Nieistotna historia - 2

06 Moze 2014 Czas podróży: z 11 Marta 2013 na 20 Marta 2013
Reputacja: +15097.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Ponieważ nie odważ yliś my się pojechać w region Elbrus, postanowiliś my wypró bować rodzimy Bukovel. Ale jakż e to dalekie i niewygodne! Był pocią g Donieck-Worohta. A komu przeszkadzał ? Był y jednak czasy, kiedy istniał nawet Mariupol-Iwano-Frankiwsk, ale najwyraź niej uważ ali to ró wnież za luksus, na któ ry nie mogli sobie pozwolić . Musiał em wymyś lić trasę z transferami. Wymyś liliś my przeszczep w Kijowie, a przyjaciele we Lwowie.

Aby nasze wakacje był y jak najtań sze, prawie rok przed wyjazdem kupiliś my w Internecie promocyjne karnety narciarskie, nawet poza sezonem. Wyszł o okoł o 100 UAH. w dzień . Niski sezon rozpoczą ł się zaraz po koszmarnym dniu wszystkich mę ż czyzn - 8 marca. Przechodzić z jednego ś wię ta ż ycia na drugie - co za rozkosz!


W pogodny, sł oneczny poranek marca 2012 roku dotarliś my do stolicy naszego kraju. Przed odjeż dż ają cym pó ź nym wieczorem nastę pnym pocią giem Kijó w-Iwano-Frankiwsk, był jeszcze powó z czasu. I trzeba ten czas spę dzić jakoś kulturalnie. Swoje bardzo liczne bagaż e zacią gnę li do przechowalni. Opró cz nart i butó w musieliś my też nosić kaski, bo mieliś my niesamowite szczę ś cie i w tym roku zarzą d kurortu wprowadził ich obowią zkowe noszenie na powierzonym im terenie. Zachwycać się ! Nie nosimy czapek. Maksimum, któ re noszę podczas silnych mrozó w, to kaptur. A tu - na ciebie! Musiał am poż yczyć od znajomych i dostał am dziecię cy kask w wesoł ym czerwonym kolorze, któ ry absolutnie nie harmonizował z resztą stroju. No dobra, nie do jedzenia, ale wł asnym samowarem (w sensie instruktora).

Pozbyliś my się ś mieci i zeszliś my do metra. Gdzie by poszedł ? Byliś my w Kijowie kilka razy, a potem bardzo dawno temu. Przeszukaliś my centrum, poszliś my do Chmielnickiego i katedr, zeszliś my obok kolejki linowej na Dniepr. Moją uwagę zwró cił jakiś podejrzany dź wię k. Okazał o się , ż e to szelest odł amkó w lodu o gruboś ci nie wię kszej niż szyba okienna, wpeł zają cych na betonową podporę , a potem zsuwają cych się z powrotem. Po obejrzeniu tego fascynują cego procesu przez jakiś czas poszliś my dalej i znaleź liś my po przeciwnej stronie ulicy bardzo atrakcyjny dla nas obiekt - sklep Massandra na Podolu w postaci ogromnej beczki po winie. Tylko wakacje! Weszliś my do ś rodka - wnę trze robi wraż enie, ceny też . Ź le spieprzył ! A teraz odmó wić sobie przyjemnoś ci? Kupiliś my nasze ulubione „Bastardo” i pojawił o się przed nami pytanie, gdzie moż emy go teraz uż yć ? To nie Jał ta dla ciebie, straż nicy pilnują , ż eby ż aden pijak, jak my, nie przerwał zamieszek. Ale na ś wiecie nie ma rzeczy niemoż liwych i znaleziono ustronne miejsce! Przeszliś my przez kł adkę na wyspę (a moż e był a to druga strona? ). Na plaż y leż ał y grube kry. Pię kna! Ale to miejsce nie nadaje się do picia. Poszedł w gł ą b lą du. W zaroś lach znaleź li pień , na któ rym gnieź dzili się i oddawali swojemu ulubionemu wystę pkowi, chichoczą c, ż e podobno ż yli, muszą pić tak wyborne wino Bó g wie gdzie.

Skoń czył em z butelką , wró cił em. Nie, nie zostawiliś my jej, jak mogł oby się wydawać , ale zanieś liś my ją do kosza na ś mieci. Pod tym wzglę dem nie ma nas na ś wiecie bardziej przyzwoitych. Pó ź niej powiedzieli dziewczynie „przyjdź w duż ych iloś ciach”, gdzie spacerowaliś my. Był a bardzo zaskoczona i powiedział a, ż e ​ ​ nikt z miejscowych tam nie chodzi z powodu psó w, któ re atakował y ludzi. A my nie wiedzieliś my czego się bać i przechodziliś my obok. Nie dbaliś my o nich, ale oni nie dbali o nas.

Zjedliś my obiad w Bzuchatej Chatce, a ponieważ czasu był o jeszcze doś ć , poszliś my na piechotę na stację . Po drodze udaliś my się na targ besarabski, zwariowaliś my z cenami i szybko się wycofaliś my. Poszliś my do Ecomarketu i zdaliś my sobie sprawę , ż e chcemy kontynuować bankiet. Kupiliś my koniak. I znowu pojawił o się to samo pytanie: „Gdzie? ” Straż nicy porzą dku wokó ł są jak nieoszlifowane psy. Po wę dró wce po stacji i okolicach w koń cu znaleź liś my to, czego szukaliś my. W poł owie pusty bufet dworcowy w bocznej uliczce i to pomimo tego, ż e w pozostał ej czę ś ci dworca nie był o absolutnie gdzie po prostu usią ś ć . Wzią wszy coś do ż ucia dla przyzwoitoś ci, usiedli przy stole najdalej od straż nika. Jednak bardzo pasjonował się swoim laptopem i nie zwracał na nikogo uwagi. Ale z opuszczonymi szklankami, wyrzuconymi z pustą butelką . Có ż , jest to cał kiem moż liwe do rozwią zania, jeś li naprawdę chcesz (i naprawdę chciał eś , jak rozumiesz). Z kolei zrobili „szufelkę ” z gardł a.


Ponieważ zbliż ał się czas wyjazdu, poszliś my odebrać rzeczy. A potem, po jakichś znakach, niewidocznych dla innych, widzę , ż e ich szlachetnoś ć wcią ż jest odcię ta. Nie wiem dlaczego, czy jestem normalny? Potem pomyś lał em, ż e najwyraź niej jego „kovt” jest co najmniej dwa razy wię kszy niż mó j. Oto chciwy koń ! A jak, chorobliwie, nosił plecak z butami na kask i walizkę z dwiema parami nart! Ł adują c to wszystko na trzecią pó ł kę , ktoś prawie przybił to nartami. Przeklinał , ale ze stoickim spokojem znosił wszystko, po czym natychmiast zemdlał .

Rano dotarliś my do Iwano-Frankiwska. Spotkał em koleż ankę i jej dorosł ego syna. Pojechali do Lwowa, a potem planowali pojechać jakimś pocią giem do Jaremcza, ale nie wzię li pod uwagę tego, ż e pocią g przyjeż dż a tam pó ź no w nocy, a ponieważ nie planowaliś my tam mieszkać , uznano, ż e to niemoż liwe. znajdź zakwaterowanie na jedną noc. Dlatego we Lwowie przekazali bilety (prawie nie zwró cili pienię dzy) i kupili je do Iwano-Frankiwska.

Przy dworcu PKP znajduje się ró wnież przystanek autobusowy. Ludzi, któ rzy chcieli wyjechać do Bukowela, był o aż nadto, a my nie bylibyś my w stanie wsią ś ć do pierwszego autobusu. Ale znajomi, któ rzy byli tam wcześ niej, dali nam numer telefonu jednego chł opa (nie podam go, ż eby go nie spalić ), któ ry rezerwuje miejsca w autobusie Iwano-Frankowsk-Bukowel, jeś li zadzwonisz do niego poprzedniego wieczoru, któ ry my nie zapomnieli zrobić , mimo ż e byli pijani. Koł o autobusu znaleziono chł opa, posadził nas na najlepszych miejscach, a my zapł aciliś my mu dokł adnie tyle, ile kosztuje bilet w kasie, nic nie przepł acają c. Na począ tku nie mogł em zrozumieć , na czym polegał haczyk, jaki był interes tego czł owieka? Potem dokł adnie przestudiowaliś my bilety, któ re nam dał - niektó re kupiono ze zniż ką na ś wiadectwa niepeł nosprawnoś ci, inne - do Jaremczy, chociaż musieliś my jechać do Polianicy. Ogó lnie przystojny - i czujemy się dobrze, a on. Tylko wł aś ciciel autobusu jest zł y (nie wiem, czy jest publiczny czy prywatny).

Był em w tych stronach po raz pierwszy, mimo ż e mó j nież yją cy już dziadek pochodził stą d. Huculszczyzna wcią ż był a taka sama. Pomimo tego, ż e wię kszoś ć ż ycia spę dził w regionie rosyjskoję zycznym i był ż onaty z moją babcią Rosjanką , beł kotał po swojemu. Bariera ję zykowa nie przeszkodził a im jednak w urodzeniu aż sześ ciorga dzieci.


Ojczyzna moich przodkó w jakoś nie był a imponują ca, raczej nudna, cał y czas patrzył am - a gdzie są gó ry? Po Jaremcze krajobraz stał się pogodniejszy, ciekawiej stał o się wyjrzeć przez okno. Był am pod wraż eniem liczby kaplic (kaplic po rosyjsku). Miejscowi są tak poboż ni, ż e są pod tym wzglę dem bardzo podobni do Gruzinó w (o czym się pó ź niej dowiedział em). Przypię ł am dom do gó ry nogami, przepraszam, ż e nie miał am czasu zrobić zdję cia.

Przyjechaliś my do Polyanytsya. Wł aś cicielka naszego przyszł ego domu spotkał a nas w czarnym jeepie. Jednak chł ó d! Chatynka stał a na wzgó rzu, okoł o 5 minut spacerem od gł ó wnej drogi. Ale podjazd okazał się tak stromy i ś liski, ż e moż na był o się tam dostać tylko z napę dem na wszystkie koł a. Numer telefonu wł aś cicieli odebrał jeden z ich znajomych. Ł adny, nowy, drewniany dwupię trowy dom z trzema pokojami dwuosobowymi na pię trze. Opró cz pokoi znajdował się przedpokó j, balkon, jadalnia i poł ą czona ł azienka. Pokoje są mał e, ł ó ż ka takie sobie, w każ dym pokoju iw jadalni - w telewizji. Ś ciany, podł oga z naturalnego drewna, zapach jak w saunie. Dobrze się nagrzali, nie zamarzliś my. Oto tylko ł azienka - smutek. Po pierwsze jest to jedno na cał e drugie pię tro (na 6 osó b), a po drugie drzwi są przeszklone i prawie przezroczyste. Có ż , trzeba był o pomyś leć o takim umieszczeniu! Ale moż esz od razu zobaczyć , czy jest zaję ty, czy nie. Dobrze, ż e w trzecim pokoju goś cinnym nikt nie mieszkał , a nasza czwó rka jakoś się rozpadł a. Na parterze znajduje się teren wynajmują cego oraz mał y aneks kuchenny dla lokatoró w, w któ rym moż na przygotować proste posił ki. A ta przyjemnoś ć był a warta - 75 UAH. za osobę (w marcu). W sezonie - podobno 100. Bardzo wyró wnany budż et. Kolację mogł a zamó wić gospodyni z menu, któ rego listek leż ał w jadalni.

Zostaliś my wynaję ci do zabrania nas w gó ry przez mę ż czyznę w Nivie, któ rego numer telefonu podał a nam gospodyni. Z jakiegoś powodu wł aś ciciel tego nie zrobił , podobno ratował samochó d. A droga już tam jest - nie przynoś , Panie! Zbombardowali go w czasie II wojny ś wiatowej i tak go zostawili. Za transport do Bukowela zapł aciliś my 50 UAH. dla samochodu w jednym kierunku, a 20 z nich podję ł o ekstremalny podjazd do domu. Jak mó wimy, przywieziono ich albo do 1. , albo do 5. windy.

Có ż mogę powiedzieć o kurorcie Bukovel? Oczywiś cie wszystko jest cywilizowane, nowoczesne. Tyle, ż e po Kaukazie te pagó rki o wysokoś ci okoł o 1 km, dumnie nazywane gó rami, był y dla mnie niezwykł e. Dopiero na horyzoncie widoczni byli Goverla i Petros, choć trochę ich przypominali, choć mają też nieco ponad 2 km wysokoś ci. Ale przy ó wczesnej pogodzie mieliś my szczę ś cie. Mimo zapewnień znajomych, ż e nie zobaczymy tam sł oń ca, a zatem zabieranie ze sobą kremu z filtrem to bzdura, wszystkie dni był y sł oneczne, a twarze opalone, jak koty syjamskie (lub mopsy) i koleż anka z nią syn w ogó le zdoł ał się poparzyć .


Wycią gi są wygodne ze wzglę du na to, ż e moż na przejechać bez wycią gania karnetu z kieszeni, w regionie Elbrus i w Gruzji za każ dym razem trzeba był o go wycią gną ć i wł oż yć w szczelinę przy koł owrotku. I wszystko był oby dobrze, ale mó j zwią zek z windami nie wyszedł . Już pierwszego dnia, nie odjeż dż ają c energicznie z krzesł a po zejś ciu z pokł adu, zdobył em miejsce z tył u gł owy, dokł adnie tuż pod heł mem. Dobra, przeż ył . Kolejne nieporozumienie miał o miejsce kilka dni pó ź niej podczas lą dowania. Flagi już zaczę ł y się zamykać , kochanie prześ lizgnę ł o się , a ja zawahał em się , a mimo to przeciskają c się , jakoś się zł apał em i rozbił em. Wbrew oczekiwaniom nikt nie wył ą czył kolejki linowej, mł ody czł owiek w budce zwolnił , a ja leż ą c widzę zbliż ają ce się do mnie krzesł a. Dosyć trudno był o wstać na nartach, widzę , ż e nie zdą ż ę tego zrobić i rozpł aszczam się na ziemi, ż eby krzesł a mnie nie uderzył y. Trzeba to był o zobaczyć ! Obraz olejny! Z kategorii - jeś li chcesz ż yć , to jeszcze się tak nie zdenerwujesz. Wstyd! Potem zatrzymali kolejkę linową i pomogli mi wstać . Czę ś ciowo to oczywiś cie moja wina, musiał em czekać na nastę pne krzesł o, a nie wspinać się tam, gdzie nie muszę , ale myś lę , ż e robotnicy powinni być szybsi. Ok, tym razem przeż ył em. A ostatni incydent miał miejsce podczas schodzenia z krzesł a. Palec narty zaczepił się o coś i upadł em bardzo bezskutecznie, mocno skrę cają c kolano. Znó w szybko nie wyszł o, znowu nikt nie wył ą czył kolejki, kolejne krzesł a z narciarzami już nadjeż dż ał y od tył u. Jakoś został em odcią gnię ty na bok. Kró tko mó wią c, wyraż am swoje „fe” pracownikom kolejki linowej. Na szczę ś cie był już koniec dnia i byliś my w drodze do domu. Kolano bardzo bolał o, a gdyby to się stał o rano, dzień był by stracony. Jakoś zszedł em na dó ł . W domu najpierw nakł adał a ló d na kolano, a wieczorem wkł adał a só l zawinię tą w szmatkę . Podję te ś rodki w zasadzie pomogł y, ale nie mogł em gł ę boko przykucną ć , a przez kilka dni pó ź niej nawet nie zbliż ał em się do czarnych stokó w.

Generalnie oczywiś cie z bezpieczeń stwem jazdy tutaj jest kiepsko. Jest wielu idiotó w, któ rzy ledwo wskoczyli na narty, pę dzą c na czarne stoki. I coś w rodzaju, ż e tak powiem, narciarz leci w linii prostej, na prostych nogach. I nie daj Boż e wchodzić mu w drogę - nie bę dzie mó gł zwolnić ani się obejś ć . Konsekwencje są przewidywalne. Widzą c wystarczają co duż o takich pię knoś ci, obejrzał em się dziesię ć razy, zanim zaczą ł em się ruszać . Teoretycznie specjalny patrol musiał by zabrać im karnety, ale nie zauważ ył em, czy ten system dział a.

Ale oni robią ś lady, wydają je na sumienie. Zawsze przyjeż dż aliś my na samo otwarcie, aby mieć czas na kilkukrotną przejaż dż kę wzdł uż „aksamitu”. Ludzie w wię kszoś ci jeszcze się nie obudzili, tory są puste, pię kna! Ale do obiadu wszystko zamienia się w bał agan, a ludzie są przyzwoici. A to poza sezonem. Co się tu dzieje na gó rze? Strasznie to sobie wyobrazić . A propos, o obiedzie. Pomimo mnó stwa kawiarni, ceny tam przerastają nasze moż liwoś ci i są po prostu niesamowite. Na przykł ad szklanka pustej zupy grzybowej - 25 UAH. Za tę samą cenę gospodyni przygotował a dla nas tak porzą dne porcje prawdziwej juszki z duż ą iloś cią borowikó w. I wyglą dał o to tak, jakby był o zrobione z kostki bulionowej. Znó w niektó rzy znajomi sugerowali, ż e pod drugą windą koł o kawiarni znajduje się darmowy samowar z herbatą zioł ową . Wyglą da na to, ż e taki fajny samowar jest stary i ma dwa wiadra. Herbata w nim był a zaskakują co smaczna, a nawet sł odka. Był y też kubki jednorazowe. To tutaj codziennie pasliś my się z naszymi kanapkami. Najwyraź niej mewa wolna był a chwytem marketingowym pobliskiej kawiarni, ale najwyraź niej nie powiodł a się , ponieważ nie był o jej już w nastę pnym sezonie. Był oby lepiej, gdyby ceny został y obniż one.

W tym czasie mieliś my przyjació ł - Mamo, nie martw się . Koleż anka, w mł odoś ci zapalona narciarka, z jakiegoś powodu dł ugo nie jeź dził a w gó ry, a jej syn nauczył się jeź dzić po mieś cie. Wierzcie lub nie, ale mamy też wł asny stok narciarski. Kilka lat temu kilku pasjonató w tego biznesu zainwestował o w to doś ć ryzykowne przedsię wzię cie. Jest to ryzykowne, bo rzadko pada ś nieg, a jeś li już , to wieje szalony wiatr i jedzie się niewygodnie. Jest nawet ratrak i kilka pistoletó w, ale po co z nich, jeś li nie ma mrozu? Generalnie akcjonariusze nie odzyskali jeszcze kosztó w. Tak wię c ta para w koń cu dotarł a w gó ry i jechał a teraz, aż do cał kowitego opuchlizny. A my, przywią zani do nich odpowiednio transportem (doś ć drogie jest podró ż ować osobno), ró wnież potoczyliś my się na ś mierć . Facet wcią ż starał się zostać na wieczorne narty, ale to już za duż o! Ale ile radoś ci to był o wró cić do domu i wreszcie zdją ć buty narciarskie! Tak, ciesz się , ż e rę ce i nogi są nienaruszone. I na koniec wypij butelkę piwa! A potem zjedz panią zupy grzybowej! W takich chwilach szczegó lnie mocno czujesz, ż e jest szczę ś cie (nie moż e nie jeś ć ).


I tak przez wszystkie dziesię ć dni.

Ogó lnie byliś my zadowoleni z wyjazdu. Wię c nie mieliś my jeszcze wakacji budż etowych - po 3000 UAH. za osobę z drogą . Postanowiliś my wię c zrobić to ponownie w przyszł ym roku. Znowu po 8 marca, ale wybrali inną trasę - pocią giem ze Lwowa do delikatnej mgł y Tarnopola, a potem minibusem do Polyanytsya. W Internecie jest wiele odpowiednich ofert transferó w. Odległ oś ć z Tarnopola do Polyanytsya wydaje się wynosić.250 kilometró w, ale nie braliś my pod uwagę jednego czynnika - podobnie zbombardowano tam drogę . Takich dziur jeszcze nie widział em, wię c pokonywaliś my je okoł o 5 h. Koledzy podró ż nicy z naszego mikrika zamierzali mieszkać w Jablunicy, wię c najpierw je przywieź liś my, a potem wró ciliś my do Polanicy przez Bukowel. Tam pan oligarcha zbudował sobie osobną drogę , ale o resztę nie dba. A pogoda tym razem nie dopisał a. Padał mał y, paskudny deszcz. Przejeż dż ają c obok wycią gó w, ż al był o biednych, mokrych narciarzy. Tego dnia nie mieliś my jechać , bo był o już poł udnie, a nastę pnego dnia zgodnie z prognozą sł oń ce był o obiecane.

Gospodarze ucieszyli się na nasz widok. Tym razem był z nami tylko jeden przyjaciel, któ ry zamieszkał sam w pokoju i zapł acił nie za pokó j, ale za ł ó ż ko. Nawiasem mó wią c, cena był a taka sama. Trzeci pokó j był wcią ż pusty. Zamiast jeepa wł aś ciciel miał już Nivę -Chevroleta i tym razem sam zawió zł nas pod gó rę . Wyglą dał o na to, ż e sprawy nie ukł adał y się zbyt dobrze. Usiadł szy, poszliś my poszukać wypoż yczalni, ż eby wzią ć dla mnie kask, bo w tym roku nie udał o mi się wyrwać czerwonej czapki. Wypoż yczenie kasku kosztował o mnie 20 UAH/dzień . Drobiazg, ale nieprzyjemny - 200 hrywien w bł oto.

Ranek przywitał nas deszczem. Ale nikt oczywiś cie nie siedział w domu. A kto jest teraz ł atwy? Wię c jechaliś my w deszczu. I nawet kask już mnie nie denerwował – nie wyobraż asz sobie lepszego nakrycia gł owy na taką pogodę . Mokre do majtek. Có ż , gdyby tylko był o mokro z gó ry, to i siedzenia krzeseł też . Brr! Czę ś ciowo pomó gł koniak. Ale osioł od niego nie wyschł . Wielu znalazł o dla siebie wyjś cie - jeż dż ą c w pł aszczach przeciwdeszczowych. Obraz jest doś ć przeraż ają cy. Rodzaj horroru unoszą cy się na skrzydł ach nocy. Ale prawdopodobnie był y suche i wygodne. A my jesteś my przystojni, ubierzemy ten wstyd! Niewygodna jest też jazda z podzhopnikami. Okazuje się , ż e jeden czł owiek, z któ rym przypadkowo rozmawiali na windzie, postanowił na tym zarobić . Wymyś lił nowy projekt tego urzą dzenia ochronnego. Został wycię ty z cień szego materiał u niż zwykle, w zależ noś ci od rozmiaru poś ladkó w, i wepchnię ty do spodni. To szczę ś cie kosztował o 50 UAH. Wedł ug niego mokry narciarze rozbiegli się z hukiem. Byliś my sceptycznie nastawieni do tego know-how, ale zabrali numer telefonu wynalazcy.


Nastę pnego dnia znowu padał o. Có ż , co zamierzasz zrobić ? Moi ludzie byli już gotowi na pieluchy, nazywali wynalazcę , ale wymagane rozmiary nie był y dostę pne. Wię c dalej moczymy dupy. Ale wszystko się koń czy, podobnie jak deszcz. Zastą pił go cię ż ki ś nieg, któ ry trwał kilka dni. Rozmawiał em w windzie z facetem, któ ry przyjechał autobusem z Kijowa. Musieli pchać autobus i spó ź nili się kilka godzin. Wtedy drogi został y cał kowicie zamknię te. Hotele zaczę ł y aktywnie oferować swoim goś ciom pobyt i obiecywał y dobre rabaty. A my musimy wyjechać za kilka dni, wię c po prostu cieszyliś my się ś wież ym ś niegiem, mają c nadzieję , ż e przed naszym wyjazdem drogi zostaną oczyszczone. W przeddzień wyjazdu przestał padać ś nieg, wyszł o sł oń ce, ale potem – nowa niespodzianka – mró z minus 15. Godzina czasem wcale nie jest ł atwiejsza! Ale jakie pię kno jest wokó ł - ż ó ł tka są w czapkach ś niegu, wszystko bł yszczy w sł oń cu!

Wieczorem zadzwonili do kierowcy minibusa, powiedział , ż e trzeba wcześ nie wyjechać , droga jest okropna. Ale nadal jeź dziliś my na ł yż wach, przynajmniej przez kilka godzin. I co myś lisz? Tutaj wyraź nie zadział ał o prawo podł oś ci! Nadeszł a godzina „h”, ale koł owró t nie dział a - ratrak nie oczyś cił jeszcze toru, skradziono 15 minut cennego czasu. Ponadto. Przejeż dż ają c kilka razy moją ulubioną autostradą.5H, wchodzę w ogromną kolejkę . Okazał o się , ż e cał a pią tka się zał amał a, a kiedy to zrobią , nie wiadomo. Musiał em wzią ć narty na garb i pojechać na inny wycią g. A mę ż czyź ni zostali, aby jeź dzić na jarzmie. Udał o jej się wyprowadzić raz na wszystkie 16 i na 8, wró cił a z powrotem. Pię ć został o już naprawionych. Ale nie ma już czasu. Jak nie chciał em wyjeż dż ać , taka pogoda był a - tylko piosenka. Ale nadal musieliś my dostać się do Tarnopola. Dotarliś my tam bezpiecznie, choć po drodze widzieliś my kilka przewró conych cię ż aró wek. Kierowca był bardzo bezpieczny, przyjechaliś my co najmniej godzinę przed odjazdem pocią gu i przykucnę liś my na stacji. Ale to lepsze niż spó ź nienie się na pocią g. Wró ciliś my do domu i wtedy się zaczę ł o. Ten ś nieg, któ ry był wcześ niej, to był y kwiaty! Có ż , nie powiem, wszyscy pamię tają koniec marca 2013 roku. Dzię ki Bogu przeszliś my przez to

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Трассы
Красная шапочка
Вельвет
Вид на трассы из нашего окна. Вроде бы и рядом, а не дойдешь
У самовара я и моя... божья коровка (самовар на заднем плане)
Шебуршачие льдинки
Podobne historie
Uwagi (9) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara