Slavsko i VII plener. (zakończenie)
Co czeka nas nadchodzą cy dzień ?
Poranek wita nas sł oneczną bezwietrzną pogodą .
Należ y zauważ yć , ż e Slavsko ró ż ni się tym, ż e nie ma tu wiatró w. W koń cu miasteczko otoczone jest gó rami, jak w amfiteatrze.
Dziś odpowiedzialny dzień - ostatni dzień pracy i przygotowania do wystawy.
Artyś ci zaczynają podsumowywać pracę od dwó ch tygodni. Tradycyjnie plener podzielono na dwie czę ś ci. Wymuszony podzielony, tk. pierwszemu tygodniowi towarzyszył y deszcze, a drugiemu cieszył a sł oneczna i ciepł a pogoda. Nie wpł ynę ł o to na treś ć obrazó w.
I tu zaczyna się najciekawsze.
Wszyscy obecni artyś ci wystawiają swoje prace. Obrazy moż na zobaczyć wszę dzie. Profesjonaliś ci dzielą się mię dzy sobą wraż eniami i gdzieś udzielają sobie nawzajem porad.
Trochę geografii uczestnikó w. Wasilij Gusarow (St. Petersburg) i Jarosł aw Tsiko (Moskwa) przyjechali z Rosji. Krym reprezentują Sergey Andreev i Renat Ramazanov (obaj z Jał ty). Z Doniecka - Oł eksandr Zhantalai. Są przedstawiciele z Tulczina, Sumy, Kijowa. Oczywiś cie twó rcy pleneru ze Lwowa Orest Kosar, Orest Manyuk, Wiktor Stognut. Są też przedstawiciele Sł awska, Truskawca, Borysł awia, Uż gorodu.
Aby poczuć tę atmosferę , jak mó wią , trzeba się w nią zanurzyć . Nawet stanie obok mnie jest niesamowite. Odurzają cy zapach nie do koń ca wyschnię tej farby.
Dima i Oksana, gł ó wni organizatorzy pleneru i wł aś ciciele osiedla Arefiev, mają przed sobą cię ż ką pracę . Wszystkie obrazy należ y zapakować i przewieź ć do galerii sztuki. Galeria sztuki znajduje się tutaj w Slavsku i nazywa się „Maxim”.
Wszystkie formalnoś ci zał atwione, obrazy spakowane, prace trwają . Ktoś musi zostać na osiedlu, a ktoś dalej pracować na ł onie natury. Wię c w drodze.
Tego dnia postanowiono pracować nad rzeką .
Pię kne krajobrazy, powietrze pachną ce zioł ami i igł ami! Lekki szept wody i cisza!
W takich momentach zaczynasz doceniać brak przemysł u przez dziesią tki kilometró w.
Dlatego latem w Slavsku przybywa coraz wię cej goś ci, któ rzy chcą odpoczą ć .
A my, ż eby nie przeszkadzać artystom, jedziemy w gó ry. Na szczę ś cie ł agodne zbocze gó r, jakby stworzone do wę dró wek. Podziwianie przyrody i wdychanie uzdrawiają cego powietrza minę ł y prawie cztery godziny. Nie ma zmę czenia. Wieczorem zasną ł em w stanie spokoju.
A potem nadszedł ostatni dzień .
Opł aty, pakowanie, zameldowanie i wymeldowanie. Ale organizacja jest taka, ż e wszystko, co się dzieje, jest postrzegane jako sprawny dobrze naoliwiony mechanizm. Ale w rzeczywistoś ci cał y zespó ł spotkał się po raz pierwszy. To wł aś nie oznacza zespó ł ludzi o podobnych poglą dach.
Niestety musisz wró cić do metropolii. Po wę dró wce po gó rach i dotknię ciu tego, co pię kne i wieczne, wyruszyliś my.
Powodzenia dla Slavska, mają tku Arefiewó w, Dimy i Oksany Arefiewó w, robotnikó w Karpat. zaspokojenie.