Nasza droga do źródeł chrześcijaństwa Część 2.

16 Październik 2013 Czas podróży: z 28 Wrzesień 2013 na 06 Październik 2013
Reputacja: +676
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Nasza droga do ź ró deł chrześ cijań stwa Czę ś ć.2.

Wycofać się . Wyglą da na to, ż e zachorował em na chorobę zwaną "grafomania". Ale ponieważ są zachę cają ce recenzje, nastę pnego dnia udaję się do są du. Zdję cia bę dą wymagane, ale pó ź niej!

Dzień czwarty.

Jedź my do Armenii!

Wedł ug programu: „Wyjazd do Gruzji – granica ormiań ska. Zespó ł architektoniczny Achtal, nastę pnie przeniesiony do zespoł u klasztornego Achpat (966 n. e. ).

Wychodzimy ze znakomitego Shine Hotel, nie tego w centrum (są dwa), ale tego na 9 przystankach metra. Okoł o 2:00 jesteś my na granicy. Szybko przekraczamy granicę , paszporty są stemplowane, rzeczy skanowane, ci, któ rzy przeszli kontrolę biegną do wymiennika. Zamieniamy skrzynie na dramaty, zdają c sobie sprawę , ż e gdy wró cimy do Gruzji, nie bę dziemy już tracić na nie czasu. Spotyka nas Garik - nasz przewodnik.


Gdy tylko wszyscy wsiadają do autobusu, Garik zaczyna swoją historię . Droga cią gnie się wzdł uż rzeki Debed, za oknem cią gnie się pię kno i podziw.

Pierwszym przystankiem jest twierdza i klasztor Akhtala, któ re znajdują się w wą wozie rzeki Debed. Twierdza X wieku, wtedy przyzwyczajamy się do tego, ż e wszystko tutaj jest nie tylko staroż ytne, ale i staroż ytne. Bardzo lubię ormiań skie koś cioł y: kamienne, ozdobione kamiennymi rzeź bami lub freskami, z minimalną iloś cią ikon, surowy „ikonostas”. I tak wpasowują się w surowy krajobraz!

Okazuje się , ż e w Armenii jest ponad 17 tysię cy koś cioł ó w.

Nastę pnym przystankiem jest nasz ś redniowieczny kompleks klasztorny Achpat. Czas po rzece - X-XIII wiek. Kilka koś cioł ó w, dzwonnica, wiele chaczkaró w (w tł umaczeniu z kamienia krzyż owego) to takie „ikony” wyrzeź bione w kamieniu. Klasztor Achpat był najwię kszym oś rodkiem naukowym z bogatą kolekcją rę kopisó w.

W wolnym czasie moż emy rozejrzeć się i pospacerować po klasztorze. Czasu nie bę dzie cał y czas, bo ja (i moi towarzysze) zawsze bę dziemy chcieli drż eć , siedzieć , wę drować , myś leć (

Potem popeł niono strategiczny bł ą d - pojechaliś my na lunch do Alaverdi. Mieliś my pecha i przyjechał o do nas 40 wł oskich turystó w, ale jedzenie był o okropne i nie tanie. Po raz pierwszy zmienił em zasady „nieuczestniczenia w kolacjach grupowych”, za któ re zapł acił em. Wszyscy byli oburzeni. Podsumowanie opublikował a moja koleż anka: „Aby unikną ć katastrofy, nie jedz kebabó w w Alaverdi! »

Musieliś my wię c zatrzymać się na drodze w pobliż u sklepu, gdzie chę tni byli zapakowani w wino, buł ki, chleb pita i. itd. W tym czasie patrzyliś my, jak kobiety wycią gają w dł oniach cienką pitę wielkoś ci pó ł prześ cieradł a. Robią to w mgnieniu oka. Nastę pnie oba wstawiamy do piekarnika. Moż esz oglą dać w nieskoń czonoś ć.

Nawiasem mó wią c, gorą ca pita jest droż sza niż już schł odzona.

W drodze do Erewania mijamy miasto Spitak. Garik wspomina, jak wszystko dział o się tutaj podczas trzę sienia ziemi (on sam brał w nim udział ), pokazuje, jakie tereny budowali budowniczowie jakich krajó w.


Miasto jest nieco opuszczone, ale wydaje się typowe dla Armenii, bo ż ycie tam jest teraz bardzo, bardzo trudne.

Do Erewania docieramy po ciemku, prawdopodobnie o 8 wieczorem. Garik z rasy przewodnikó w, któ rych uwielbiam, opowiada o wszystkich budynkach, o wszystkich biznesach, któ re tu dział ał y, a teraz są zniszczone, wie wszystko i spieszy się z nami podzielić.

Nawiasem mó wią c, Garik od razu rozdał wspaniał e mapy wszystkim - z jednej strony - Armenii, z drugiej - Erewaniu. Ale w Tbilisi są z tym problemy - w poniedział ek centrum informacyjne nie dział a (podał a Masza), w inne dni nie dział a wieczorem. Kartę kupił am przypadkiem wieczorem w sklepie z pamią tkami (wyglą da na to, ż e to tylko karta z infocentrum), ale już jej nie potrzebował am, zwł aszcza ż e za drugim razem nocowaliś my w innym hotelu w zupeł nie inna czę ś ć miasta. Biorą c pod uwagę sporą cenę wycieczki - moż na się tym zają ć z wyprzedzeniem.

Erywań ma najfajniejszy hotel, 5 minut od Placu Republiki.

Szybko zorganizowaliś my kolację w naszym pokoju i pobiegliś my na plac oglą dać kolorowe fontanny. Od 21 do 23 każ dego dnia, ale nastę pnego dnia nie pracowali.

Erywań (Erewan, Erebuni) stał się stolicą Armenii dopiero w XX wieku - 1920. Do tej pory był o to mał e, niezorganizowane, zdewastowane przez wojny i trzę sienia ziemi miasteczko.

„Ojcem” miasta jest architekt Oł eksandr Tamanyan. Był mł ody, ale już dobrze znany na ś wiecie jako utalentowany architekt i zgodził się przyjechać do Erewania do pracy. Miasto zbudowano wedł ug jednego planu, w jednym stylu, z zachowaniem tradycji ormiań skich architektó w, zgodnie z reliefem miasta. Tak wię c centrum Erewania robi wraż enie. Ponadto Tamanyan zaczą ł wykorzystywać w urbanistyce gł ó wne bogactwo naturalne Armenii – tuf – kamień pochodzenia wulkanicznego, bardzo lekki, mocny i pię kny.

W domu są ró ż owe, ciemnoró ż owe, jasnopomarań czowe.

Budowa miasta rozpoczę ł a się w 1925 roku, aw 1936 miasto oficjalnie stał o się znane jako Erewan.


Na począ tku Kaskady stoi pomnik Tamanyana, to taki starzec z dł ugimi wł osami, choć zmarł doś ć mł odo w 1937 roku.

Plac Republiki to centralny plac miasta, znany z monumentalnej architektury w gł ę boko narodowym stylu. Kształ t trapezu, wpisany w owal. Zespó ł architektoniczny skł ada się z pię ciu budynkó w. Są ró ż ne i zero. Po stronie wschodniej i zachodniej znajdują się symetrycznie Dom Rzą dowy Armenii i Dom Ministerstw, po drugiej - hotel "Mariott Armenia", Dom Komunikacji i Zespó ł Muzealny. Przed nim fontanny z kolorową muzyką , a muzyka jest narodowa i bardzo pię kna. Posł uchaliś my trzech piosenek i skierowaliś my się w stronę alei dla pieszych, gdzie Garik poradził nam, abyś my się udali.

Bulwar zaczyna się od placu, na któ rym w 1968 roku zainstalowano 2750 mał ych fontann, symbolizują cych wiek miasta Erewania.

Ale nastę pnego wieczoru fontanny nie dział ał y na placu, podobnie jak te mał e fontanny.

Idziemy Aleją Masztoc - oto wszystkie kulturalne atrakcje miasta.

Liczne muzea, zabytki, Teatr Opery i Baletu, luksusowe sklepy. Aleję uzupeł nia skarbiec ormiań skiego pisma – budynek Matenadaran. Podejdziemy do niego nastę pnego wieczoru, bardzo nietypowy i majestatyczny budynek. Bardzo chciał abym być tam i w ś rodku.

Na wzgó rzu za budynkiem Matenadaran znajduje się pomnik Matki Armenii oraz Gruzinki z mieczem w dł oni.

Tymczasem na alei rozpoczyna się koncert mał ej orkiestry symfonicznej, prawdopodobnie mł odzież owej. W pobliż u zbiera się publicznoś ć i ć wiczy walca w sukniach balowych.

Postanawiamy posł uchać koncertu pó ź niej, ale na razie pojedziemy do Kaskady.

Ta rzecz jest wyją tkowa, ani pomnik, ani dom, a tym bardziej niedokoń czony. Ale to fascynują ce. To tylko ozdoba miasta.

Ogromne klatki schodowe z fontannami wznoszą się po zboczu, nie był o czasu (i sił y) na wspinaczkę , chociaż jest winda, po prostu szliś my bulwarem, patrzą c na nowoczesne oryginalne rzeź by: czarny kot, dymią ca pię knoś ć , niebieski pingwin, czajnik. . . Myś lę , ż e są to wyroby znanych wspó ł czesnych rzeź biarzy, prezent od ormiań skiego patrona miasta.


Niewiele moż na się dowiedzieć , bo podobnie jak w Tbilisi napisy są w ję zyku ormiań skim. Chociaż pó ź niej wymyś lił em know-how. Trzeba nie pytać : „Kim jest ten pomnik”, ale po prostu zapytać : „Przeczytaj, co jest napisane”. Okazał o się to bardzo zabawne.

Mimo cał ego mojego kretynizmu topograficznego udał o mi się podczas zwiedzania zapamię tać pomnik Arama Chaczaturiana, a gdy podeszliś my do niego wieczorem radoś nie oznajmił em: „I już umiem czytać ormiań ski! Tutaj. To jest Aram Chaczaturian. A ponieważ jest tam sala koncertowa nazwana jego imieniem, a znają c moją mił oś ć do ję zykó w obcych, uwierzyli mi.

Kolejny pomnik zaznaczył mó j mą ż , któ ry ś miał o powiedział „A to jest Martiros Saryan”, a my na pró ż no pró bowaliś my sprawdzić , jak dobrze czytam po ormiań sku. Miał najostrzejszy wzrok i był po prostu pierwszym, któ ry znalazł drobny napis w ję zyku rosyjskim. Trzeci pomnik znó w był mó j – bo nie tylko dobrze czytam teraz po ormiań sku, ale jeszcze lepiej po angielsku. To był William Saroyan!

Szliś my dł ugo, wcale nie chcieliś my iś ć , wię c kiedy znó w pojawiliś my się na Alei Masztoc, koncert był w peł nym rozkwicie, pary krą ż ył y, ale fontanny na placu ku naszemu zmartwieniu.

Był a już godzina dwunasta!

Tłumaczone automatycznie z języka ukraińskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (6) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara