Podróżuję po raz pierwszy w życiu. Część 3

18 Lipiec 2015 Czas podróży: z 07 Czerwiec 2015 na 21 Czerwiec 2015
Reputacja: +68
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Kontynuacja. Zacznij tutaj:

Czę ś ć.1

Czę ś ć.2

Dzień.10. Natura nie ma zł ej pogody)

Obudziliś my się pod ponurym niebem Gruzji okoł o 8:30. Nie moż na powiedzieć , ż e ten fakt nas zdenerwował : nasze zamó wienie do niebiań skiego biura został o zrealizowane - chcieliś my po prostu przespacerować się po Ogrodzie Botanicznym na luzie. Po zjedzeniu wszystkiego na ś niadanie, ł ą cznie z zapasowymi naleś nikami i sł odkimi grzankami (pł atki owsiane z owocami został y zmiecione wcześ niej), powoli przywracają c urodę , wyszliś my z pensjonatu o 10:00.


O 11:00 nasz kierowca wysadził nas przed bramą do Ogrodu Botanicznego Batumi, obiecują c spotkać się z nami z drugiej strony. Za 8 GEL na osobę zanurzyliś my się w pię knym zielonym parku z tak wieloma ró ż nymi roś linami, ż e nie bę dę się podejmował ich wymieniania. Powiem jedno: to cholernie pię kne miejsce). Jednak natura postanowił a przesadzić z naszym meteorologicznym nakazem – a najlepsze, jak wiadomo, jest wrogiem dobrego – io 12:30 w gó rnym parku z widokiem na morze zł apał nas typowy podzwrotnikowy deszcz. To jednak nie popsuł o nam humoru: kró tkimi kreskami, wdychają c ostrą zieloną ś wież oś ć parku, podbiegliś my do naszego opiekuń czego kierowcy, któ ry o godzinie 13:00 zabrał nas do suchego samochodu przy wyjś ciu z Ogrodu Botanicznego.

Gó ra Adż ara, czyli wodospad Makhuntseti, szybko rozwiał a zapadł ą sennoś ć , a od 14:20 do prawie 15:00 nasza wesoł a ekipa cieszył a się widokiem najpierw wodospadu, a potem mostu Kró lowej Tamary (XII wydaje się , ż e wiek). Na zdję ciu widać reinkarnację kró lowej Tamary))).

A potem był Batumi. . . Spotkał nas ze swoim najlepszym osią gnię ciem (jak nam się wydawał o, gł odnym i zmarznię tym) - Adjarian chaczapuri, są adż aruli (7 lari za danie). Nie zdą ż ył em uchwycić samego pię kna, bo aromat po prostu doprowadzał mnie do szał u, a gdy opamię tał em się , gł ó wna cecha tego dania zaginę ł a – jajko, któ re jest umieszczone w samym ś rodku tego pysznego , udał o się już wymieszać z nadzieniem. Ale nadal wyglą da na rozpoznawalne. Przyznam szczerze, ż e nie opanował em tego, a to tylko najmniejsza porcja). Istnieją legendy o gruziń skich bohaterach, któ rzy potrafią opanować czę ś ć Titanica za jednym razem. . .

Mają c doś ć cię ż ki, nasz zespó ł postanowił się rozdzielić . Moi podobnie myś lą cy ludzie poszli na bazar Batumi, aby kupić te wyją tkowe produkty, któ re każ dy z nas kojarzył z Gruzją . U mnie był a to só l Svan (1 lar szklanka 100g ze szkieł kiem w poł owie tej szklanki), suszone figi (20 lari kilogramó w, ale waż ą ile prosisz, mimo ż e wisi w koralikach) i tlapi - niesamowita rzecz, któ ra uratował a mnie przed chorobą lokomocyjną na zakrę tach serpentyny gruziń skiej drogi wojskowej. Te cienkie naleś niki z mroż onego soku owocowego, duż y kawał ek, nie mogł em się oprzeć i zdobył em wszystkie rodzaje, któ re był y: z kiwi, wiś ni, gruszki, winogron, ś liwek i tkemali).


Deszcz nie ustał , ale z jakiegoś powodu nie chcieliś my wyjeż dż ać z Batumi, ale zegar wskazywał już.18:00. Intuicja podszeptał a nam, ż ebyś my poszli do restauracji w pobliż u Portu Morskiego na filiż ankę prawdziwej kawy parzonej na piasku - i zdarzył się cud: już o 18:35 deszcz przeszedł za gó ry, morze był o zupeł nie spokojne, a my, z westchnieniem ulgi poszedł zapoznać się z odnowionym Batumi. Spę dziliś my nieco mniej niż godzinę wspinania się na taras widokowy i schodzenia na nasyp, ale ten czas na pewno nie poszedł na marne - dowó d na zdję ciu). Bilet na kolejkę linową kosztował nas 5 GEL na osobę .

Kiedy zeszliś my na dó ł , miasto już zapalał o ś wiatł a. Wą skie uliczki starego miasta mogą być naraż one na korki w cią gu dnia, ale wieczorem bardzo sprzyjają spacerom. Postanowiliś my spotkać się o 21:00 na Piazza, to takż e wł oski dziedziniec, na któ rym znajduje się nowoczesna wież a zegarowa i figurki w strojach ludowych. Nastę pnie skrę ciliś my do portu morskiego, aby udać się na Bulwar, ulubione miejsce wypoczynku turystó w i mieszkań có w. A ś wiatł a się mnoż ył y. . . Sł ynne ś piewają ce fontanny osobiś cie pozostawił y mi najbardziej ż ywe wraż enia: zaskakują co dopasowane tań ce biczó w wodnych do przyjemnej muzyki klasycznej i niezbyt dobrej muzyki). Punktem koń cowym naszego spaceru był plac z pomnikiem Medei ze Zł otym Runem, na któ rym peł ni wraż eń wsiedliś my do samochodu i udaliś my się do pensjonatu.

Po chaczapuri (tak, tym, któ ry zjedliś my o 16! ) Kolacja był a oczywiś cie zbę dna, wię c o 23:30 poszliś my spać ) Do zobaczenia jutro)))

Batumi Ogró d Botaniczny na Zieleni Peleryna

Wodospad Mahuntseti

Most kró lowej Tamary w gó rskiej Adż arii

Adż ariań ski chaczapuri

Port Batumi

Ulice starego Batumi

Panorama Batumi z gó ry Feriya

Na kolejce linowej

Dzwonnica na Piazza

Ś piewają ce fontanny

Diabelski mł yn na nasypie i latarni morskiej

Wież a alfabetu

Plac Europejski

Dzień.11. I znowu morze)

Spacer po Batumi był ś wietny, ale ciał o już wymagał o leniwego tarzania się na plaż y. Od razu po ś niadaniu ruszyliś my nad morze, bo sił a pojawił a się po buł kach jajecznych z pomidorami i zieleniną oraz pł atkach owsianych z bananami na ś niadanie (o 9 rano, tak, tak)).

W ogó le nie chciał em odwracać uwagi od fal, ponieważ skakanie na nich (i w nich))) jest bardzo fajne. Przerwa obiadowa o 14 z zupą wermiszelową i pilawem. Stopniowo nasyceni gruziń skim duchem zaczę liś my dodawać adż ykę do wszystkich potraw))) okazuje się bardzo dobrze))))


Lekka kolacja warzywna (zgadnij, któ ra godzina))) przygotował a mnie na spokojny wieczó r i spacer pod sosnami do morza. Należ y zauważ yć , ż e choć morze tutaj nie jest bardzo sł one, to powietrze przesycone igł ami to rekompensuje. Spacerują c po bilety na dworzec Ureki, doceniliś my dogodną lokalizację naszego pensjonatu we wsi - bliż ej centrum, gwar kawiarenek i dyskotek ró sł , a nam naturalna cisza, ta z cykadami i sł owikami).

Dobranoc, przyjaciele)))) do zobaczenia jutro)

Dzień.12. Nadal nie jesteś my zmę czeni)))

Na ś niadanie zespó ł pensjonatu zaskoczył nas kwaś ną ś mietaną ). Musieli dł ugo i cię ż ko tł umaczyć ró ż nicę od sernikó w i naleś nikó w, ale był o wię cej ż artó w i ś miechu niż kulinarnej skrupulatnoś ci - ustaliliś my, ż e to po prostu bardzo smaczne. Owsianka z mleka ryż owego nie budził a ż adnych wą tpliwoś ci, dlatego bez zwł oki udaliś my się nad morze.

Morze postanowił o dziś zadowolić nas począ tkowo niemal spokojem, któ ry, bliż ej poł udnia, został zastą piony lekkim podnieceniem i prą dem w przeciwnym kierunku. W pł ywaniu wpł ynę ł a na to gra „zgadnij, gdzie jest ciepł y prą d”, ponieważ masy wody mieszał y się . To jednak tylko poprawił o nam nastró j - wpadliś my do morza jak schizofreniczne delfiny))

Zdecydowanie zalecono nam zaspokojenie naszego brutalnego gł odu barszczem ukraiń skim, makaronem i lekkimi kotletami z kurczaka, co zrobiliś my (nie był o sensu ani chę ci się opierać )).

Beznadziejnie spó ź nił em się na obiad, bo to był nasz ostatni wieczó r w Urekach (a raczej ostatni) i postawił em sobie za cel zł apanie zachodu sł oń ca. Jak się pó ź niej okazał o, nie mogł am poś wię cić najsmaczniejszego ratatouille (chociaż okazał o się , ż e w rzeczywistoś ci był a to swobodna interpretacja narodowego dania gruziń skiego, któ rego nazwy nie pamię tał am… coś z ropuchami i sandał ami. . . ), gdyż moi koledzy odpoczywali na plaż y o zachodzie sł oń ca peł ni i zadowoleni. Ale zachó d sł oń ca był tego wart...zwł aszcza, ż e ​ ​ ratatouille (czy jak to nazywali? )) I tak to dostał em))))

Jutro poż egnam się z morzem. . . Dobranoc)

Dzień.13. Ż egnaj morze…


Oto ostatni dzień naszych wakacji nad morzem. . . Obfite ś niadanie z mlecznej owsianki z makaronem i jajkiem sadzonym z kieł basą o 9 rano pł ynnie zamienił o się w przetwory, któ re przecią gnę ł y się prawie do obiadu - pogoda zadecydował a by w koń cu zadowolić nas gorą cym gruziń skim sł oń cem - do poł udnia opuszczenie chł odnego domu na plaż y był o prawie niemoż liwe.

Na obfite ś niadanie nie mniej obfity obiad o 15:30 (wszystko, abyś my nie byli gł odni jadą c pocią giem do Tbilisi) - barszcz i gotowane ziemniaki z cefalem smaż one w adż yce i zieloną sał atą kapusty i ogó rkó w . Ale nie mogł em się powstrzymać od poż egnania z morzem i w 40 sekund przebrał em się w kostium ką pielowy i rzucił em się do morza). Przezroczysta woda (już bez zimnych prą dó w) delikatnie gł askał a skó rę , ż egnają c się też , chcę wierzyć , ż e nie na dł ugo))).

Nasz pocią g przyjechał na stację o 19:11, wię c byliś my już tam o wpó ł do ó smej, wypatrują c tego ró ż owego cudu))). Do Tbilisi dotarliś my o 23:45, okresowo zasypiają c na drodze. Zostaliś my goś cinnie przywitani przez Ekę zastawionym stoł em, z dań z któ rych rozpoznał am tylko dolmę...no có ż , ś wież e warzywa))).

Wyglą da na to, ż e czeka nas kolejny dzień w Tbilisi. . . Dobranoc, do zobaczenia jutro)))

Dzień.14. I znowu w Tbilisi!! !

Chociaż nasze szeregi przerzedził y się w cią gu nocy z powodu tych, któ rzy odlecieli samolotem do domu o 6 rano, postanowiliś my się nie nudzić i spę dzić dzień , obdarzony ł aską przewoź nika, pozytywnie w Tbilisi. Co wię cej, spotkał nas jako starych znajomych). Proste ś niadanie ze ś wież ego lawaszu z dwoma rodzajami sera (jeden - imeretyń ski, o ł agodniejszym smaku, drugi - ostrzejszy, ś miał o zapomniał am nazwy), dż em z fig i suszonych ś liwek, ciasteczka i inne drobiazgi spokojnie i odmierzone i zakoń czył się dopiero o godzinie 10.

Oczywiś cie dyskutowano o pogodzie, a raczej o jej kaprysach. Tak, tak, ta sama ulewa, któ ra zmył a zoo, w ż aden sposó b nie dotknę ł a naszych goś cinnych gospodarzy – o tym, co się stał o, na ogó ł dowiedzieli się z ogł oszenia ostrzeż enia o dzikich zwierzę tach. Nie widzieliś my też ż adnych zwierzą t na ulicach, chociaż wedł ug plotek nie zł apaliś my jeszcze pary.


Po ś niadaniu niestety zabrał em znajomych na spotkanie z miastem, a sam usiadł em, ż eby uporzą dkować notatki i zdję cia. Mam nadzieję , ż e mi wybaczysz i zrozumiesz. Jak się okazał o, nie był to najgorszy pomysł , bo nad Tbilisi wisiał upał , wyraź nie zapowiadają c nowy deszcz. Albo deszcz, jak się pó ź niej okazał o).

Nie mogł o zabrakną ć lunchu, bo gospodyni hostelu przygotował a dla nas prawdziwe kharcho, a jej mą ż przywió zł „niezbyt sł odkiego, dopiero zaczę li” arbuza. Boję się sobie wyobrazić , jak smakują arbuzy w samym sezonie)))) bo ten „poza sezonem” dał by nam przewagę o 100 punktó w!

Upał zaczą ł opadać okoł o godziny 17:00, a my, czysto kobieca firma, postanowiliś my wybrać się na spacer „dla koloru” cichymi, mieszkalnymi ulicami miasta. Tak, szczerze mó wią c, przechodzisz obok mę skich firm lokalnych mieszkań có w jak pod prześ wietleniem, ale! ż adnych okrzykó w, podł ych ż artó w czy szykan w duchu „ł ach, pię kna, chodź my, zostaniesz ż oną ! ” nie był o w zasię gu wzroku. Stromymi uliczkami wspię liś my się na gó rę i wyszliś my z tylnego ję ku do Sameby, katedry Ś wię tej Tró jcy. Skala jest imponują ca, có ż mogę powiedzieć...Lekki deszcz dodawał niebu chł odu i efektó w specjalnych.

Z bramy udaliś my się do Avlabar - jednej z najstarszych dzielnic Tbilisi, dzielnicy etnicznie ormiań skiej. Tu na lokalnym targu kupiliś my pomidory za 2 lari za kilogram i ogó rki za 80 tetri. Niedaleko stacji metra Avlabar przy fontannie skrę ciliś my na nasyp. Nie zeszliś my na sam nasyp, ale szliś my drogą biegną cą wzdł uż gó ry, na któ rej obok naszego hostelu znajduje się rezydencja prezydenta. Wedł ug miejscowych wierzeń ten, kto przemyje oczy wodą z Pł aczą cej Gó ry, zobaczy wszystko bardzo wyraź nie. W poł owie drogi musieliś my wró cić do metra z powodu braku chodnika dla pieszych i przejś ć na drugą stronę , któ ra wychodził a na park w pobliż u Mostu Pokoju i nowy teatr.

Pomimo kuszą cych ś wiateł zapalonych w cał ym mieś cie, udaliś my się z powrotem do hostelu okoł o 20:00, aby przygotować się do drogi i dobrze się wyspać . Oczywiś cie po kolacji skrzydeł ek z kurczaka w adż yce i smaż onych ziemniakó w)

A jutro w drodze powrotnej! Dobranoc)

Arbuz na lunch

Fontanna w Avlabar

Samoeba po poł udniu

Tajne przejś cie w gó ra, gdzie pł ynie wodospad

Nowy Teatr na Nasyp


Zapala się Most Pokoju

Dzień.15-16. Droga do domu.

W oczekiwaniu na naszą dł ugą podró ż nigdy nie znudził o nas zachwycanie się kulinarnymi talentami naszej gospodyni (mó wię poważ nie - to najsmaczniejsze chaczapuri, jakie kiedykolwiek jadł am w Tbilisi), ale ta przyjemnoś ć przyszł a do koń ca, kiedy wyruszamy o 10:00 z goś cinnego portu naszego hostelu.

Droga był a znajoma, ale ciekawie był o patrzeć na wszystko z drugiej strony. Udał o nam się wię c zobaczyć sł ynne jezioro Zhinvali, któ re przegapiliś my po ciemku w drodze do Gruzji. Zobacz, jak czyste i przejrzyste Aragvi przepł ywa mię dzy gó rami. Szczegó lnie uderzają cy był jej kontrast z Terkiem – był ciemny, ponury i miejscami szczerze brudny.

Ale najwię kszą radoś cią był dla nas Kazbek w cał ej okazał oś ci, któ ry otworzył się przed nami dokł adnie w poł udnie. Jak nam powiedziano w Tbilisi, nie jest to do koń ca rzadkoś ć , ale czę sto nie moż na był o zł apać szczytu, któ ry nie był spowity mgł ą i chmurami. Tak, zdecydowanie mieliś my szczę ś cie podczas tej podró ż y))).

Kilka razy musiał em zatrzymywać się po drodze na sesję zdję ciową , potem na zakupy (nie przegapił em okazji do kupienia tlapi, któ re tak bardzo mi się podobał o), wię c granicę gruziń ską minę liś my okoł o 15. Tu byliś my w tarapatach - w strefie neutralnej panował solidny korek z aut o dł ugoś ci prawie dwó ch kilometró w. Już przy rosyjskim szlabanie, gdy nasza cierpliwoś ć prawie się skoń czył a, dowiedzieliś my się , ż e dosł ownie 2 godziny pó ź niej, po przejechaniu obok Kazbeku, zjechał o tam bł oto i ruch uliczny był sparaliż owany. Tu też mieliś my szczę ś cie) po takich wiadomoś ciach cieszyliś my się nawet, ż e jesteś my w tym czasie blisko granicy z Rosją . Mimo to o 18:00 wjechaliś my na terytorium Federacji Rosyjskiej.


A potem zmę czenie dał o się we znaki i prawie cał y samochó d (oczywiś cie z wyją tkiem kierowcy) okresowo zasypiał , pojawiają c się tylko na kró tkie okresy kontroli dokumentó w, któ re są tak czę sto organizowane w rosyjskich pocztach. W Malce mimo bardzo pó ź nej godziny poproszono nas nawet o wejś cie do budynku w celu kontroli. Nie przeszkadzał o to jednak w dalszej ś cież ce i nadal spaliś my.

Jeź dziliś my non-stop na odpoczynek (jedzenie i kawa to obowią zkowa pozycja dla wszystkich pasaż eró w), ponieważ tym razem nasz kierowca zabrał drugiego pilota i wymienili się po drodze. Autostradę do Rostowa zjechaliś my o 12 w poł udnie, a do Szebekino dotarliś my o wpó ł do ó smej. Tutaj ł atwo i bez opó ź nień przekroczyliś my granicę , a przygraniczna kawiarnia na Ukrainie spotkał a nas z nudnym, dokł adnym wł aś cicielem z cał kiem niezł ym szaszł ykiem jak na ukraiń skie standardy. Operatorzy sieci komó rkowych nie spieszyli się z powitaniem nas z powrotem w naszej ojczyź nie, wię c zjedliś my pospieszną kolację i wyruszyliś my do Charkowa o 21:25.

Jezioro Zhinvali

Kazbek w cał ej okazał oś ci

Kolejka. . .

Na granicy gruziń skiej

Podzię kowania dla Rostika, syna Olii, za przewiezienie nas z dzielnicy prosto do domu)

Dzię kuję , przyjaciele, za fajną , pstrokatą firmę ))

Dzię kuję Irino Valeryanovna za tę podró ż )))

Dzię kuję Gruzji, tylko za to, ż e jesteś ))))

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Uwagi (5) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara