Hiszpania - Francja - Andora

28 Styczeń 2011 Czas podróży: z 19 Sierpień 2009 na 29 Sierpień 2009
Reputacja: +592.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Zalety hotelu:

- pyszne jedzenie w restauracji;

- oddalenie od wię kszoś ci hoteli;

- regularne, wysokiej jakoś ci sprzą tanie pokoju;

- inteligentny i przyjazny personel;

- poł oż ony w cichym, spokojnym miejscu;

- poł oż ony bliż ej dworca kolejowego niż wię kszoś ć innych hoteli (nie ma hał asu z kolei);

- dla niektó rych turystó w (w tym my): niewielu Rosjan.

Wady hotelu:

- daleko od plaż y;

- brak izolacji akustycznej;

- brak miejsca parkingowego dla samochodu;

- dla niektó rych turystó w: brak personelu rosyjskoję zycznego.

Wreszcie! Speł nienie marzeń o wyjeź dzie do Hiszpanii. Od dawna chciał em odwiedzić ten pię kny kraj, ale jakoś nie wyszł o z ró ż nych powodó w. Jednak w koń cu nadarzył a się taka okazja, z któ rej nie omieszkaliś my skorzystać z ż oną , pomimo kryzysu i ś wiń skiej grypy, któ rych w tamtym czasie bardzo aktywnie straszono w mediach.


Nawiasem mó wią c, jego ż ona pojawił a się oficjalnie dopiero niedawno, zaledwie kilka dni przed wyjazdem odbył a się ceremonia ś lubna, wię c odbył a się prawdziwa podró ż poś lubna.

Odpoczywaliś my w hotelu Balmes 3* od 19.08. 09 do 29.08. 09 w Calelli. Koneserzy ję zyka hiszpań skiego wiedzą , jak to wymó wić , ale dla tych, któ rzy nie są przyjació ł mi ję zyka Cervantesa, informuję , ż e wymawia się go jako coś pomię dzy „calella” a „calella” (w przyszł oś ci bę dę się trzymać pierwsza wersja pisowni rosyjskiej). To wspaniał e miasto znajduje się na Costa del Meresme (tuż za Costa Brava na poł udniu). Miasta Calella nie należ y mylić z miastem Calella de Palafrugell, któ re już znajduje się na Costa Brava.

Nie bę dę opisywał szczegó ł ó w lotu, bo wszystko jest tutaj doś ć standardowe: rejestracja, odprawa celna, odprawa paszportowa, szmon, dutik, w któ rym kupuje się coś smacznego i fajnego, ż eby się nie nudzić podczas lotu.

Tym razem polecieliś my "Wymię ". Nic takiego, muszę przyznać , nie gorsze niż Saira, a obiad jest jeszcze lepszy. Kró tko mó wią c, lecieliś my bez ż adnych problemó w w 4 godziny z groszem. Na lotnisku zdą ż ył em jednak trochę poczekać na bagaż . Wtedy informacja o naszym locie zniknę ł a na tablicy wynikó w obok taś mocią gu, co nie wzbudził o entuzjazmu wś ró d pasaż eró w. Jednak po pewnym czasie nasz bagaż został jednak bezpiecznie rozł adowany i znajdował się na tym samym przenoś niku. Tak, nawet w voucherze i na bilecie powrotnym jedna cyfra numeru paszportu ż ony był a bł ę dnie wskazana, co nas zaniepokoił o, ale nie był o z tym ż adnych problemó w.

Spotkał a nas dziewczyna z Terramar Tour, partner naszego operatora Vremya Tour w Hiszpanii. Miał a listę turystó w, w któ rej był o też trochę zamieszania z nazwiskami, co zresztą ró wnież nas dotknę ł o. Ż art polega na tym, ż e oboje byliś my nagrywani pod panień skim nazwiskiem mojej ż ony, chociaż ona wzię ł a moje.


Tyle, ż e straż graniczna jeszcze się nie zmienił a. Potem „zgubili” jeszcze dwó ch turystó w i zaczę li ich szukać , ale potem okazał o się , ż e nadal tam są , ale pod inną nazwą . Opó ź nienie w wyniku tego zdarzenia okazał o się jednak niewielkie i po chwili autobus bezpiecznie wyjechał z lotniska, by dowozić turystó w do hoteli. Po drodze „przewodnik transferowy” (ta sama dziewczyna, któ ra nas spotkał a; tak się nazywają ) rozdawał wszystkim koperty z informacjami o proponowanych wycieczkach (np. wycieczka do Ż abiego Domu kosztował a 51 e##ona ( przepraszam, nie pozwalają mi wpisać tutaj nazwy tej waluty w jej stylu) od jednej osoby dorosł ej i 35.5 e###i od dziecka poniż ej 10 roku ż ycia, do Andory - 65 i 55, ankieta do Barcelony - 39 i 27.5, a do Montserrat - odpowiednio 41 i 27 e### ev) i poprosiliś my wszystkich o zapisanie, kto powinien spotkać się ze swoim "przewodnikiem hotelowym" o któ rej godzinie, a takż e numery telefonó w tych samych przewodnikó w.

Mieliś my spotkać się z naszym „przewodnikiem hotelowym” Andreyem w hotelu Volga tego samego dnia o 18.30. Jednak albo „przewodnik hotelowy” nie zjawił się na czas, albo „przewodnik transferowy” coś schrzanił , albo coś ź le zrozumieliś my, ale nigdy nie spotkaliś my Andrieja (ale pó ź niej zadzwonił do nas na telefon, wię cej na ten temat pó ź niej).

Mieliś my szczę ś cie, ż e nasz hotel był pierwszym w drodze z lotniska, wię c podró ż trwał a okoł o godziny, jeś li nie kró cej. Co prawda wysadzili nas okoł o 150 metró w od hotelu, bo inaczej autobusowi trudno był oby przejechać wą skimi uliczkami z ruchem jednokierunkowym. Po wysadzeniu nas „przewodnik transferowy” wskazał , gdzie jest hotel i zapytał , czy mó wimy ję zykami. Na wszelki wypadek doprecyzował em, czy hiszpań ski był by odpowiedni : D, na co przewodnik chę tnie (nie trzeba towarzyszyć mi do hotelu i peł nić rolę tł umacza) odpowiedział , ż e wię cej niż.

Naprawdę nie był o problemó w z ję zykiem w recepcji, bo

tam ciocia biegle posł ugiwał a się hiszpań skim (nawiasem mó wią c, ich „ojczystym” ję zykiem w tym regionie wcale nie jest hiszpań ski, tylko kataloń ski, ale wszyscy mó wią po hiszpań sku), i to nie tylko w nim, ale takż e po niemiecku, francusku i angielsku. Po rosyjsku niestety nie. I w ogó le, jeś li ktoś jest tam zaprzyjaź niony z wielkimi i potę ż nymi, to tylko na poziomie „zaszczepi, jak się masz, karasho” i jest to zrozumiał e, ponieważ jest tam bardzo mał o Rosjan, przynajmniej był o ich w naszym hotelu gdzieś okoł o 5% (z kontyngentu zdecydowana wię kszoś ć to sami Hiszpanie. Jest też sporo Niemcó w, trochę mniej Wł ochó w, a jeszcze mniej Francuzó w i przedstawicieli innych narodowoś ci). Nieco lepiej wyglą da jednak sytuacja z rosyjskim u sprzedawcó w w miejscowoś ciach wypoczynkowych (takich jak np. Montserrat), któ rzy mogą mniej lub bardziej wyraź nie powiedzieć coś po rosyjsku o swoim produkcie. Z angielskim jest już ł atwiej, jednak miejscowi też nie zawracają sobie tym gł owy.


Nawiasem mó wią c, w hotelu oboje byliś my też nagrywani pod panień skim nazwiskiem ż ony. : D

Ogó lnie, po wypeł nieniu prostych kart, otrzymaliś my kartę -klucz i udaliś my się do pokoju. Tak, nawet w autobusie powiedziano nam, ż e jeś li klucz w hotelu jest zwyczajny, to wychodzą c z hotelu moż na go zostawić w recepcji, ale jeś li kluczem jest karta, to trzeba ją mieć przy sobie. czas. Nawiasem mó wią c, w recepcji moż na ró wnież wzią ć bezpł atny magazyn z mapą Calelli, a takż e informacje w kilku ję zykach, w tym po rosyjsku, o zabytkach i wycieczkach.

W tym hotelu nie był o tragarzy, wię c rzeczy musieliś my sami zawlec do pokoju.

Pokó j z balkonem na ulicę okazał się jednak cał kiem niezł y jak na swoje trzy gwiazdki: ł ó ż ka nie rozpadają się (nawet jeś li sł uż ą nie tylko do spania), tylko czasami poruszają się w ró ż ne strony, poś ciel jest czysty i ś wież y (był regularnie wymieniany), meble nie są odrapane, hydraulika jest wygodna i sprawna, pł ynie i chlapie wył ą cznie tam, gdzie jest to konieczne. Pokó j był codziennie sprzą tany, a w cią gu 1 e### nawet nie wzię li monety, któ rą zostawiliś my na stole pierwszego dnia jako napiwek. Wię c zabrali to ze sobą , chyba ż e wydali na coś . Rę czniki był y zmieniane codziennie, nawet jeś li nie wrzucaliś my ich do wanny, co oznacza, ż e ​ ​ trzeba je zmienić (o tym informował odpowiedni komunikat). Klimatyzator (z pilotem na ś cianie) wydawał się dział ać dobrze. Nie był o pilota do telewizora, najwyraź niej trzeba go był o wzią ć za kaucją w recepcji. Ale nie byliś my zainteresowani. W szafie był a skrzynia bez larwy.

Larwę z kluczem trzeba był o wypoż yczyć w recepcji. Ta przyjemnoś ć kosztował a nas 26 e###ev przez 11 dni. Zostawili też ć wierkanie jako zastaw dla larwy, któ ra został a nam bezpiecznie zwró cona.


Ogó lnie dobry pokó j, z wyją tkiem jakoś ci izolacji akustycznej: sł ychać kaszel są siadó w za ś cianą , chrapanie i chodzenie do toalety, a takż e kogoś wę drują cego po korytarzu. Kolejny minus: woda w zbiorniku toalety wlewał a się zbyt wolno i niestety nie udał o się tego naprawić , jak w Pradze (patrz odpowiedni przeglą d).

Po osiedleniu się w pokoju i przebraniu postanowiliś my od razu udać się na plaż ę , do któ rej musieliś my przejś ć.400 metró w z przejś ciem przez jezdnię i przejś ciem podziemnym przechodzą cym pod torami kolejowymi. Plaż a jest dobra: piasek jest jednak gruboziarnisty, a im bliż ej wody, tym wię kszy. Wcią ż na brzegu myje się mał e kamyki. Wybrzeż e jest doś ć strome: 4 metry od brzegu, gł ę bokoś ć się ga już szyi dorosł ego.

Należ y ró wnież zauważ yć , ż e nasz hotel był oddalony od wię kszoś ci innych hoteli, wię c na plaż y przeważ ali miejscowi, któ rzy z reguł y korzystali z wł asnych parasoli i mat, wię c darmowych leż akó w był o aż nadto. Z tego samego powodu na plaż y był o mał o ludzi, zwł aszcza w dni powszednie.

Przed pó jś ciem popł ywać postanowiliś my posiedzieć w barze na plaż y, gdzie wypiliś my piwo, a potem sangrię . Piwo tam jest zwyczajne, choć nie zł e, powiedział bym (nazywa się Estrella; na plaż y puszka 0.33 kosztuje 2 e###i, ale w sklepie już.0, 8 e###jestem za 0.5), ale nic wybitnego. Ale sangria wypada korzystnie w poró wnaniu z pomyjami sprzedawanymi pod tą samą nazwą w butelkach w rosyjskich sklepach. Kieliszek sangrii kosztuje okoł o 3 e###ev, a litrowy dzbanek – gdzieś w przedziale od 6 do 11 e###ev.

Nawiasem mó wią c, Bucharze jest tam doś ć tanio w sklepach: duż o taniej niż w hotelu (a nawet trochę taniej niż w moskiewskim dutiku).

Np. pierwszego dnia w hotelu wzię liś my butelkę jakiegoś wina musują cego za 9.3 e###i, a nastę pnego dnia kupiliś my to samo w sklepie za 2.95 e###i, i to też z dopł atą pobieramy opł atę za to, co ją zabraliś my z lodó wki (nie był o jej w pokoju), a nieschł odzona butelka tego samego wina kosztował aby moim zdaniem tylko 2.2 e###i. Woda mineralna tam w barach to okoł o 1 - 1.5 e###i za 0.5 litra, w sklepach pó ł toralitrowa butelka kosztuje okoł o 1 e###i, a jeś li weź miesz blok 6 takich butelek to moż na go znieś ć za 2.5 , a nawet za 1.8 e###i.

Koniec lirycznej dygresji.


Po chwili siedzenia w barze, w koń cu poszliś my na samą plaż ę , aby popł ywać w Morzu Ś ró dziemnym. Oferowali leż aki i parasole za 3 e###i (3+3), a na pobliskiej plaż y ta przyjemnoś ć był a już warta 3.5 e###i. Tego dnia byliś my gotowi zapł acić za 2 leż aki i 1 parasol, ale ten celnik nigdy do nas nie podszedł . No dobrze. Nie biegnij go szukać.

Na plaż y jest też rozrywka: spadochron (55 e###ev na 1 osobę lub 70 e###ev na dwie), banan (ceny nie pamię tam), katamaran (moim zdaniem 20 e###ev za godzinę i 30 dla 2). Szkoda, ż e ​ ​ nie był o skutera, bo naprawdę uwielbiam ten rodzaj transportu wodnego.

Po rozkoszowaniu się morzem i sł oń cem udaliś my się do hotelu na kolację . Havchik nie jest tam zł y: doś ć duż y wybó r dań na każ dy gust, mię s i ryb, duż o ró ż nych warzyw, ś wież ych i marynowanych, są też ciasta, lody i owoce (kiwi, ananasy, nektarynki, brzoskwinie, melony, arbuzy itp. ). W kotle jest też garnek do zupy. Swoją drogą , pyszne. Napoje do kolacji są pł atne. Jeś li wzią ł eś butelkę i jej nie dokoń czył eś , to przyczepiają do niej metkę z Twoim numerem i stoi na specjalnym stole, dzię ki czemu moż esz ją dokoń czyć nastę pnym razem. Moż esz też po prostu zabrać go do swojego pokoju. Powtarzam jednak, o wiele bardziej opł aca się kupować wino w lokalnych sklepach. W hotelu był też bar, w któ rym oferowane był y koktajle po 3 e### i sangria w litrowym dzbanku za 7.5 e###i.

Drugiego dnia rano poszliś my tam na ś niadanie. Też nic: kieł basa, szynka, sery ró ż nych odmian, jajka sadzone, jajecznica, nawet smaż one cienkie plastry szynki, co szczegó lnie mi się podobał o z jajecznicą . Jest też wystarczają co duż o ciastek. Są też pł atki zboż owe, jogurty, dż emy. I oczywiś cie herbata, kawa z mlekiem lub bez, gorą ca czekolada, a takż e „soki” takie jak „U-pee” (pomarań czowy, grejpfrutowy i ananasowy).

Po ś niadaniu poszliś my na plaż ę i tak jak miejscowi, nie chcą c pł acić za parasole, poszliś my do jednego sklepu i kupiliś my najwię kszy dostę pny parasol (15 e###ev), 2 maty (po 2) i kartę telefoniczną (5 ). Indyjski sprzedawca w tym sklepie najwyraź niej był bardzo zadowolony z takiego zakupu, wię c dał nam kolejną pó ł litrową butelkę wody mineralnej. Nawet po drodze dzwonili do domu z ulicznego automatu telefonicznego, korzystają c z karty telefonicznej zakupionej od tego „Hindu”.


Poł ą czenie na moskiewski telefon stacjonarny kosztuje okoł o 18 eurocentó w za minutę , a na telefon komó rkowy okoł o 33. Poł ą czenie z automatu na numer dostawcy jest, jak w wielu krajach, bezpł atne.

A jednak idą c na plaż ę pró bowaliś my znaleź ć napis „WYPOŻ YCZ SAMOCHÓ D”, ale niestety na pró ż no (ale znaleź liś my sklep, w któ rym dostaliś my 2 butelki likieru: jedną o nazwie „Catalonia Cream”, druga – o nazwie „43” – tak jak w Scoop: porto „33. ”, „trzy sió demki”…: D). Jednak już wcześ niej byliś my zainteresowani wynajmem samochodu w samym hotelu i zaproponowano nam do wyboru 2 biura, ale postanowiliś my poró wnać ceny wynajmu w innych wypoż yczalniach. Udał o nam się jednak znaleź ć jedną wieczorem tego samego dnia, ale tam ceny wyraź nie nie ró ż nił y się na lepsze. Tego samego dnia (lub nastę pnego - już nie pamię tamy) przewodnik zadzwonił do nas w pokoju i zapytał , czy przypadkiem go nie potrzebujemy.

Droga zajmuje okoł o godziny. Pocią g jedzie wzdł uż wybrzeż a i jednocześ nie rozwija doś ć duż ą prę dkoś ć . Powietrze w wagonach jest klimatyzowane. W każ dym samochodzie znajduje się toaleta dla osó b niepeł nosprawnych. Samochody są tam dł ugie, ale nie ma bezpoś redniego przejś cia z samochodu do samochodu. Kontyngent pasaż eró w w pocią gu jest ró ż norodny: spotkaliś my kolesia, któ ry w Bucharze zarabiał na ż ycie grają c na harmonijce ustnej, oraz gł uchego i niemego (lub po prostu udają cego), któ ry rozdawał kartki z ł zawy tekst o swoim trudnym losie i proś ba o udzielenie wszelkiej moż liwej pomocy finansowej oraz dziewczyna o odurzonym wyglą dzie, drzemią ca, leż ą ca na kilku siedzeniach.

Inne przystanki w pocią gu w drodze powrotnej był y ogł aszane tylko sporadycznie, ale w drodze tam wcale nie był y ogł aszane. Są też ekrany, na któ rych teoretycznie powinny pojawiać się nazwy kolejnych przystankó w, ale w praktyce też wł ą czał y się tylko sporadycznie.

Przyjeż dż ają c do Barcelony poszliś my do kawiarni, gdzie zamó wił em sobie duż y kufel piwa dla siebie i mał y dla ż ony, ale mieli tam inne wymiary i w efekcie przynieś li mi mał ą butelkę (0.33) , a moja ż ona mikroskopijny (0.25 ). : D


Nastę pnie kupiliś my mapę Barcelony i wybraliś my się na spacer po mieś cie. Muszę przyznać , ż e bardzo pię kne miasto. Jednak już kilka razy był a już przede mną opisywana, wię c nie bę dę tego powtarzać , tym bardziej, ż e widać , ż e lepiej raz zobaczyć … Szkoda tylko, ż e był o trochę gorą co. Odwiedziliś my tam inny park o nazwie „Parc de la ciutadella”, tam też był o zoo, chcieliś my tam pojechać , ale bilet, jak się okazał o, kosztował.16 e###ev, wię c uznaliś my, ż e lepiej wydać te pienią dze na coś bardziej wartoś ciowego.

Tak, są też takie autobusy o nazwie „Bus Touristik”, któ re dowoż ą turystó w do lokalnych atrakcji, wię c jeś li chcesz, moż esz z nich skorzystać (bilet kosztuje 21 e### na 1 dzień lub 27 na 2 dni z rzę du, a dzieci w wieku 13 i 17 lat). Autobusy kursują po trzech przecinają cych się trasach, moż na wsiadać i wysiadać na jednym z 44 przystankó w (w okresie waż noś ci biletu), jest też system audioprzewodnikó w w 10 ję zykach, w tym po rosyjsku. Có ż , dają też jakieś kupony, któ re dają zniż ki na zwiedzanie muzeó w, któ re pozwalają , jak napisano w magazynie, zaoszczę dzić nawet 180 e###ev.

Tam też jeź dziliś my metrem. Nie wyglą da jak Moskwa – bardziej jak Helsinki czy Praga. Bilet na jeden przejazd kosztuje 1.35 e###i. Moż na był o tam kupić (ró wnież w automacie) bilet na kilka przejazdó w i to nie tylko w metrze, ale postanowiliś my nie zagł ę biać się w te szczegó ł y.

Na stacjach metra jest gorą co i duszno, ale jak podjeż dż a pocią g, wchodzi się tam jak w zamraż arce: klimatyzator tam dział a tak sprawnie. Naszym zdaniem to za duż o, bo moż na się przezię bić i zachorować na ś wiń ską grypę (swoją drogą sami nazywają to po prostu „Gripe A”, wcią ż wiszą tam ró ż nego rodzaju plakaty ostrzegawcze na ten temat, takie jak jak się chronić ).

Po powrocie do hotelu i zjedzeniu kolacji postanowiliś my obejrzeć animację . W tym dniu został zaproszony jakiś trzyosobowy zespó ł baletowy (nazwy nie pamię tam), któ ry wykonywał flamenco i inne tań ce narodowe. Bardzo fajne, zwł aszcza z whisky i colą oraz koktajlami.

Czwartego dnia postanowiliś my wybrać się na przejaż dż kę statkiem wycieczkowym z Calelli do Tossa de Mar (28 e###ev za bilet w obie strony) - to dopiero miejsce docelowe. Ten parowiec odpł ywa z Calelli o 9.30 i dociera do Tossa o 11.40, a nastę pnie o 12.00 odpł ywa z powrotem do Calelli, gdzie dociera o 13.55. O godzinie 14.


00 ponownie powtarza swoją trasę , czyli o 15.55 dopł ywa do Tossy, o 16.40 odpł ywa i wraca do Calelli o 18.30. Po drodze wcią ż zatrzymuje się na 10 punktach, m. in. Blanes, Malgrat, Lloret de mar i inne, a w drodze do Tossa po każ dym postoju na statku pojawia się coraz wię cej osó b, tak ż e pod koniec rejsu wię cej ludzi na statku niż zwierzą t w arce Noego. Dobra wiadomoś ć jest jednak taka, ż e ​ ​ w drodze powrotnej dynamika jest dokł adnie odwrotna, wię c jeś li macie czas na zaję cie dobrych miejsc w czasie (w drodze powrotnej trzeba to zrobić ; nam się udał o, czyli po prostu wszedł em bez kolejki - stary sowiecki zwyczaj, co moż na zrobić ), wtedy wszystko bę dzie czekoladowe. Statek tam jest dwupokł adowy: moż na usią ś ć na dole, przeszklony, lub moż na usią ś ć na gó rze, otwarty (zdecydowana wię kszoś ć preferuje gó rny).

Jest też „ł adownia”, w któ rej teoretycznie w niektó rych miejscach powinna znajdować się szklana przezroczysta podł oga, ale ten warunek jest dokł adnie w poł owie speł niony: to naprawdę szklana, ale bardzo trudno nazwać ją przezroczystą ze wzglę du na upó r ( przynajmniej z zewną trz, a nie od wewną trz).

Na statku jest też bar, któ rego pracownicy obchodzą cał y statek i oferują wszystkim piwo-cola-sprite za 2 e###i (sprite i cola mają po 0.33 l, a piwo jest „mikroskopijne”, czyli po 0.25 l ) . Wujek z fotkiem wcią ż tam chodzi i pró buje wszystkich oszukać za 5 e###ev na zdję cie (jak zawodowiec). Z niektó rymi nawet mu się udał o. Tym szczę ś liwcom wraz ze zdję ciem pró bował sprzedać moim zdaniem dysk z filmem z celownikami za dodatkowy ć wierkanie.

Już w drodze z Calelli do Tossy zauważ yliś my, ż e piasek na tutejszych plaż ach robi się coraz mniejszy (jest to zauważ alne, gdy statek zbliż a się do brzegu), ale nie ma gdzie pluć na te plaż e, znacznie wię cej niż w Calelli. A na niektó rych plaż ach w dodatku unosi się w wodzie duż o ś mieci ró ż nego pochodzenia, wię c mieliś my powó d do szczerego zadowolenia z naszej plaż y. Oczywiś cie dla siebie. : )

W Tossa plaż a też był a peł na ludzi, ale moż na znaleź ć miejsce. Był też odcinek plaż y mię dzy skał ami. Bardzo wą ski obszar. Wszystko był o tam zatł oczone, wię c zrezygnowaliś my z wszelkich pró b rozmieszczenia na nim i zdecydowaliś my się na rozmieszczenie na duż ym. Samo miasto Tossa de Mar jest ró wnież bardzo pię kne (jak, jak są dzę , wszystkie lub przynajmniej prawie wszystkie miasta Hiszpanii), jest tu mur fortecy z wież ami, na któ re moż na wspią ć się wzdł uż wybrzeż a. Sklepy, kawiarnie, restauracje też , aż nadto.


Niektó re lokale gastronomiczne mają nawet menu w ję zyku rosyjskim. W jednej z kawiarni spró bowaliś my paelli (zazwyczaj trzeba ją zamó wić dla co najmniej dwó ch osó b) – bardzo ró ż ni się też od tej sprzedawanej w moskiewskich sklepach w torebkach w formie mroż onej – analogicznie do sangrii, któ rą też naturalnie zamawialiś my tam.

Istnieje ró wnież kilka stoisk na brzegu w Tossa, któ re oferują bilety na ł odzie ze szklanym dnem (12 e###ev w obie strony). Podró ż trwa okoł o godziny: 40 minut tam i 20 z powrotem, ponieważ po drodze ł ó dź pł ynie powoli i wpada do przybrzeż nych jaskiń , aby moż na był o zobaczyć dno (tutaj szyba w dnie był a naprawdę czysta i przeź roczysta, wię c ś wiat morski moż na był o zobaczyć w peł nej krasie) i wraca prosto z powrotem, nigdzie nie ruszają c się.

Moż esz wró cić tą samą ł odzią lub moż esz wylą dować w ostatnim punkcie (jest też plaż a) i wró cić na jedną z nastę pują cych ł odzi. Jeż dż ą tam co pó ł godziny.

Już czwartego dnia zdecydowaliś my się na wypoż yczenie samochodu, ale ponieważ pią ty dzień naszego pobytu wypadł w niedzielę , wypoż yczalnia nie dział ał a, wię c jak zwykle pojechaliś my tylko na plaż ę . Okoł o poł udnia na plaż y, posł ugują c się przekleń stwem w trzech ję zykach (kataloń skim, hiszpań skim i angielskim), ogł osili niebezpieczeń stwo zwią zane z inwazją meduz i ostrzegli, ż e nigdy nie należ y ich dotykać , nawet jeś li wydają się martwe. Wywieszono ró wnież ż ó ł tą flagę oraz dodatkową flagę z wizerunkiem meduzy. Niewielu to jednak przeraził o, a niektó rzy kochankowie nawet ł apali te same meduzy w sieci i wkł adali je do plastikowych toreb. A propos, o flagach.

Tego samego dnia, wedł ug tego samego rysownika, ogł osili, ż e jeś li flaga jest zielona, ​ ​ to moż na bezpiecznie pł ywać , jeś li jest ż ó ł ta, to moż na też , tylko ostroż nie, a jeś li jest sowiecka, to pł ywanie jest zabronione. Ale na szczę ś cie w czasie naszego pobytu nie widzieliś my flagi sowieckiej, a ż ó ł ta nie wisiał a dł ugo (najwyż ej kilka godzin).


Po plaż y postanowiliś my lepiej poznać Calellę , ponieważ mieliś my jej mapę , magazyn, z któ rym dostaliś my się w recepcji pierwszego dnia. Przeszliś my przez lokalny park z bardzo pię kną przyrodą , ale musieliś my tam wspią ć się na wzgó rze, czego jednak nie ż ał ujemy, bo stamtą d bardzo pię kny widok na miasto i morze zaczynają ce się tuż za nim otwiera się . Niemal od razu po wejś ciu do parku zobaczyliś my 2 krany z zatopioną wodą w ś cianie. W pobliż u 2 miejscowe kobiety wyprowadzał y psy.

A ponieważ byliś my spragnieni i na szczę ś cie zapomnieliś my o wodzie w hotelu, spytaliś my te ciotki, czy ta woda nadaje się do picia. Na to odpowiedzieli, ż e tak, karmią nią swoje psy i nic. Có ż , zdecydowaliś my się też na drinka. Wyglą da na to, ż e wcią ż ż yją . Nie zamienił y się nawet w psy.

Potem zeszli do miasta, szli ulicą z rezydencjami lokalnych mieszkań có w i hotelami z basenem na dachu, chcieli nawet iś ć do lokalnego koś cioł a, ale tam był o naboż eń stwo i był o ogł oszenie, ż e podczas naboż eń stwa wejś cie do koś cioł a nie był o mile widziane. No dobrze. Co my, ateiś ci...

Szó stego dnia, tuż nad ranem (okoł o 9.30) udaliś my się na recepcję z nadzieją zarezerwowania samochodu na wieczó r. I nasza nadzieja, muszę przyznać , był a wię cej niż uzasadniona: pó ł torej godziny po naszym apelu obiecali nam dostarczyć nam Renault Sandero z kondycjonerem za 218 e###ev na 4 dni, a co najważ niejsze, speł nili swoją obietnicę ! W biurze jednak zapytali ską d jesteś my i czy mamy kartę kredytową.

Po otrzymaniu odpowiedzi, ż e jest kredyt z Rosji, zgodzili się oddać samochó d. Pó ł torej godziny pó ź niej przyjechał przedstawiciel wypoż yczalni, szybko wypeł nił niezbę dne dokumenty, zrobił odcisk karty kredytowej i przepisał dane mojego prawa jazdy, zresztą rosyjskich i mię dzynarodowych praw, chociaż je zrobił em kilka dni przed wyjazdem, nie był y potrzebne (szczegó ł y uzyskania tych praw, a takż e dlaczego je pominę , ale jeś li ktoś jest zainteresowany, opowiem bardziej szczegó ł owo). Nastę pnie zapytaliś my go o dzienny limit kilometró w (brakował o) i ubezpieczenie, czyli czy jest peł ny. Stwierdził , ż e jest kompletny, ale waż ny tylko na terenie Katalonii. Dowiedziawszy się , ż e my też chcemy iś ć do Lyagushatnika, oderwał em kolejne 29 e###ev na dodatkowe ubezpieczenie. Nastę pnie zawió zł nas do miejsca, w któ rym zaparkowany był samochó d, po drodze sugerują c miejsca, do któ rych był oby ciekawie pojechać.


Kiedy podjechaliś my do przeznaczonego dla nas samochodu, obejrzał em go i zauważ ył em przetarcie na przednim prawym bł otniku, na któ re zwró cił em uwagę temu pracownikowi. Ten sam powiedział mi, mó wią , nie martw się , wszystko jest w porzą dku, samochó d jest w peł ni ubezpieczony (wtedy oddali go w tej samej formie bez ż adnych problemó w, powiem, patrzą c w przyszł oś ć ).

Samochó d posiadał peł ny bak, co cieszy. A potem w zeszł ym roku dostarczyli Tuń czyka prawie pustego, wię c obawiał em się , ż e nie dojedziemy do najbliż szej stacji benzynowej i bę dziemy musieli go tam przecią gną ć na krawacie lub, co gorsza, wepchną ć rę cznie.

Pierwszego dnia postanowiliś my udać się do miasta o nazwie Girona, któ re w rosyjskich atlasach wystę puje w ró ż nych pisowniach: Girona (tak należ y czytać w wersji hiszpań skiej), Girona (najprawdopodobniej po kataloń sku), Girona (po francusku Gé rone, a Katalonia dotyczy takż e poł udniowej czę ś ci Francji), a nawet Heron (a Dick już wie, jak moż na nazwać ONA).

Zdarza się , ż e w jednej wersji jest on nawet wskazany w atlasie, a nastę pnie w nawiasach jest powielany w innej. No dobra, ze wzglę du na eufonię , biorą c pod uwagę specyfikę ję zyka rosyjskiego, nadal bę dę nazywać to miasto Girona.

Moż na tam pojechać zaró wno darmową autostradą N-11, jak i pł atną C-32 (jest szersza i wygodniejsza). Znaki tam są po prostu gó wniane, są doś ć trudne do rozszyfrowania bez tego osł awionego przedmiotu, któ ry jest przeciwwskazany podczas jazdy (Kreta, a nawet Tuń czyk są pod tym wzglę dem znacznie lepsze). Lepiej wię c kupić kartę Katalonii (albo 6 lub 8 e###ev), z któ rą bę dzie mniej problemó w. Na stacjach benzynowych nie ma tankowcó w (w przeciwień stwie do Krety i Tuń czyka), wię c trzeba samemu zatankować samochó d, a potem zapł acić za benzynę (95 bez Pb kosztuje okoł o 1.1 e###i za litr). Teoretycznie moż esz nawet wyjś ć bez pł acenia.

Ale w tym przypadku myś lę , ż e bę dzie problem ze ś mieciami (oczywiś cie nie w sensie sanitarno-higienicznym, ale w egzekwowaniu prawa).

Przybywają c do Girony, spojrzeliś my na wyschnię tą rzekę (w miejscach, gdzie był o jeszcze doś ć wody, pł ywał y tam nawet ryby i wcale nie brzuchem do gó ry, ale raczej aktywnie się poruszał y) i mury twierdzy. A w centrum miasta udał o nam się nawet znaleź ć toaletę publiczną , i to za darmo. Tak poza tym…


KIERUNEK LIRYCZNY O PARTII

Swoją drogą z toaletami w Hiszpanii to ś mieci, zaró wno darmowe, jak i pł atne (tam zresztą nie znaleź liś my). Nie ma pachną cych niebieskich budek ani zielonych domkó w, do któ rych trzeba wrzucić monetę (tych ostatnich jest cał kiem sporo np. w Finiku i Cheshce). W takim razie musisz iś ć do kawiarni i zamó wić coś czysto symbolicznego (inaczej nie mogą cię wpuś cić ) lub dostać się na najbliż szą stację benzynową.

Ró wnież toalety znajdują się na parkingach podziemnych, ponownie dla klientó w. Nie mogę powiedzieć mił oś nikom buszu, jak zareagują na to miejscowa policja, bo sam tego nie pró bował em.

Ech, ż mudne, czy coś innego...ok, niech tak bę dzie, za twoją aprobatą pozwolę sobie na taką przyjemnoś ć . Generalnie bardzo nie lubię , gdy w punktach sprzedaż y nie ma zmian. No dobrze, nawet pod szufelką , sprzedawcy nie dbali o to, czy towary został y sprzedane, czy nie, ale w gospodarce rynkowej sprzedawca teoretycznie powinien być zainteresowany sprzedaż ą towaró w! Wydaje się , ż e ma z tego dodatkowy grosz. W Rosji pod tym wzglę dem wszystko jest nadal takie samo, jak pod Sovką . Jednak pó ź niej spotkał em się z takim problemem w Pradze. No też , pomyś lał em, bliska komunikacja z Scoopem kiedyś nie poszł a na marne. Jednak w Hiszpanii ten problem jest nie mniej dotkliwy!

Sprzedawcy zawsze proszą o mniejszy banknot, a w jednym z supermarketó w Girona zobaczyliś my nawet na drzwiach ogł oszenie, ż e dostę pnoś ć reszty z banknotó w o nominał ach 500, a nawet 200 e###ev w ogó le nie jest gwarantowana! A takż e cywilizowany kraj, nazywa się to ...Nawiasem mó wią c, taki problem czasami nawet pojawiał się ...w Tuń czyku: w zeszł ym roku zdarzył o się kilka razy, ż e sprzedawcy się nie zmienili. Ale w 2005 roku, nieważ ne ile robił em tam zakupó w, zawsze był a zmiana i w dowolnej iloś ci. A do tego wszystkiego, w niektó rych hiszpań skich supermarketach panuje tak typowo sowiecki fenomen jak kolejki.

No dobrze, dał em się ponieś ć kolejnym lirycznym dygresjom...


Wracają c „do domu”, przez pomył kę skrę ciliś my w jaką ś niewł aś ciwą drogę i pojechaliś my gdzieś w gó ry, „doś ć ” by potoczyć się po serpentynach (akurat nie zdą ż yliś my wtedy kupić szczegó ł owej mapy, był a tylko bardzo, bardzo przybliż ony, wzię ty wię cej na lotnisku, a wskaź nik był do Barcelony).

W Calelli nie znajdziesz darmowego miejsca do zaparkowania auta, ani na pł atnym, ani na darmowym parkingu, jeś li jest on niewielki. Wolne oznaczone są przerywanymi biał ymi liniami wzdł uż chodnikó w, ale na pewno wszystkie są zaję te, a pł atne są niebieskie i prawie zawsze są zaję te, z wyją tkiem parkingu przy plaż y (tam jest bardzo duż y). Prawie zawsze parkomaty znajdują się w miejscach oznaczonych na niebiesko, a na specjalnych ogł oszeniach w postaci znakó w drogowych jest wskazane, w któ re dni i o któ rej godzinie należ y zapł acić za parkowanie. Np. na tym samym parkingu przy plaż y pojawił a się reklama, ż e ​ ​ od 1 maja (moim zdaniem) do 31 sierpnia (ró wnież moim zdaniem) parkowanie jest bezpł atne przez cał ą dobę tylko w dni powszednie. W weekendy i ś wię ta od 20 do 8 lub 9 rano też jest bezpł atny, ale od 8 do 20 trzeba był o za niego zapł acić i wł oż yć odpowiednie bilety pod szybę.

Samochó d zaparkowany w niewł aś ciwym miejscu (zwł aszcza w miejscach, w któ rych moż e blokować wjazd z bram garaż u prywatnego) moż na ł atwo zawieź ć lawetą do miejsca postoju samochodu, co wią ż e się z koniecznoś cią uiszczenia duż ej grzywny ( wedł ug mnie okoł o 400 e###ev). Są oczywiś cie parkingi podziemne (okoł o 1 e###i na godzinę , a gdzieś nawet taryfa za minutę : 0.021 e###i na minutę ).

Kiedy podjechaliś my na wybrzeż e, był o już ciemno i znowu skrę ciliś my w jaką ś serpentynę . To samo wydarzył o się ponownie, tylko w nocy. Na szczę ś cie przynajmniej wzdł uż poboczy rosł y drzewa, jak w „trybie dziennym”. Nie tak jak w drodze do Andory (o tym pó ź niej). Za nami też był y 2 auta, któ re nie ś miał y nas wyprzedzić , chociaż jechał em nie szybciej niż.40 km/h. A ponieważ zakrę ty był y bardzo strome, w pewnym momencie na zakrę cie wjechał em na nadjeż dż ają cy pas (no có ż , nie był o ż adnego nadjeż dż ają cego ruchu), wię c dwa samochody jadą ce za nami dokł adnie powtó rzył y moją trajektorię!


Generalnie do Calelli dojechaliś my bezpiecznie, tylko spó ź niliś my się na obiad.

Sió dmego dnia postanowiliś my udać się po ś niadaniu na plaż ę , a nastę pnie udać się do Ż aby (i na pró ż no: lepiej od razu pojechać ), a mianowicie: do wspaniał ego miasta Perpignan (do Paryż a jeszcze daleko z dala). Do granicy dotarliś my bez problemó w, dobrymi drogami. W odprawie celnej był o jednak jakoś zbyt tł oczno: kiedy jechaliś my z Czech do Austrii, posterunki celne na granicy tych krajó w był y pustymi budkami, ale po drodze do Niemiec w ogó le ich nie był o. Tu też był y posterunki, przez któ re powoli przejeż dż ał y samochody. Był o też sporo celnikó w i gliniarzy. Przeszliś my jednak bezproblemowo, nikt nie sprawdzał naszych dokumentó w (trochę się postaraliś my, bo ze wzglę dó w bezpieczeń stwa zostawiliś my paszporty w hotelowej skrzyni, ale mieliś my przy sobie tylko ich kserokopie).

Jakiś czas po przekroczeniu granicy pogoda się pogorszył a, zaczą ł padać deszcz. Ale kiedy wjechaliś my do Perpignan, deszcz przestał padać . Szkoda tylko, ż e to nie trwa dł ugo. Spacerowaliś my po centrum miasta (warto zauważ yć , ż e tam wszystkie nazwy ulic na ś cianach domó w są podane nie tylko po francusku, ale takż e powielają się po kataloń sku), poszliś my do winiarni, gdzie oczy puszczają się szeroko od obfitoś ci odmiany, nawet kupił em jaką ś butelkę do zabrania ze sobą za 5.7 e###I (nazwy nie pamię tam, bo nic specjalnego nie smakuje), poszliś my do jakiejś kawiarni, w któ rej jedliś my owoce morza. Nawiasem mó wią c, tam w tej chwili (dotarliś my tam o godzinie 15) w wielu kawiarniach nie serwują jedzenia, a jedynie napoje. Ceny są tam ś rednio o 10-15% wyż sze niż w Hiszpanii. Niestety tak naprawdę nie zdą ż yliś my zobaczyć miasta, bo został o mał o czasu, a poza tym znowu padał o, infekcja, wię c postanowiliś my wró cić do naszej „rodziwej” Hiszpanii. A na drogach - korki, moż esz się pieprzyć!

Przez okoł o pó ł godziny w korku ledwo się ruszali, jeś li nie wię cej. Ale wtedy droga wydawał a się swobodniejsza, wię c bez problemu dotarliś my do hotelu. Nawet na obiad.


A ó smego dnia postanowiliś my spieszyć się do Andory, pytają c wcześ niej, czy ubezpieczenie samochodu obejmuje ten stan karł owaty. Jak się okazał o nie, a do tego trzeba był o dopł acić.29 e###ev (tak samo jak za Ż abę ). Umó wiliś my się telefonicznie z przedstawicielem wypoż yczalni, ż e wypł aci tę kwotę z mojej karty kredytowej.

Wyjechaliś my gdzieś okoł o 12 lub 13. A jak się okazał o po znakach, do Andory był o prawie 200 km. Oczywiś cie dobrze był o jechać po pł atnej drodze, bo tam przy dozwolonych 120 km/h jechał em gdzieś.130 – 140. Jednak tuż przed granicą zaczę ł a się nowa feralna gó rska serpentyna i ta droga okazał się dł uż szy niż te dwa, któ re był y kilka dni temu i oczywiś cie wą ski.

Wspinaliś my się bardzo wysoko w gó rach (prawie 2000 m), wię c moja ż ona był a naprawdę gł upia, ż e ​ ​ lecimy w przepaś ć , zwł aszcza gdy z zakrę tó w wyskakiwał y cię ż aró wki z 40-stopowymi kontenerami, wię c cią gle mi powtarzał a: zwolnij i zwolnij. I rzadko przyspieszał em tam powyż ej 50 - 60 km/h. W koń cu udał o nam się miną ć tę serpentynę (tylko okoł o 50 km), ale postanowiliś my nie wracać nią , tylko przejechać tunelem: zauważ yliś my to na nowej mapie, któ rą pó ź niej kupiliś my. Do Andory wjechaliś my bez problemu, nikt tam nie sprawdzał naszych dokumentó w. W pierwszym miasteczku Sant Julia de Loria, do któ rego weszliś my, skrę ciliś my w stronę centrum handlowego i zaparkowaliś my samochó d na parkingu podziemnym. Co godne uwagi, w Andorze zazwyczaj pierwsza godzina na parkingach jest bezpł atna, a potem ceny zaczynają dział ać mniej wię cej jak w Hiszpanii. W sklepie specjalnie zaopatrywali się w Buchary (ale nie powinieneś być z tym gorliwy, bo

w drodze powrotnej na urzę dzie celnym przeszukują : 2 litrowe bą belki likieru Kahlua (12 e###ev każ da), litrowe bą belki Cointreau (13.5 e###i), bą belki sł abego likieru brzoskwiniowego (7.5 e### i ) i 3 bą belki mocnego cukrowego, mdlą cego (jak się pó ź niej okazał o) likieru, nawet w bą belkach był o coś w rodzaju cienkich pał eczek z skrystalizowanym cukrem. Jedna bań ka był a typu rumowego, druga typu brandy, a trzecia typu brzoskwiniowego. Te likiery miał y ró ż ną moc - od 27% do 35%, a takż e pojemnoś ć.0, 5 l był a wskazana na dwó ch butelkach, a 0.7 l na trzeciej i pomimo tego, ż e mają absolutnie taką samą obję toś ć ! Ale bardziej prawdopodobne nadal 0.7.


Do Andory wjechaliś my okoł o wpó ł do szó stej, a zanim poszliś my do supermarketu, gdy spacerowaliś my po centrum Sant Julia de Loria, był o już prawie 7. Dlatego zdecydowaliś my, ż e lepiej bę dzie przenocować w Andorze i zaczą ł em szukać odpowiedniego hotelu. Pojechaliś my do jednego 3-gwiazdkowego - tam zaoferowano nam pokó j 2-osobowy za okoł o 45 e###ev dziennie.

Jednak na wielu stacjach benzynowych moż na kupić ró ż ne niezbę dne towary (i nie tylko). A benzyna (jak zawsze 95. bez Pb) był a już tam tań sza niż w Hiszpanii - okoł o 1.02 e###i za litr.

Nastę pnie poszliś my do lokalnej kawiarni, gdzie dostaliś my menu na

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (1) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara