Przygody AnWaJaMa w Popovce

25 Lipiec 2011 Czas podróży: z 17 Lipiec 2011 na 25 Lipiec 2011
Reputacja: +3061.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

AnWaJaMa — An(nytix), Wa(lrus), Ja(betta), Ma(nnes).

Szukanie jednej rzeczy i znajdowanie innej.

Dokł adnie to stał o się z moją ż oną , kiedy poprosił em dobrego przyjaciela Jabetty, aby pomó gł nam znaleź ć opcję ekonomiczną z wakacjami w Odessie. Nie mogł a nam w tym pomó c, ale zaproponował a wycieczkę do wioski Popovka, niedaleko Evpatorii. Wł aś nie miał a pojechać tam samochodem z mę ż em na mał e wakacje i zaproponował a wspó lne spę dzenie czasu. Po kró tkim namyś le i wyjaś nieniu niuansó w reszty, Anyuta i ja zgodziliś my się i zaczę liś my przygotowywać się do podró ż y.

Ostrzeż ono nas od razu, ż e powinniś my zabrać ze sobą jak najwię cej ż ywnoś ci, ponieważ na Krymie wszystkie ceny w Kijowie powinny być pomnoż one od pó ł tora do dwó ch razy. Minimum rzeczy, maksimum jedzenia, laptop, dwa aparaty i pozytywne nastawienie – to wszystko, co zabraliś my ze sobą!


Wyruszyliś my w sobotę o 6 rano. W tym czasie dotarliś my do Academgorodok, wyjechaliś my ich samochodem z garaż u i pojechaliś my naszym.

Zdecydowaliś my się na przejaż dż kę ich Toyotą RAV4, ponieważ nasz samochó d miał mniejszy bagaż nik. Dodatkowo Mors (mą ż Jabetty) przymocował na gó rze duż ą airbox (aerodynamiczny bagaż nik), co dał o nam moż liwoś ć nierobienia nic w pakowaniu rzeczy na drogę.

Droga do morza.

Zdecydowaliś my się jechać autostradą Kirovograd, chociaż jest jednopasmowa, nie jest bardzo ruchliwa. Ostatnim razem, gdy Walrus i Jabetta jechali tym torem cztery lata temu, nie był o ż adnych problemó w. Niestety od tego czasu droga przeszł a duż e zmiany i jak zwykle w naszym kraju nie na lepsze. Jeden odcinek (czterdzieś ci kilometró w) był po prostu niesamowity - asfalt rozdarty duż ymi koleinami, ogromne doł y (gł ę bokoś ć do trzydziestu centymetró w), spuchnię te odcinki wznoszą ce się dwadzieś cia centymetró w nad jezdnię , wszystko to wydawał o się zł ym koszmarem. Nie moż na był o uwierzyć , ż e to wszystko nazywa się DROGA ASFALTOWA.

Peł ne wraż enie jest takie, ż e pojawił y się tutaj gigantyczne robaki, któ re przedzierają się przez cał ą ziemię i aranż ują ten dzień zagł ady. Przy tym wszystkim „zadowolił y” nas znaki drogowe „Doł ó w”. Najpierw natknę liś my się na pię ć znakó w „Dó ł ” z dodatkowym znakiem „3 km”, szó sty znak „Dó ł ” był ze znakiem „3.000 m” (to widać dla odmiany), potem znaki „4 km” koń czył się od znaku „3 km”, ostatni znak był w ogó le bez dodatkowej tablicy (widać , ż e drogowcy nie mieli znaku „”). Ogó lnie znak „Doł y” moż na umieś cić na dowolnym przejś ciu granicznym naszego kraju z dodatkowym znakiem „Ukraina” ...

Dalej był o jeszcze ł atwiej - droga...skoń czył a się ! Czyli asfalt znikną ł cał kowicie, a dalej szł a szutrowa droga, któ ra po pię ciuset metrach zamienił a się w normalną nową trasę.


Aby nikt nie odnió sł wraż enia, ż e ​ ​ sł uż by drogowe są bezczynne, na koń cu tego koszmaru był ogromny plakat z napisem „Droga wymaga remontu, przepraszam za niedogodnoś ci”. Dzię kuję ! A potem nagle ktoś jechał tą drogą i nie zauważ ył , ż e powł oka jest cał kowicie zniszczona, wię c nasi dzielni drogowcy dokł adnie go poinformowali, mó wią , wszyscy wiemy i gł ę boko wspó ł czujemy! ! !

Policjanci drogowi trafiali do nas z czę stotliwoś cią raz na sto kilometró w, zł apali na suszarce do wł osó w i wyprzedzili. Generalnie bez specjalnych drogowych przygó d w jedenaś cie godzin dotarliś my do Popovki.

Mors i Jabetta jeż dż ą do Popovki regularnie od dwudziestu lat, wię c nie mogliś my prosić o lepszych przewodnikó w. W cią gu ostatnich siedmiu lub oś miu lat Popovka był a aktywnie rozbudowywana i prawie poł ą czył a się z pobliskim miastem Mirny.

W czasach sowieckich Mirny był o miastem wojskowym, w któ rym mieszkali marynarze i oficerowie sł uż ą cy na okrę tach podwodnych. Po zniesieniu zakazu odwiedzania tego miejsca przez ludnoś ć cywilną przekształ cił o się w zwykł e miasteczko nastawione na turystó w i wczasowiczó w.

Wszystkie ulice Popovki są peł ne ogł oszeń o dostawie mieszkań . Na każ dym ogrodzeniu zawieszone są tabliczki z napisem, ż e to wł aś nie w tym miejscu moż na tanio i wygodnie zakwaterować się . Ceny noclegó w w CZERWCU wahają się od 70 do 250 UAH. za osobę za noc. Wszyscy mieszkań cy (z rzadkimi wyją tkami) wynajmują mieszkania nie na pokó j, ale na liczbę mieszkań có w. Odpoczywaliś my "na cią gnię cie", za ś mieszne pienią dze, bo nasi znajomi już nie raz nocowali u tych gospodarzy.

Wł aś ciciele tego mini hotelu Galina (Biał oruś ) i Anatoly (Tatar krymski) przywitali nas bardzo serdecznie.


Widać był o, ż e naprawdę traktowali naszych towarzyszy nie tylko jak goś ci, ale jak bliskich przyjació ł . Osiedliliś my się w nowo wybudowanych pokojach, w któ rych byliś my pierwszymi goś ć mi. Nieco onieś mielony opowieś ciami Jabetty o spartań skich warunkach ż ycia, był em mile zaskoczony sytuacją . Metalowo-plastikowe okna i drzwi, nowe ł ó ż ka z materacami ortopedycznymi, zwykł a oddzielna toaleta, umywalka, klimatyzacja - bajka, a nie liczba (oczywiś cie jak na Krym). Teren jest czysty, ś cież ki szutrowe, jest wystarczają co duż o ł awek na zebrania, ale gł ó wnym miejscem "imprezowym" są stoliki przy kuchni. Podczas naszego przyjazdu zebrał a się pstrokata firma - mieszkań cy Kijowa, Dniepropietrowska, Miń ska, Poł tawy i Moskwy, wszyscy dogadywali się pokojowo i polubownie. Na ulicy był o wystarczają co duż o udogodnień - kilka toalet, ciepł e i zimne prysznice.

Przybył , rozł oż ył się i zaczą ł odpoczywać.

Pyszny obiad był gotowy na nasz przyjazd, usiedliś my przy stole i zaczę liś my rozmawiać i jeś ć ; -) Pojechaliś my na zwiedzanie morza, ale nie pł ywaliś my.

Testowanie morza

Rano wszyscy idziemy razem na plaż ę . Jabetta uprzejmie podarował a nam parasol od sł oń ca, siadamy i opalamy się . Moja pł ywalnoś ć jest ró wna pł ywalnoś ci mał ej ż elaznej kotwicy, a woda poniż ej trzydziestki uważ ana jest za zimną , wię c szanse zobaczenia mojego sł ynnego stylu pł ywania „nie toną c, a potem pł ywać ” był y minimalne. W przeciwień stwie do mnie, Mors i Jabetta są profesjonalnymi „ptakami wodnymi” (wolnymi nurkami), zaró wno teoria, jak i praktyka nurkowa stoją na bardzo wysokim poziomie. Moja Anyuta też przez dł ugi czas był a zawodową pł ywaczką , wię c ich wspó lne zainteresowania szybko się zbiegł y.

Mors pyta mnie:

- Jak dł ugo moż na przebywać pod wodą na gł ę bokoś ci dziesię ciu metró w?

- (myś lę , ale pewnie odpowiadam) Wyraź nie wię cej niż ty!

- (Mors, zaskoczony) Tak-ah?

Mogę zostać pod wodą przez trzy minuty, a ty ile masz czasu?

- (Ja, nieostroż nie) Jeś li zanurkuję na taką gł ę bokoś ć , to za kilka dni albo znajdą mnie nurkowie, albo sam się wynurzę!

Mors patrzy na mnie przez chwilę tę po, po czym zaczyna wybuchać ś miechem.

Jabetta dotknę ł a wody (+24 stopnie) i odmó wił a zabiegó w wodnych z powodu zimnej wody. Tymczasem Mors i Anyuta popł ynę li w gł ę biny w poszukiwaniu krabó w. Pł ytka woda w Popovce jest doś ć duż a i cią gnie się na okoł o dwieś cie metró w, potem jest ostry klif. Kraby znajdują się na gł ę bokoś ci pię ciu metró w, wię c aby zdobyć zdobycz, musisz być przynajmniej DOBRYM nurkiem. Ponieważ moja pł ywalnoś ć jest ujemna (nurkuję dobrze, nurkuję ź le), dla mnie takie nurkowanie moż e być pierwszym i ostatnim.


Obserwuję naszych nurkó w, dziesię ć minut pó ź niej widzę Anyutę , wę drują cą w moim kierunku przez pł ytką wodę . Podchodzę do niej i nie rozumiem, jakie sztuczki robi - albo przestanie, albo zacznie coś porzą dkować.

Sł yszę jej krzyk: „Przynieś rę cznik! ”. Myś lą c, ż e zaraz wyjdzie z wody, powoli biorę ją i idę do niej. Widzą c, ż e mi się nie ś pieszy, Anyuta wydaje wś ciekł y okrzyk: „Jedź szybciej!! ! ! ”. Przyspieszam, szybko do niej podbiegam i rozumiem, dlaczego jest taka zdenerwowana – trzyma dwa zdrowe kraby, a jeden jej palec jest przyzwoicie obcię ty w dwó ch miejscach! ! ! Och! ! ! Owijam kraby w rę cznik i idziemy udzielić pierwszej pomocy kalekiemu palcu. Okazuje się , ż e jednego kraba zł apał a sama, drugiego rzucił do niej Mors, a ponieważ nie ma umieję tnoś ci chwytania i BEZPIECZNEGO trzymania zdobyczy, wynik jest odpowiedni. Po drodze ż ona skarż y się , ż e „swojego” kraba trzymał a normalnie, a drugi krab dzię ki swoim dł ugim pazurom skutecznie się na niej zemś cił . W pokoju zaklejamy rany, bierzemy wiadro i idziemy na plaż ę . Po kilku minutach wychodzi Mors, zrę cznie trzymają c jeszcze trzy kraby.

Wrzucamy je do wiadra i idziemy do pensjonatu na obiad, po drodze Jabetta obiecuje, ż e nauczy mnie gotować i kroić kraby.

Pocieszam Anyutę , gotuję obiad i siadam do stoł u. Przepis Jabetty na kraby gotowane był doś ć prosty: woda, só l, pę czek koperku, dwadzieś cia minut gotowania krabó w zanurzonych we wrzą cej wodzie i voila - przysmak gotowy! Nastę pnie instruuje się krojenia: pazury, skł adają ce się z trzech czę ś ci, odrywają się i ł amią mł otkiem, mię so jest oczyszczane ze skorupy i starannie zjadane. Trudniej jest z tuszą kraba, odrywamy gó rną czę ś ć (nie ma tam nic jadalnego), wyrzucamy ogon, nastę pnie ś rodek kraba czyś cimy serwetką , a to, co zostaje, przeł amuje się na pó ł . Mię so, oddzielone talerzami, jest zjadane i to wszystko...

Anyuta i Mors wiedzą , jak ł owić kraby, ale nie mogą znieś ć ich smaku, wię c Jabetta i ja byliś my w tym dobrzy. Dzienny poł ó w wynosił od 30 do 40 krabó w, jedzenie razem z gotowaniem trwał o okoł o trzech godzin, wię c w poł udniowym upale mieliś my coś do roboty


Wieczorem zjedliś my wspó lną kolację , z libacjami i ż artami, ż artami. Po wejś ciu do naszych pokoi przez dł ugi czas sł yszeliś my stł umiony ś miech Walrusy, któ ra nie chciał a się uspokoić , i oburzony gł os Jabetty, marzą cej o spokojnym ś nie; -)))

Nastę pnego dnia Mors zł apał cał ą sieć krabó w, usiadł pod parasolem na przerwę na papierosa i dał mi honorowe prawo do przenoszenia krabó w do wiadra. Nie jest to takie ł atwe, ponieważ sieć , w któ rą wepchną ł kraby, jest przeznaczona na ziemniaki i ma duż e komó rki, do któ rych mocno przylegają do pazuró w. Kiedy rozplą tywał em tę brył ę pazuró w i ł ap, wokó ł mnie zgromadził o się okoł o dziesię ciu gapió w, któ rzy zaczę li mnie bombardować pytaniami, bł ę dnie uznają c, ż e jestem mistrzem w ł apaniu tych gadó w. Ponieważ Mors palił ze znuż eniem i nie okazywał chę ci wygrzewania się w chwale, heroicznie wzię ł am na siebie cię ż ar palą cego opisu krabó w. Wyglą dał o to mniej wię cej tak:

- Zł apał eś tu kraby?

- (patrzę na pytają cego najbardziej zmę czonym spojrzeniem) Oczywiś cie tam, na gł ę bokoś ci!

- (zainteresowany) A co, wielka gł ę bia?

- (z odrobiną lekkiego zaniedbania) Pię tnaś cie, dwadzieś cia metró w...

- (wszyscy z podziwem) A nurkujecie bez sprzę tu do nurkowania?!? ! ?

- (leniwie) - Oczywiś cie jestem doś wiadczonym freediverem! (mruż ym oczy na Walrusę , nie moż e zacią gną ć papierosa ze ś miechu).

Jak ł apiesz je rę koma?

- („wyć wiczonym” gestem chwytam kraba za muszlę , ż eby nie dosię gną ł mnie pazurami) Tak trzeba go wzią ć i wszystko bę dzie dobrze!

- (wszyscy, z szacunkiem) Od razu widać , ż e macie duż e doś wiadczenie ...

- (pewnym i poważ nym gł osem) Oczywiś cie przecież pł ywam zawodowo już od pię tnastu lat!

- Krabó w jest tyle, znasz miejsca, czy jakoś inaczej nawigujesz?

- (z lekkim pobł aż aniem) To cał e doś wiadczenie, doś wiadczenie i intuicja pł ywaka! ! ! (Mors ż uje filtr papierosowy, nie ma już sił y się ś miać , ale nie moż e uciec od tego pomysł u).

Wreszcie, po wysł uchaniu moich „rad” dotyczą cych ł apania krabó w, wszyscy ciekawscy rozproszeni, Mors i Jabetta, ś mieją c się do syta, proponują , ż e pojadą do domu i ugotują zdobycz…

Trochę o plaż y.


Bę dą c na KAŻ DEJ krymskiej plaż y z pewnoś cią bę dą towarzyszyć ż ał obne i posę pne ś piewy sprzedawcó w ró ż nych prostych potraw. Czasami wydaje mi się , ż e wszyscy przechodzą specjalne kursy techniki opanowania przeciwnych intonacji gł osu, aby zwró cić uwagę na swó j produkt.

Kł adziesz się , nikogo nie dotykasz, aw odstę pie 2-3 minut sł ychać gł osy: „Pa-a-a-ahlava honey”, (w „paluszkach krabowych jest dokł adnie tyle samo miodu co mię so kraba”), „Sve-e-hedgehog mo-o-orskaya krewetki” (każ da nierozł oż ona krewetka gotowana jest uważ ana za ś wież ą ), „ Pieczona ryba Ko-o-o ”(to jest ogó lnie dla mił oś nikó w rosyjskiej ruletki), „ Gotowana kukurydza, sł odka ”(do komu kukurydza nie jest sł odka, ten gł upiec, a po prostu przegrzany na sł oń cu), ostatnią obserwację dostał em z rozmowy mię dzy plaż owiczem, któ ry kupił tę kukurydzę , a sprzedawcą . Szczegó lnie utalentowani sprzedawcy chodzą z gł oś nikami i co sto metró w uszczę ś liwiają wczasowiczó w swoimi pereł kami. Rozumiem, ż e turyś ci są ich gł ó wnym dochodem, z któ rego ż yją przez resztę czasu, ale trzeba mieć sumienie!

Dosł ownie rzut kamieniem od naszego sanatorium znajduje się Republika Kazantipu. Pracuje gdzieś od 20 lipca do koń ca sierpnia.

Podczas tego lepiej nie wtrą cać się w dzieci w Popovce, ponieważ przyjeż dż ają najbardziej zró ż nicowani ludzie. Poranek i wię kszoś ć dnia na plaż y jest cicha, wielu ś pi tuż nad brzegiem, chowają c się z tym, co zesł ał Bó g, albo w ogó le się nie chowają c. Wieczorem i w nocy lepiej nie chodzić po plaż y z latarką – tu i tam pary robią ciekawe rzeczy i bardzo nerwowo reagują na ś wiatł o. Wielu pł ywa nago, policja pró buje z tym walczyć , ale bez wię kszego zapał u. Lekkie leki są sprzedawane na cał ym terytorium Kazantipu, ale najś ciś lejsza kontrola jest na samym terytorium! Sł uż ba bezpieczeń stwa zatrudnia poważ nych ludzi, fachowcó w najwyż szej rangi. Dopiero gdzieś zaczyna się sympatia, wł aś nie tam, gdy silni faceci wyrastają z ziemi i natychmiast biorą ich na bok. Po tym nastę puje kró tkie sprawozdanie, sprawca otrzymuje ostrzeż enie lub zostaje wydalony z terytorium i zostaje umieszczony na czarnej liś cie.


Wizy do Kazantipu mogą być jednokrotne (wjazd, spacer, wyjazd - wiza wygasł a) oraz wielokrotny (wjazd i wyjazd nieograniczoną iloś ć razy, co jest bardzo wygodne, ponieważ wszystkie usł ugi i towary w Kazantipie są bardzo drogi).

Firma filmowa „Popovka Production” prezentuje…

Każ dego wieczoru urzą dzaliś my „salę kinową ” - Mors wyjmował projektor, a wszyscy wczasowicze cieszyli się oglą daniem wybranego przez nas filmu (kilka dni pó ź niej przyszli już do Morsa po poł udniu i zapytali, któ ry film zostanie pokazany wieczorem ). Był o wielkie pragnienie drukowania biletó w i sprzedawania ich przy wejś ciu, ale kobiety ograniczył y mó j pomysł na biznes; -0 Oglą daliś my gł ó wnie komedie i bajki, ponieważ wielu urlopowiczó w nie miał o innego wyjś cia, gdyby mieli dzieci; -)) Przed każ dym pokazem filmowym Jabetta robił a "kał aputską " - sok grejpfrutowy, wó dkę i ló d. Najtrudniejsze okazał o się przygotowanie… lodu!

Nikt nie pomyś lał , ż eby wzią ć foremkę do lodu, kubki-talerze został y odrzucone z obawy przed pę knię ciem, wię c musiał em się mę czyć . Znaleziono rozwią zanie - do worka-koszula wlewano wodę , dla niezawodnoś ci wkł adano ją do innej i wkł adano do zamraż arki. Po kilku eksperymentach okazał o się , ż e najlepiej umieś cić worek tak, aby woda podczas zamarzania tworzył a „naleś nik”, bo jeś li uzyskano jakikolwiek inny kształ t, to nie moż na był o go zł amać . Ale mimo wszystko kawał ki woreczka wpadł y do ​ ​ kieliszkó w z lodem, co dał o dodatkowy delikatny smak i efekt zaskoczenia; -) Z rozmowami ten napó j wypadł dobrze i dał specjalną ś witę do wieczornych libacji.

Nasza usł uga jest zaró wno niebezpieczna, jak i trudna...

Niedaleko od naszego miejsca zamieszkania znajduje się posterunek policji.


Dział a tylko podczas Kazantipu, w tym czasie dzielni pracownicy MSW zaję ci są wył udzaniem pienię dzy i przestrzeganiem praworzą dnoś ci na powierzonym im terytorium. Budynek policji jest przedstawiony ró ż nymi bazgroł ami, któ re w ż aden sposó b nie dodają mu solidnoś ci. Ten psychodeliczny widok na budynek wień czy… huś tawka dziecię ca, znajdują ca się dwa metry od wejś cia, czy to chyba po to, ż eby wię ź niowie się nie nudzili? Wię c widzę zdję cie - przynoszą zatrzymanego, przykuwają go kajdankami do huś tawki i jedzie, aż go zabiorą...

Zł a lodó wka.

W porze lunchu postanowił em wyją ć mię so z zamraż arki, wieczorem planowaliś my ugotować grilla, ale nagle wpadł em na nieprzewidziany problem - mię so zupeł nie odmó wił o wyjś cia z lodó wki! Lodó wka był a stara, wcią ż z uchwytem dź wigniowym, zamraż arka w niej nie się gał a do koń ca tylnej ś ciany, wię c kiedy worek z mię sem spadł i lekko pochylił się nad metalem, wyję cie go stał o się niemoż liwe.

Przez trzy dni pró bował em wycią gną ć zdobycz z zamraż arki, ale niezmiennie mi się to nie udał o  . Dopó ki nasza gospodyni nie pozwolił a go rozmrozić , nie mogliś my zrobić grilla.

„Bezwstydna” Anyuta.

W porze lunchu Anyuta poprosił a mnie, ż ebym poszedł do sklepu po lody, a ona sama poszł a wzią ć prysznic. Kupił em jej lody, wł oż ył em je do zamraż arki, spotkał em po drodze Anyutę i powiedział em jej, ż e jej lody są w lodó wce. Ukochany radoś nie podbiegł do KOLEJNEJ (w kuchni są ich dwie) lodó wki, zobaczył dwie paczki lodó w w glazurze i ś miał o wzią ł lody i zaczą ł się nimi ucztować . Tymczasem do kuchni weszł a kobieta z dwó jką dzieci i postanowił a zrobić im poczę stunek. Odkrywszy braki, wyskoczył a na ulicę i zaczę ł a pytać , czy ktoś brał lody? Nikt nie odpowiedział , Anyuta spokojnie zjadł a „skradzione” sł odycze i dopó ki kobieta nie zapytał a jej konkretnie: „Czy na pewno to są twoje lody? ”, nie zaczą ł podejrzewać , ż e nastą pił o jakieś zamieszanie.

Dzię ki Bogu kobieta okazał a się bezkonfliktowa, a dwie paczki lodó w, któ re kupił em (w ramach rekompensaty za to, co zjadł em) cał kowicie rozwią zał y sytuację . Anyuta dł ugo był a na mnie oburzona, mó wią , nie wyjaś nił a, jakie są nasze lody ...


Po obiedzie Mors zał oż ył swó j czarny kombinezon do nurkowania i zaczą ł nurkować daleko od wybrzeż a w poszukiwaniu krabó w. Wszystko był o jak zawsze, dopó ki na plaż y nie zaczę ł o się zamieszanie. Wszyscy podskoczyli i zaczę li krzyczeć : „Delfin, spó jrz na delfina! ! ”. Interesują ce był o dla nas ró wnież zobaczenie delfina, zbliż yliś my się do brzegu i zaczę liś my zaglą dać . Coś czarnego migotał o w oddali, za każ dym razem tł um wypuszczał powietrze i sł ychać był o okrzyki: „Widzisz? Znowu nurkował em, ale jaki duż y! ”. Jabetta jako pierwsza podejrzewał a, ż e ​ ​ coś jest nie tak, wyję ł a lornetkę i zaczę ł a przyglą dać się „delfinowi”, któ ry boleś nie przypominał jej mę ż a w piance. Jej nieś miał e pró by wyjaś nienia wczasowiczom, ż e to jej mą ż , został y z oburzeniem odrzucone przez turystó w.

Nawet propozycja wzię cia lornetki i spojrzenia nie poprawił a sytuacji, wszyscy patrzyli na „delfina” z podziwem  . Z daleka Mors bardzo przypominał tego ssaka, wynurzał się na sekundę , a potem wyginał i znowu znikał , nie podejrzewają c, ż e stał się w centrum uwagi wszystkich wczasowiczó w! Dopiero gdy zaczą ł pł yną ć z powrotem i gdy się zbliż ył , stał o się jasne, ż e „delfin” jest fał szywy, tł um zaczą ł skradać się pod parasolami z rozczarowaniem i zakł opotaniem…

Hotel Timura.

Wieczorem jedziemy odwiedzić Timura, Jabetta dowiaduje się o adresie przez telefon, Timur mó wi, ż e mieszka na nowej ulicy, Jabetta pyta o nazwę ulicy, nazywa się „Nowa”. Fantazja kogoś , kto podał nazwy ulic, nie dział a zbyt dobrze, dobra, chodź my tam. Przy bramie spotyka nas wł aś ciciel, serdecznie woł a na podwó rko. Hotel jeszcze nie do koń ca gotowy, pracy jest doś ć , ale kilka pokoi jest już zaję tych.

Hotel otoczony jest wysokim pł otem z muszli (przypominam, ż e hotel specjalizuje się w nudystach). Timur sadza nas na ulicy, wyjmuje ciasto, fajkę wodną , ​ ​ robi herbatę , w ogó le recepcja jest na najwyż szym poziomie! Czajnik, w któ rym przynió sł herbatę , od razu przykuł moją uwagę - ciemnosrebrny z ozdobnym malunkiem idealnie poł ą czył się ze stoją cą na stole fajką wodną.

Okazuje się , ż e zimą wieją tak burzliwe wiatry, ż e ł atwo przewracają się ogrodzenia! Timur kazał wyrzucić pię ć dziesią t metrowy pł ot, po prostu go postaw i to wszystko! Musiał em go zdemontować , kupić nowy kamień muszlowy i zainstalować go ponownie, ale ze wzmocnieniem. Ostatnio policja podatkowa wrzucił a do skrzynek „listy z radoś cią ” – zawierał y Ż Ą DANIE (sam je przeczytał em), aby w cią gu dwó ch tygodni zł oż yć pakiet dokumentó w za prowadzenie hotelu lub innej dział alnoś ci zwią zanej ze ś wiadczeniem usł ug dla wczasowiczó w. W przypadku niezł oż enia dokumentó w sł uż ba podatkowa groził a wszelkimi karami.


Cał y ż art polega na tym, ż e takie listy (nie pod podpisem, ale po prostu w pudeł ku) otrzymywali WSZYSCY mieszkań cy Popó wki, a adresatem był … numer domu. Oczywiś cie widział em wiele martwych listó w z agencji rzą dowych, ale ten… Organy podatkowe nawet nie zadał y sobie trudu, aby pobrać nazwiska osó b z ich baz danych, ale po prostu rozrzucił y ich „spam” w sposó b losowy! Jak powiedział Timur, tylko bardzo uczciwi ludzie lub idioci oficjalnie rejestrują swó j biznes, czę sto jest to to samo. Nasz „wspaniał y” system podatkowy jest zbudowany w taki sposó b, ż e jeś li prowadzisz swó j biznes uczciwie, to pod koniec sezonu w najlepszym razie zejdziesz do zera. Straż acy - dajcie ł apę , stacje sanitarno-epidemiologiczne - dajcie, urzę dnicy podatkowi - dajcie, nie dajcie ł apó wki - znajdą tysią c i jeden powó d do zamknię cia firmy (to już z wł asnego doś wiadczenia). Oficjalnie wpł aty są niewielkie, ale bez „pomocy” urzę dnikó w nic nie dostaniesz…

Kilka godzin minę ł o niezauważ enie, Jabetta wytrą ca Timura z obietnicy przyrzą dzania pasztetó w z mię sem i serem (jego ż ona ugotuje) i ż egnamy się . Mam ochotę na czebureki, ale kupowanie ich w niezweryfikowanym miejscu jest straszne, a jakoś ć Timura gwarantowana.

Pod koniec wakacji pogoda zaczę ł a się psuć , nadcią gał y chmury i zrobił o się nieprzyjemnie. Anyuta i ja poszliś my do Mirny na spacer. Droga robił a wraż enie – cię ż aró wki jeź dził y okoł o dwudziestu kilometró w na godzinę , jeepy peł zał y poboczem, a samochody sromotnie wpadał y do ​ ​ doł ó w i awarie. W samym mieś cie nie ma wiele do zobaczenia, kupiliś my prasę , jedliś my watę cukrową , jedliś my brzoskwinie, to wszystko. Po niebie peł zał y groź ne chmury, a ponieważ jest mi zimno i nie mogę znieś ć moczenia, zaczą ł em spieszyć Anyutę do domu. Już prawie wró ciliś my do domu, gdy spotkaliś my Jabettę , Walrusę i Nataszę (ich koleż ankę z Moskwy), któ re uwiodł y nas (dokł adnie Anyutę ) perspektywą wyjś cia i kupienia gorą cych SAMOSES.

Są to torebki smaż one w gł ę bokim tł uszczu z nadzieniem (owoce lub warzywa). Niedaleko plaż y znajduje się dom jednego mił oś nika indyjskiej kuchni, któ ry gotuje je po prostu niesamowicie. Nie ma co robić - jedziemy, dobrze jest jechać niedaleko. Znajdujemy dom i widzimy… kolejkę ludzi, któ rzy chcą kupić ten przysmak. Czekamy trzydzieś ci minut i odbieramy gorą ce samosy, duż e kosztuje 2.7 dolara, mał e pó ł tora. Pyszne, szkoda, ż e ​ ​ nie robi tego z mię sem (zasadniczo wegetarianin). Tymczasem deszcz wzmaga się , ale udaje nam się pobiec do pokoi.


Wkró tce pogoda się poprawił a, wszyscy wyczoł gali się na ulicę , zjedli coś do jedzenia i zdecydowaną decyzją trzech na jednego (mnie) postanowił o iś ć nad morze, aby „usią ś ć ”. Jak czuł em, nie chciał em iś ć , ale ...Przyjechaliś my nad morze, Mors i Anyuta poszli popł ywać , a Jabetta i ja usiedliś my, ż eby podrapać się po ję zykach. Zdecydowanie nie podobał y mi się oł owiane chmury, imponują ce peł zają ce na brzeg, ale nasze pró by zwabienia naszych pł ywakó w na brzeg zakoń czył y się niepowodzeniem.

W mię dzyczasie chmury zawisł y nad nami i ZACZĄ Ł Y!

Nagle na ziemię spadł a silna lodowa ulewa z niewielkim gradem. Chwycił em pareo Anyutino i na pró ż no pró bował em zrobić z niego pł aszcz przeciwdeszczowy - w trzydzieś ci sekund mokra tkanina kleił a się wokó ł mnie, oczywiś cie nie był o lepiej. W pobliż u Jabetta pró bował a przekopać się przez kilka rzeczy, z daleka wyglą dał a jak oż ywiona kupa uż ywanych rzeczy, rzeczy na niej natychmiast zamoczył y się i nie moż na był o na to spojrzeć bez ś miechu  . Ale nie chciał em się ś miać , bo od razu zamarł em i nie dostał em zę ba w zą b, nie mogliś my wyjś ć z powodu naszych ką pią cych się , któ rzy nie spieszyli się do brzegu. Jabetta spojrzał a z nieznoś ną tę sknotą na Popovkę , gdzie czekał y na nas ciepł e i suche pokoje, ale nie mogł a opuś cić mę ż a! Nie zamierzał em też jechać bez Anyuty, wię c jedyne, co musieliś my zrobić , to biec wzdł uż brzegu i bł agać nasze „ptactwo wodne”, aby zeszł o na brzeg!

Anyuta poddał a się pierwsza, zeszł a na brzeg i… zaczę ł a ś miać się z Jabetty i ze mnie w ż ał osny sposó b. Dzię kuję przepraszam! Pozostaje wył owić morsę z wody i moż esz biec do domu! Chociaż , po co uciekać , i tak byliś my już przemoczeni do skó ry… W koń cu Mors raczył wyjś ć z wody, z przyzwyczajenia wzią ł rę cznik, po czym zorientował się , ż e jest przesią knię ty wodą i po prostu zarzucił go na ramię . Na oburzone pytanie Jabetty: „Có ż , dlaczego to trwa tak dł ugo? ! ? ”, spojrzał na nią ze zdumieniem i odpowiedział : „Co, coś się stał o? ”. Dobra, chodź my do domu.

W pokoju zdał em sobie sprawę , ż e mam kolejny problem - zmoczył em sweter i spodnie, a z ciepł ych ubrań nie był o nic innego (no có ż , nie przewidział em spadku temperatury do +18)! Spodenki i koszulka to oczywiś cie dobre rzeczy, ale na dworze jest mokro i zimno, wię c trzeba wyjś ć i ugotować obiad.


Musiał am narzucić na siebie koc iw tej formie chodzić po pensjonacie i straszyć ludzi swoim wyglą dem; -) Kiedy Jabetta przyszł a do nas i zobaczył am jej stró j, od razu stał o się jasne, ż e nie bę dę dzisiaj „gwiazdą wybiegu”! Stró j Jabetty skł adał się z: spodni w niezrozumiał ym szkarł atno-ró ż owym kolorze poż yczonym od gospodyni, swetró w z fabryki Bolshevichka i turbanu z rę cznikó w! ! ! Jak chcesz się rozgrzać , to się tak nie ubierzesz… Widzą c mó j stró j, Mors od razu nazwał mnie „Manita”, odpowiedział em: „Dzwoń do mnie, jak chcesz, po prostu sprzedaj mi sweter! ”, mó wił nawet wierszem ...Galina (wł aś cicielka pensjonatu) zlitował a się nade mną i przyniosł a mi ciepł y sweter. Dzię kuję , najhojniejszy z najhojniejszych! Nie obchodzi mnie, ż e moje rę kawy są kró tkie (okazał a się weł niana koszulka), nie obchodzi mnie kł ucie weł ny, jest mi ciepł o i to jest najważ niejsze!

Na obiad najpopularniejszą przeką ską był a wó dka, bo nikt nie chciał zachorować . Mieliś my wieczó r karaoke, wszyscy ś piewali piosenki, kto co pamię tał.

Ja też doł ą czył em do wystę pu i (jak powiedział mi pó ź niej Mors) zachwycił em wszystkich swoim wystę pem – nie ma sł uchu, nie dostaję na czas, ale chę ć i nastró j przeważ ają nad wszystkim  .

Jabetta i Anyuta wesoł o i ż arliwie rozmawiają o pieczeniu, gotowaniu i innych kuchennych sekretach. Podstę pnie mrugam do Morsa.

- Chcesz ż artować?

- (Mors, zainteresowany) Chodź!

- Spó jrz, teraz nasze kobiety komunikują się „jednokanał owo”, to znaczy sł yszą tylko siebie i nikogo wię cej. Teraz my, siedzą c obok nich, moż emy dyskutować na wszelkie zabronione tematy bez obawy, ż e coś usł yszą.

- (Mors, niedowierzanie) Chodź!

- (chytry uś miech) Spó jrz! ! ! (mó wię spokojnym tonem) Anyuta, jeś li mnie sł yszysz, powiedz mi, czy chcesz, ż ebym kupił a ci nowe perfumy Dior?

Anyuta sł ucha Jabette, któ ra opowiada przepis na lasagne. Mimo, ż e siedzę obok niej, w ogó le mnie nie sł yszy. Mors patrzy na to wielkimi, zdziwionymi oczami i postanawia przetestować ten efekt na Jabette.

- Jabetta, mam skrytkę w stole i ten sam prezent dla Ciebie na ś wię ta!

Nie ma efektu, Jabetta po prostu tego nie sł yszy. Mors mó wi w szoku:

- Od jak dawna to zauważ ył eś?

- Od dawna...Ale wyglą dasz, czasami moż esz przebić!

Potem komunikacja wró cił a do normy i powoli koń czymy. Wyjazd rano, o ó smej, ż eby dł ugo nie wstawać i iś ć spać.

Nad ranem Mors wypł yną ł w morze i wró cił z „dobrą ” wiadomoś cią , ż e temperatura morza wynosi… +10 C! Wyjeż dż amy pomyś lnie...Wszystkie moje ciepł e ubrania są mokre, sweter oddał em gospodyni, wię c ubieram się w lekkie szorty i koszulkę i drż ą c z zimna pakuję rzeczy do samochodu. Ł apiemy kę s i wychodzimy.

Powró t do epoki lodowcowej.


O 8 rano w Popovce temperatura powietrza wynosił a +22 stopnie, kiedy przyjechaliś my do Kijowa - +14! I to koniec czerwca! Pó ł wysep opuś ciliś my bez incydentó w, a potem zalał nas deszcz, potem jasno ś wiecił o sł oń ce.

Kiedy przyszedł czas na tankowanie, z zaskoczeniem stwierdziliś my, ż e znalezienie normalnej stacji benzynowej (za taką uważ am Klo, Shell czy Okko) jest duż ym problemem. TNK został o odrzucone natychmiast (był y już smutne incydenty z tankowaniem benzyny tej marki), a potem natknę liś my się na niektó rych Odai, Katrin i Viktora, ten ostatni był szczegó lnie lubiany, ponieważ cał kowicie powtarza wyglą d tankowania Shella i mozolnie kosi pod to. Przejechaliś my sto kilometró w w nadziei, ż e bę dziemy mieli szczę ś cie, ale potem z westchnieniem musieliś my zadzwonić na pierwszą , któ ra się natknę ł a, stację benzynową na Odai i nalać dziesię ć litró w. Mimo to szanse na przecią gnię cie z powodu zł ej benzyny wynoszą pię ć dziesią t pię ć dziesią t, a bez benzyny na pewno się staniemy. Od razu zatrzymujemy się w pobliskiej kawiarni, mocno pada, zimno, szybko biegniemy pod baldachimem. Mors i Jabetta zamawiają dla siebie kawę , a Anyuta radoś nie je… lody. Kiedy Mors zobaczył , ż e Anyuta z przyjemnoś cią je lody, prawie rozlał kawę ze zdumienia.

Ten obraz jest mi znajomy, wię c po prostu czekam, aż wszyscy skoń czą pić kawę i jeś ć lody.

Do 250 km. do Kijowa wyjeż dż amy autostradą Odessy, prawie od razu widzimy stację benzynową Okko. Ur-r-a-a, ale potem widzimy duż ą linię samochodó w - nie byliś my jedynymi, któ rzy marzyli o normalnej benzynie. Takie kolejki widział em tylko w sowieckich filmach, niestety nie ma co robić , stoimy w kolejce. Ludzie biegają cy dookoł a owinię ci w rę czniki i narzuty, tak, zaskakują pogodą ; -) Czterdzieś ci minut pó ź niej zatankowaliś my i ruszyliś my w drogę.

Przez ostatnie dwie godziny jechaliś my w nieprzerwanej zasł onie wody, widocznoś ć prawie zerowa. Szczegó lnie utalentowani kierowcy „zadowoleni”, któ rzy nie zawracali sobie gł owy wł ą czaniem ś wiateł postojowych, takie auta wyrosł y z deszczu jak szare cienie, ponieważ Walrusa ma doskonał e umieję tnoś ci prowadzenia i reakcję.


W Kijowie odbieramy auto z garaż u, ż egnamy się ciepł o i wracamy do domu na rozgrzewkę.. .

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Похоже художник, рисовавший эти символы, признает только прямые углы, а знак
Лупит ливень, бьет град, а Walrus не видит никакой проблемы!
Ветер с моря дул...
Анюта с добычей.
Замшелый краб.
Пляж Поповки.
Мечта гурмана!
Водка или пиво, вот в чем вопрос...
В конце поездки погода не радовала.
Любимая плавает.
Наш номер.
Аппликация возле номера.
Наш номер слева, номер справа наших спутников.
В пансионате есть места для романтических посиделок...
Стандартный номер без удобств.
Столы возле кухни.
Кухня.
Кухня.
Милиция, обратите внимание на качельку.
Я, с добычей Walrusa.
Краб - рекордсмен, 450 гр.
Анюта и пейзажи Поповки.
Walrus ловит волну.
Анюта.
Филин в пансионате.
Таких слизняков там полным полно.
Любимая.
Местный
Дорога в Мирный.
В этом кафе всегда есть ШАНС не отравиться!
Вспоминая детство...
Супер-пупер-мега краболов!
Идет шторм.
Меня эти тучи сразу смутили...
Слева идет дождь, справа - еще нет.
Вон та тучка мне офигенно не нравиться...
... и тут хлынул ЛИВЕНЬ! Кучка мокрого секонд-хенда справа от меня - это Jabetta тщетно пытается спастись от воды...
ЛИВЕНЬ в разгаре, а Walrus и Анюта беззаботно плавают...
Ветер с моря дул...
Сли-и-и-з-н-я-я-я-к а действии. Хорошо смотреть под песню ТаТу
Podobne historie
Uwagi (15) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara