Podróże indyjskie. Delhi.

09 Listopad 2011 Czas podróży: z 19 Październik 2011 na 03 Listopad 2011
Reputacja: +4829.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Planowanie podró ż y był o trudne. Duż o literatury, foró w, stron, ludzi, któ rzy podpowiadali i koordynowali. Chciał em być gotowy na wszystko. Już w przeddzień wyjazdu zaczę ł y ś nić się wszelkiego rodzaju bzdury - nadmiar informacji w mó zgu.

A wię c samolot Kijó w-Delhi. Transkontynentalny Boeing wywoł ał szok. Samolot do dyspozycji Aerosvit, dostał z kró lestwa Brunei =) W klasie ekonomicznej albo telewizory nie dział ał y, albo nie był o dź wię ku. Czasem był o duszno, czasem zimno. Có ż , stewardesy zgubił y się w zeznaniach i nie wiedział y, co mają na pokł adzie i gdzie: ) Fajnie))))


Obok nas usiadł a mł oda dziewczyna, poznaliś my się . Irina podró ż ował a do Delhi w interesach i uprzejmie zaproponował a, ż e ​ ​ zawiezie nas do hotelu. Ponieważ czas przyjazdu wynosił.2 noce, a hotel był zarezerwowany we ś nie, postanowiliś my się zgodzić . Wielkie podzię kowania dla Iry, któ rej kierowca nas nie zostawił i nie wyjechał , dopó ki nie był przekonany, ż e jesteś my we wł aś ciwym miejscu.

Odchodzą c od dzieł a, rezerwowanie hoteli w Indiach nie jest wdzię cznym zadaniem.

Po pierwsze cena podana na stronach jest zbyt wysoka, a po drugie zdję cie hotelu w 95% przypadkó w jest nieprawdziwe. Wię kszoś ć hoteli dla backpackeró w znajduje się w rejonie Paharganj (Main Bazar). Kiedy samochó d nas tam przywió zł , był szok. Brudny, ś mierdzą cy, pusty. Mieliś my nadzieję , ż e rano zakwitną kwiaty i pachną fikusami)))

Po tym jak kierowca zostawił nas w hotelu, pró bowaliś my negocjować cenę pokoju, bo do hotelu dotarliś my o 4 nad ranem i musieliś my tam tylko spać do biał ego rana, chcieliś my uzyskać cenę minimalną . W recepcji nie chcieli iś ć na ż adne ustę pstwa. Wyszliś my z hotelu i przeskakują c nad ś pią cymi psami weszliś my do innego hotelu. Obudziliś my przyję cie i zaczę liś my drę czyć te same pytania. Ta sytuacja powtó rzył a się.4 razy i dopiero za czwartym udał o nam się obniż yć cenę i wejś ć . Wszystko to zaję ł o okoł o 10-15 minut, bo koncentracja hoteli na metr kwadratowy jest niesamowita! Hotel nie był szczegó lnie gwiezdny, ale czysty.

Okno się nie zamykał o, a my nie chcieliś my budzić się bez rzeczy, wię c postanowiono przywią zać jeden koniec liny do klamki okiennej, a drugi do gzymsu alarmowego. Jeś li ktoś się wspina, gzyms zostanie odcię ty)))

Ciemnoś ć nadeszł a rano. Dosł ownie. Budzą c się z hał asu na podeś cie, byliś my zaskoczeni, ż e w pokoju panował a ciemnoś ć . Spojrzeli na zegar - godzina dziesią ta. Postanowiliś my wyjrzeć przez okno i upewnić się , ż e nadal jesteś my na Ziemi. A potem zaatakował nas histeryczny ś miech. Okno wychodził o naprzeciwko zaroś nię tego oknem (odległ oś ć okoł o 1 metra) i tak dalej ze wszystkich stron. Zwykł y szyb wentylacyjny, a gdzieś ponad promieniami sł oń ca widać był o. Ulż ył o.


Po opł aceniu tego hotelu spakowaliś my plecaki i wyruszyliś my w poszukiwaniu bardziej przyzwoitego noclegu. Znalazł em to szybko. Hotel przyzwoity, wyremontowany, ł ó ż ko ś wież e, przy gł ó wnej ulicy, a cena też od razu obniż ona.

Pierwszy dzień przeznaczyliś my na zakup niezbę dnych artykuł ó w gospodarstwa domowego.

Cał y obszar Bazaru Gł ó wnego jest odpowiednio bazarem. Wszystko do wę dró wek z plecakiem. Moż esz kupić WSZYSTKO. Jedyne pytanie to jakoś ć produktu. Chociaż nie dotyczy to kosmetykó w i lekó w, któ re są dobrej jakoś ci i w przystę pnej cenie. Kupiliś my trochę lokalnych ubrań , odstraszają cych komary, zjedliś my coś w pseudoindyjskiej kawiarni i postanowiliś my rozpoczą ć zwiedzanie.

Najwygodniejszym ś rodkiem transportu w Delhi jest metro. Najbliż sza stacja do MB to New Delhi. Aby się do niego dostać , musisz przejś ć przez stację kolejową New Delhi na moś cie na drugą stronę . W Delhi znajdują się punkty kontrolne przy wszystkich wejś ciach na dworce kolejowe, lotniska, metro, centra handlowe itp. Każ dy musi zostać sprawdzony. Czę sto przeprowadza się osobne badanie dla kobiet. W pobliż u punktu kontrolnego do stacji kolejowej zawsze jest pandemonium. Ł atwo był o nas rozpoznać jako ś wież o przywiezione mię so. Wyraz twarzy mó wił sam za siebie – jak tylko rano wyszliś my na zewną trz, doznaliś my szoku.


Szok od szumu rogó w, niesamowita iloś ć riksz/riksz rowerowych, taksó wkarzy i Hindusó w, brud-odchody-zwł oki zwierzą t, stada brudnych psó w i orł y jak sę py nad gł ową , wszyscy cię chwycili i pró bowali gdzieś zabrać , wszyscy pró bowali pomagać i podpowiadać , gdzie lepiej zjeś ć -jeź dzić -kupić majtki. I tak dalej itd. Generalnie nie musieliś my daleko szukać oszusta. On sam znalazł nas w pobliż u inspekcji. Porzą dny mę ż czyzna w wieku 40-50 lat, w spodniach i koszuli, uprzejmie poprosił nas o okazanie biletu na pocią g, aby mó c udać się na dworzec. My też grzecznie odpowiedzieliś my - Jesteś my w metrze. „Dlaczego potrzebujesz metra? „… a potem popeł nił em bł ą d – zaczą ł em mu odpowiadać . Powiedział a, ż e ​ ​ musi udać się do zabytkó w, na co usł yszał a odpowiedź , ż e musi zabrać bilety wstę pu, a bilety moż na kupić TYLKO w STANOWYM biurze podró ż y. Kiedy mę ż czyzna wyją ł kartkę i zaczą ł się pokazywać , zrozumieliś my już , ż e jesteś my „mię sem”.

Ale pamię tają c, ż e nie wzię liś my biletó w na pocią g, a to biuro znajdował o się w centrum miasta (a ten pan znajduje dla nas tanią rikszę ), postanowiliś my się zgodzić i zobaczyć do czego by to doprowadził o, inaczej nie jestem sobą jeś li nie wyruszę na przygody. Siedzą c w rikszy od razu „podł ą czono” nas do eskorty, któ ra niemal za rę kę przywiozł a nas do agencji, któ rej potrzebowali. W samej agencji, uś miechają c się sł odko, powiedzieli nam, ż e nie ma biletó w na pocią g i od razu zaczę li oferować samochó d z przewodnikiem. Cena emisyjna 250ue. Potem pró bowali dostać się autobusem turystycznym do Agry za jedyne 25 lat, na koniec agent zorientował się , ż e wł aś nie z niego kpił em strumieniem gł upich pytań , wyją ł teczkę z kartkami A4 i zaczą ł pokazywać - RECENZJE! „Madame, po prostu przeczytaj, to jest z Anglii, piszą , jak im się u nas podobał o. A to z Polski… Po prostu trzeba wszystko teraz zamó wić , zamykamy za 20 minut, a potem 4 dni nie pracujemy!

Utkniesz w Delhi”. W tym momencie nie pró bował em już ukrywać ś miechu. Agent dostał parę z uszu, a my, obiecują c powró t za 5 minut, poszliś my do kafejki internetowej, gdzie kupiliś my bilety za 10 dla dwojga =)

Takie pró by „sprawdzenia biletu – wyś lij do agencji” w przyszł oś ci spotykaliś my prawie co godzinę . Wszyscy mó wili, ż e wysył a go wył ą cznie do urzę du pań stwowego (któ re w rzeczywistoś ci są wszystkie prywatne). Najważ niejsze to nie odpowiadać i nie zwracać uwagi na to, co pró bują ci powiedzieć . Potem zostają w tyle.

Kupiwszy bilety, od razu obeszliś my centrum, weszliś my na podziemny rynek (Palika Bazar), a nastę pnie pojechaliś my metrem do Qutub Minar. Z metra o tej samej nazwie musisz jechać rikszą przez 2-3 minuty lub iś ć pieszo. Kompleks Qutub Minar obejmuje najwyż szy na ś wiecie ceglany minaret, ruiny pierwszego indyjskiego meczetu, nierdzewną ż elazną kolumnę z sanskryckimi inskrypcjami, mauzoleum, grobowce i wiele innych. Wejś cie 250 rupii.


Po kompleksie biega mnó stwo wiewió rek, latają papugi, indyjskie pary robią zdję cia, a wielkie rodziny urzą dzają pikniki. Kompleks jest bardzo pię kny. Uderzył ogromny malowany minaret.

Po Kutubie postanowiono udać się do jednego z centró w handlowych (SityWalk), aby dostać się do Hard Rock Cafe i kupić pamią tki. Zaraz przy wyjś ciu z kompleksu pierwsza ryksza, któ ra się natknę ł a pró bował a nas zawieź ć tam, gdzie chciał a, ale z przystankiem na targu do przyjaciela-brata-swata, bo tam jest taniej niż w tym centrum handlowym. Z pomocą mł odego angielskiego potomka (są dzą c po wyglą dzie był w Indiach od dawna) udał o nam się zł apać rozsą dną rykszę za 60 rupii i dostać się do centrum handlowego.

A potem zaczę ł y się kolejne przygody… Na punkcie kontrolnym zauważ yliś my dwa szwajcarskie noż e. Poproszeni o pozostawienie ich „na warunkowym” pozwolono nam wejś ć do centrum handlowego. Wę drowaliś my w poszukiwaniu kawiarni, ale okazał o się , ż e znajduje się ona po drugiej stronie centrum handlowego, gdzie ró wnież trzeba przejś ć przez osobny punkt kontrolny.

Wracają c i zabierają c noż e, pokazano nam drogę prosto przez centrum handlowe, a my Z NOŻ AMI przeszliś my przez cał e centrum handlowe, minę liś my DWA punkty kontrolne, a kiedy zatrzymano nas przy WYJŚ CIU z kolejnego przedział u centrum handlowego za czek, byliś my zaskoczeni. Nie mieli skanu rzeczy, wię c poprosili o otwarcie plecaka… I wtedy się zaczę ł o. Mł ody policjant zobaczył nó ż tkwią cy w plecaku wś ró d papieró w. Na począ tku zmienił twarz: „To szczę ś cie! Moi pierwsi terroryś ci ”- prawdopodobnie pomyś lał , a potem poprosił o licencję , a potem spró bował poprosić o coś innego (a mó wił bardzo sł abo po angielsku) i nie wiedzą c, co z nami zrobić , postanowił zabrać nas do gł ó wnego szefa. Bardzo grzecznie na począ tku poprosił em go, ż eby „trzymał ” noż e, podczas gdy my wł aś nie kupujemy odznakę w Kawiarni, ale to niebiań skie stworzenie był o tak gł upie, ż e nie mó gł zrozumieć moich sł ó w.


Już gdy zeszliś my na dolne poziomy centrum handlowego i po 20 minutach oczekiwania na gł ó wnego szefa ochrony powiedział nam „moż esz to wszystko zostawić tutaj, a potem odebrać ” moja cierpliwoś ć pę kł a. Na moje pytanie „dlaczego, na moją proś bę , aby zrobić to samo, twoi ludzie zatrzymali mnie tutaj? ”, po prostu gł upio rozł oż ył rę ce i powiedział coś w stylu „Có ż , co im zabrać ”. Potem postanowił em usią ś ć im na szyi i poprosił em o eskortę do kawiarni. W tym momencie wszyscy zaczę li rozumieć angielski i wskazywać na siebie palcami. Tylko samotna policjantka nie mogł a się wydostać i wykrzywiwszy twarz, odprowadził a nas do HardRock. Kupiwszy drobiazg, któ rego potrzebowaliś my, zeszliś my po nó ż i zobaczyliś my zdję cie - przedszkole w postaci straż nika bawią cego się naszym noż em. Dziwne, ż e kiedy nas zobaczyli, nie wypadli im z rą k i zgodnie z teorią podł oś ci nie wbił y się w czyjś palec))))). Nie był bym zaskoczony. Zabierają c nó ż , ponownie sami poszliś my do centrum handlowego.

Gdzie jest logika takiego „doboru niebezpiecznej broni”, jeś li znowu wolno nam chodzić z nim po centrum handlowym, nadal nie rozumiem.

Wieczorem kupiwszy owoce, zjedliś my obiad w pensjonacie i ze smutnymi myś lami i chę cią powrotu do domu poszliś my spać . Nastę pnego dnia pocią g odjechał o 14:00, wymeldowanie z hotelu był o o 12:00. Postanowiono udać się do najbliż szych zabytkó w od rana do wcześ niejszego. Metrem przejechaliś my jedną stację do Chawri Bazar i rikszą rowerową pojechaliś my do meczetu Jama Masjid (z innym ż artem). Popeł niliś my kolejny bł ą d w biegu. Riksza nie mó wił a po angielsku i dlatego przy ustalaniu ceny wszyscy myś leli o sobie, chociaż pokazał cztery palce i gdy wrę czyliś my mu 4 rupii, powiedział , ż e potrzebuje 40. Przycią gną ł policjantó w. Zadeklarował em, ż e to "idioci" dał em mu 20 i wyjechaliś my.

Meczet, ł adny, ale gó wniany. Okolica, w któ rej znajduje się meczet, jest tak gł upia, ż e ​ ​ aż strach po niej chodzić nawet w dzień . Zapach kał u i publicznych toalet jest wszę dzie.

Tuż przy pł ocie, miejscowi dentyś ci z protezami, moż na od razu naprawić rower, tam zjeś ć . Wejś cie na teren meczetu jest bezpł atne, ale za fotografię.250 rupii z każ dego aparatu. Ledwie wytł umaczyli staremu muzuł maninowi, ż e obecnoś ć dwó ch kamer nie oznacza, ż e ​ ​ bę dziemy strzelać z dwó ch. Zmusili mnie do zdję cia butó w (ż ał owaliś my, ż e nie zabraliś my skarpetek ani torebek) i zał oż yli stary uż ywany szlafrok i spó dnicę na mę skie owł osione nogi))). Oczywiś cie w przypadku portretu nikt nie przeszkodził mi go zdją ć ze mnie, ale potem dł ugo wycieraliś my nogi antyseptycznymi chusteczkami siedzą c na stopniach meczetu (cał a podł oga tkwi w pozostał oś ciach ż ywotnej dział alnoś ci orł y, wró ble i czę ś ci Indian).


Wyszliś my z meczetu i skrę cają c w lewo (korzystają c z mapy) przez ł opatę i smró d, podeszliś my do Czerwonego Fortu. Weszli przez tylną bramę . Fort jest ogromny, pię kny, wokó ł jest duż o zieleni. Nad nim są stada jastrzę bi. Ale nie był o czasu, ż eby do niego wejś ć , ani pragnienia.

Szliś my i postanowiliś my zł apać rykszę do metra. Tutaj zaczę liś my korzystać z usł ug policji. Skoro biorą udział we wszystkich machinacjach zarobkowych, dlaczego wię c nie mielibyś my ich uż yć ? ! Najpierw pytamy ich o cenę od punktu A do punktu B, a nastę pnie prosimy o zł apanie dla nas rikszy. Spektakl jest niesamowity! ! ! Policjant, czy to dziewczynka, czy chł opak, spowalnia cał y ruch na drodze, wycią ga kilka rikszy i negocjuje NASZĄ cenę . Biedne riksze nie mogą im tak naprawdę odmó wić , wię c szybko spiskują.

Po dotarciu do hotelu zabraliś my ubrania i udaliś my się na dworzec... w drodze do Agry...

... Przed odlotem do domu postanowiliś my zostać w Delhi jeszcze kilka dni. Przybywają c do Krajowego Terminalu Lotniska, wsiedliś my do autobusó w kursują cych mię dzy miastem a lotniskami. Pojechaliś my prosto na dworzec kolejowy w New Delhi i przeszliś my przez stację do MB. Miasto odnotował o wzrost liczby funkcjonariuszy wojska i policji.

Samo zoo jest doś ć opuszczone. Pomieszczenia dla zwierzą t są zaroś nię te, same zwierzę ta są chude. Wiele wybiegó w jest pustych lub nie moż na w nich wizualizować zwierzą t. Samo zoo jest rozkopane, ś cież ki wś ró d zaroś li traw nie są widoczne. Chociaż samo zoo ma wiele ciekawych zwierzą t. Na terenie ZOO mieliś my zakł opotanie, nie mogliś my zrozumieć , kto jest na wystawie, zwierzę ta czy my. Patrzyli na nas w ten sam sposó b, w jaki patrzyli na mał py. Choć staraliś my się przyzwyczaić do tego, ż e biał y czł owiek jest traktowany jako ciekawostka, to nam się nie udał o. Szczegó lnie martwili się o biedne dzieci, któ re tak bardzo skrę cał y sobie karki, ż e wydawał o się , ż e teraz skoń czą . Wydawał o się , ż e nauczyciel teraz mó wi do dzieci: „Spó jrz w prawo, widzisz mał py gatunku Homo ukrainus”.


Opuszczają c zoo wskoczyliś my do autobusu i pojechaliś my do najbliż szej stacji metra i udaliś my się do ś wią tyni Akshardham. Wiedzieliś my o zasadzie zwiedzania tego kompleksu, ale mieliś my nadzieję , ż e wszystko pó jdzie lepiej.

Faktem jest, ż e wpuszcza się ich na terytorium prawie „nago” - ani aparatu fotograficznego, ani telefonu komó rkowego, ani jedzenia - nic nie moż na wnieś ć . Rzeczy pozostawia się w magazynie, za co „nie ponosi odpowiedzialnoś ci”. Wypeł niasz kwestionariusz-listę przedmiotó w do przekazania. Zawiera zwrot „50 rupii (1 USD) jest zwracane za każ dy utracony przedmiot”. Przynajmniej tak to przetł umaczył em, a cał a notatka został a przez nas zinterpretowana w nastę pują cy sposó b: „Drodzy goś cie, wstawcie swoje rzeczy na listę , abyś my wiedzieli, któ ry z pracownikó w kompleksu zostanie szczę ś liwym posiadaczem drogiego aparatu za jedyne $ 1. ” Sam magazyn nie wzbudził w nas zaufania, zawahaliś my się przy wejś ciu i uznaliś my, ż e jest „pię kny”, ale sprzę t fotograficzny jest droż szy!

Wieczorem niedaleko hotelu poszliś my do dziadka, któ ry maluje henną . Wszystkie rysunki są w jego gł owie. Dł ugo rozmawialiś my podczas malowania. Spotkaliś my zabawną Japonkę , któ ra w wigilię otrzymał a rysunek na cał ej rę ce aż do ramienia.

Wię c prawie skoń czyliś my naszą wycieczkę po Delhi. Nastę pnego dnia poszliś my na zakupy. Gł ó wny Bazar to duż y obszar targowy z ogromną koncentracją ś mieci na pamią tki. Trochę wiosł owaliś my. Kupił em pamią tki dla rodziny i przyjació ł . Jadą c metrem mię dzy rynkami, zwiedziliś my ś wią tynię -pomnik Hanumana, wykonaną w formie ogromnego boga mał py. Wejś cie do niego był o zamknię te, ale moż na był o się obejś ć.

Po wymeldowaniu się z hotelu wrzuciliś my plecaki do przechowalni na dworcu. Choć „pomocnicy” przestraszyli nas, ż e nikt nie odbierze nam rzeczy bez biletu na pocią g, naturalnie udał o nam się odprawić bagaż e. Po prostu wpisali numer paszportu zamiast numeru biletu (któ rego nikt pó ź niej nie sprawdzał ).

Nasza infuzja w indyjskie ś rodowisko był a na twarzy.


Ś miał o piliś my lassi (produkt mleczny) na ulicy ze zwykł ych kieliszkó w, omijaliś my ogromne kolejki Hindusó w po czeki na dworzec i wychodziliś my z kolejki, nawet nie wrzucają c rzeczy do czekó w. Byli zauważ alnie bardziej oboję tni na wszystko, co dział o się wokó ł nas, patrzą c na sytuacje filozoficznie. W ś rodku panował spokó j! ! ! Był o dobrze, ale nadal chciał em wró cić do domu.

Lot był o 5 rano, pytanie czy warto gdzieś przenocować i jak dostać się na lotnisko mię dzynarodowe w nocy. W Delhi pomimo ogó lnego chaosu transport jest bardzo dobrze rozwinię ty. Bezpoś rednio na lotnisko kursuje metro. Szybko, czysto, cicho, fajnie i nie drogo. Ostatni ekspres odjeż dż a ze stacji New Delhi o godzinie 23-20 (jeś li się nie mylę ). Myś lą c wię c, ż e jesteś my zmę czeni i MOCNO chcemy wracać do domu, postanowiliś my wieczorem udać się na lotnisko i tam się zdrzemną ć . Na lotnisku byliś my okoł o godziny 20:00. Nie byliś my sami, a dla chcą cych spać są osobne krzesł a.

Wię c perekantovavsya, w koń cu odlecieliś my.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (25) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara