Wróżka Ałtaj

05 Kwiecień 2012 Czas podróży: z 07 Lipiec 2010 na 17 Sierpień 2010
Reputacja: +89.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

To wszystko za sobą ; rok cię ż kiej pracy, mozolny wybó r biura podró ż y, lę ki przed wę dró wką po obejrzeniu filmu o wodniakach, przygotowanie i uszycie sprzę tu, ostatnie przygotowania. Plecaki są spakowane, myś li zebrane, przed nami tylko uczucie czegoś nowego, nieznanego i pocią gają cego w swoim niejasnym, liliowym dystansie. Chcę ś wież ego wiatru, zachę cają cego i smutnego ś wistu lokomotywy spalinowej, ostrego zapachu ś wież o poł oż onych podkł adó w. Przed nami wielkie wydarzenie, któ re pozostanie z nami na zawsze, jak pierwsza przebiś nieg, brzozowy sok, pierwszy ló d, pierwszy ś nieg, pierwsza wiosenna kał uż a, pierwsza wiosenna burza. Przed nami pierwsze spotkanie z Ał tajem. Teraz mó wię : „Ojcze Ał taj”. Zastanawiam się , ską d istota we mnie wiedział a o tym wcześ niej? Nic się jeszcze nie wydarzył o, ale przeczucie wydarzeń przygotowuje, przebudowuje ciał o do ż ycia i pracy w innym postrzeganiu ś wiata, innej rzeczywistoś ci. Ż ał osne pró by chwytania się czegoś znajomego, wymierzonego są skazane na niepowodzenie. Najpierw uczysz się ż yć , postrzegać każ dy oddech, każ dą myś l, każ de wraż enie. Zamazane skó rki percepcji odlatują ze wszystkich narzą dó w zmysł ó w. Zaskakują Cię dź wię ki, kolory, zjawiska. Wydajesz się odkrywać ś wiat na nowo dla siebie. Te uczucia są znane każ demu, kto podró ż uje, ale ich bogactwo i surowoś ć są zawsze inne. Teraz nadszedł czas na szczegó lną percepcję .

8.07. Wstaliś my o 7-30, ubraliś my się , zjedliś my ś niadanie, spakowaliś my jedzenie na drogę . Ostatnie pojednanie wykazał o, ż e brakuje liny i zapasowych baterii. Poszliś my na dworzec, ja pojechał em do Sinegorye, Lena wstał a w kasie, ż eby wymienić bilety. Na szczę ś cie dla nas nie był o zarezerwowanych biletó w do Nowosybirska - jechaliś my w przedziale. Towarzyszami podró ż y okazał a się mł oda rodzina z chł opcem, Nikitą .


Nikita wyró ż niał się tym, ż e ani sł owa nie wlazł do kieszeni, dzię ki czemu my wraz z rodzicami nauczyliś my się wielu nowych rzeczy. W rodzinie był o czworo dzieci (byliś my bardzo ciekawi jego rodzicó w). A on sam nie zamierzał dawać szans swoim rodzicom. Kiedy miał mniej niż pię ć lat, powiedział : „Moje dziecko ma okoł o roku. Mam dwie babcie i trzy! ? Dziadkowie. A w ogrodzie mam traktor! Jeż dż ę na tym wszystkim! I nauczyciel! Potem Nikita zaczą ł opowiadać , jak uprawia gimnastykę w przedszkolu. To poważ ne rzemiosł o polega na opanowaniu trzech ć wiczeń . Jaskó ł ka, ż aba i księ ż niczka. Wszystko to został o nam natychmiast pokazane. Ale ja, wcią ż nie rozumieją c ró ż nicy mię dzy jaskó ł ką a księ ż niczką , ponownie zapytał em Nikitę . "Jaka jest ró ż nica mię dzy nimi? " Nikita spokojnie wyjaś nił mi, ż e księ ż niczka to ta sama jaskó ł ka, tylko z podudziem. I ż eby rozwiać moje wą tpliwoś ci, pokazał mi ż abę z wyż szym skokiem. Widzą c, jak gł ę boko się zamyś lił em, Nikita powiedział mi, ż e opró cz prymitywnych zabaw latają też po ogrodzie jak ptaki i nawet nie siadają . Widzą c mó j smutny stan. W koń cu postanowił pocieszyć nas faktem, ż e nie grają w Carlsona. Carlson, jak tylko go zł apią , upieką go na stosie! Odką d dostał em bilet na drugą pó ł kę , mó j sen był dziś niespokojny. Obudził em się cał ą noc i wą chał em. Có ż za bł ogosł awień stwo, ż e w pocią gach obowią zuje zakaz palenia! Ś nił o mi się , ż e zdaję egzaminy w szkole gimnastycznej. Jeś li nie zdobył eś punktó w, zabrali cię do szkoł y Carlson.

I wcale nie powiedział em, ż e w są siednim przedziale podró ż uje zespó ł pieś ni tuwiń skich. Co mogę powiedzieć o muzyce chó ralnej: zacznę od tego, ż e soliś ci oczywiś cie wychowali się w Estonii. Ale w przeciwień stwie do swoich estoń skich kolegó w prowadzili niezdrowy tryb ż ycia. Pierwsza prima – Larisa był a tak zachwycona Czelabiń skiem, ż e spó ź nił a się na pocią g o 5 minut, a maszynista, nie chcą c się z nią liczyć , wysł ał pocią g dalej. Reszta zespoł u wisiał a razem na dź wigu zatrzymują cym. Kiedy powiedziano Larisie: „Z twojego powodu zatrzymaliś my pocią g! ”, Odparł a nie mniej bł yskotliwie: „Czy on jechał? ! ” - „Wię c spó jrz na zegar! ” - „Dlaczego? ! ”

Bliż ej nocy, zdają c sobie sprawę , ż e zespó ł został zachowany, aby ś wię tować , na sił ę zaczę li zapoznawać nas z cał ym swoim repertuarem. Teraz nie potrafię odró ż nić ich piosenek. Ale pamię tam tę emocję na zawsze. Wszystkie piosenki przypominał y siodł o konia, a tygydym-tygydym-tygydym! Piosenki skoń czył y się bardziej nieoczekiwanie niż się zaczę ł y. Wierzę - spadają c w otchł ań ! Ró ż nica mię dzy utworami pozostał a niezrozumiał a dla moich uszu. Ale po nabraniu pewnej iloś ci ognistej wody zespó ł zaczą ł ś piewać rosyjskie koł ysanki: „O mró z, mró z”, „Ktoś zszedł ze wzgó rza”. Oddychał em swobodnie; zespó ł pieś ni Tuvan, ś linią c się , chrapał unisono. Ze wszystkich proponowanych dla naszego snu „Tygydym” był najbardziej odpowiedni

9.07. Po minię ciu regionu Kurgan pogoda się zmienił a. Na niebie pojawił y się chmury, jak okiem się gną ć przed lokomotywą spalinową rosł a zielona wę ż owa trawa. Na drogach był y kał uż e. Po drodze pojawił a się jedna waż na uwaga dotyczą ca kolei. Dobrobyt tych dzielnych robotnikó w ma jasno wyraż one minimum: w regionie Kurgan latają ce oddział y tych dzielnych robotnikó w poruszają się po Uralu z koł yskami. Na Terytorium Pietropawł owskim poruszają się pieszo. A w obwodzie nowosybirskim ś rodkami transportu są stare „szó stki”. Tak wię c z doś wiadczenia zidentyfikował em minimum dobrostanu z przewagą wschodniej asymptoty. Wś ró d dzielnej zał ogi nie był o kobiet: dawny stereotyp został zniszczony, sztandar transportu kolejowego powiewał wysoko, wreszcie mę ż czyź ni zabrali te cię ż kie mł oty i sami wbili kule. I został znaleziony w co najmniej dwó ch krajach! I niech teraz sceptycy bę dą się spierać , to jest trend.


Pierwszy etap naszej podró ż y dobiegł koń ca. Nowosybirsk. Pogoda rano marszczył a się , ale kiedy zobaczył a Ural, postanowił a nas rozpieszczać - nie był o gorą co, ale bardzo wygodnie. Po przejechaniu się metrem (jest to temat prawie 20 lat kopania pienię dzy w Czelabiń sku i podejrzewam, ż e poza nim nie ma ż adnej elitarnej wioski), postanowiliś my pokazać się nowosybirskiej bestii. Dlatego poszliś my do zoo.

Zwierzę ta był y zaję te jedzeniem i nie zwracał y uwagi na zwiedzają cych. Najwię cej zwiedzają cych zgromadził y niedź wiedzie polarne. Wię kszy zebrał i zjadł cał e mię so. Mniejszy robił przekrę t. Z peł nym entuzjazmem bawił się.20-litrowym plastikowym kanistrem. Z ł atwoś cią przegryzają c się przez 5 mm ś ciany, zrzucił ją , a potem, ockną wszy się , zanurkował za nią do basenu, wznoszą c chmurę rozpylonej wody. Kiedy pierwszy niedź wiedź zdał sobie sprawę , ż e to był o zabawne i zabawne, zostawił mię so i zabrał kanister. I podczas gdy pró bował przedstawić coś przypominają cego poprzedni spektakl, drugi pod pozorem zjadł prawie cał e mię so. Widzą c, ż e jest brutalnie podgrzany (podrzucanie kanistra nie był o zbyt ciekawe, a najlepsze kawał ki zjadał bystry towarzysz), pierwszy wró cił do posił ku. Drugi wykonał wystę p na bis. Pozostał e zwierzę ta nie wykazywał y ż adnych oznak rozsą dnego zachowania przed publicznoś cią . I porwani przez ich owady pospieszyliś my do wyjś cia. Co wię cej, wieczorem nasz pocią g odjechał do Barnauł . Po spacerze po centrum wró ciliś my na dworzec. Pamię tamy Nowosybirsk z jego kawiarni Widel-Spoon, piekarni, budynku administracyjno-mieszkalnego banku przypominają cego sztabkę zł ota, kaplicy ś w. Mikoł aja Cudotwó rcy na ś rodku drogi, drzewa LED, czterocyfrowych numeró w transportowych , ludzie podą ż ają cy za modą i odrapany pał ac weselny. Pocią g przyjechał zgodnie z rozkł adem.

10.07. Barnauł . Nawet w pocią gu zaczę liś my rozgryź ć naszych towarzyszy podró ż y, powiem od razu - bezskutecznie. Obliczyliś my na dywanikach, plecakach, namiotach. A nasi towarzysze podró ż y Woł odia i Nika, mał ż eń stwo z Omska, podró ż owali lekko z jedną torbą . Ich ubió r ró ż nił się od marszowego. Pó ź niej dowiedzieliś my się , ż e jadą w poś piechu - ledwo zdą ż yli zmienić bilety. A „Point of Extreme” cał kowicie przeją ł sprzę t. Zamiast Chuya-Katun doł ą czyli do nas na Chuya-Chulyshman. I myś lę , ż e podobał a im się podró ż . Nie są nowe w Ał taju; - Vika przyjechał a po raz czwarty, Woł odia po raz trzeci.

Na stacji jednak „zaś wiecili się ”. Podczas gdy Wowa spacerował po kioskach na rekonesans, na Nice usiadł siniak. Nie mó gł już mó wić ję zykiem i aby pokazać swoje uczucia, przytulił Vikę . Ta na wpó ł rozbudzona zaczę ł a przecierać oczy, by zobaczyć miejscowego Casanovę w cał ej okazał oś ci, a potem wró cił Woł odia. Urok siniaka nie dział ał na niego wł aś ciwie, Wowa chwycił siniaka za szyję , wprowadził go do przejś cia i wskazał drogę do miasta, przyś pieszają c stopą . Siniak, rysują cy się w gł owie, w stanie zgię tym, w linii prostej, podą ż ał we wskazanym kierunku. Nie mó gł wykonać wię cej niż jednej czynnoś ci na raz i dopó ki widział oko, pochylał się w linii prostej i szedł na drugą poł owę stacji. Lena i ja, nie znają c chł opakó w, oglą daliś my finał tej historii. Bruise wykazał peł ną znajomoś ć pierwszego prawa Newtona - "Ciał o porusza się w linii prostej lub jest w spoczynku, jeś li ż adne inne ciał a nie dział ają na nie lub to dział anie jest kompensowane". Spotkaliś my chł opakó w już w autobusie i opowiedzieli tę historię prawie pod koniec spł ywu.


O 5-00 zadzwoniono, dowiedzieliś my się , ż e minibus stoi już na stacji. Myś lał em, ż e widział em go cał ą noc. Kierowca i pasaż er odsnę li przed pracowitym dniem. Wsiedliś my do autobusu i poznaliś my się . Podró ż do Gorno-Altaisk trwał a 4.5 godziny. Po drodze widzieliś my kaplicę w miejscu, w któ rym rozbił się Evdokimov. Przechodzą c przez Srostki, zauważ yliś my kawiarnię Kalina Krasnaya i motel Pechki-Lavochki. Co mnie uderzył o: wzdł uż drogi stoją kosze na ś mieci, któ re są regularnie sprzą tane i praktycznie nie ma ś mieci. Pł aska czę ś ć Ał taju zaskakuje zadbanymi polami. Podobno ludzie jeszcze nie uciekli z wiosek. Ludzie są zaję ci przetrwaniem, wiele warte są prywatne sklepy, któ re oferują rę kodzieł o, amulety, nalewki zioł owe, mió d. Bardzo smaczne naleś niki ze ś mietaną , truskawkami, jagodami. Ludzie witają turystó w przychylnie: turystyka jest obecnie jednym z gł ó wnych ź ró deł dochodó w. Muszę od razu powiedzieć , ż e dotyczy to tylko gł ó wnych dró g i rzek. Odległ e regiony Republiki Ał taju traktują turystó w zgodnie z zasadami „Idą i chodzą , srają i chrzanią , ale sprzą tają ! ”, „To są moje szyszki w lesie! ”.

W Gorno-Altaisk zmieniliś my minibusa na UAZ, zabraliś my Makara, Denisa, Andreya, a takż e katamaran dwó jkę , tratwę -ó semkę , duż o prowiantu. A Aleksiej zabrał nas wzdł uż traktu Chuisky w kierunku przygó d. Minę liś my przeł ę cz Chike-Taman. Czuł em, ż e gó ry zaczę ł y się wyż ej niż Ural. Gdzieś w rejonie Bely Bom odebraliś my dwie petersburskie dziewczyny - Maszę i Olesję oraz przewodnik Sashę . Konie nie został y zabrane. Zakoń czyli konny odcinek trasy i rozpoczę li spł yw. Już na pierwszy rzut oka stał o się jasne, ż e dziewczyny przestał y wierzyć w ludzi i obawiać się o swoje ż ycie. Czytano w ich oczach: „Czy jednostka jeź dziecka naprawdę się skoń czył a? ”, „Ci maniacy nas utopią ! ”, „Musimy wytrzymać jeszcze cztery dni! ”, „Te na pewno nie utopią się ! ”. Rozumiem dziewczyny: jazda konna przez cztery dni po piargach i urwiskach, nie rozumienie, co koń moż e z tobą zrobić , to mocne zaję cie. Po tym nerwy stają się jak stalowe liny. I patrzą c w przyszł oś ć , chcę zauważ yć ; dziewczyny trzymał y się uprzę ż y tak wytrwale, ż e nie wypadł y ani w Petrel, ani w Behemocie, ani w Turbine. Potem przyznali, ż e myś leli o nas tak, jakbyś my byli doś wiadczonymi flisakami. A Lena i ja spł ywaliś my tylko wzdł uż Yuryuzan kategorii zerowej, aby zdobyć doś wiadczenie. Pod koniec spł ywu zaczę li się już uś miechać i rozmawiać . Poczuł em wię c przewagę wodniakó w nad jeź dź cami. Jednak Sasha, ich przewodnik, zaczą ł się komunikować i uś miechać dopiero, zanim Konstantin pojechał po niego i zabrał go do domu. Po kolejnych 5.5h dotarliś my na miejsce – Polana Zmierzchu nad rzeką Chuya. Rozbiliś my obó z, chł opaki ugotowali nam obiad. Jeś li mó wisz, ż e chł opaki gotują ś wietnie, to znaczy nic nie mó wić . Za każ dym razem był y co najmniej 2 dania, sał atka. Makar okazał się ró wnież zdolnym rybakiem, uczył nas. A dodatkowo spró bowaliś my zupy rybnej, smaż onego, solonego, marynowanego lipienia. Szczegó lnie duż o ryb zł owiono na Chulyshman. Ostatniego dnia naszego pobytu po prostu podarowaliś my nasz poł ó w innej grupie. Nie dał o się go już wyczyś cić . A mleko skondensowane z herbatą i kawą ró wnież poszł o ś wietnie.

Kiedy wychodzisz z lasu, jeś li chcesz czegoś (lody, owoce, sł odycze), to menu był o niezró wnoważ one. Ale podczas tej podró ż y czuł em, ż e to w mieś cie zaczą ł em ź le się odż ywiać . Co wię cej, docenił em to, ż e kawiarnia nie osią ga nawet poziomu naszych kucharzy. A jeś li uznasz, ż e wszystko jest ś wież e i zadymione? !

Tego wieczoru zjedliś my kolację , napiliś my się przyniesionej ognistej wody, nawią zaliś my znajomoś ci, pogawę dziliś my i zmę czeni zasnę liś my jak martwy sen.


11.07. Rano odprawa, nawodnienie. Dał mi abonament. Przed obiadem mamy dwa progi - Burevestnik i Behemoth. Zbadał Burevestnika, po czym zdał . To mó j pierwszy pró g w ż yciu. Pró g jest zwinny, pokonywany slalomem. Począ tkują cy zawsze mają szczę ś cie. Nie widział em nic poza wodą i wiosł em przed sobą , pró bował em wiosł ować i praktycznie nic nie widział em. Znikną ł natychmiast. I pamię tam tylko, ż e naprawdę nie chciał em być w wodzie.

Behemoth dł ugo badał , postanowił jechać . Strasznie był o, jak wpadli do beczki pod mostem, przez sekundę zł apał em uprzą ż , bał em się , ż e wyzdrowieję , bo siedział em w prawym rzę dzie marynarza. Udał o się - duż a lufa ześ lizgnę ł a się na skutek bezwł adnoś ci, zanim reszta zdą ż ył a przyspieszyć . Oczy już zł apał y oddzielne chwile. Był o uczucie umiarkowanego strachu, radoś ci przezwycię ż enia. Na brzegu wszyscy natychmiast się rozweselili, napię cie przelewał o się poprzez gł oś ne rozmowy, zabawne anegdoty i opowieś ci. Wstaliś my we wł asnym obozie na Polanie Zmierzchu. Począ tek!

Przed pię knym wodospadem. Podchodzimy do niego, robimy zdję cia, zbieram się na ś miał oś ć , wdrapuję do wody. Strumienie wody napierają na Ciebie jak prasa, zmniejsza Twoje zę by z zimna. Ale co za radoś ć wyjś ć na lą d!

Chcę od razu powiedzieć – nie jesteś my sportowcami, nie jesteś my uzależ nionymi od adrenaliny. Jesteś my tylko turystami z doś wiadczeniem. Począ tkowo celem był o zdobycie wraż eń , zapoznanie się z przyrodą Ał taju, ludź mi i odpoczynkiem.

Osobiś cie miał em dwa cele handlowe;

1) Sam zł ap lipienia. (Mó j przyjaciel brzę czał mi w uszach o uką szeniach lipienia)

2) Zdobą dź.20 szczytó w w swoim ż yciu. (Tak się zł oż ył o, ż e na wycieczkę do Ał taju miał em 19 szczytó w Uralu) Ale o tym pó ź niej.


12.07. Dziś mamy dwa duż e bystrza - „Turbine” i „Horizon”. Poszliś my na inspekcję , postanowiliś my "Turbine" przejś ć przez prawy odpł yw. Rozbiegliś my się i wstaliś my… Zaczę liś my skrę cać w prawo przed pró g, wyprostować się w prawo i dź gną ć się . drugi perkoz; wyprostowany w lewo, nos na zderzaku. Zanurzył się w beczkę . Za plecami ludzie, jak groszek, wpadł w ś rodek tratwy. Nika wypadł a za burtę , chwycił a porę cz. Za beczką przy skale zaczep z zaciskiem. Dotarliś my do ś rodka poł owu, pró bujemy przecią gną ć Nikę , wiosł ować . Razem to nie dział a. Lewa burta w koń cu nas wcią ga, raz krę ci, wyró wnuje, podskakuje. Oddychamy, idziemy obejrzeć „Horyzont”. „Horyzont” - pró g w kształ cie litery S ze zwę ż eniem kanał u. Dł ugo badamy, przymierzamy i postanawiamy nie jechać . Doś wiadczenie Makara pozwolił o nam nie wpaś ć w trudną sytuację ; nastę pnego dnia wyruszył "Ał taj-wycieczka". W rezultacie rozdarli wszystkie trzy przedział y, pł ywali na tym samym dnie. Ludzie przeż yli, tratwa jest naprzeciw; nie moż na już naprawić . Kieszenie za krzywizną pierwszej poł owy mają podwodne przegrody. Gł ó wny odrzutowiec leci tuż po skalnej pó ł ce. W efekcie po 50 metrach nacisku na tę wodę nie ma szans na uratowanie tratwy. I nie ma doś ć sił y, by zgarną ć w centrum. Aż strach pomyś leć , ż e jeś li wcią gniesz go do podwodnej kieszeni, nie bę dzie ż adnych szans. Dzię ki temu przewozimy wzdł uż wybrzeż a. Nika jest w transie, a koty drapią moją duszę . Ale admirał powiedział - ż eglarze to zrobili. I okazał o się , ż e ma rację !

Idziemy jeszcze trochę wzdł uż rzeki, wstajemy. Rany duchowe leczymy ognistą wodą . Mimo to progi, któ rych nie przekroczono, pozostawiają w sercu ś lad brzytwy. Gdzie przebiega granica mię dzy rozsą dnym ryzykiem a bezmyś lnoś cią ? Teraz ż ał uję , ż e nie ma skutera wodnego, sprawdzonego partnera, ż adnego „indyjskiego” kostiumu. Linia staje się klarowna – tutaj turystyka komercyjna zamienia się w sport. Turystyka komercyjna to zawsze ryzyko kontrolowane, jeś li nie ma pewnoś ci, to już jest sportem.

Widzieliś my kajak przyciś nię ty do skał y. Rozpoczą ł akcję ratunkową . Operacja trwał a 2-3 godziny - wszystko na pró ż no: bez sprzę tu nie udał o im się wspią ć na skał ę , pró by oderwania się od burty nie przyniosł y sukcesu. Woda jest wysoka, potok silny, sami zaryzykowali przebywanie w tym zacisku. Nie wiemy, czy kajakarz przeż ył ? ! Zgł oszony do najbliż szej wioski. Wniosek ; mał e ł ó dki bez ubezpieczenia – zawó d zamachowcó w-samobó jcó w. Trzeba szanować rzekę , wodę , przygotować zaró wno technicznie (kask, kamizelka, kombinezon, przecinak do paskó w), jak i mentalnie. Gł upia brawura zakoń czy się co najwyż ej utratą statku 13.07. Wszystkie kolejne bystrza w dole rzeki nie są niebezpieczne. Na moś cie w wiosce Iodro podą ż yli za naszym przejś ciem miejscowi chł opcy, pokonują c dreszcze slalomem. Chł opcy byli szczę ś liwi, nie mieliś my bł ę dó w. Dzisiejszego wieczoru chodził o o relaks. Jest gorą co, pł ywał em, Chuuya się uspokoił . Woda jest bardzo przyjemna.

14.07. Dziś weekendowy dreszcz Chuya i zjazd do Katunia. Wyszedł em przed obiadem, wstał em. Kolor Chuyi jest bliż szy szaroś ci, Katun jest bliż szy turkusowi. Na odcinku wyjazdowym nie napotkano ż adnych poważ nych progó w. Mijaliś my ż wawo, stanę liś my na strzał ach Chui, Katun, zjedliś my lunch. Wyglą da na to, ż e moc zaczę ł a mnie przytł aczać . Postanowił em speł nić swoje marzenie - wejś ć na szczyt i zobaczyć Ał taj z gó ry. dział ał gł upio; ż eby Lena nie poszł a za mną nie zaczę ł a się w ogó le zbierać . Szczyt u zbiegu skł ada się z trzech wzgó rz. Nie znają c okolicy, bez ś cież ki, postanowił em udać się do niej i zrobić okrę ż ny przeglą d okolicy. Denis ostrzegł mnie, ż e nie zdą ż ę na obiad. Celowo milczał em, a w tym, co miał em na sobie - aluminiowych kapciach, bez skarpetek, w bieliź nie, bez wody, mapy, kompasu, poszedł em w stronę gó ry. Mapa i kompas był y ostatnimi rzeczami, o któ re się martwił em; W rezerwie mam jeszcze 2 sposoby orientacji, a liniowe punkty orientacyjne - rzeka i trakt Czuja wykluczają moż liwoś ć zgubienia się . Tak się stał o, ż e z orientacją w gó rach prawie nie był o problemó w zaroś nię tych lasami. Ale wszystko inne był o gł upie. Faktem jest, ż e roś liny w tych miejscach są nastę pują ce; krzew podobny do saksaula, krzew o drobnych okrą gł ych liś ciach, akacja, malina, dziki agrest, zwyczajna pokrzywa, pokrzywa przypominają ca nasz dziki i nieszkodliwy chwast. Wszystkie te roś liny mają kolce (przetrwał y tylko te, któ re mają ochronę przed inwentarzem). Ponadto ż mije z tych miejsc odprawiają od pory dnia rytuał czoł gania się od kamieni do wody iz powrotem. Wszystkie krzaki, poruszają c się bez ś cież ki, skrę cają się w pę czki u podstawy stopy (nie miał em tam nawet skarpetki). W efekcie wszystkie kolce znalazł y się w moich nogach, spuchł y i stracił y wraż liwoś ć . Należ y pamię tać , ż e trzeba poruszać się powoli, aby ż mije zniknę ł y z drogi (w ż yciu jest szczę ś cie). Technika ruchu powinna być taka, aby wykluczyć chwytanie za kolczaste gał ę zie. Zgodnie z gradacją sypkiego ż wiru ruch powinien być cał kowicie wykluczony. Sił a jest tracona 10 razy bardziej niż na jakimkolwiek objeź dzie. Po zrozumieniu tych cech wspią ł em się na 1 szczyt. Po wejś ciu do ś rodka zdał em sobie sprawę , ż e nie widzę pó ł nocno-zachodniej strony. Wraż enie jest ską pe, ale nie zamierzał się poddawać . Pierwszy i drugi szczyt są poł ą czone ostrogą , ze skalistym 100-metrowym mostem o gł ę bokoś ci 10-15 metró w. Postanowił em pokonywać nią , aby nie rozerwać krwawią cych podbicia o krzaki. Skał y nie są mocne i poruszał y się po nich powoli, dosł ownie badają c każ dy centymetr. Ź le dopasowane kamienie spadł y. Na drugim szczycie stwierdził em, ż e trzeci, najwyż szy z nich, nadal zasł ania widok. Mię dzy drugim a trzecim szczytem znajduje się ostroga – znowu schodzenie i wznoszenie. Na wzniesieniu, począ tkowo udo zaczę ł o się kurczyć , usiadł em do masaż u i puś cił em. Skurcz rozprzestrzenił się na poś ladek.


Trzeci top cał kowicie mi odpowiadał ; jak okiem się gną ć dolinę Katun i dolinę Chuya. Gdzieś w dolinie Katuń sł oń ce ś wiecił o resztkami deszczu - tę cza uformował a się w poprzek doliny. W oddali, we wszystkich kierunkach, na wysokich gó rach był y ł aty pó l ś nież nych. Nieopisane pię kno!

Ale czas miną ł , a przede mną – zejś cie. Uznał em, ż e nie jest wskazane chodzenie po szczytach, postanowił em zejś ć wą wozem. Zejś cie wą wozem jest ł agodne wś ró d krzakó w. Ale ś ciany są strome z kró tkimi odcinkami widocznoś ci. Zszedł em 500 metró w i znalazł em się na pó ł ce o dł ugoś ci 50 metró w i wysokoś ci 20 metró w. Sprawdził em wszystko - z gó ry w ogó le nie znalazł em bezpiecznego zejś cia. Z biegiem czasu! Wchodzę na 400 metró w, okrą ż am szczyt, schodzę drugie 400 metró w w dó ł . Na ś rodku pojawia się strumień wody! Piję suchymi ustami z dł oni, pluskam, prycham - dobrze! Ale poniż ej znowu gzyms 5 metró w, są pó ł ki, ale wszystko jest w ś liskim mule, woda spł ywa po gzymsie. Znó w widzę ostrogę , wzdł uż któ rej jest zejś cie do obozu - na wycią gnię cie rę ki. Istnieje chę ć podejmowania ryzyka. Ale doś wiadczenie chodzenia po gó rach sprawia, ż e ​ ​ wspinasz się z powrotem. Wspinam się.200 metró w, okrą ż am drugi szczyt na skale o ograniczonej widocznoś ci. Jeś li jednak nie zł amiesz, ale wybierzesz trasę zjazdu, to nie nastrę cza trudnoś ci. Ostroż nie mijam trzeci wą wó z, robi się ciemno, widocznoś ć się pogarsza. Czekam na kolejny gzyms. Nie wierzą c wł asnym oczom, wychodzę na upragniony bodziec. Idę po nim. Poniż ej widzę Woł odię - szukają mnie. Krzyczę , macham rę kami – widzi. Gł ó wna czę ś ć grupy przyszł a na moje poszukiwania. Otrzymał em naganę , przepraszam z peł nym wyrzutem sumienia. Lena wariuje, rozumiem ją .

Nie powtarzaj moich bł ę dó w. Ze wzglę du na wielkoś ć ł atwo się zgubić . Wymagane - mapa, kompas, nawigator. Ruch jest energochł onny i lokalny. Zimą wyraź nie wystę puje zagroż enie lawinowe. Znajomoś ć funkcji moż e zaoszczę dzić do 50% czasu. Lepiej trzymać się ś cież ek, po któ rych porusza się bydł o. (Wł aś ciwie zwierzę ta nie są tak gł upie jak ja) Chociaż powtarzam, to moja 20-tka. Nigdy nie wyrywam roś lin, nie kopię kamieni, szanuję znaki i tradycje. Wodę rzeki zawsze gł aszczę rę ką , przed wejś ciem proszę o udanie się do duchó w strzegą cych gó r. Dzię kuję za prezenty, zbieram i spalam ś mieci na parkingu. Bez doś wiadczenia w Ał taju zakazał bym chodzenia. Ał taj tylko ostroż nie pozwolił mi poczuć swoją sił ę , moc, podzielił się ze mną okruchem. To dziecko dosł ownie mnie przytł oczył o. W tej kampanii niezliczoną iloś ć razy dzię kował em Mu za naukę . Jak lekkomyś lnie się zachowywał em i jak wyraź nie po ojcowsku pokazał moje bł ę dy. Czasem wydawał o mi się – On mnie uczy, jak w szkole.

Po doś wiadczeniu nie miał am już sił y, moje oczy sklejał y się . Ale opuchnię te kostki i nadgarstki poparzył y. Aby zasną ć , zszedł em do Katuna, usiadł em na brzegu, zanurzył em stopy w wodzie. Trzy minuty pó ź niej opuś cił em rę ce. Obrzę k zmniejszył się , a kiedy wszedł em do namiotu przez zaroś la, poczuł em, ż e swę dzenie zniknę ł o. Mimo poż egnalnej nocy z Katun i dziewczynami - Maszą i Olesią . Nic nie sł yszał em - spał em jak zabity.


15.07. Dziś ruszamy. Jesteś my na Chulyshmanie, dla Maszy i Olesi wszystko się skoń czył o. Rozstaliś my się serdecznie i wymieniliś my adresy. Są w Gorno-Altaisk, my przez Iodro, White Bom, Aktash do przeł ę czy Katu-Yaryk. Dziś gł ó wny cię ż ar spadnie na naszego kierowcę Aleksieja. Przed nami kraina Ulagan-„bandyugan”. Morale Ał tajczykó w, któ rzy znaleź li się na podwó rkach sowieckiego imperium, któ rzy jeszcze nie zapomnieli o „reedukacji” komunistó w. Bez przemysł u, z pustymi ł owiskami i ł owiskami, z zbezczeszczonymi kapliczkami jest to zrozumiał e bez sł ó w. Nawet nasi przewodnicy wyglą dają na skupionych. O dziwo ta czę ś ć trasy przebiegł a bez incydentó w.

W Aktash poszliś my do sklepó w, przypomnieliś my sobie cywilizację . Aktash wraz ze swoimi sklepami zadał potę ż ny cios podstawowemu twierdzeniu turystyki: „Nieważ ne, ile bierzesz papieru toaletowego, to wcią ż za mał o”. Jeś li poś rodku jest Aktash, wystarczy papieru! Zró b sobie przerwę i ruszaj w drogę ! Czerwone wrota to dwa mosty - stary i nowy. Jeszcze 1.5 miesią ca temu wymyto drogę , zburzono most. Teraz wszystko jest na swoim miejscu. Jest duż o jeepó w. Gł ó wnie Nowosybirsk, Terytorium Ał taju. Za Czerwoną Bramą zobaczyliś my gaje cedrowe, martwe i ż ywe gó rskie jeziora, czerwonego wilka i dwó ch lokalnych myś liwych na koniach ze strzelbami. Czerwony wilk uciekł przed myś liwymi i prawie wpadł do nas pod koł a.

wieś Uł agan.

Pierwsza rzecz, któ ra wpadł a mi w oko; na gł ó wnym placu znajduje się stalinowski barak dworu z wysokimi, zakratowanymi oknami i wielkimi literami „DOM SPRAWIEDLIWOŚ CI”, ogromny portret 3x4 metry lokalnego 30. „przywó dcy” jednocześ nie jako zastę pcy i gł ó wnego z tró jki ulice to jego imię . Poczuj ducha wschodzą cych ludzi. Prawdopodobnie nie jest ł atwo wyjś ć z pogań stwa do wył amują cego się z kryzysu technokratycznego ś wiata. Zamiast niezbę dnych rzeczy: ubrania, cukier, só l, ziemniaki, chleb, mię so, ryby, broń , wę dki. Wpadnij w ś wiat setek niepotrzebnych rzeczy, któ rych nazw nie pamię tasz. Do tego czasu bę dą się rozmnaż ać pod nowymi nazwami. Prawidł owo wymyś lili tylko jedno sł owo - gadż ety. Był em zasmucony, ż e tradycyjne jurty Ał tajó w najpierw stał y się drewniane, a potem stał y się rodzajem gadż etó w, któ re są sierotami w pobliż u wielu chat. Jakby coś nieuchwytnego już wbił o się w ziemię cienkim strumieniem mię dzy palcami.

Klapa idziemy na przeł ę cz. Natkną ł em się na leś ne jezioro o niewyobraż alnym pię knie.


Minę liś my wykopane kurhany. Ksią ż ę ta ziemi Ał taju wiedzieli, jak umrzeć . Oddalone gó ry z polami ś nież nymi, lodowcami, po bokach czyste rzeki. Trawy zielenią się na zboczu, las stoi jak wzorzysta ś ciana, wieje wiatr, niesie dusze zmarł ych przez raj Ał taju.

Zwykli ludzie nie umierają w ten sposó b; Cmentarz Ał taju - kawał ek ziemi na zboczu gó ry. Groby są stł oczone, jak stado owiec – chowają je na stoją co? ! Przestrzeń jest dookoł a - brakuje oczu, a rezultatem ż ycia wioski jest szerokoś ć chusteczki! Jest też szacunek dla wielkiej natury.

Przechodzić . Jest na nim boż ek, altana, wszystko wisi na wiekowych jodł ach z tradycyjnymi niebieskimi wstą ż kami - znakami ludu Ał taju zwracają cego się do dusz swoich przodkó w, z prostą proś bą - o pomoc w tym trudnym ś wiecie. Zawieszone ś wierki krzyczą - POMOCY! ! ! Widzę , ż e nawet bó g Ał taju po prostu nie zdą ż y wszystkim pomó c. Chodź my dalej.

Przy potoku wstajemy na przeką skę oblaną wodą . Gadflies nie pozwalają się zrelaksować - w aucie. Wstajemy w lesie, przygotowujemy drewno opał owe.

Katu-Yaryk. Droga wspina się na ostatnie wzgó rza oddzielają ce dolinę Chulyshman. To, co pokazano poniż ej, jest fascynują ce; wą ska wstę ga wznoszą cej się rzeki, nadbrzeż ne ł ą ki wodne, domy wielkoś ci gł ó wki zapał ki. Serpentynowa droga w dó ł , pomnik kierowcó w. Ró ż nica wzniesień.800 metró w. Pomię dzy straż nikami przepł ywają skał y, stą d widoczne jako malutkie wodospady. Spadają.100-200 metró w. Zapierają ca dech w piersiach sceneria jest fantastyczna. Zsiedliś my, UAZ spadł , jechaliś my. Serpentyna został a rozszerzona i zasypana. Zejś cie o dł ugoś ci 3.5 km pokonywaliś my w kapciach w 25 minut. Rozbijamy obó z.


16.07. 10 Ł owienie lipi. Lekko przygotowany; plastikową szpulę trzeba był o wyrzucić , w Aktash sprzedawano tylko klasyki. Nic do zrobienia - kupione. Statek nie pasował - został odrzucony. Na szczę ś cie dobrano dobrą piankę , Aleksiej zrobił dwie spł awiki, mię dzy któ rymi znajdują się pę tle i smycze. Smycze powinny być wykonane z grubej ż ył ki i nie dł uż sze niż.5 cm, wtedy się nie pomylą . Wszelkie muchy dział ają - woda jest szybka, z pł atkami. Odległ oś ć mię dzy pł ywakami wynosi 1-1.5 metra, optymalna liczba much to -5. Wypatroszony lipień pokazał , ż e ż ywi się gł ó wnie czarnymi mró wkami. Zjada jednak takż e ryż ową owsiankę z melonikó w turystó w. Ł owienie przypomina bł yskają ce szczupaki i okonie. Stoi w okreś lonym miejscu (za kamykiem) i ł apie pł ywają cą przynę tę . Bardzo czę sto gryzie na eyeliner - gdy nawijasz unoszony przez nurt ż ył kę i bawisz się muchami. Sam przepł yw rzeki bawi się drugim spł awikiem i pomaga. Kiedy lipień zdecyduje się ł owić przynę tę , topi jeden lub dwa spł awiki. Trzeba nie ziewać , inaczej wypluwa - ostre cię cie i 250-300 gramó w ryby energicznie pró buje zerwać linkę . Ł adny, mocny zgryz. Drż enie i bicie przez 1.5 sekundy cał ym ciał em. Potem ostro spada, ale ż eby poluzować ż ył kę - ominą ć rybę . Cał y drż y po raz drugi, gdy jest w powietrzu. Co ciekawe, gdyby waż ył a 1000 razy wię cej, czy mogł aby zostać wycią gnię ta? Uczucie pozostaje przyjemne, ryba jest naiwna i umiarkowanie bezczelna.

Zeszliś my nad wodę , poszliś my wzdł uż Chulyshman. Rzeka jest krę ta, wystarczy ominą ć szybkie beczki. Dotarł do Tikhoni, sprawdź . Sam pró g nie jest trudny, ale postanawiamy nie iś ć . Za pomocą kila tratwy bę dą mieli czas na wycią gnię cie jednego lub dwó ch. Reszta to kieł baski na dreszczach kilometra 5. Nika prawie pł acze - Makar ją uspokaja; „Jeś li dzisiaj dobrze ominiemy dreszcze, jutro pojedziemy do Tikhonya”. Obchodzimy się z dreszczami - nie ma problemu. Stoimy na strzał ce Chulcha.

17.07. 10. Dziś mamy wodospad Uchar. Przechodzimy przez rzekę , idziemy wzdł uż kamiennego pola. Wyglą da jak armia, pole miaż dż y gł azy pozostawione przez stopiony lodowiec. Zbliż amy się do ujś cia doliny Chulcha. Miejscowy dozorca w koszulce, z ogromnym tasakiem, po cichu przyją ł od nas przydomek Rimbaud. Zdzierają c 100 rubli od obcokrajowcó w, wyjaś nił , doką d zmierzają w tym roku. Stara kł adka został a zburzona, nowe kł ody uł oż one w stosy, a ś cież ka się rozwidla. Mamy instrukcje, chodź my. Sł oń ce bije niemił osiernie, w drodze do Chulcha 1 rzeka i 4 strumienie wypł ywają ze stokó w. Wszystkie wodospady. Idziemy lewym zboczem, przechodzimy w prawo, potem znowu w lewo. Trasa miejscami przechodzi w piarg. Nachylenie 45-50 stopni. Jeś li się potkniesz, stoczysz się.150 m w dó ł , wpadniesz do Chulcha. Chulcha to rzeka szó stej kategorii. Solidne progi na cał ej dł ugoś ci. Szerokoś ć do przepł ynię cia nie wię cej niż katamaran. Jest fajny nawet do sportó w ekstremalnych. Ponadto, jak nieś ć kat po ś cież ce?

Minę liś my 6 km, a 2 km, gdy w oddali pojawił się Uchar (Impregnable). Lena miał a udar cieplny, zaczę ł a spadać . Podję liś my decyzję o przerwie i powrocie. Dzieliliś my się przeką ską , został am z Leną . Zamoczyli jej T-shirt w wodospadzie, nał oż ył a go na mokro. Ponownie zanurzone, zał oż one i ponownie zanurzone. Po 30 minutach cios miną ł , zjedliś my coś do przegryzienia. Cofnij się ostroż nie. Grupa siedział a na skalnej ś cianie przed kolejnym wodospadem. Zdał em go, poł oż ył em smoczek z wodą , torbę z aparatem, telefony i portfel, po drugiej stronie ubrania. Zaczą ł wracać , aby pomó c Lenie przejś ć - krzyczeli. Torba i smoczek potoczył y się i poleciał y drogą do niż szej kaskady wodospadó w. Na począ tku w to nie wierzył em. Pomó gł Lenie przejś ć i zszedł na dó ł . Jest gzyms i 20m druga kaskada. Znalazł em smoczek. Torba wisiał a na ostatniej gał ę zi brzozy na samym brzegu. Zszedł na dó ł , wzią ł drugą gał ą ź z wę zł em, zł apał pasek torby, pocią gną ł ją . Uff! Wyrwany z ujś cia wodospadu. Dzię kuję dziadku Ał taju! To Ty uratował eś nam pamię ć !


Grupa, patrzą c na nas, przeszł a i udał a się do wodospadu. Powiedzieliś my, ż e jeś li spotkają naszych, powiedzą nam, ż e idziemy do wyjś cia. Gdzieś na ś rodku drogi spotkał a się druga grupa; Ał taj – przewodnik prowadził od 2 mę ż czyzn. Powtó rzyliś my proś bę . Minę liś my skrzyż owanie, komary nie dają odpoczą ć , wspię liś my się na zbocze, usiedli i czekali. Pierwsza grupa wró cił a - naszej nie widzieli. Drugi wró cił , powiedzieli, ż e widzieli 2 mę ż czyzn z daleka? ? ! Potem dowiedzieliś my się , ż e obie grupy nie doszł y do ​ ​ koń ca. Siedzimy jeszcze 40 minut, Lena zostaje, ja wracam. Przeszł o kilka metró w przez 400 naszych wydawał o się , ż e kamień opuś cił duszę ! Szkoda, ż e ​ ​ nie udał o nam się dotrzeć do samego wodospadu. Od 2 km widok jest imponują cy - rzeka spł ywa kaskadą.160 metró w w dó ł . Wró ciliś my do obozu. Dzisiaj mamy ką piel, ale po udarze Lena nie mogł a. Z solidarnoś ci został am z nią . Na szczę ś cie w garnku zawsze moż na podgrzać wodę , umyć wł osy. A woda jest ciepł a - pł ywaliś my prawie codziennie.

18.07. 10. Rano powtó rzyliś my spł yw na dreszczach za Tikhoni. Makar i Andryukha, abyś my mogli poczuć ż ywą wodę , wprowadzili nas do mał ej beczki i wrzucili do rzeki. Sami pozostali na tratwie. Dobrze pł ywam, mam spasik, hydrach i spray. Wchodzą c do beczki czuję , ż e nie umiem pł ywać z gó ry. Jestem odcią gany od grupy na bok, wpadam w 2.3, 4. Na oczach biał ej wody. Wszystko skoń czył o kieł basę , patrzę wstecz: cał a tró jka pł ynie spokojnie, chwytają c się za wiosł a. Wypił em co najmniej 1.5 litra wody. Instruktorzy krzyczą na mnie z tratwy, ż ebym wypł yną ł na brzeg: z wiosł em nie jest tak ł atwo. Grabię ​ ​ - przed duż ym kamieniem z rę bakiem. Leż ę na plecach, rozprostowuję nogi. Na bruku, jak karaluch, wpadam na poł ó w. Nacisk na nogi jest wyczuwalny, za brukiem cią gną się dł ugie dreszcze. Wczoł gamy się na tratwę , idziemy wzdł uż dreszczy. Poczuł ! Nikt nie pytał , dlaczego nie pojechali do Tichonu. Zatrzymał em się na parkingu i zjadł em lunch. Kobiety poszł y obejrzeć kamienne grzyby, ja poszedł em na ryby. Dostał em 3 lipienie i oddał em wę dkę prawdziwym gó rnikom. Wieczorem chcieli zmienić rybę na mleko skondensowane, wó dkę lub gulasz. W koń cu po prostu to oddali. Czyste już w bummer.

Wieczorem usł yszeliś my nieprzyjemne wieś ci, dziś zł amał a się kobieta z jednej z grup na Uchar, został a ewakuowana helikopterem. Kondolujemy z nią , jej rodziną , instruktorem Rimbaud.

19.07. 10. Dziś jedziemy do Baskaus. Przybył - most nie został jeszcze naprawiony. Przyleciał z nami helikopter z „dopalaczami”. Po 40 minutach „akceleratory” odleciał y – plac budowy zamarł . Ż egnamy się z Makarem, Andreyem, Alexeyem. Spł yw do Bashkaus-Chulyshman-Teletsky trwał okoł o trzech godzin. Tutaj zapoznaliś my się z najstraszniejszym progiem - „Lustro”. Ten pró g jest nie do pokonania bez wysił ku mię ś niowego. Musiał em pracować z wiosł ami. Wyprzedzili chodzą cą grupę . Jak dobrze jest na tratwie: plecak pł ynie tam, siedzisz, cieszysz się naturą , wiatr zdmuchuje komary. Pionki się pocą , plecaki wbijają się w ramiona, komary kł ują spocone twarze i dł onie. Teraz rozumiemy; woda - zapowiedź !


Minę liś my wioskę , trzy wodospady na jednym! Mał e Ał tajowie ł owią ryby na brzegu. Krzyczą na nas "Hej! ! ! Jest poł ą czenie! ”Po odpowiedzi milkną . Tratwy są tutaj rzadkim wydarzeniem. Wstajemy u ujś cia Teletskoye. Wokó ł pę dzą lokalne motoró wki. Zał oż yliś my 100 metró w sieci, teraz pasą się .

Rozbijamy obó z. Zdecydowaliś my się na spacer po plaż y. Drogą jedzie UAZ, peł en lokalnych Ał tajó w. Ł ó dź „Bro” zacumował a do brzegu. Ał tajowie rzucili się na niego jak wró ble na ś wież y nawó z. Pierwsze pytanie brzmi „Palenie jest! ” Kapitan przynió sł im 2 paczki. Wyjaś nił , ż e czeka na grupę Moskali. Ał tajowie nalegali na „Ride! ”. Kapitan odmó wił . Ał tajowie powiedzieli, ż e zbadają ł ó dź i wejdą do ś rodka. W rezultacie toczył je przez prawie godzinę . Szliś my, szliś my, wracaliś my. UAZ stał z szeroko otwartymi drzwiami. Ał tajowie zostawili kierowcę na brzegu. Aby UAZI wyglą dał na opuszczonego, ukrył się pod stromym brzegiem i potajemnie obserwował , kto zbliż a się do samochodu. Powiedziano nam, ż e wró ciliś my do obozu. Godzinę pó ź niej Ał taj udał się dalej ku zaroś nię tym turystom. Zatrzymaliś my się w obozie, wysiedliś my, poprosiliś my o papierosa. Powiedzieliś my nie. Zgodnie z sł usznym pomysł em, palił z nami tylko Denis. W bazie zabrał papierosy, za paczkę tanich zapł acił.50 rubli. Rozmowa z nimi nie poszł a dobrze. Jedyne, co powiedzieliś my, to ż e pł yniemy z Gó rnego, pł yniemy od 10 dni, czekają c na ł ó dkę . Widzieli, ż e pijemy tylko herbatę i kawę . Nie chcieli ryzykować zbombardowania 3 silnych, mał omó wnych mę ż czyzn i na chwilę odeszli. Co prawda w nocy mijaliś my dwa razy, raz przyjrzeliś my się uważ nie, ale nie rozrzuciliś my sprzę tu po obozie, co wię cej, wypasaliś my go. Doś ć pó ź no w nocy przysł ali nam dwó ch posł ań có w z propozycją sprzedaż y dwó ch bochenkó w chleba. Nie brakował o nam jedzenia i z dumą odmó wiliś my. Wtedy zostawili nas samych. W UAZ są zaró wno dzieci, jak i kobiety, wydaje się , ż e Ał tajowie stosują ró ż ne metody szczotkowania turystó w. Boją się nawią zać ró wny kontakt z ludź mi lasu i wody, a to już dobrze!

20.07. 10. Po wstaniu poszedł em do okolicznych zagajnikó w i podniosł em czapkę borowikó w. Smaż ony - w koń cu zjadł em naturalne grzyby. Wszystkie nasze lasy są suche, nie oczekuje się grzybó w. Oto ostatni prezent!

Dziś skoń czył a się bajka Ał taju. Ł ó dź zabiera nas wokó ł jeziora Teletskoye. Chmury przywierają do otaczają cych gó r. Wiatr sprawia, ż e ​ ​ jazda sprawia wraż enie chodzenia po tarce. Lena nie zaciska mocno zę bó w, boją c się , ż e pę kną . Jest ulewna chmura. Trzymamy się lewego brzegu i przeczekujemy deszcz w jakiejś prywatnej bazie wę dkarskiej. Po deszczu wiatr ucichł , chmura rozwiał a się . Trasę koń czymy wzdł uż Teletskoye. Zatrzymujemy się w drodze do niesamowitego jeziora Meteor. Poziom w tym roku wzró sł o 2.5 m, teraz ł ą czy je cieś nina.


Z Artybash jedziemy do Gó rnego Ał tajska, przed osią gnię ciem 30 km zatrzymujemy się i jemy przeką skę z naleś nikami. Naleś niki z domową ś mietaną i dzikimi jagodami - truskawkami i jagodami. Pyszny!

W Gó rnym przesiadamy się do minibusa - Bijsk - Barnauł . Ż egnamy się z kierowcą .

Ż egnaj, ojcze Ał taju! Na pewno wró cimy!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (1) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara