nie spodziewałem się, że tak będzie

18 Lipiec 2011 Czas podróży: z 04 Lipiec 2011 na 11 Lipiec 2011
Reputacja: +53.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Od dawna chciał am odwiedzić ojczyznę mę ż a w Armenii. Wreszcie 9 maja udaliś my się do biura firmy Lavana w Czeboksarach i kupiliś my dwa bilety - dla mnie i dziecka - tam iz powrotem na 4-18 lipca. Muszę od razu powiedzieć , ż e firma okazał a się tań sza niż zabranie biletu elektronicznego w Internecie. Mają wię kszy wybó r taryf i zniż ek, w wyniku czego droga taryfa okazał a się duż ą zniż ką i tanim biletem. Zapł aciliś my okoł o 27 tysię cy rubli. Tak, droga do Armenii zawsze był a droga. Przed wyjazdem kupiliś my prezenty dla bliskich - sł odycze Czeboksary, sowieckie perfumy, coś jeszcze. I tak pojechaliś my do Kazania. Lotnisko w Kazaniu niemile zaskoczył o swoimi niewielkimi rozmiarami. Do budynku lotniska wpuszczani są tylko pasaż erowie, bagaż jest sprawdzany przez prześ wietlenie już przy wejś ciu, ale to jeszcze nie jest rejestracja. Natychmiast jeden Ormianin przekazał za naszym poś rednictwem Kirovakanowi paszport dla swoich krewnych, a inna pasaż erka, Rimma, został a zał adowana ponad normę , poprosił a nas, abyś my podzielili się z nami jej bagaż em. Zgodziliś my się - czy to trudne. Pytali, dlaczego tak duż o przywozi do Armenii - okazał o się , ż e masł o tatarskie, jak mó wi, jej dzieci mieszkają tam od miesią ca i nie mogą jeś ć masł a ormiań skiego, bez smaku, wię c ma dla nich szczę ś cie. Nosił a też nasze cukierki Akkondovskie - rzeczywiś cie najlepsze w Rosji. Zabraliś my panią noc ze ś liwkami, a ona zaliczył a wszystko po trochu. Przy odprawie poproszono mnie o pokazanie butelek. Musiał em przed wszystkimi otworzyć poduszkę powietrzną , odpakować dwie butelki - balsamem, celnik upewnił się , ż e opakowanie jest fabrycznie zrobione i nieotwarte, powiedział - zapakuj. W efekcie mó j bagaż trafił do samolotu, a my poszliś my na kontrolę paszportową . Wracają c do Czeboksaró w, udzielił em mę ż owi peł nomocnictwa do opuszczenia dziecka, a notariusz zapewnił mnie, ż e jest to konieczne, chociaż wiedział em już , ż e zgodnie z najnowszym prawem peł nomocnictwo nie jest potrzebne, to zrobił em bardziej dla celnikó w ormiań skich (jak się okazał o, są bardziej lojalni niż my). W rezultacie poprosili mnie o metrykę dziecka, zapytali, czy jadę na dł ugo, a nawet sam zaoferował em peł nomocnictwo, ale nikt się tym nie interesował . Minę liś my ster, potem znowu ramę , sondowano nas rę koma i zaczę liś my czekać na lą dowanie. Z pasaż eró w - tylko Ormianie, tylko ja jestem Rosjanką , dziewczyna był a jedną Ormianką , ale z odkrytymi ramionami iw spodniach „a la ja sraję i noszę ze sobą gó wno”. Poszliś my do toalety i usł yszeliś my wiele kpin ze strony Ormian - jakby nie moż na tego poró wnać z Zvartnots. Có ż , drogi hai, wtedy ż yliby w swoim hayastanie. Weszli na pokł ad samolotu z 20-minutowym opó ź nieniem, wystartowali o 18:30, samolotem Jak-42, choć zadeklarowano Boeinga 737-500. samolot mile nas zaskoczył klimatyzowanym ś wież ym powietrzem, choć był o w upale. Wewną trz wszystko jest schludne i czyste, uprzejme stewardesy. Konkretnie przeczytał em cał y Internet o linii lotniczej Tatarstan - był o wiele jawnego niezadowolenia. Podobał o mi się wszystko, bo przede wszystkim cenię bezpieczeń stwo, a dopiero potem sposó b, w jaki są karmione w samolocie. Plus, muszę od razu powiedzieć , ż e są tacy irytują cy pasaż erowie i był o ich doś ć - powiedziano im, ale nie rozumieją . Czy naprawdę nie da się zrozumieć prostej rzeczy - samolot to nawet nie samochó d osobowy, to ogromna odpowiedzialnoś ć , wię c nie pokazuj tam swojego charakteru przed pracownikami. Wielu nawet nie wył ą czył o swoich telefonó w komó rkowych - a jednak zostali poproszeni. Có ż , kto po tym jest zł y? Nas tak sobie nakarmili - ale dla mnie to nie jest najważ niejsze, sok był wylany do granic moż liwoś ci, a nawet oferowali ró ż ne soki do wyboru, herbatę , wodę i kawę bez limitu. Gdy zbliż ał em się do Erewania, zaczę ł a się paplanina – miał em ponure myś li, Rimma zaczę ł a się modlić , są siedzi też się denerwowali. Ale wszystko się udał o, umieję tnie usiedliś my na ziemi Armenii i klaskaliś my. Weszliś my do zvartnots przez rę kaw. Muszę od razu powiedzieć , ż e przeczytał em wszystko o zvartnotach - fakt, ż e wielu uważ a to za przeł om techniczny, jest moim zdaniem bardzo nacią gnię ty. Zwykł e pię kne lotnisko, nie lepsze niż Szeremietiewo czy Domodiedowo, tyle ż e ludzi jest mniej. Był em jednak mile zaskoczony szybkoś cią obsł ugi. Bez pytania kliknę li pieczą tkę w naszym paszporcie, poszliś my do karuzeli po bagaż . Dostaliś my to, a Rimma zał adował a nasze torby na wó zek, a pracownik zawió zł go do wyjś cia. Wreszcie spotkał em się z bliskimi - matka mojego mę ż a, jego siostra i syn siostry Artak już niecierpliwie czekali przy wejś ciu. Znowu zostaliś my pocał owani i przytuleni, wrę czono mi kosz ró ż - okoł o 20 lub wię cej, co mnie mile zaskoczył o. Artak od razu wzią ł torbę i poszliś my do samochodu. Sł yszał em już , ż e ludzie w Armenii uwielbiają pola kukurydzy - artak ma biał e pole kukurydzy. Szkoda, ż e ​ ​ noce na poł udniu są czarne, po drodze nic nie widział em. wszę dzie jest ciemno, plotki o ż yciu nocnym w Armenii są mocno przesadzone. okazał o się , ż e nasze telefony nie są tutaj odbierane - jakoś polegał em na auto-roamingu, w Rosji moi rodzice byli zaniepokojeni, ż e już nas nie wypuszczą . Siostra mojego mę ż a, Alvard, dał a mi komó rkę , zadzwonił am do mamy. Zatrzymaliś my się w ł aź ni parowej, ż eby kupić lawasz. Wysiadł em z samochodu - to niesamowite, jak jest zimno. Padał o i dosł ownie trzę sł am się z zimna. Ale spró bował em wody na ulicy z kranu - po prostu cudowna woda, nie do poró wnania z naszą . Wszyscy patrzyli na mnie z zainteresowaniem - tu na ulicach nie był o Rosjan. Ruszyliś my dalej. pó ł torej godziny pó ź niej dotarliś my do Vanadzor - i gdy tylko Artak mó gł nawigować w takiej ciemnoś ci. Pojechaliś my do domu mę ż a - dom ma dwie kuchnie, 5 pokoi, duż o pomieszczeń gospodarczych, garaż , kawał ek ziemi. Od razu nasą czyliś my do stoł u, ale był a już.2 w nocy, poszliś my spać . Nigdzie w Armenii nie widział em na siebie skoś nych, niezadowolonych spojrzeń - wrę cz przeciwnie, peł na serdecznoś ć , warto o coś zapytać , bo wszyscy od razu przyjaź nie tł umaczą , wszyscy rozumieją i mó wią po rosyjsku, a bardzo się bał am, ż e ję zyk rosyjski w Armenii został y już zapomniane. Wszę dzie na ulicy sprzedają kawę , któ ra jest nastę pnie drobno zmielona. Poszliś my na rynek - nazwał bym to niehigienicznymi warunkami. Zapach sera przyprawia o mdł oś ci, wszyscy dotykają ich rę koma, mię so wisi w upale, obok udka kurczaka. Na ulicy nogi leż ą z galanterią , obok ś wież y pstrą g, któ rego mi od razu kupili. Ogó lnie rzecz biorą c, Alvard, Artak i Artush nieustannie speł niali każ de z naszych pragnień - po prostu mó w, czego chcesz. Zdziwił em się , ż e w Armenii nie ma mocnych baterii Duracell i Energizer, musiał em cią gle uzupeł niać aparat. Jedzenie jest tań sze w poró wnaniu do Rosji - wiś nie to 65 rubli za nasze pienią dze, morele 30, truskawki 60, ser był drogi nawet tam - okoł o 500 rubli, cał y sprzę t jest droż szy niż w Rosji. Mał y laptop od 15 tysię cy rubli, lodó wki od 2.000. Ale benzyna od 40 rubli i wię cej. W sklepie meblowym podobał mi się szklany pię trowy duż y stó ł z kolorowymi kamieniami - 4000 rubli za nasze pienią dze, chciał em go nawet kupić i zabrać do Rosji, mamy takie 10-12 tys. Wszę dzie naprawdę chcą coś od nich kupić , nawet w sklepie jubilerskim sprzedawca był dla mnie przyjazny. W Rosji, w sklepie jubilerskim, sprzedawcy najpierw zastanowią się , czy warto spę dzać na tobie czas. Wieczorem poznaliś my mł odą synową - ż onę bratanka Siergieja, brata Artaka, ma na imię Alvard. Z wykształ cenia prawnik, ale podobno pracuje jako sprzedawca za 2 dolary dziennie. Znowu wyszliś my do miasta. Ale nic w mieś cie, poza otaczają cymi go gó rami, nie zrobił o na nas wraż enia. W Czeboksarach są niezliczone parki i rozrywki, ponadto takie, ż e w Armenii trzeba jeszcze jechać i jechać . Postanowiliś my zabrać nas do khor-virap nastę pnego dnia. Ja osobiś cie był em gotowy do zabrania wszę dzie - wszystko mnie interesuje. Pojechaliś my tą samą drogą , co z Erewania. Po drodze gó ry zaskakiwał y wszę dzie. Przed nami wysoka gó ra nagle zalś nił a lodem - to Aragaty. Wyszliś my zrobić zdję cie i Artak zatankował auto - pó ki czekaliś my - zamarzliś my przecież.2000 m n. p. m. chociaż ś wieci sł oń ce. Bliż ej Erewania zaczyna się smaż yć Pojechaliś my do siostrzeń ca matki mojego mę ż a w Erewaniu - mają przyzwoite mieszkanie, mają nawet pralkę i mercedes-automat na benzynie. Znowu owocowo-kawowa-baklava-gata i pojechał em do Etchmiadzina. To naprawdę imponują ce, gdy pomyś lisz o tym, ile lat mają koś cioł y i co widział y. Zajrzeliś my do wnę trza ś wią tyni, zwiedziliś my i sfotografowaliś my wszystko w muzeum. W sklepach wszystko jest doś ć drogie, choć turystó w nie widać . Uderzył mnie ogró d, w któ rym drzewa są usiane morelami. I wszę dzie moż na napić się pysznej wody. Nastę pny Khor Virap. Z czci zazdroszczę sobie - trzeba, gdzie indziej widać kolebkę chrześ cijań stwa. Mó j syn wspią ł się na ten wł aś nie virap - 14 metró w po prostej drabinie, nie ryzykował am. Ararat jest tuż przed nami, a tam droga - to granica turecka. Z wysokoś ci przed Araratem wezwali Rosję . Znowu zaskoczony brakiem turystó w. Zjedliś my doskonał e khorovaty pod morwami. Wró ciliś my do domu okoł o 23. Nastę pnego dnia - Sevan. Droga wiedzie przez molokań skie wsie Fioletovo i Lermontovo, któ re, jak powiedział Artak, ż yją bardzo bogato. Uderzył y nas przeł ę cze – teraz wiadomo, dlaczego Ormianie są najlepszymi kierowcami ze wszystkich, a mó j mą ż generalnie lepiej czuje się za kierownicą niż bez samochodu. Przejechaliś my przez 24 zakrę ty o 180 stopni i wylą dowaliś my w Sevan. To jak sł owo niebieski – to naprawdę gł ę boki bł ę kit otoczony gó rami. Pię kno jest nie do opisania i urzeka podziwem. Weszliś my do wody - nic bardziej przezroczystego nie widział em, nawet na Morzu Ś ró dziemnym. Moż esz zobaczyć wszystkie kamyki na dnie, nawet gł ę boko z brzegu. Pojechaliś my katamaranem, Alik i artak pł yną ł - woda jest zimna, zdziwił o mnie, ż e niewiele kobiet pł ywa, a te, któ re pł ywają , leż ą na brzegu pod rę cznikami, chociaż mogą się opalać . No tak, nie narzucam się mentalnoś cią – sama wszę dzie chodził am w dż insach. Wspię liś my się na Sewanawank - znó w uchwycił o mnie poczucie przynależ noś ci do wiecznoś ci i nienaruszalnoś ci, co potwierdza surowa i ascetyczna murarstwo bazaltowych koś cioł ó w, przed wejś ciem zbió r chaczkaró w. Ś wietnie piecze, alvard spalony. W ogó le mieszkają na poł udniu i nie umieją się opalać - a opalam się dobrze, bo bez opalenizny czuję się naga. Kupiliś my raki Sevan - ich muszle są bardzo twarde. Wypiliś my kompot z derenia, wodę Jermuk. Wieczorem wró cili. Kolejny dzień był poś wię cony alvard house - kupili mię so, bakł aż any, paprykę , pomidory do mojego ulubionego grilla. Wcześ niej karmiono nas już matsun od naszej krowy, jajecznicą od naszych kurczakó w z pomidorami, pró bował am okry i marynowanego derenia. Znowu uczta, spojrzał na nagranie ś lubu Siergieja i Alvarda. Dał am im perfumy - tete-a-tete i zł oto Scytó w, oba alvardy był y szczerze szczę ś liwe, podobnie jak komplety poś cieli. Nastę pnego dnia odwiedziliś my przeł ę cz Puszkina - ta rzecz jest mocniejsza niż droga Sevan, cią gle był em zaskoczony, jak moż na jeź dzić takimi zakrę tami i bez ogrodzenia. Okazał o się , ku zdziwieniu matki mojego mę ż a, ż e ​ ​ na gó rze nie ma już pomnika, fontanny, kawiarni - bardzo się tym zdenerwowali. Zbieraliś my gó rskie zioł a - mó wili, ż e na mię so, jakieś niebieskie kwiaty, zrobił em mnó stwo zdję ć widokó w z gó ry. Potem zobaczyliś my pambak i coś wyją tkowego w naturze - Debet. Skał y tam są strome i kamieniste, bez trawy i drzew, poniż ej pł ynie rzeka debetowa, woda w niej ma 10 st. Mó wiono, ż e są też wę ż e. Nawet tutaj okazał o się , ż e gliniarze drogowi w Czeboksarach znają , a Ormianie na brzegu mó wili o nich niepochlebnie - co prawda, to prawda. Pró bowaliś my wody z kranu - zupeł nie inna woda, ale trudno powiedzieć , gdzie smakuje lepiej. W Vanadzor woda mineralna tryska bezpoś rednio ze skał y, nigdy nigdzie takiej wody nie pił em - jest naturalnie gazowana i naturalnie mineralna, moż na ją poró wnać z doskonał ym cudem. Nadszedł dzień wyjazdu. Cał ą noc padał o, generalnie Armenia zaskoczył a mnie chł odem. Zapakowaliś my do bagaż u dwie puszki poś ladkó w murabu, puszkę tusu, derenia, gatu-baklawy, kupił am też dla mojego dziecka i mę ż a dresy z ormiań skimi symbolami, koszulki, mieloną kawę ormiań ską , buty ze skó ry ormiań skiej dla dziecko i kilka innych drobiazgó w. Wzię li wytrawne wino Aireni, sł odkie Gayane, koniak Ardvin. W dniu wyjazdu zatrzymaliś my się w Erewaniu u brata matki mojego mę ż a. Tam też mieszka ich ojciec - czyli mó j dziadek, ma 93 lata, ale sam wchodzi po schodach, wszystko myś li i sł yszy, mó wi po rosyjsku. W ogrodzie po raz pierwszy zobaczyli figę na drzewie - wujek wyrwał mi ją prosto z krzaka, a ja spró bował am. Jest też ogromne winogrono - nie ogarniać ramion, morwa, pigwa, persimmon. Poszliś my do garni i gegardu. Geghard zaskoczył swoimi jaskiniami, znowu wszę dzie moż na pić wodę , ciekawe chaczkary w samych ś cianach, strome schody i dziury sprzed wielu lat. Zaskoczony gł ę bokimi grotami i jaskiniami. Ś wią tynia garni imponował a swoim pogań skim kontrastem i panoramą gó rskich kaskad. Byli tu turyś ci, mó wili po francusku. Sama wioska jest cał a w ogrodach, wszę dzie są morele i wiś nie. Wujek znowu miał ucztę , znowu khorovats i obfity obiad, owoce, sery, kawę . Nigdy nie myś lał am, ż e zostaniemy tak serdecznie przyję ci, nawet nie „czuj się jak w domu”, ale to jest twó j dom, to jest twoja ojczyzna. Wszę dzie zostawił em najprzyjemniejsze wraż enie mieszkań có w Armenii - nawet na ulicach ludzie cieszyli się , ż e przyjeż dż ają z Rosji, Są siedzi na ulicy Masztoc w Wanadzor wszyscy przyszli się przywitać i popatrzeć na synową z Rosji i ich syn Artur - Alik, wszystkim ż yczył wszystkiego najlepszego. Jak tylko powiedział em - jakie masz pię kne ró ż e w ogrodzie, gospodyni pobiegł a po noż yczki i pocię ł a dla mnie czerwone ró ż e - cał e narę cze. Wszę dzie byliś my zapraszani do odwiedzania, leczeni. Pewnie w Rosji nie akceptujemy tego w ten sposó b, ale mimo wszystko w Armenii trudno jest ż yć , w ogó le nie ma pracy. Wszyscy pytali - czy chciał byś mieszkać w Armenii? Có ż mogę powiedzieć ? Jeś li chodzi o komfort, przed Armenią jeszcze dł uga droga do Rosji, nie ma pewnoś ci w przyszł oś ć , w oczach ludzi, zwł aszcza rodzicó w - rozpacz, wszystkie pienią dze są tylko w Erewaniu, ai tak nie wszyscy. Teraz jeszcze bardziej nienawidzę ich prezydenta Sarkisjana – jak moż na utrzymywać ludzi w takiej biedzie, skoro moż na wszystkich wzbogacić na jednym pomniku. Przecież takich pomnikó w nie ma ani w Szwajcarii, ani w Monako, a tym bardziej w Luksemburgu. Nawiasem mó wią c, przy wjeź dzie do Erewania artak pokazał nam dom, któ rego nie ma nawet w Rosji - i rzeczywiś cie jest tam jedno ogrodzenie z rzeź bami i posą gami warte, jak są dzę , miliard dolaró w, a cał a strona jest jak cał oś ć blok miasta. Alvard i mama mojego mę ż a dali mi pierś cionek. A ja, choć Artak odmó wił , zrobił am mu prezent z pienię dzmi, chociaż wydali na nas wię cej (zawsze kocham siebie za grzeszną myś l, ż e ż ał uję , ż e Artak jest ode mnie 9 lat mł odszy i jest siostrzeń cem mojego mę ż a, wię c jego sił a ł apó wki i ż yczliwoś ć ). Odwiedziliś my Tsitsernakaberd. Oto jesteś my w Zvartnots. Bardzo się bał em, ż e bę dą problemy z wyjazdem - piszą wszystko o Zvartnots. Okazał o się jednak, ż e z nimi wszystko jest ł atwiejsze i lepsze, odprawiliś my bagaż e i odprawiliś my się , ż yczyli nam też przyjemnego lotu. Bagaż dokł adnie 40 kg + bagaż podrę czny baklawa. Potem poż egnalne buziaki i uś ciski i sami udajemy się do strefy celnej. Najpierw skanowane są palce wskazują ce, potem pytają mnie - czy macie puszki w bagaż u? Co tam jest? - mó wię - poś ladki i tus muraba. - Dobra, ś miał o. Nastę pnie kontrola paszportowa, pogranicznik patrzy na nas surowo, ale wbija pieczą tkę w paszporcie, mó wię mu aprè s, a on ledwo zauważ alnie się uś miecha. Bezpł atny sklep dalej. Wybó r koniaku kosztuje 720 rubli - wzią ł em go bez mó wienia, potem dostał em kolejne 20-letnie nairi okoł o 2000 rubli. A piloci zwykle zaopatrywali się w kosze koniaku. Musiał em tu wszystko zabrać - w mieś cie wzią ł em butelkę.20-letniego ardvina - 2.000 dram, wino granatowe, wytrawne i sł odkie Gayane za nasze pienią dze, 130 rubli każ dy. Tutaj wszystko jest tań sze. Znowu skanowanie odciskó w palcó w i jesteś my w Boeingu 737-500. Lot przebiegał szybciej i bez turbulencji, jedzenie mnie zaskoczył o - lepiej by był o, gdyby w ogó le go nie dali, witam Ararata Muradyana, ile wł oż ył do kieszeni na te kartony? Po przylocie wszyscy nie-Rosjanie wypeł nili karty migracyjne i oto jesteś my na lotnisku. Skrzypią ca karuzela niesie bagaż e, ale jest kró tka i pracownicy krzyczą , ż ebyś my sami rozł adowali kufry - inaczej zakrę cą i nasze torby nie dojadą . Rosjanie jako pierwsi przechodzą kontrolę paszportową , a reszta bydł a potulnie czeka. Potem dziecko i ja cią gniemy nasze 40 kg po podł odze - nie da się ich podnieś ć , a celnicy patrzą na nas z uś mieszkiem. Mą ż to wszystko widzi, ale oczywiś cie nie przepuszczą go, co jest nienaturalne - to znowu kontrola bagaż u. Jesteś my pierwsi na taś mie - pytają nas ile mamy alkoholu? Nie pamię tam siebie, zaczynam gł oś no odliczać i myś lę o butelce ś liwkowego bimbru w butelce Jermuka – jeś li teraz poproszą mnie o rozpakowanie, to oczywiś cie coś zabiorą . Celnik zaczyna mi mó wić , ż e do 18 roku ż ycia zasił ek na przewó z alkoholu wynosi 2 litry, a mamy wię cej. Tł umaczę mu, ż e jesteś my z dzieckiem sami, a on – co to ma z tym wspó lnego. Szkoda, ż e ​ ​ nie wzią ł em wydruku z reguł ami importu. Moż esz narobić hał asu. Ale wszystko zamienia się w jedno sł owo - idź . Dzię ki Bogu nic nie wypatroszyli, a na wierzchu był y morele wielkoś ci pię ś ci i wiś nie. Teraz jesteś my w domu, oglą damy zdję cia, wspominamy Armenię , jej przepyszną wodę , bł ę kit Sewanu, surowe i trwał e koś cioł y, nasze pranie na podwó rku - có ż to za bzdury w poró wnaniu z takim pię knem. Prawie zjedliś my baklawę i gata, owoce - „aby ani jeden owoc nie zginą ł ” - tak powiedział mó j mą ż , w koń cu przeszli dwa zwyczaje, spró bowali ardwina - ś wietnie, ale na razie oszczę dzamy wino i inne koniaki. Naprawdę tę sknimy za ormiań skimi drogami i gó rami, zwł aszcza za artakiem, a tu nagle bardzo spodobał mi się ser mototal, ale wkró tce też się skoń czy, jak muraba i titsak. Ale wspomnienia mił ych i goś cinnych ludzi, któ rych szczerze kochaliś my, pozostaną na zawsze.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
алвард, я и алик на севане
пушкинский перевал
артак и я в герарде
арагац
Podobne historie
Uwagi (1) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara