowicie sztuczne, wszystko rę cznie posadzone na pustynnej sawannie do ostatniego ź dź bł a trawy) mile zaskoczył y, ale nie wszystko potoczył o się tak radoś nie nas...Wieczorem postanowiliś my pojechać sprawdzić basen przed ś niadaniem, ale dziecko wzdrygnę ł o się - idź maman sam. Radoś nie pł ywam i patrzę , jak mał py z dachu hotelu przeskakują przez balkony, straż nicy gonią je z procami, ale to ich nie obchodzi - są aroganckie, jak czoł gi. Wracam do pokoju i widzę , jak moja có rka trzę sie się z przeraż enia: wychodzą c, bez zł ej myś li, otworzył am balkon na ś wież e powietrze, a pawiany wpadł y do ​ ​ naszego pokoju (obcię ł y latają cą zasł onę ) - ukradł y resztę owocó w i dokonał wyszukiwania.

Starszy pawian (jak dorosł y mę ż czyzna waż ą cy 80 kg) przeprowadził rewizję operacyjną wedł ug wszystkich zasad: otworzył minibar (ale był tylko pomyj, a mu się to nie podobał o), szafki nocne, szafki i tylko w walizka miał „szczę ś cie”, ż e znalazł blok papierosó w (pomalowany w kwiaty , pomyś lał em, prawdopodobnie ż arcie). Z radosnymi okrzykami rzucił papierosy drugiemu pawianowi, któ ry w tym czasie „stał na atasie” i był czujny na sytuację na balkonie. W tym czasie có rka wyszł a z odrę twienia i przystą pił a do ofensywy, rzucają c w bestię plaż owe kapcie. Pawian nie wytrzymał naporu i wyskoczył na balkon, có rka zatrzasnę ł a balkon (ale nie zamknę ł a go na zatrzask! ) I przeklinał a go przez dł ugi czas pokazują c figi, ale to nie zabrał o zwierzę cia - odepchnę ł a drzwi rozdzielił y się i rozpoczę ł y nową ofensywę . Nawet ja po cichu wystraszył em się takiej bezczelnoś ci (nikt nie widział w nocy ostrzeż enia o dzikich zwierzę tach na drzwiach balkonowych) - dziwak nie reaguje na rosyjską matę , tupanie 4 nó g, krzyki, nie kopnij go - moż e drapać i gryź ć.

Przemił a có rka zaproponował a mi, ż e sam odbiorę papierosy z balkonu (tak, to jest wartoś ć , bo za granicą po prostu nie da się kupić wł asnych) - mama poszł a do walki z rę cznikiem i stoł kiem! a dranie wycofali się w nieł asce. Konwulsyjnie zmontował a rozdarty blok i zablokował a drzwi na ś mierć , wiwaty - ZWYCIĘ STWO! Podczas cał ej kolejnej podró ż y okna i drzwi w zasadzie się nie otwierał y – nauka jest dla nas od dawna (a o podobnych problemach czytamy w opowieś ciach turystó w). Pawiany wę drował y cał ymi stadami po cał ym obszarze Sun City: ś wię tem jest kradzież pomarań czy w restauracji, toreb lub szklanek od turystó w.


Po ś niadaniu zebraliś my się w Valley of the Waves (ogromny kompleks wodny - basen i co pó ł godziny symulowane tsunami, fajnie! ), aby pł ywać i opalać się , wszystko na plaż y jest zadbane i czyste. Mocne wraż enie odnieś liś my z Mostu Czasu - co godzinę jest na nim trzę sienie ziemi, leje się para, wybucha wulkan, oczy wszystkich idoli pł oną czerwonymi ś wiatł ami.

Oddzielnie okoł o 3 zjeż dż alni: pierwsza jest prosta i ma wysokoś ć.16-pię trowego budynku, aż strach patrzeć na nią od doł u; dwa - ś rubowe (otwarte i "rura"). Tutaj có rka postanowił a odwdzię czyć się mamie za „oś cież nicę ” z pawianami: na ogromnym kole pozwolił a swojemu dobrze odż ywionemu ciał u podpł yną ć pod gó rę (przynajmniej na zamknię tej jest dobrze, bo pó ź niej powiedzieliby, jak wielkie jaguary „przelecieć ” nad dż unglą i przeklinać po rosyjsku) - obtarte ł okcie, posiniaczona klatka piersiowa i peł ne pł uca z wodą przy wejś ciu do wody (uderzył yby - na pewno nie był oby obraż eń! ), ale jest ż ywa i stosunkowo zdrowa .

Szó sty dzień poś wię cony był na zwiedzanie Sun City (farma krokodyli, safari z czarnymi nosoroż cami / bardzo rzadkie i naprawdę nigdzie indziej nie widzieliś my /, jezioro z wbudowaną fontanną itp. ). Chcieli też spotkać ś wit w balonie z szampanem, ale koszt nas zawió dł - 480 dolaró w na nosie (bezprawie, w Kambodż y lot nad Angkor Wat kosztuje 25 dolaró w tylko o zachodzie sł oń ca i bez lampki szampana).

Mieliś my szczę ś cie, w paź dzierniku w cał ej RPA drzewo jakarandy (inaczej zwane jakarandą ) kwitnie kwiatami bzu - w tym okresie na drzewie nie ma ani jednego liś cia, ogromna liliowa chmura jest bardzo oryginalna. Pł ywaliś my w basenie pod baldachimem tych drzew, pyszne koktajle, sł oń ce - czego jeszcze czł owiek potrzebuje do szczę ś cia?


Sió dmy dzień nie zapowiadał ż adnych problemó w: transfer na lotnisko Joburg, przelot do Namibii (atlantycki kurort Swakopmund), ale nie wszystko jest takie proste. Podczas rejestracji na lot liniami poł udniowoafrykań skimi okazał o się , ż e 18 osó b (Brazylijczykó w, Brytyjczykó w, Szwedó w i czwó rka z nas Rosjan) nie poleci (zaoferowali nocleg w hotelu 5* na lotnisku z peł nym wyż ywieniem na cał y dzień ) . Kł ó tnia jest „wesoł a” – jest bardzo gorą co i samolot nie moż e zabrać wszystkich, ale kiedy utworzyli lot i sprzedali bilety, czy ktoś mó gł o tym wcześ niej pomyś leć?

Wtedy to gospodarze pokazali akrobacje - walczyli o turystó w, rozwią zali sytuację , bo cał y nastę pny dzień mieliś my harmonogram minuta po minucie. Wcześ niej ostrzegano nas o gł upocie „czarnych”, zwł aszcza w RPA nie moż na zadać dwó ch pytań - „wiszą ” (najzabawniejsze w kawiarniach jest proszenie dwó ch o przyniesienie 3 kufli piwa, to wszystko Cał y personel jest wył ą czony na godzinę / prawie jak humorysta Zadornov /). Pracownicy lotniska, w zespole 5-6 osó b, POWOLI pró bowali wysł ać nas do Namibii (GŁ UPI i leniwy, prawdopodobnie czekają c, aż banan lub kokos spadną z nieba). W efekcie po 4 godzinach polecieliś my "Air Namibia" do stolicy Namibii - Windhoek (3.5 godziny), a nastę pnie 5 godzin na wybrzeż e Atlantyku przez pustynię Kalahari (wł aś ciwie darmowa wycieczka! ! ). Wszystko komplikował fakt, ż e jeden z naszych turystó w miał urodziny - na pró ż no nie wysył ali nas bezpoś rednio.

Zmusili kierowcę do zatrzymania się w sklepie, kupili napoje i przeką ski, przez dł ugi czas pustynia Kalahari nie sł yszał a rosyjskich piosenek! ! ! Wczoł gali się do hotelu pó ź no w nocy bez bagaż u (nie wyleciał z Joburga, wró cił dopiero dzień pó ź niej, ale cał y i zdrowy), ale wcale się nie denerwowaliś my i nadal obchodziliś my urodziny. Hotel Swakopmund 4* (jak się okazał o najfajniejszy w Namibii wedł ug mię dzynarodowych ocen) jest bardzo przyzwoity: wnę trze, obsł uga i jakie ś niadania! – 3-4 rodzaje tylko ryb morskich wę dzonych, ogromne tace z najwię kszymi ostrygami z Namibii itp.

Dzień ó smy (sobota). Poranek poś wię cony był na zakupy (wczorajszy chł opak wybrał się na ryby w ocean) i zakup alkoholu, bo prawie wszystkie sklepy są zamknię te od soboty po poł udniu do poniedział ku (opró cz pamią tek). Swakopmund i inne namibijskie miasteczka zrobił y super wraż enie - mieszkają gł ó wnie Niemcy (zbudowali Murzynó w z duszą!


), czysto, ale nieprzyjemnie uderzył y ceny. W dniu naszego przyjazdu nadszedł zimny prą d znad Atlantyku i z wiatrem zrobił o się chł odniej do +18, ponieważ nie był o bagaż u, musieliś my kupić koszulki i swetry (odpowiednio 40-45 USD i 100-120 USD) . Zadowolił y nas tylko owoce morza (ostrygi namibijskie okazał y się po prostu szczere), fajna biż uteria i kamienie pó ł szlachetne (zgrabiliś my skromne wzgó rze na pamią tki, wolne od podatku - 17% na wszystkie zakupy i wydane bez problemó w w 5 minut w dniu wyjazdu /Pamię taj, ż e zwrot pienię dzy, w przeciwień stwie do RPA, odbywa się tylko na karty! /). Wieczorem zamó wiliś my kolację z owocami morza i szampanem nad oceanem (300 dolaró w za 4). Przyjechał jeepem straż nik - 15 minut i jesteś my na miejscu. Na brzegu oceanu namiot (z piasku i wiatru) bę dzie rozcią gnię ty u podstawy 300-metrowej wydmy, elegancki stó ł z kelnerem i bardzo smaczny i o dziwo wysokiej jakoś ci! szampan i ś wież e ostrygi.

Mimo, ż e byliś my przygotowani chł opakami (na wszelki wypadek litr czarnych pię ć dziesię ciostopniowych Grandsó w), straż nik musiał jechać na poważ nie do sklepu (od razu to zobaczyliś my - dzieciak miał kaca, bo dzień wcześ niej też był ). jego urodziny ). Namibijski zachó d sł oń ca, toasty za przyjaź ń mię dzy narodami, rosyjskie piosenki (dziecko studiował kiedyś w Moskwie, moim zdaniem, stał o się to normą dla biur podró ż y na cał ym ś wiecie, gdzie ich po prostu nie spotkaliś my, był ych studentó w moskiewskich uniwersytetó w, zwł aszcza absolwenci naszego ukochanego Moskiewskiego Uniwersytetu Pań stwowego: Kambodż a, Kuba, Chile, Mauritius itp. ).

Dziewią ty dzień rozpoczą ł się gł ę bokim kacem (jedyny w cał ej podró ż y, na zdrowie! ), ale na 9 został a zarezerwowana pó ł dniowa wycieczka na Pustynię Namib (35 USD od osoby) - 2 litry wody mineralnej i w drogę ! Przyjechał po nas przewodnik - dziadek okoł o 85 lat, oczywiś cie stary faszysta (prawdopodobnie uciekł z Niemiec w 1945 roku), kpił z nas z gł ę bi serca, ale co jakiś czas rozdawał lodowatą wodę mineralną z zamraż arki.

Bardzo ciekawie wypowiedział się o Pustyni Namib - najstarszej i jedynej na ś wiecie, na któ rej znajdują się ogromne wydmy - najwyż sze na ś wiecie / wydma A45 o wysokoś ci 345 metró w - 7 szesnastopię trowych domó w na wysokoś ć ! / i skalista czę ś ć . Nigdy nie są dził em, ż e na pustyni jest tyle roś linnoś ci i bogatej fauny – wybraliś my roś linę o nazwie „velvichia” (najstarsza roś lina na Ziemi ma 2000 lat, czyli prawie w tym samym wieku co Jezus Chrystus) i zobaczył em drzewo ebonitowe (najtwardsze drewno ś wiata), ł adny porost, któ ry na naszych oczach zielenieje po zalaniu wodą (stosowany w ekskluzywnej kosmetyce), wiele krzewó w z owocami i nietypowymi kwiatami w postaci cierni, skrzynek, itp. , a takż e miraż po raz pierwszy w ż yciu. Wieczorem kupiliś my pocztó wki, aby wysł ać znajomym i bliskim do siebie (to już tradycja!


) - fajnie jest wró cić do domu i po tygodniu lub dwó ch od skrzynki na listy tekturowy kawał ek radoś ci.

Dziesią ty dzień nie jest niczym niezwykł ym – lot do Joburga (centrum administracyjne RPA, ale nie stolica, jak wielu myś li, stolicą jest Pretoria). Samo miasto jest dobre tylko jako baza przeł adunkowa na jedną noc - nie ma tam absolutnie nic do roboty. Kiedy czarna ludnoś ć otrzymał a prawa i wolnoś ci, miasto zamienił o się w wysypisko ś mieci (och, jak bardzo się mylił Nelson Mandella!! ) – przewoź nik zablokował wszystkie drzwi i jechał tak, jakby ś cigał go Freddy Krueger.

Począ tkowo szalony był pomysł , ż eby wieczorem spacerować po spokojnej okolicy, ale na przyję ciu spotkaliś my chł opakó w z Wł adywostoku (był a ś wiatowa konferencja medyczna) i zupeł nie nas odradzili: kilka dni wcześ niej, ich przyjaciel został okradziony 5 metró w od hotelowej ochrony (nie ma potrzeby wychodzenia na granicę i noszenia przy sobie oryginalnego paszportu, jak myś li wielu naszych rodakó w - wystarczy kopia, w przeciwnym razie hemoroidy są gwarantowane! ) Hotel "Sannyside Park Hotel" jest sympatyczny, z duż ym terytorium, ale dzię ki Bogu - na 1 noc.

Jedenasty dzień - lot do Zambii, Livingston (1 godzina 15 minut). Nocleg w hotelu Zambezi San (3*, dlaczego nie wiadomo, bo jest duż o chł odniej niż pobliska „pią tka” i najbliż ej Wodospadó w Wiktorii), basen, bar i peł en relaks od otoczenia z zebrami i ż yrafami na terytorium. 16-30 rejs statkiem dwupokł adowym po rzece Zambezi, po drodze hipopotamy, krokodyle i inne zwierzę ta, zachó d sł oń ca (super!

) i all inclusive (obiad i gin z tonikiem w morzu). Nawiasem mó wią c, o malarii - gin z tonikiem jest ś rodkiem zapobiegawczym tylko w porze suchej, plus repelenty i wcale nie trzeba zawracać sobie gł owy brutalnymi lekami, takimi jak „Lariam” (roś liny wą troba, nerki i opowiedziani przewodnicy przypadki anemii /zamiast odpoczynku - szpital na 4-7 dni/). W ramach przygotowań na kolejny dzień planowane i realizowane są.4 wycieczki:


- 7.30 - Wyspa Livingston (najbardziej piknikowe miejsce na ś wiecie, tylko 3 razy dziennie dla 12 osó b i tylko w porze suchej, 35$).

Z terenu są siedniego hotelu (pontovitaya 5 *) na ł odzi pontonowej (a nastę pnie 2 razy nagarnię ci kamieniami) w kamizelkach ratunkowych, w 15 minut przewieziono nas na wyspę , pomnik Livingstona, zdję cia na klifie z widokami wodospadu (po przeciwnej stronie jest terytorium Zimbabwe i ich turyś ci mogą tylko obserwować peł ną moc wodospadu, ale w ż aden sposó b go nie dotykać ) i brodu Zambezi (w pobliż u wodospadu nie ma ż ywych stworzeń , tylko ś mieszne ryby bez zę bó w, ale bardzo niespodziewanie uszczypnij skó rę! ). Cał a grupa z dwoma eskortami, trzymają c się za rę ce w bliskiej odległ oś ci od liny asekuracyjnej (w koń cu 10-12 metró w do klifu ponad 100 metró w !! ), wę druje i w niektó rych miejscach musi pł ywać (ci, któ rzy nie potrafią pł ywać czepiają się do szyjki prowadnic) do planowanego punktu. To „diabelski basen”, naturalne zagł ę bienie (jak jacuzzi), po któ rego stronie z hukiem spł ywają tony wody!

Nasze zadanie: zejś ć do chrzcielnicy (lub skoczyć z bombą ) i usią ś ć na kamiennej stronie - punkcie separacji wody. Jeden z przewodnikó w ubezpiecza, a drugi robi film, sesję zdję ciową wodospadu, wielu tę czy i naszych dzikich oczu. Cał a moc wodospadu zagł usza krzyki adrenaliny, ale TO JEST FAJNE! ! ! 3 dni przed naszym przybyciem miną ł pierwszy deszcz (pora deszczowa powinna zaczą ć się za tydzień ) i twarda strzelanina, kiedy wychylasz się do klatki piersiowej i patrzysz przez krawę dź wodospadu (a przewodnik trzyma się za nogi ! ) nie udał o się , bo szanse na odlot w otchł ań są ogromne, zdję cia z niespeł nionego marzenia moż na obejrzeć w Google (wyszukaj hasł o „zdję cie Wyspy Livingstona”). Po poż ywnym gorą cym ś niadaniu - droga powrotna, pod prą d rzeki;

- 11-00 zwiedzanie Wodospadó w Wiktorii z przewodnikiem, obeszliś my wszystkie zakamarki, wszystko sfilmowaliś my i udaliś my się na targ z pamią tkami (już w Zimbabwe, gdzie turyś ci z obu krajó w wę drują bez kontroli paszportowej i pró bują wszystko sprzedać ) . Có rka był a zszokowana, gdy jeden ze sprzedawcó w poprosił o pozostawienie niedokoń czonej butelki wody mineralnej dla chorego ojca - to prawdziwa afrykań ska bieda;


- 14-00 - jak "mił a mama" zapł acił a za skakanie dziecka (skok do 110-metrowego wą wozu, a z mostu w Zimbabwe moż na też do wodospadu / komputerowa kalkulacja wagi i wiatru pozwala okreś lić punkt kontaktu z wodą do 10 cm /, 35 zł ) . Kiedy sam zobaczył em gł ę bokoś ć i szerokoś ć otchł ani, prawie w kogoś wpadł em. Zał oż yli mundury, ubezpieczenie, wszystko wyjaś nili i wyruszyli, ale dziecko nie dał o rady za pierwszym razem - to przeraż ają ce do punktu przeraż enia!

- 16-00 - lot nad wodospadem na mikrolotach (za 15 minut 130 USD, maleń kie samoloty na 2 miejsca, ty i pilot, wentylator z tył u, w skró cie "szalony stoł ek"). Pozwolili mi zostawić okulary przeciwsł oneczne, zał oż yć sł uchawki i interkom do komunikacji z pilotem, kask, zapią ć na zwykł y pasek i zmusić do zdję cia butó w. Surowy warunek: nie krzycz do domofonu, ponieważ pilot moż e nie reagować odpowiednio. Kiedy piloci zaczę li się ż egnać przed startem, pierwszy raz w ż yciu zmoczył em się cał ym ciał em i jechaliś my...Przy starcie cał a konstrukcja trzę sł a się i dudnił a od prą dó w powietrza, ale potem wszystko się wyró wnał o i ujawniono cał e pię kno i moc rzeki Zambezi, wodospadu i wielobarwnych tę czy. Pilot cał y czas pokazywał mi sł onie, hipopotamy, ż yrafy, ale zdą ż ył em tylko pokiwać grzywą i wytrzeć spocone rę ce o koszulkę . Widzisz, bał się o mnie kompletnie i pró bował rozmawiać na tematy ogó lne: lecimy na wysokoś ci 1.

5 km i wykonuje nawet 40 lotó w dziennie - lepiej, ż eby milczał , a to straszne! Zdję cia zamó wiliś my z gó ry (20$ za pł ytę ), krę cenie odbywa się automatycznie co 30 sekund - no có ż , twarze mamy, przysię gam!

Wieczorem zrobiliś my sobie przerwę w restauracji (dż in odkupił em w deutiku, ale przecedził się tonikiem, jest tylko w barze i cena gryzie - puszka 200 gr. za 4 dolary), ale kuchnia zadowolona - stek z mł odego krokodyla odnió sł trzykrotny sukces, owoce i lody bardzo przyzwoitej jakoś ci (bufet za 40 dolaró w). W wieku 20-30 rozpoczę ł o się przedstawienie z lokalnymi pieś niami i tań cami, a nastę pnie muzyką na ż ywo (piosenkarka był a mą dra, wykonywał a ś wiatowe hity bardzo wysokiej jakoś ci).

Trzynasty dzień : transfer (2 godziny) do Botswany na 2 dni. Osobnym tematem jest przejś cie graniczne: od strony Zambii wszystko jest proste - oddali dokumenty przewodnikowi, palili i jechali (sam nie radzę , ludzie tł oczą się w wielokilometrowych kolejkach i jest absolutnie nigdzie nie spę dzić tam nocy).


Nastę pnie na ł odzi przekraczasz punkt wę zł owy granic 4 stanó w - Namibii, Zambii, Zimbabwe i Botswany, 10 minut i jesteś w dowolnym z nich. Już w Botswanie - pieczą tki w paszporcie i rejestracja w wysł uż onym czasopiś mie, a przy wyjeź dzie z kraju po prostu przekreś la się imiona, a nastę pnie przeprowadza się kontrolę bakteryjną (antymalaryczną ) - wyciera się stopy o zniszczoną szmatę i samochody przejedź przez ogromną kał uż ę ze specjalnym personelem. Po drodze zatrzymaliś my się przy baobabie - ma 1000 lat, 14 dorosł ych mę ż czyzn w obwodzie zabiera je na ring! Hotel „Chobe safari Lodge” (3 minuty spacerem od supermarketu) nad brzegiem rzeki Chobe jest bardzo uroczy, na tym terenie mieszka rodzina dzikich ś wiń , ale moż na tylko kontemplować rzekę z dowolnego miejsca, moż na nie schodzić - krokodyle mogą poż reć hipoposz (choć wegetarianie) potrafią robić paskudne rzeczy, bo boją się ich nawet bawoł y i krokodyle. Oba dni pobytu przebiegają wedł ug tego samego schematu: o godz. 16.00 mamy safari na wodzie, ao godz. 6.00 – na lą dzie.

Wodne safari odbywa się na parowcu, czapka zatrzymuje się wszę dzie tam, gdzie wystę pują dzikie zwierzę ta: bawoł y (bawole z okrą gł ymi rogami), hipopotamy z cał ymi rodzinami (lilie wodne trzeszczą i ryczą dzikim gł osem), krokodyle, stada mał p w drzewa, wiele ró ż nych ptakó w. Szaleni obcokrajowcy w tró jnogach po sprzę t krą ż ą po statku z szalonymi oczami i szukają najlepszego ką ta do strzelania (kup drinki w pobliskim supermarkecie, bo na statku wszystko idzie na 4 sposoby; pienią dze idą lokalnie, ale przeliczanie i wypł acanie gotó wki z bankomatu wynosi - poniż ej 5%. Poranne safari w otwartych jeepach odbywa się o ś wicie (weź wiatró wki, da się dą b na szybko) i przed upał em (do 9-30 wró ciliś my do hotelu na ś niadanie, był o już +30.32), aż zwierzę ta poł oż ył y się w cieniu, ż eby się zdrzemną ć . Surowe zachowanie wprowadzają ce w parku narodowym: nie krzycz, nie wychodź z samochodu, nie karm itp.

Straż nik postawił znak na kontrolerze (ile turystó w weszł o, tak wielu powinno wyjś ć - zadowolony! , ale co moż e być innego? ) i odjechał szukać zwierzą t. Có rka usiadł a na przednim siedzeniu, a mł ody straż nik zaczą ł jechać przed nią : z prę dkoś cią.120 km wjeż dż ał w zakrę ty, na zakrę cie hamulca rę cznego (prawie policjant), zakrę ty cią gł e – skomleli pasaż erowie (ł ą cznie 10, w tym 6 Niemcó w w wieku 60 lat i wię cej). do 80 lat). Straż nicy zatrzymują się o 7-30 na postó j - na kapturze serwowane jest mini-ś niadanie: kawa i herbata w termosach, ciasteczka, czekolada itp. , noszone z każ dym turystą , jak z dzieckiem. Mieliś my szczę ś cie – w oba dni trafiliś my na dzikie koty (lwią tka, matki z ciotkami na wakacjach, zaspanego tatusia lwa a potem cał ą bezczelnie ś pią cą dumę ), stada sł oni, hieny, pumby (wieczorami smaż one są uduchowione steki z ich w rzeczywistoś ci nasza wieprzowina), stada kudo antylop (nacisk na pierwszą sylabę , bardzo smaczne mię so jest ró wnież oferowane na obiad), ż yrafy itp.

W zasadzie na cał ej trasie nie widzieliś my komaró w, ale w hotelach wszę dzie są „fumitoksy” i na wszelki wypadek dają kremy do ciał a z ł agodną zawartoś cią repelentó w. Wszystkie supermarkety posiadają produkty przeciw temu gryzą cemu zwierzę ciu o niż szej zawartoś ci substancji aktywnych niż sprzedawane przez nas, wię c nie lenijcie się kupować u Was zapasy.


Pię tnasty dzień : po porannym safari i obfitym ś niadaniu – przeprowadzka do Zambii (a 24 paź dziernika mają Dzień Niepodległ oś ci, wszyscy w strojach narodowych, pracownicy lotniska w szalach w barwach narodowych, zabawa, muzyka, taniec, fajerwerki wszę dzie), potem z lotu Livingstona w Joburgu. Na lotnisku poż egnaj się z ludź mi odlatują cymi do domu, a my jesteś my na „Brytyjczyku” - do Durbanu (w wymowie miejscowej, w Rosji nazywają się Durban). Lot bardzo trudny (1.5 godziny, ale nad Smoczymi Gó rami padał o, turbulencje, trzę sł o się brutalnie! , ale zał oga brnę ł a do sumienia), kolejna godzina wokó ł resortu i jesteś my w eleganckim hotelu Umhlanga Sands.

Dostaliś my nie pł atny pokó j standardowy, ale ogromne mieszkanie (dwie sypialnie z pokojami do seksu, w peł ni wyposaż ona kuchnia) z przesuwanym oknem na cał ą ś cianę i widokiem na ocean - po prostu potraktowali administratora w recepcji paczką rosyjskich papierosó w i zaprezentował magnes. Kierowca z wyprzedzeniem uprzedził nas o wcześ niejszym wyjeź dzie do Lesotho (w godz. 5-30 spotkanie z rosyjskoję zycznym przewodnikiem i cał odniowa wycieczka), zamó wił ś niadanie i wypił dż in z tonikiem w pokoju (profilaktyka malarii trwa! ). Taki wczesny wstawanie jest dla nas normą , bo pusty czas na wakacjach podchodzę z uzasadnieniem biznesowym – wstał em o 6 rano (przy wcześ niejszym wschodzie sł oń ca moż na zrobić o 5-30), pł ywać , gł odować i dopiero wtedy na ś niadanie. Ludzie, któ rzy biegają na ś niadanie o 9-55 (a są resztki i brak apetytu!

) i spę dził eś już.4 godziny na wakacjach w jeden dzień (mnoż ysz przez liczbę dni i dostajesz 2 lub 3 dni pł atne puste, w zależ noś ci od kraju zamieszkania, to od 250 zł i wię cej na osobę - jesteś taki bogaty? ), zawsze był em zdumiony: moż na zapalić się do 3-4 rano, a potem spać na plaż y, z poważ nymi wycieczkami z codziennymi skokami na skrzyż owaniach i wycieczkami, trzeba spać w samolotach, pocią gach i samochodach. Swoją mł odoś ć szkolił em już dawno - wystarczą.4 godziny dobrego snu w ł ó ż ku, aktywny wypoczynek i imprezy są ł ą czone w razie potrzeby, czyli jakoś ć wykorzystania urlopu gwarantowana!

Nastę pnego dnia odwiedzamy Sł oneczny Pas (pod nazwą wsi i punktu granicznego z RPA).


Droga do Lesotho (nacisk na sylabę „tak”, ró wnież w imieniu samych ludzi Bosoto, ich ję zyk „Sotho”) 6 godzin w jedną stronę : 3 godziny na autostradzie, a potem wą ską gó rską drogą (solidne ogromne kamienie ) na wojskowym jeepie ze wzmocnionym zawieszeniem ramy, a ostatnie 18 km jechał o przez ponad godzinę z wysokoś cią.3 km - tor „ję zyki” o 180 stopniach zakrę tó w da szanse na drodze w pobliż u Tuapse i Dombai z zemstą ! Wszystko komplikuje brutalne trzę sienie w aucie (lokalni nazywają to „afrykań skim masaż em”) i klify bez ogranicznikó w (na dnie wą wozó w leż ą popsute samochody, któ rych przez wiele lat nikt nie dostanie, bo cię ż ki sprzę t jest w ogó le nie mó gł się tam dostać ). Ale widoki na Smocze Gó ry są tego warte - Alpy Szwajcarskie, tylko wszystko jest duż o bardziej kolorowe, jaś niejsze i jakoś prymitywne. Na swoich szczytach gó ry wyglą dają jak kontury 12 apostoł ó w, czyli po obu stronach granicy jest ich już.24 – fajnie.

Gdy tylko przewodnik nie przestraszył nas (profesor biologii i jak wszyscy rosyjskoję zyczni przewodnicy na tej wycieczce z Ukrainy) opowieś ciami o rosyjskich turystach, któ rzy bali się wyjrzeć przez okno samochodu i leż eć na dole samochó d, ale po wizycie w chilijskich gejzerach Tatio (gł ó d tlenu na wysokoś ci 4 km, nocne podejś cie wą ską ś cież ką z ruchem tylko w jedną stronę ) – nic nie jest straszne. W 2009 roku byliś my pierwszymi turystami (był o to pod koniec paź dziernika - tam wł aś nie wybuchł kryzys! ), któ rzy kupili tę wycieczkę - jest droga (481 USD za osobę ), ale tylko przez terytorium RPA moż na dostać się do tego stanu enklawy. Przy kontroli paszportowej okazał o się , ż e wizę do Lesotho trzeba był o zrobić w cią gu 3 dni w Pretorii, ale biuro podró ż y rozwią zuje ten problem w specyficzny sposó b (wł aś ciciele są po naszych dzieciach! ) znaki nie są robione - nielegalni imigranci jadą dalej!

Tak wię c w cią gu jednego dnia wyjechaliś my i wjechaliś my do RPA, a gdzie odwiedziliś my nie jest jasne, ale wszyscy są szczę ś liwi. Filmowanie jednopię trowego rozklekotanego budynku przejś cia granicznego z informacją „Cł o i imigracja. Witaj w Lecotho» jest surowo zabronione, prawdopodobnie boją się zdję ć w internecie; jak moż esz czekać , tyle podró ż owaliś my i nawet nie zrobiliś my cichutko zdję cia? Krajobraz wcią ż ten sam: pastwiska z owcami, nawet krzakiem czy drzewem, okrą gł e chaty ze spadzistymi dachami krytymi strzechą (podobne do chat kaukaskich) i gangi miejscowych dzieci ubranych w miejscowe stroje (na ramionach zawią zane są wielobarwne koce , prawie jak greckie togi), lekki deszcz i psie zimno (+2, skarpetki, wiatró wki z kapturem i swetry po upale 30 stopni rano u podnó ż a gó r).

Zabrali nas do prawdziwej wioski z 10-12 domami w domu lokalnej bizneswoman: ma 3 chaty (dom z cegł y wył oż ony jest kamieniem, od pó ł nocy / z powodu braku wiatru / wejś cie nie ma drzwi i przykryta sześ cioosobowym kocem, poś rodku stoi palenisko, ś pią ce szerokie ł awki na cał ym obwodzie), 2 z nich wynajmuje pasterzom, piecze chleb i warzy piwo (nasz napar to 3-4% alkoholu). Przy każ dym domu powiewają flagi w ró ż nych kolorach: biał y - pieczywo jest sprzedany, zielony - warzywa, czerwony - mię so, ż ó ł ty - piwo itp. Gospodyni otrzymał a ogromną paczkę wielokolorowych cukierkó w dla jej 6 dzieci a moje dziecko dał o sweter do dziewczyny w jej wieku. Był em gł ę boko poruszony, gdy gospodyni z wdzię cznoś ci zaczę ł a podawać jej rę kę i pró bował a ją pocał ować . Kolejną paczkę sł odyczy rozdano lokalnym uroczym dzieciakom (teraz zrozumieliś my Angelinę Jolie i jej mił oś ć do afrykań skich dzieci /w zeszł ym roku zrozumieliś my to takż e w Kambodż y/) - peł ne usta, rę ce i kieszenie.


Pó ł godziny pó ź niej zawieziono nas do hotelu Sany top chalet (normalnie oś rodek narciarski w Afryce! ), gdzie na wysokoś ci 2874 metró w znajduje się najwyż ej poł oż ony pub na kontynencie afrykań skim. Ogrzewaliś my się przy kominku i spę dzaliś my czas z wł aś cicielem (bardzo szanuje naszych turystó w! ), podał bardzo smaczne piwo i porzą dnego pstrą ga (w Lesotho jest duż o gó rskich potokó w, wię c rybacy z RPA przyjeż dż ają tu z przyjemnoś cią ). Po obiedzie pogoda nam sprzyjał a: przestał o padać , chmury się rozproszył y, a jasny lazur nieba wypalił nam oczy – wtedy otworzył o się pię kno Smoczych Gó r, dla któ rego przewleczeliś my się tutaj przez pó ł ś wiat!

W drodze powrotnej nasz przewodnik biolog miał rację : zatrzymaliś my się przy stadzie pawianó w (opowiedzieliś my mu też o ich zwyczajach i naszych relacjach z nimi w Sun City), opowiedzieliś my o wyją tkowoś ci flory tych miejsc - jednak , przepię kna roś linnoś ć (na miejscu zabito ponad 30 gatunkó w protei - narodowy kwiat RPA, zdarza się to nawet w postaci drzew i krzewó w, od biał ego do ciemnego fioletu, wielkoś ć kwiatu dochodzi do 20 cm) i o jego ulubione czarne mamby (najgroź niejsze wę ż e na ś wiecie, ale z szacunkiem spacerowaliś my wokó ł siebie).

Pozostał e dni to tak naprawdę odpoczynek i tarzanie się na piasku nad Oceanem Indyjskim. Atrakcją Durbanu jest „zł ota mila” hoteli na cał ym kontynencie afrykań skim, restauracji rybnych i luksusowych poł owó w oceanicznych z tuń czykiem i bł ę kitnym marlinem (robiliś my to już w zeszł ym roku na Mauritiusie).

Lot powrotny został bardzo kompetentnie przemyś lany przez gospodarza: z Durbanu do Joburga, potem do Londynu i Moskwy - wszystko przez „Brytyjczykó w” (poł ą czenia są bardzo wygodne 1.5-2 godziny), odprawiony bagaż natychmiast do Moskwy (co jest absolutnie niesamowite, otrzymali go cał y i zdrowy!!! ), kupili do domu ogromny bukiet ró ż nokolorowych kwiató w protea, zaopatrzyli się w pamią tki w dutiku (krojenie niebieskiego marlina w pró ż ni, szykowna herbata, kawa, czekolada, torebki wykonane skó r dzikich zwierzą t w rozsą dnych cenach itp. ), ale w ogó le NIE SPRZEDANO nam alkoholu (przepraszam panią tranzyt!! ! ). Byliś my wię c cał kowicie trzeź wi i spę dziliś my noc przemierzają c cał y kontynent afrykań ski. Ale ponieważ my, dziewczyny, został yś my już „wychowane” przez turystykę , kupiliś my poł udniowoafrykań skie likiery na pamią tki w supermarkecie w Durbanie (w bagaż u! ) I przeraził y nas ceny tego samego trunku w Londynie - 5-6 razy droż ej .

Wyniki wycieczki przez 21 dni:


- doznali kompletnego szoku z Namibii i Botswany (wcześ niej myś leli, ż e to naga pustynia i sawanna, a tu afrykań skie Niemcy, rozsą dni ludzie / nie jak gł upi Yuarovtsy / i "obraz" natura);

- 11 lotó w po 44 tys. km (dla nas po Chile 55 tys. km to nie rekord! ), przeprawy 3-3.5 tys. km, rejsy morskie i rzeczne, a takż e duż o pieszych wę dró wek, czyli jak nie jesteś mieć gdzieś shilę - ta wycieczka nie jest dla ciebie; leż eć spokojnie z tł umem drogich rodakó w z ich wrzeszczą cymi dzieć mi gdzieś w Turcji, Egipcie itd. i radować się ustalonym standardem typowego wypoczynku!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (2) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara