Szczerze mówiąc, najpierw zwróciłem się do innego biura podróży o upragnioną wycieczkę (nazwę napiszę jako rebus, aby nie było antyreklamy: „stare sowieckie papierosy” lub „mityczny koń ze skrzydłami” (swoją drogą , Grecki)"). Jednak rozmawiając przez telefon, że nazwa półwyspu była wymawiana „SitOnia”, a nazwa hotelu „Porto Carras”, zdałem sobie sprawę, że lepiej nie zadzierać z nimi.