Australia! Tylko Australia...! :)

04 Wrzesień 2011 Czas podróży: z 24 Grudzień 2010 na 17 Styczeń 2011
Reputacja: +189.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Australia! Tylko Australia…  !

Sł oneczny poranek dwudziestego pią tego grudnia dwa tysią ce dziesią tego. Biał a taksó wka powoli wjeż dż a na wiadukt prowadzą cy z lotniska do miasta. Tego ranka na lotnisko przyleciał tylko jeden samolot, najwyraź niej z powodu Boż ego Narodzenia sześ ć godzin wcześ niej. Wokó ł nieustannie zmieniał y się krajobrazy, w oddali pojawił y się pierwsze rysy pię knego miasta. Mł ody czł owiek siedzą cy w samochodzie nie mó gł jednak uwierzyć , gdzie się znalazł . To nie był o jego marzenie, raczej jeden z najbardziej upragnionych celó w – podró ż do jednego z najbardziej tajemniczych krajó w na ś wiecie – Australii. "Australia! Australia!  ...Có ż , wow, gdzie mnie poniosł o ”Pomyś lał em w tych chwilach i nie mogł em uwierzyć , ż e w koń cu przybył em. A kiedy na horyzoncie pojawił się Melbourne, w koń cu „lepiej”  .

Pomysł , aby odwiedzić Australię , od dawna bł ysną ł mi w gł owie.


Czas wyjazdu wybierał am od dawna i nie zapomniał am o finansowej stronie sprawy, bo podró ż na ten kontynent to nie tania przyjemnoś ć . Latem dziesią tego roku miał em wstę pne porozumienie z grupą podobnie myś lą cych ludzi, ż e bę dziemy ś wię tować Nowy Rok w Australii. Potem nastą pił y miesią ce decyzji podejmowanych i nie podejmowanych, w wyniku któ rych nasz zespó ł przeszedł znaczą ce zmiany w swoim skł adzie. Kiedy jesień nadeszł a do Moskwy, zaczą ł em bić na alarm, bo ceny biletó w rosł y. Trasa został a wybrana trudna, w rzeczywistoś ci został a zaplanowana samodzielnie. Postanowiliś my wzią ć maksimum i zobaczyć maksimum – nie ma sensu jechać na tydzień do Australii. Po dł ugich konsultacjach zdecydowaliś my się wybrać nastę pują cą trasę : Melbourne - Wyspa Kangura - Adelajda - Darwin - Brisbane - Gold Coast - Sydney. Czerwone Centrum, Perth, Tasmania i Canberra postanowił y wyjechać na kolejną podró ż.

Sydney i Melbourne znalazł y się na liś cie ze wzglę du na swó j „hype”, Wyspa Kangura jest ciekawym parkiem narodowym, Adelajda jest bogata w doliny winne, pojechaliś my do Darwin ze wzglę du na Park Narodowy Kakadu, w Brisbane i na Gold Coast planowaliś my opalać się i pł ywać . Wł aś ciwie, jak postanowiono, zaczą ł em organizować trasę koncertową.

Zadzwonił em do kilku touroperatoró w, decydują c się na wykupienie od nich wycieczki. Sł yszą c ceny, prawie wył ysiał em - tania wycieczka w 3-4 gwiazdkowych hotelach dla 3-4 miast i przez 14 dni kosztuje co najmniej sto pię ć dziesią t tysię cy rubli na osobę . Jedna firma wycenił a mó j program na 250 tys. na osobę , inna na 310! W koń cu doszedł em do wniosku, ż e apetyt naszych panó w - kupcó w nie zna rozsą dnych i nierozsą dnych granic i postanowił em podró ż ować , rezerwują c wszystko na wł asną rę kę.

Oczywiś cie wstydził am się , ż e nie miał am doś wiadczenia w przygotowywaniu tak skomplikowanych wyjazdó w w każ dym tego sł owa znaczeniu, ale… musiał am kiedyś zaczą ć , a wtedy nadarzył a się okazja 

Najpierw bilety. Po przejrzeniu systemó w rezerwacyjnych ofert najwię kszych linii lotniczych doszedł em do wniosku, ż e bę dziemy latać liniami Emirates. Po pierwsze atrakcyjna cena, nowy samolot i doskonał a obsł uga. Po drugie był em zadowolony z minimalnego czasu poł ą czeń i cał kowitego przelotu. Tak wię c Moskwa - Dubaj - Melbourne i Sydney - Dubaj - Moskwa to pierwszy krok. Drugim krokiem są loty krajowe. W Australii jest kilku gł ó wnych przewoź nikó w - są to oczywiś cie Qantas, JetStar, VirginBlue Sir Richarda Bransona i mniejsze Tiger Airlines. Zdecydował em się na narodowego przewoź nika - Qantas. I wtedy spotkał em się z pierwszą trudnoś cią – ż eby dostać się na Wyspę Kangura przed obiadem, trzeba lecieć z Melbourne do Adelajdy o szó stej rano.


W tej chwili jest tylko jeden lot australijskiego taniego przewoź nika JetStar. Muszę przyznać , ż e do takich przewoź nikó w, zwł aszcza rosyjskich, mam wyją tkowo negatywny stosunek – ceny nie są tak niskie, obsł uga na pokł adzie zerowa, loty są czę sto opó ź nione lub odwoł ane, a generalnie lekceważ ą pasaż eró w. Ale nie był o wyboru i bilety został y kupione. Regionalny przewoź nik Regional Express (REX) lata z Adelajdy na Wyspę Kangura - skorzystaliś my z jego usł ug. A trasę Adelaide – Darwin – Brisbane – Sydney obsł ugiwał Qantas.

Teraz hotele. Tutaj korzystał em z wielu systemó w rezerwacyjnych - gdzieś z serwisu Aeroflot, gdzieś pogrzebał em na stronie samych hoteli, gdzieś korzystał em z mię dzynarodowych systemó w rezerwacyjnych. Chodzi o to, ż e ró ż ne zasoby oferują ró ż ne ceny za te same hotele.

Na przykł ad pokó j w hotelu 4seasons w Sydney był tań szy w Emirates, podczas gdy na ich wł asnej stronie cena „przegryzł a” o 150 dolaró w za noc. Konkluzja to monitoring, monitoring i jeszcze raz monitoring.

Dalej jest ubezpieczenie. W Oranta koszt 3-tygodniowej polisy wynosi okoł o 30 USD za osobę.

Ale był y też nierozwią zane kwestie - wycieczki i rozpatrywanie wiz. Po przestudiowaniu Internetu i kilku ksią ż ek zdał em sobie sprawę , ż e we wszystkich miastach trasy moż na organizować wycieczki na miejscu, a nawet prowadzić je samodzielnie. Wyją tkiem był a Great Ocean Road w Melbourne, któ ra cieszy się duż ym zainteresowaniem w okresie Boż ego Narodzenia. Drugim wyją tkiem jest Darwin z parkami narodowymi, zwł aszcza w porze deszczowej (od listopada do kwietnia). Po przeszukaniu sieci w poszukiwaniu ofert od Australijczykó w postanowił em nie ryzykować i rezerwować wszystko w Rosji - strony tych firm wyglą dał y na zbyt wą tpliwe i nie znalazł em ż adnych renomowanych biur podró ż y.


Zadzwonił em do wszystkich tych samych dż entelmenó w-kupcó w, ale z propozycją zorganizowania wycieczki. I jakie był o moje zdziwienie, gdy wszyscy odmó wili ze sformuł owaniem „nie jesteś my tym zainteresowani”. Sprytny czytelnik już wszystko zrozumiał - nasi handlarze wolą trochę zarobić na bilecie lotniczym, trochę wię cej na hotelu, zdzierać za wizę i „sprzedać ” kilka masowych wycieczek, zarobić.100% kosztó w wycieczki i ż yj dł ugo i szczę ś liwie. Pieprzyć biznes, prawda? To jasne, dlaczego mieliby sprzedać mi wycieczkę za 100 USD, skoro otrzymali z niej 20 USD, jeś li moż esz „przejś ć ” tani hotel za 100 USD. mi. , otrzymawszy od niego 50  . Nawiasem mó wią c, to są touroperatorzy, najwię ksi w Rosji. Tak, z reguł y nie mogą nic zrobić , tylko duzi dealerzy. Jedyną firmą , któ ra przygotował a spó jną ofertę był a firma Quinta Tour, z któ rej usł ug skorzystaliś my kupują c wycieczki.

Zaznaczam, ż e już na miejscu dowiedział em się o prawdziwych cenach oferowanych usł ug, Quinta Tour oszukiwał od 10 do 25% na trasie - ogó lnie cał kiem rozsą dne pienią dze. A gdybym wtedy znał kontakty wszystkich wykonawcó w w terenie, prawdopodobnie cał kowicie odmó wił bym usł ug naszych poś rednikó w.

Wiza to skomplikowana sprawa. Pasje o zuchwał oś ć Ambasady Australii w Moskwie zaś miecone są przez cał y Internet. Mentalnie przygotował am się już na to, ż e wizy nie moż na wystawić . I nikt nie bę dzie ubezpieczał niezależ nych turystó w od niewyjazdu - to kolejny „Sovdepov” relikt naszego kraju - w wielu krajach jest on ró wnież kupowany przez Internet, wraz z konwencjonalną medycyną . Szansa pomogł a – kolega pracuje w ambasadzie. Zaocznie rozmawialiś my z nią telefonicznie o paczce niezbę dnych dokumentó w i we wskazanym dniu po prostu ją podwiozł em, uiś cił em opł atę , a dziesię ć dni pó ź niej zabrał em paszporty z wizami.

To zabawne, jak proste jest wszystko, gdy istnieją powią zania - bez czepiania się , wywiadó w i innej zbę dnej biurokracji.

Ogó lnie wszystko był o gotowe na wyjazd dopiero na kilka dni przed wyjazdem. Po raz pierwszy w mojej praktyce pojechaliś my z zespoł em w podró ż nie na „tradycyjne” dwa tygodnie, ale na trzy i pó ł.

23 grudnia 1910 pojechaliś my pocią giem do Domodiedowa. Moskwa dusił a się od korkó w, a kilka dni pó ź niej padał o, co cał kowicie zamroził o sieć energetyczną , a wielu pasaż eró w został o na lotnisku cał ymi dniami. Mieliś my szczę ś cie - oboje czuliś my, ż e musimy wcześ nie wyjechać . Na lotnisko dotarł em już z kartami pokł adowymi w rę ku, wię c jedyne, co musieliś my zrobić , to odprawić bagaż i zał atwić formalnoś ci przed lotem. W poczekalni spotkał em znajomego, któ ry leciał kolejnym zjazdem do Bangkoku lotem Transaero. Rozmawialiś my, a potem rozpierzchliś my się po samolotach.


Tego dnia linie Emirates wprowadził y na lot Boeinga 777, bardzo nowoczesnego i wygodnego. Zarezerwował em dobre miejsca w pierwszej czę ś ci kabiny, wię c lot odbył się bezproblemowo. Jedzenie był o na poziomie, jedyne co nam się nie podobał o to to, ż e z jakiegoś powodu nie był o kompletó w ciepł ych skarpet i artykuł ó w higieny osobistej - wcześ niej wszystko to bez problemu rozdawano wszystkim pasaż erom. Pię ć godzin lotu minę ł o prawie niezauważ one, ponieważ wszyscy spaliś my jak niemowlę.

O szó stej rano lotnisko w Dubaju był o podejrzanie zatł oczone – chodził o o zbliż ają ce się katolickie Boż e Narodzenie. Z jakiegoś powodu myś lał em, ż e pochodzi z 25 na 26 grudnia, ale jak się już okazał o w Melbourne obchodzony jest w nocy z 24 na 25 grudnia. Po „wspinaniu się ” po terminalu postanowił em zrobić sobie przerwę „w stylu” i udał em się prosto do poczekalni biznesowej Emirates. Był em zdumiony - hala był a wypeł niona pasaż erami, wielu siedział o na podł okietnikach krzeseł i sof. "Boż e Narodzenie! ”, - pracownik odpowiedział mi i odesł ał do domu.

Chodzi o to, ż e w Australii zmiaż dż ył em cał ą negatywnoś ć , któ ra narosł a we mnie przez ostatni rok w Moskwie.

Taksó wkarz pró bował nawią zać z nami szczerą rozmowę . Generalnie w Australii mają ulubione pytanie: „Pierwszy raz chia? " (co naszym zdaniem oznacza "jesteś tu pierwszy raz? "). Nie prosi się o to z grzecznoś ci, ale po to, aby oderwać od naszego brata kilkadziesią t dodatkowych dolaró w. Jeś li odpowiesz tak, po mieś cie zostaniesz obwoż ony najdł uż szą drogą . Có ż , jeś li odpowiesz, ż e odwiedzasz miasto regularnie i jest to Twoja pią ta wizyta od kilku lat, taksó wkarz zrobi „kopalnię ż elaza” i zawiezie Cię najkró tszą drogą 

Pierwsze wraż enie, gdy na horyzoncie pojawił o się Melbourne, to mał y Hongkong, miasta są bardzo podobne, jednak to drugie jest o rzą d wielkoś ci wię ksze. Ulice był y puste, nie był o poruszają cych się samochodó w, pieszych! Nikt...Po rozmowie z kierowcą dowiedział am się , ż e Ś wię ta już nadeszł y i ludzie spali w swoich domach.

„Fajnie” – pomyś lał em wtedy… Wyglą da to jak scena z powieś ci Kinga „Langoliers”, kiedy bohaterowie spacerowali po „ż ywym w oczach”, ale pustym „w zasadzie” lotnisku  .


W Melbourne wybrał em Stamford Hotel. Ten pię ciogwiazdkowy hotel poł oż ony jest w samym sercu miasta, w odległ oś ci spaceru od gł ó wnych atrakcji. W kategorii pię ciogwiazdkowej zaoferował najniż szą cenę za pokó j. Zaletą był o to, ż e hotel uprzejmie zgodził się nas zameldować wcześ niej, o 8 rano, co jest bardzo waż ne w Boż e Narodzenie (choć katolickie). W pokojach jest wszystko, czego potrzeba do ż ycia, ł ą cznie z mał ą kuchnią , a nawet pralką i zmywarką . Ś niadanie kosztuje 26 USD, a jakoś ć i zakres są poniż ej ś redniej. Np. w Chinach, czy nawet w Niemczech, w podobnym hotelu wybó r jest kilkakrotnie wię kszy, a cena niż sza.

To cecha wszystkich australijskich hoteli - koszt ś niadania z reguł y nigdy nie jest wliczony w cenę pokoju, podczas gdy dla turysty radzieckiego asortyment i cena bę dą wydawać się nieodpowiednie, nawet w hotelach pię ciogwiazdkowych. Na dachu jest mał y basen, jakieś dziesię ć metró w i bardzo mał a i brudna sauna, z któ rej ze wzglę dó w etycznych nie korzystał am 

Po odprawie postanowiliś my odpoczą ć po dł ugim locie. Jednak po wzię ciu prysznica i przebraniu się szybko docenił em wszystkie zalety pustego miasta – w normalnych czasach dostał em ś wietne zdję cia, któ re obnosił yby się z duż ą liczbą nieznanych twarzy. Oto ty, punkt orientacyjny i nikt inny  . Dlatego poś pieszyliś my do miasta. Nie bę dę się rozwodził nad zabytkami Melbourne - wszystko o nich jest napisane bardzo szczegó ł owo w sieci, zresztą w każ dym hotelu znajduje się mapa centrum miasta, gdzie wszystko jest pomalowane bardzo kolorowo.

Zwracam uwagę , ż e przejrzenie wszystkiego, co moż esz i powinieneś zobaczyć , zajmie Ci jeden dzień . Drugi pó jdzie na zakupy, ale o tym poniż ej. Kolejne dni przeznaczone są wył ą cznie na wycieczki podmiejskie.

Dzień miną ł szybko, ciekawie i pouczają co. Melbourne wydawał o mi się miastem ekstrawaganckim i umiarkowanie konserwatywnym. Ulicami latał y papugi, a wrony czarno-biał e (to wrony, a nie sroki). Sugerowaliś my nawet, ż e są to nasze emigracyjne wrony, któ re podczas lotu prawie siwieją (zbielają )  . Do takiego upierzenia nazwaliś my je "wronami - satsebelki". Nie wiem ską d wzię ł o się okreś lenie, ale w naszych gł owach i w odniesieniu do tych ptakó w zakorzenił o się .

Wieczorem usiedliś my w restauracji Harry's, któ ra znajduje się na pierwszym pię trze hotelu i zajadaliś my się stekiem z kangura i innymi smakoł ykami. Stek, nawiasem mó wią c, był jednym z najlepszych w cał ej mojej australijskiej podró ż y.

Dwudziestego szó stego grudnia wstaliś my wcześ nie, okoł o sió dmej rano.


O wpó ł do ó smej przyjechał po nas autobus i mieliś my zwiedzać Great Ocean Road – w rzeczywistoś ci wielu jedzie do Melbourne na tę przygodę . Zarezerwowaliś my go przez Quinta Tour w Moskwie. Moż na go ró wnież kupić na miejscu w dowolnym biurze podró ż y, z któ rych najwię kszym jest Australian Pacific Tours (w skró cie APT). Wygooglają c nazwę , moż esz ł atwo wejś ć na ich stronę internetową i zarezerwować wycieczki po cał ej Australii.

Autobus zabrał pasaż eró w z kilku hoteli i pojechał do budynku centralnego oś rodka turystycznego, na nabrzeż u. Był a już sieć autobusó w, w któ rych siedzieli pasaż erowie. Weszliś my do jednego z nich z napisem „Great Ocean Road”. Co ciekawe, w Australii nie ma przewodnikó w, kierowcy wykonują swoje funkcje krę cą c kierownicą i rozmawiają c po drodze do mikrofonu. Naszym pierwszym kierowcą -przewodnikiem jest Shane, ł ysy mę ż czyzna po pię ć dziesią tce w harcerskich szortach.

Shane wykonał swoją pracę bardzo dobrze, duż o opowiadał i ciekawie ż artował , fotografował turystó w. Być moż e był to najbardziej aktywny kierowca cał ej wyprawy. Wycieczka wzdł uż Great Ocean Road realizowana jest w dwó ch wersjach - jednodniowej i dwudniowej, z noclegiem w mał ym miasteczku. Dł ugoś ć trasy to 650 km, w sumie do wykonania na jeden dzień . Nie polecam nocowania, w hotelu „nic”, ale nie ma rozrywki. W cią gu dnia zwiedziliś my cał e wybrzeż e, przelecieliś my helikopterem, zobaczyliś my sł ynnych „12 Apostoł ó w” i wró ciliś my do Melbourne. Ciekawie, bogato, budż etowo i bez zwł oki.

Po wycieczce udaliś my się do budynku hotelu Portland, gdzie zjedliś my obiad w browarze o tej samej nazwie. A Australia nie ma lokalnego piwa w klasycznym tego sł owa znaczeniu, piją angielskie ale. Po wypró bowaniu wielu marek nie poprzestał em na niczym - pod koniec podró ż y „wypeł nił em” tylko meksykań ską „Koroną ”.

Kolejnym mankamentem tej instytucji jest przecią g, któ ry z jakiegoś powodu dzieje się tam przez cał ą dobę , na co narzeka nawet pracują cy tam personel.


Trzeci dzień w Melbourne poś wię ciliś my na zakupy, aby Melbourne miał o do tego wszelkie moż liwoś ci. Najwię ksze centrum handlowe znajduje się w starym budynku poczty i nazywa się Melbourne City. Dwie przecznice wokó ł są ró wnież sklepy. Nie bą dź zbyt leniwy, aby chodzić do mał ych sklepikó w w zauł kach - jest wiele ciekawych, modnych i niedrogich rzeczy. Jeś li poró wnamy zakupy we wszystkich miastach Australii, w któ rych zdarzył o mi się odwiedzić , to osią gają one najwię kszy zasię g w Melbourne. Wię c idź na zakupy !

Każ da wyprawa na zakupy wią ż e się z wydawaniem pienię dzy. Moż esz oczywiś cie zapł acić kartą kredytową , ale ja na przykł ad w staromodny sposó b wolę starą dobrą „gotó wkę ”. Miasto jest peł ne „wymiennikó w”, praktycznie nie ró ż nią cych się od naszych sowieckich.

Ale nie wszystko jest takie proste – moż esz nawet nie spojrzeć na kurs na tablicy wynikó w, bo jest jakaś prowizja. Wysokoś ć prowizji ustala… sam kasjer… wedł ug zasady „dla gł upca”. Kantory prowadzone są wył ą cznie przez Azjató w, zazwyczaj Chiń czykó w, któ rzy nie mrugną okiem, ż eby cię oszukać . Daliś my dziewczynie czterysta greensó w. Po kursie miał a dać.380 dolaró w australijskich, ale wydał a tylko 340, drukują c pię kny czek, któ ry mó wi, gdzie poszł o kolejne czterdzieś ci dolaró w. Był peł en ró ż nych procentó w, skró tó w niezrozumiał ych dla zwykł ego obywatela sowieckiego. Otrzymał em tak mał ą kwotę , wywoł ał em skandal i odwoł ał em operację . Dziewczyna drgnę ł a i zaczę ł a już oferować.370 dolaró w, ale był em nieugię ty – wzią ł em pienią dze i wyszedł em. Po ominię ciu w ten sposó b 2-3 „wymiennikó w” zdał em sobie sprawę , ż e wszystkie dział ają w ten sposó b.

Kiedy poszedł em do banku, wyjaś nił em, ż e w bankach kurs jest stał y, a prowizja minimalna - 5 USD, niezależ nie od kwoty. Najlepsze pod wzglę dem wymiany są Bank of Quinsland i Australian Arab Bank. Gorą co polecam wymianę wię kszych kwot, Australia nie jest tanim krajem, pienią dze idą szybko. Banki są otwarte od 9 do 18 ś ciś le w dni powszednie i nie znajdują się na każ dej ulicy. Dodatkowo przy wymianie wymagany jest paszport, któ ry nie jest potrzebny w kantorze. W niektó rych miejscach, na przykł ad na Wyspie Kangura, w Darwin czy na Zł otym Wybrzeż u, w ogó le nie ma „gieł d”, a jest co najwyż ej jeden bank, i to z niekorzystną stawką . Najlepsze miasta wymiany to Melbourne, Sydney, Adelaide, Brisbane.


Po zakupach zdecydowaliś my, ż e chcemy kupić kolejną wycieczkę , wię c poszliś my do biura APT i kupiliś my wycieczkę Australian Farm - Historic Train - Koala Reservation - Phillip Island Penguin Parade.

Cał a przyjemnoś ć kosztuje 200 dolaró w australijskich na osobę , a wycieczka zaczyna się o ó smej rano, a powró t do pó ł nocy.

Wszystko zaczę ł o się standardowo – o 7 rano podjechał autobus, któ ry zbierał pasaż eró w po mieś cie. Pod koniec tej procedury Pakowie zostali wysadzeni pod budynkiem centralnego oś rodka turystycznego. Tym razem nie poszł o tak gł adko - czekaliś my na autobus okoł o godziny, był o zamieszanie z wycieczkami, aż podjechał do nas kierowca Steve. Po posadzeniu wszystkich i przedstawieniu się , wyruszył z nami. Godzinę pó ź niej i pierwszy przystanek to niepozorna kawiarnia w sosnowym zagajniku. Na począ tku wszyscy jakoś nie chcieli iś ć na parking, dopó ki nie zobaczyli na polanie stada ogromnych biał ych kakadu. A ponieważ nasz autobus przyjechał pierwszy, przyjemnoś ć obcowania z tymi pię knymi ptakami przypadł a wył ą cznie naszej grupie.

Steve wyją ł z bagaż nika skł adany stolik, ostroż nie kł adą c na nim butelki z zimną i gorą cą wodą . Potem zaczą ł przygotowywać kawę w wiadrze – to samo wiadro przekrę cił nad gł ową z nalanym do ś rodka napojem – umieję tnoś ć na twarzy! W menu znalazł y się ró wnież ciasteczka, krakersy i papuga karma. Najciekawsze - gł ó wny przysmak kakadu - to krakersy. Ptaki zachowywał y się bez zahamowań , spokojnie podlatywał y do ​ ​ ludzi, siadał y na dł oniach, ramionach i barkach, a nawet kradł y jedzenie. Mieliś my duż o pozytywnych emocji, nawet myś lał em o zakupie takiej papugi w Rosji.

Drugim przystankiem na trasie jest pocią g turystyczny Puffing Billie. Teraz przewozi turystó w, a kiedyś był koniem pocią gowym do transportu minerał ó w. Na dworcu ustawiał a się kolejka ludzi, któ rzy chcieli kupić bilety, ludzie stali ś rednio pó ł torej godziny. Zaletą naszej wycieczki był o to, ż e bilety został y wydane kierowcy z wyprzedzeniem.


Ponadto dla naszej firmy turystycznej na koń cu pocią gu wydzielono mię kką przyczepę , dzię ki czemu cał a grupa bez problemu wyruszył a w 26-kilometrową podró ż . W tym samym czasie wszyscy pasaż erowie siedzieli w oknach, machają c nogami. Jedyny widok na drodze to drewniany most na palach wysoki na 15 metró w, po któ rym przejeż dż a pocią g. W przeciwnym razie podziwiasz drzewa i rzadkie wioski. Pó ł godziny pó ź niej pocią g podjeż dż a na stację , gdzie turyś ci czekają na swoje autobusy. Jeś li poró wnamy to z pocią giem w Argentynie (Ushuaia), to ten drugi jest nieco ciekawszy.

Na peronie Steve ogł osił , ż e przesiadamy się do innego autobusu, bo tam koń czy się jego podró ż . Po zmianie zał ogi pojechaliś my dalej. Kierowca John wydawał się nam doś ć pogodnym facetem i dowiedziawszy się , ż e jesteś my z Rosji, cał kowicie skupił się na naszej firmie.

Faktem jest, ż e jest ż onaty z dziewczyną o pię knym imieniu Veronika, któ ra urodził a się w Kijowie, dł ugo mieszkał a w Moskwie i przyjechał a na studia do Australii, gdzie go poznał a. John jest tak przesią knię ty naszą kulturą , ż e pilnie uczy się rosyjskiego, gotuje barszcz, a nawet obchodzi rosyjskie Boż e Narodzenie.

Po godzinie dotarliś my do australijskiej farmy Warlook. Nas, mał ą grupę dziesię ciu osó b, natychmiast zabrano do mał ego wiejskiego domu. Pię ciominutowa wycieczka po kilku pokojach i wszyscy usiedliś my przy mał ym stoliku w jadalni. Oczywiś cie gospodarstwo sł uż ył o nie tyle rolnictwu, ile przyjmowaniu turystó w - ś wiadczy o tym nie tylko liczba stoł ó w na obiady, ale takż e sklep z pamią tkami przy wyjś ciu z budynku. Mamy ciekawą firmę . Wś ró d nich od razu wyró ż nił a się kobieta okoł o pię ć dziesią tki z niewiarygodnie biał ymi, porcelanowymi zę bami.

Dalej - szkó ł ka ptakó w i kanguró w. Biał y paw robi wraż enie, takich ptakó w jeszcze nie widział em. I oczywiś cie kangury – podczas cał ej wyprawy moż na był o jak najś ciś lej porozumieć się z tymi zwierzę tami podczas wizyty na farmie. Przy wejś ciu dziadek daje wszystkim szklankę jedzenia, potem idziesz na padok i szukasz swojego kangura. A potem niezapomniane przeż ycie od pierwszego spotkania z nimi. Moż esz zrobić wszystko - nawet tarzać się z nimi w obję ciach. To prawda, ż e ​ ​ bardzo szybko się mę czą - gdy godzinę pó ź niej przybyli kolejni turyś ci i zaczę li je karmić , zwierzę ta odmawiał y karmienia i odpoczywał y znuż one w cieniu drzew, nie zwracają c uwagi na turystó w.


Jazda na farmie jest w peł nym rozkwicie. Dziewczyna w kowbojskim stroju zawiozł a nas dalej - na duż e pole, na któ rym pasł y się owce. Wyraź nie pokazano nam, jak specjalnie tresowane psy pasą owce, a potem każ dy mó gł wzią ć udział w strzyż eniu i zbieraniu weł ny.

W areszcie wszyscy dostali bat i nauczono, jak sobie z tym radzić „w prawdziwy australijski sposó b”.

W jednej chwili minę ł y trzy godziny na farmie. Nawet nie zdą ż yliś my się opamię tać , gdyż John opowiadał kolejną anegdotę i pewnie udał się na Philip Island. Wyspa jest parkiem narodowym i jest drugą najsł ynniejszą atrakcją w pobliż u Melbourne, po Great Ocean Road. Pierwszym przystankiem na wyspie jest otwarty rok wcześ niej rezerwat koali. Szczerze mó wią c, koale w naturalnym i nienaturalnym ś rodowisku są bardzo trudne do zaobserwowania - te "puszyste ł obuzy" siedzą tak wysoko i nieaktywne, ż e nie mają cierpliwoś ci czekać , aż niedź wiadek nawet poruszy ł apą . Mieliś my szczę ś cie - zaraz przy wjeź dzie na drogę wyskoczył duż y miś koala, od razu zebrał się tł um gapió w. Rozejrzał się i nie widzą c wokó ł siebie niczego interesują cego, zanurkował w krzaki i wspią ł się na najbliż szego eukaliptusa.

Inne koale siedział y tak wysoko, ż e prawie niemoż liwe był o ich zobaczenie bez specjalnych ś rodkó w.

Dalej jest kolejny autobus. Dystans 10 kilometró w pokonaliś my w okoł o czterdzieś ci minut. Tutaj, na Philip Island, wpadliś my w pierwszy, a wł aś ciwie ostatni, korek na naszej australijskiej podró ż y - zbyt wielu turystó w kierował o się do miejsca zwanego „paradą pingwinó w”. Istota jest prosta – o zachodzie sł oń ca mał e pingwiny wyskakują z oceanu i w przyjaznej zorganizowanej kolumnie kierują się na brzeg i wpeł zają do dziur. Ty, jako klasyczny turysta, usią dź wygodnie na brzegu i oglą daj ten spektakl. Z wyglą du wszystko jest pię kne. Wł aś ciwie od dawna nie widział em wię kszego „szlamu”. Do wieczora zrobił o się chł odniej, swetry przechowywane w Rosji nie uratował y nas - to pierwszy minus. Po drugie, liczba turystó w wynosił a wedł ug moich szacunkó w 800-1000 osó b, podczas gdy „atrakcja” przeznaczona jest na 200-250 osó b.


A teraz proponuję wszystkim wyobrazić sobie, co się dzieje - na ł awkach przy silnym wietrze o temperaturze +8 stopni Celsjusza tysią c osó b osiadł o i spokojnie oglą dał o fascynują ce widowisko. Reprezentowane? A ja nie, bo to niemoż liwe. Ludzie stali na podwó rkach, czoł gają c się przez krzaki, przeskakują c nad gł owami. Ogó lnie rzecz biorą c, przypominał o to bardziej „paradę kanguró w z mał pami”. Po staniu tam przez 15 minut był o mi bardzo zimno. Podję to zbiorową decyzję o udaniu się do centrum turystycznego i rozgrzewce. Cał a parada trwał a 2 godziny. Uwierz mi, to za duż o. Szczegó lnie uporczywie „przesiadywali” tam do koń ca imprezy, aż w koń cu zrobił o się ciemno do tego stopnia, ż e ​ ​ nie dał o się zobaczyć nosa są siada, sine z zimna. Oczywiś cie nikt tam niczego nie rozważ ał . W cią gu dwó ch godzin wylą dował o okoł o 50-60 pingwinó w, czyli jeden pingwin na dwudziestu turystó w.

Na przykł ad na Antarktydzie i Argentynie prom dociera do grupy wysp, gdzie turyś ci przemieszczają się na wyspę ł odziami. Jest stosunek 1:100 na korzyś ć pingwinó w. Jednocześ nie moż na je z nim dotykać , karmić , gł askać , a nawet ką pać . W Australii, kiedy krę cili kamerą wideo, dziwna ciotka podbiegł a i powiedział a dobrą angielszczyzną : „Proszę pana, pliiiiiz, poznaj zdję cie, poznaj kamery… bla bla bla”. Jednym sł owem - cyna. „Parada pingwinó w” zepsuł a ogó lne wraż enie z trasy.

Droga powrotna trwał a dwie i pó ł godziny, któ rą przespał am bezpiecznie. Mó j spokó j zakł ó cał a ​ ​ tylko Monica, któ ra siedział a obok mnie i aktywnie komunikował a się z są siadem. W Melbourne autobus dł ugo i mozolnie zabierał turystó w do ich hoteli. „Extreme” do zaspanych turystó w dodawał opos, któ ry wyskoczył spod krzaka tuż pod naszymi koł ami i, co dziwne, pozostał przy ż yciu.

W pokoju zaczę liś my się pakować – już za kilka godzin musieliś my udać się na lotnisko i kontynuować podró ż . Patrzą c w przyszł oś ć zauważ am, ż e Melbourne to prawdziwe miasto marzeń – pię kne, szczere, zadbane. Wcale nie ż ał ował em, ż e od niego zaczą ł em swoją znajomoś ć z Australią – Sydney jest gł oś ny, Brisbane ponure, Darwin jest mał y, a do Adelajdy trzeba lecieć z przesiadką.

Udał o mi się przespać dwie godziny, ao czwartej rano obudził mnie budzik. Po ś niadaniu z krakersami udaliś my się do recepcji, odliczyliś my i dł ugo szukaliś my taksó wki, zamó wionej przez concierge dzień wcześ niej. Kierowca się spó ź nił i postanowiliś my gł osować . Zanim zdą ż ył em podnieś ć rę kę , pierwszy przejeż dż ają cy samochó d w kratkę natychmiast się zatrzymał . Kierowca zaczą ł pakować walizki, a od tył u podleciał kolejny „wó z” z podobnym napisem. Jej pilot, szybko zdają c sobie sprawę , ż e jesteś my jego pasaż erami, zaczą ł się kł ó cić z naszym kierowcą.


W stanie gł ę bokiego pokł onu po prostu stał em, spał em i od czasu do czasu zastanawiał em się nad ich sł owami. W koń cu zgodzili się , wrzucili walizki do drugiego samochodu i w koń cu odjechaliś my. Zapach kanalizacji dochodzą cy z pę knię tej rury w podziemiach hotelu był mocno orzeź wiają cy.

Lotnisko w Melbourne był o zatł oczone - nigdy wcześ niej tego nie widział em. Dziś mamy rozkł adową trasę Melbourne – Adelaide, obsł ugiwaną przez linie lotnicze JetStar, oraz Adelaide – okoł o. Kangur obsł ugiwany przez REX Airlines (inna nazwa to Regional Express). JetStar jest najwię kszym tanim przewoź nikiem w Australii, filią Quantas. Zajmuje prawe skrzydł o budynku terminalu krajowego. Pasaż erowie sami odprawiają się na lot w specjalnych kioskach, a nastę pnie wszyscy ustawiają się w mał ej kolejce, aby nadać bagaż.

To bardzo przyjemne, ż e linia lotnicza „nie zauważ ył a” 5 kilogramó w nadwagi w naszych walizkach – np. Aeroflot okrada pasaż eró w nawet z kilogramem przecią ż enia – to generalnie bzdura.

Procedury przed lotem nie zaję ł y nawet pię tnastu minut, po czym wygodnie usadowiliś my się w kawiarni w strefie wolnocł owej lotniska. Rosyjskie lotniska nigdy nie ś nił y o takich wskaź nikach! Na pokł adzie zarezerwował em pierwszy rzą d siedzeń , obok wejś cia do samolotu. Airbus A320 był przepeł niony pasaż erami. Naprzeciw mnie znajdował y się dwie stewardesy, któ re regularnie recytował y do ​ ​ mikrofonu informacje przed lotem. Cał e lą dowanie odbył o się w dwadzieś cia minut, po czym samolot zaczę to holować do strefy „koł owania”.

Piloci natychmiast „od koł owania” wyszli na pas startowy i rozpoczę li przyspieszanie. Po przejechaniu pó ł tora kilometra wzdł uż pasa, nos zaczą ł się unosić . W pewnym momencie wszystko ostro pochylił o się do przodu – zaczę liś my zwalniać.

Holownik przybył okoł o dziesię ciu minut pó ź niej wraz z grupą ludzi w mundurach i wozem straż ackim. Ludzie dł ugo badali lewe skrzydł o, po czym samolot został odholowany na dalszy skraj pola. Inspekcja trwał a, a pasaż erowie z okien swoich okien obserwowali, co się dzieje 


Minę ł o okoł o pó ł godziny, dowó dca wszedł do kabiny, przedstawił się , podnió sł „przekleń stwo” i powiedział , ż e wszyscy pasaż erowie pojadą na terminal autobusem i polecą innym samolotem, ten samolot nigdzie nie poleci. Dziesię ć minut pó ź niej byliś my już przy terminalu. Martwił em się o coś innego – mó j zegarek wskazywał czas lokalny – 8.30 rano, a lot z Adelajdy na Kangaroo Island był o 10.30, z kolejną godziną lotu. Nietrudno zgadną ć , ż e dok się rozpadł.

Zwró cił em się do serwisu informacyjnego linii lotniczej z proś bą o pomoc i pomoc naszemu zespoł owi w dostaniu się na Wyspę Kangura, na któ rą usł yszał em banalną odpowiedź jak na tanie linie lotnicze - masz bilet na lot innej linii lotniczej, zajmij się je samemu. Z takiej bezczelnoś ci ta ciocia chciał a zrobić coś bez skrupuł ó w paskudnego, ale moje wychowanie nie pozwalał o mi być wobec niej niegrzecznym. Zaczą ł em się kł ó cić i tł umaczyć , ż e wszystko, co się dział o, był o wył ą cznie ich winą . Ponadto groził em „odprawą ” i grzywnami na mocy rosyjskiego prawa. Wujek, starszy na zmianie, wł ą czył się do rozmowy. Po wysł uchaniu moich argumentó w postanowił spowolnić rozmowę i obiecał ostrzec personel linii lotniczych w Adelajdzie i pomó c w zakupie nowych biletó w na loty REX Airlines.

Skontaktowali się z przedstawicielem w Adelajdzie za poś rednictwem „specjalnej komunikacji” i ponownie ostrzegli nas o naszych problemach. Co wię cej, karmili się nawet za darmo, chociaż ta usł uga był a pł atna.

Lot przebiegł sprawnie iw cią gu godziny zobaczył em w oknie lagunę Adelaide i doliny winne. Lotnisko w mieś cie przypominał o mi terminal lotniczy w Melbourne, tylko mniejszy i bardziej przytulny. Po odebraniu bagaż u udaliś my się w prawy sektor, do okienek JetStar w celu zmiany biletu, ponieważ samolot na Wyspę Kangura już dawno odleciał . Przy ladzie siedział a stukilogramowa dziewczyna z opuchnię tą twarzą i brakiem wyrazu twarzy podczas otwierania ust. Mó wił a tak niespó jnie i cicho, ż e musiał em przył oż yć ucho prawie do jej ust, co, szczerze mó wią c, nie sprawiał o mi wiele przyjemnoś ci. Ponadto jej odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczą ce pomocy sprowadzał y się do rozmowy: „Witaj drzewo, jestem dę bem! ”, mó wią c wprost, pró bował a się nas pozbyć.


Podnoszą c skandal, praktycznie na sił ę … spojrzenia… zmusił em ją do wpisania na bilecie czasu faktycznego wyjazdu i przyjazdu oraz przybicia pieczą tki. Dł ugo się opierał a, ale pod wpł ywem mojego uroku, poł ą czonego z presją moralną i fizyczną , poddał a się i skapitulował a bezwarunkowo. Ten stosunek do pasaż eró w jeszcze bardziej wzmocnił mó j negatywny stosunek do

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (2) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara