Podróżowanie po Abchazji samochodem o różnych porach roku. Część 2-3

04 Październik 2014 Czas podróży: z 01 Luty 2010 na 03 Marta 2010
Reputacja: +261.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Czę ś ć.2. Wycieczka noworoczna. Styczeń .

Rozdział.19

To był a moja czwarta podró ż do Abchazji.

Zbliż a się Nowy Rok 2008! Mó j przyjaciel, któ ry nazywa się Misza, i ja odwiedzaliś my jego przyjació ł kę Julię , a ona w tym czasie miał a przyjació ł kę o imieniu Nadia, któ ra ją odwiedzał a.

I tak, piją c razem herbatę , rozmawialiś my o tym, kto bę dzie ś wię tował Nowy Rok. Misha i ja nie mieliś my pewnoś ci, a Julia musiał a iś ć do pracy w drugim.

- Sł uchaj, moż e zorganizujemy mał ą trasę noworoczną ? ! - Nagle powiedział em: - Ty, Yul, weź sobie wolne z pracy i pę dź na wybrzeż e po 12 w nocy! I tak nie piję , wię c wyjazd zaraz po sylwestrze nie stanowi problemu!

Ludzie się zainteresowali.

- Doką d dokł adnie idziemy? - spytał a Misza.

- Jedź my najpierw do Gelendż yka, stamtą d do Noworosyjska na „Siedmiu Wiatrach”, a potem pojedziemy w kierunku Soczi i zatrzymamy się w Abchazji! Bę dziemy jeź dzić przez pię ć dni! Zasugerował em.


Od razu stał o się jasne, ż e pomysł bardzo się wszystkim spodobał , ale Julia, mimo perspektywy ciekawej podró ż y, nie mogł a wzią ć wolnego od pracy.

Misza zgodził się .

- Czy mogę iś ć z tobą ? - Nadia nagle niespodziewanie zapytał a: - Przez rok był em ż onaty w Abchazji i stamtą d uciekł em. Muszę tylko odebrać rzeczy od mojego był ego mę ż a!

Godzinę pó ź niej został opracowany plan wyjazdu!

Nastę pnego dnia wszyscy ś wię towaliś my Nowy Rok w domu, a nastę pnie o drugiej w nocy spotkaliś my się w umó wionym miejscu, pogratulowaliś my sobie ś wię ta i ruszyliś my w kierunku Gelendzhik!

Po zł apaniu gwoź dzia koł em w Saratowskiej i pomyś lnym zał oż eniu koł a zapasowego, za kilka godzin byliś my w pierwszym punkcie naszej wycieczki! Ale pewnego dnia przegraliś my. Pierwszego dnia zamiast do Soczi pojechaliś my wieczorem do Noworosyjska, aby znaleź ć cał odobowy serwis opon. Po zrobieniu koł a odwiedziliś my w drodze powrotnej Siedem Wiatró w, tak jak planowaliś my, gdzie w tym czasie był a burza ś nież na, i wró ciliś my do Gelendzhik, zostają c tam jeszcze jedną noc. A drugiego dnia wieczorem wypoczę ci ruszyliś my w kierunku Abchazji!

Byliś my na granicy w godzinach 1-30 w nocy i mijaliś my ją znacznie szybciej niż w dzień - w pó ł godziny. Pomogł o też to, ż e miał am ze sobą gotowe deklaracje! A na począ tku trzeciego już ś cigaliś my się pustymi drogami Abchazji w kierunku Gagry!

„Gdzie spę dzimy noc? ” – zapytał a mnie Nadya.

- Kiedy był em tu po raz pierwszy, spotkał em jedną rodzinę , obiecali nas przyją ć o każ dej porze dnia i roku - odpowiedział em - Tak, a hoteli tu jest mnó stwo!

Rozdział.20. Kaukaska goś cinnoś ć .

I oto jesteś my w Gagrze! Tu podjeż dż amy do drugich ś wiateł , skrę camy w prawo, widzimy dom, któ rego potrzebujemy. W domu palą się ś wiatł a. Pukamy - nie otwierają się . Pukamy mocniej - to samo. . .

Po takim staniu przez pię tnaś cie minut zdaliś my sobie sprawę , ż e nikt nam nie otworzy drzwi. Ludzie zaczę li się martwić , ale uspokoił em ich mó wią c, ż e na pewno znajdziemy mieszkanie! Jeś li wyznaczę sobie cel, to go osią gnę !


I wró ciliś my na gł ó wną autostradę Gagry. W tym momencie pomyś lał em trochę . Gagra był a pusta. Ż adnych samochodó w, ż adnych ludzi wokó ł . Wszę dzie zupeł na cisza. . .

Nie ma problemu! Bę dzie szukać ! - Pomyś lał em i pojechaliś my po sektorze prywatnym.

Sektor prywatny nie przynió sł rezultató w. Bez wzglę du na to, do jakich domó w pukaliś my i dzwoniliś my, nigdzie dla nas nie otwierał y się . Ponadto na domach wisiał y napisy - "Pokoje do wynaję cia w dowolnym momencie".

W jednej z kwater wyszliś my z Miszą na papierosa. Nadia już spał a na tylnym siedzeniu.

Abchaskie niebo usiane był o gwiazdami! Księ ż yc nie był widoczny, a dookoł a panował a ciemnoś ć ! Tylko kilka przyć mionych ż aró wek na podwó rkach, koł yszą cych się , dawał o nam trochę ś wiatł a.

- Pię kno! Có ż bę dziemy robić ? - spytał a Misza.

„Teraz coś wymyś limy” – powiedział em pewnie, choć gdzieś w gł ę bi duszy zaczę ł y wkradać się we mnie wą tpliwoś ci, czy coś znajdziemy. Dł ugo trzeba czekać do ś witu, a w aucie we tró jkę i z mnó stwem rzeczy spanie, delikatnie mó wią c, nie jest wygodne!

I wtedy zobaczył em, ż e przez pł ot, niedaleko, patrzy na nas gł owa!

- Hurra! Ratunek! - Pomyś lał em i poszliś my do tego ogrodzenia.

Spojrzał na nas mieszkaniec, osiemnastolatek.

- Kumpel! Masz pokoje do wynaję cia? A potem jedziemy kilka godzin, nic nie znajdujemy, prawie nie ma sił y! - powiedział em do naszego, jak myś lał em, zbawiciela.

Gł owa, nawiasem mó wią c, co dziwne, cał y czas się uś miechał a. Myś lał em, ż e bardzo się cieszy, ż e nas widzi, ale okazał o się , ż e to coś innego! Po okoł o dziesię ciu sekundach przerwy, a nastę pnie zamkną ł oczy, gł owa odpowiedział a: „Moi rodzice ś pią , a ja palił em! ”

- Wię c wszystko jest jasne - ś mieją c się , powiedział em do Miszy.

- Kolego, wiesz gdzie moż esz wynają ć tu pokó j? – zapytał em ponownie.

Gł owa, po namyś le przez kolejne dziesię ć sekund, odpowiedział a: „Ma na imię Ashot! ” i nadal się uś miechał .

Zdają c sobie sprawę , ż e nie ma sensu, poż egnaliś my się z naszym nowym znajomym i pojechaliś my dalej alejkami Gagry!


Kilka minut pó ź niej zobaczyliś my prywatny mini-hotel, w któ rym palił o się duż o ś wiatł a, a na pł ocie wisiał dzwonek! Zadzwoniwszy tam, mamy nadzieję , ż e zaczę liś my czekać na wł aś cicieli. Nie musieliś my dł ugo czekać . Wł aś ciciel wyszedł do nas za chwilę .

- Pilnie potrzebujemy numeru, jeź dzimy bardzo dł ugo i jesteś my zmę czeni - powiedział em wł aś cicielowi.

- Nie ma miejsc! - W odpowiedzi usł yszał em rozczarowują ce dla nas zdanie.

Ponieważ był em pewien, ż e mają duż o wolnych miejsc, powtó rzył em proś bę ponownie. Tym razem odpowiedź był a niegrzeczna i prawie nas odesł ał a, prawdopodobnie z powrotem do Rosji)

- A gdzie jest kaukaska goś cinnoś ć ? - pomyś lał em sfrustrowany, - nie prosimy o darmo!

Có ż , co robić ! Wró ciliś my do począ tkó w Gagry i zaczę liś my szukać dział ają cych duż ych hoteli. Niestety nie znaleź liś my ż adnego. Ale wtedy olś nił o mnie!

- Ludzie, wracajmy na plac! - powiedział em radoś nie!

„Tylko nie mó w, ż e oferujesz nocleg w opuszczonym hotelu „Abchazja” – powiedział a Nadia, znają c te miejsca.

- Nie, ale to pomysł ! - powiedział em z uś miechem - Teraz zobaczysz!

I pojechaliś my z powrotem w stronę placu.

W pierwszym rozdziale opisał em, ż e w pobliż u placu widział em remizę straż acką , a na drugim pię trze był hotel, nie dla wczasowiczó w, ale raczej dla podró ż nych. I naprawdę miał am nadzieję , ż e bę dą miejsca!

Przybywszy do hotelu, Misha i ja wysiedliś my i podeszliś my do ogrodzenia. Brama był a zamknię ta od wewną trz. Nie był o ż adnego poł ą czenia. Ale na szczę ś cie dla nas w tym czasie na balkon wyszedł jakiś miejscowy, któ ry mieszkał w tym hotelu. Kiedy nas zobaczył , zrobił zmartwioną minę , wzią ł komó rkę i gdzieś zaczą ł dzwonić . A potem zaczą ł rozmawiać przez telefon, ale wydawał o mi się , ż e tak naprawdę do nikogo nie dzwonił )

- Sł uchaj, co to jest, tak! Już trzy razy dzwoniono do mnie z satelitarnego systemu namierzania samochodó w, mó wią , ż e satelita antykradzież owy dział a na moim BEEMVE! - powiedział mę ż czyzna na balkonie.

Misha i ja, gł ę boko mu wspó ł czują c, poprosiliś my o telefon do administratora hotelu. Dziesię ć minut pó ź niej zaspany Abchaz wyszedł do bramy i powiedział znane nam już dziś zdanie: „Nie ma miejsc! ”.


Tak, dzisiaj nie mamy szczę ś cia!

Wsiadają c do samochodu i przejeż dż ają c sto metró w, nagle zauważ yliś my babcię , któ ra sprzedawał a ciasta, kawę itp. Chociaż nie wyobraż am sobie nawet, kto to wszystko tutaj kupił o tej porze – Gagra był a pusta w nocy. Ale miejscowa babcia musi dokł adnie wiedzieć , gdzie wszystko jest wynajmowane, a ona sama prawdopodobnie wynajmował a pokoje!

- Dobranoc! Potrzebujemy pokoju - zwró cił em się do babci.

– Przez ile dni? – zapytał a niepewnie.

„Dwa lub trzy dni”, odpowiedział em.

- Czym jesteś ! - powiedział a babcia - Nikt nie weź mie dwó ch lub trzech! Za mał o! Przynajmniej przez tydzień ! I nie wezmę tego!

- Zapł acimy dodatkowo - zasugerował em, jesteś my bardzo zmę czeni i chcemy spać !

- Nie, nie bę dę - powiedział a babcia i odwró cił a się .

Bardzo zdenerwowani tą sytuacją wró ciliś my do samochodu. Wtedy ludzie, zdają c sobie sprawę z beznadziejnoś ci sytuacji, zaczę li proponować mi wyjazd do Pitsundy.

- Hmm, có ż , spró bujmy - zgodził em się , ale powiedział em im, ż e w Pitsundzie jest jeszcze wię cej puszczy niż tutaj.

Po szybkim dotarciu do Pitsundy drogą nocną , objechaliś my ją wraz z przedmieś ciami, ale nic nie znaleź liś my. Nie bę dzie wię cej ludzi, ale nadal się trzymał em.

Myś lę , ż e w odległ ej wiosce chę tnie bylibyś my schronieni, ale Gagra i Pitsunda to coś innego)

- Jedź my do Rosji - nagle dostał a ofertę od Nadii.

- Nie! Nie przekroczymy granicy! Nie damy rady, wszyscy są wyczerpani! I nadal musisz się tam dostać ! Teraz jedziemy do Gagry i znajdujemy miejsce! Nadal to znajdziemy! - powiedział em surowo i pobiegliś my!

Kiedy wjechaliś my do Gagry, Misha w poł owie spał a, a Nadya znowu zasnę ł a. Jechaliś my gł ó wną ulicą , mijają c dzielnice, w któ rych bezskutecznie pró bowaliś my znaleź ć mieszkanie.


I nagle po lewej stronie ujrzeliś my mał y hotel, w któ rym palił o się ś wiatł o. Widział em ten hotel wcześ niej, ale ś wiatł a nie był y wtedy wł ą czone. Szybko podjechaliś my, wybiegł em z samochodu i zapukał em do bramy. Po kilku sekundach wyszł a do nas miejscowa kobieta, któ rej zadał em to samo pytanie - czy są jakieś miejsca?

A ja wł aś nie miał em odejś ć ! Wszedł em na dziesię ć minut, ż eby sprawdzić ogrzewanie. Niestety wł aś ciciel nie dopuszcza jeszcze wynajmowania pokoi. Nie moż esz znaleź ć zakwaterowania? Biedactwa. Teraz zamknę wszystko tutaj i pojedziemy do mnie! Umieszczę cię u mnie! - powiedział a kobieta.

Problem został rozwią zany, zakwaterowanie został o znalezione! A dziesię ć minut pó ź niej wszyscy razem pojechaliś my do starego prywatnego domu!

Rozdział.21

Dom Olgi, bo tak nazywał a się kobieta, któ ra udzielił a nam schronienia, znajdował się w centrum nowej Gagry. Zostawiają c samochó d na podwó rku, weszliś my na podwó rko. Dom był dwupię trowy, stary. Olga natychmiast zaprowadził a nas na drugie pię tro do naszego pokoju. Myś lę , ż e to był pokó j jej dzieciń stwa. Był a tam stara masywna szafa, jedno duż e ł ó ż ko i stó ł , na któ rym stał stary grzejnik pokojowy. Na szafie stał o pudeł ko starych zabawek, z któ rego wystawał a duż a lalka, co tylko ja zauważ ył em.

„Czy moż esz zmieś cić nas troje na tym ł ó ż ku czy przynieś ć materace? ” zapytał a Olga.

Ł ó ż ko był o doś ć szerokie, a my nie chcieliś my nadwyrę ż ać naszego zbawiciela, wię c odpowiedzieliś my, ż e nasza tró jka bę dzie tu idealnie pasować .

Po rozł oż eniu rzeczy w pokoju, któ re na wszelki wypadek zabraliś my z samochodu, szepnę ł am Miszy, ż e nie zaszkodzi zjeś ć przed pó jś ciem spać i powinniś my dostać cał e jedzenie, ale gospodyni był a przed nami !

"Chł opaki! Wczoraj był Nowy Rok! Chodź , chodź my do stoł u! ” Olga powiedział a uporzą dkowanym tonem i uś miechnę ł a się .

Zabierają c torbę resztek jedzenia, udaliś my się na pierwsze pię tro do salonu. Olga z kolei wyję ł a z lodó wki sał atki, galaretki, wino i inne obowią zkowe produkty noworocznego stoł u! Po raz kolejny ś wię towaliś my począ tek Nowego Roku, zjedliś my dobry posił ek, a potem na naszą proś bę gospodyni opowiedział a nam swoją historię .


Olga był a Gruzinką . Cał e ż ycie mieszkał a z rodzicami w Abchazji, takż e w czasie wojny. Nigdy nie miał a mę ż a ani dzieci. Kiedy zmarli jej rodzice, został a tu sama. Nawiasem mó wią c, po tym nigdy nie byli w stanie zapalić pieca, któ ry był w domu. Dlatego zimą był o zimno. „Piec zgasł na zawsze” – powiedział a Olga.

Prawie zawsze sama poznawał a Nowy Rok, wię c cieszył am się , ż e teraz tu jesteś my i dotrzymujemy jej towarzystwa! Czasami odwiedzają ją jej siostrzeń cy, któ rzy mieszkają w Rosji, ale jest to rzadkie. Pracuje jako administrator tego samego hotelu, w któ rym wtedy zapukał em do drzwi)

Nadchodził ranek. Po kró tkiej rozmowie pomogliś my gospodyni sprzą tną ć ze stoł u i ż egnają c się poszliś my spać . Misha i ja poł oż yliś my się na krawę dzi, a Nadia poś rodku.

“To jest prawdziwa kaukaska goś cinnoś ć ! ” - Powiedział em do wszystkich: - Karmili, podlewali i kł adli się spać ! Jak w bajce!

Ludzie zgodzili się ze mną sennym „Aha”, ale mó wią c o bajce, przypomniał em sobie lalkę , któ ra wyglą dał a z pudeł ka na szafę .

„Mish i Mish”, powiedział em szeptem, „Spó jrzcie, któ ra lalka jest w szafie, jak w horrorze. Oszacuj, ż e oż yje, gdy zaś niemy i zaatakujemy nas! )

"To jest lalka! " - Misha odpowiedział mi - na pewno nas zaatakuje!

„Powoli zejdź z szafy i…” kontynuował em szeptanie.

„Tak, pierdol się ! ” - Nadia krzyknę ł a ze strachu i zakrył a się gł ową , po kopnię ciu mnie ł okciem w bok)

Po kolejnych trzech minutach zasną ł em.

Obudziliś my się , bo sł oń ce przez przezroczyste zasł ony wpadł o nam w oczy. W pokoju był o gorą co, biorą c pod uwagę , ż e spaliś my w ubraniach. Wstał em z ł ó ż ka, wył ą czył em grzejnik i spojrzał em na godzinę . Okazał o się , ż e zaspaliś my do poł udnia! Wyszedł em na korytarz. Był drewniany, z wieloma oknami. W pewnym momencie przypomniał o mi to moje dzieciń stwo - nasi bliscy krewni w prywatnym domu mieli podobny korytarz, po któ rym szedł em, gdy był em mał y. Takie przyjemne uczucie spokojnego i beztroskiego dzieciń stwa!

Po wyjś ciu na dziedziniec nie znaleź liś my gospodyni i zaczę liś my chodzić po terenie, czekają c na nią .

Olga wkró tce wró cił a. Okazuje się , ż e poszł a sprawdzić hotel.


Usiedliś my przy stole na ś niadanie, a raczej kolację . Olga zaproponował a nam pozostanie z nią jeszcze kilka dni, ale nastę pnego dnia musiał a iś ć do pracy, a ja nie chciał em naduż ywać goś cinnoś ci i sprawiać jej niedogodnoś ci. Dlatego taktownie odmó wiliś my, ale obiecaliś my, ż e odwiedzimy ją , gdy bę dziemy jeszcze w Abchazji. A teraz, kiedy tu jestem, czasami zatrzymuję się , ż eby ją odwiedzić !

Spakowaliś my swoje rzeczy, zabraliś my je do samochodu i zaczę liś my się ż egnać . Olga dał a nam ze sobą owoce ze swojego ogró dka i winogrona.

"Dzię kuję Ci za wszystko! " - Powiedział em! - Dzię kuję za taki prezent noworoczny! I wiesz, my też mamy dla Ciebie prezent! Leż y w pokoju na stole, w któ rym spę dziliś my noc!

"Nie! Czym jesteś , nie potrzebujesz! ” - krzyknę ł a Olga, - Jak bę dziesz wsiadać do samochodu, to pobiegnę i przyniosę !

„Nie bę dziesz miał czasu” - uś miechną ł em się , - To prezent od nas dla Ciebie! Do zobaczenia i jeszcze raz dzię kuję za wszystko!

Z tymi sł owami wsiedliś my do samochodu i machają c do dobrodusznej gospodyni domu, ruszyliś my dalej.

Rozdział.22

Ponieważ nie zamierzaliś my jeszcze wyjeż dż ać z Abchazji, ale musieliś my gdzieś mieszkać , postanowiliś my ponownie spró bować szczę ś cia u ormiań skiej rodziny.

„W ostatecznoś ci wró cimy do Olgi” – powiedział em wszystkim.

Gdy dotarliś my do hotelu, zapukaliś my do bramy. Po minucie gospodyni otworzył a nam drzwi.

"Dzień dobry! Jakoś z tobą rozmawialiś my i powiedział eś , ż e w każ dej chwili moż esz do ciebie przyjś ć – powiedział am gospodyni.

"Na pewno! A na ile dni? zapytał a.

Sł yszą c zdanie, ż e „na jeden, a potem zobaczymy”, pomyś lał a gospodyni. Ale potem dodał em: „Nawiasem mó wią c, wczoraj w nocy pukaliś my do twoich drzwi. Nie mogliś my znaleź ć mieszkania, moż emy powiedzieć , ż e zginę li tutaj bez dachu nad gł ową , ale nikt nam tego nie otworzył ! ”

"TAk? Musieli być cicho! Dobra, zabiorę cię ! " Gospodyni nas ucieszył a.

Zamieszkaliś my w pokoju trzyosobowym. Po przeką sce postanowiliś my odebrać rzeczy Nadii, a nastę pnie udać się nad jezioro Ritsa. Ale Nadia nagle przestraszył a się powrotu do domu swojego był ego mę ż a. I postanowił a zadzwonić do jednego z kunakó w, któ rzy „porwali” ją przed ś lubem. Zgodził się sam odebrać jej rzeczy, ale moje zró b to dopiero jutro. Dlatego po popoł udniowej przeką sce od razu udaliś my się do Ritsy.


Mimo zimy droga w gó ry nie był a pokryta ś niegiem. Tylko na brzegach czasem natrafiał em na trochę roztopiony ś nieg. Ale po Blue Lake zaczę ł y się problemy. Pamię tacie, powiedział em, ż e klimat tutaj zmienia się drastycznie po pierwszym tunelu? Wię c teraz znó w jestem o tym przekonany! Po wjechaniu na nią asfaltem i przejechaniu jakichś trzydziestu metró w wpadliś my w prawdziwą zimę ! Wszystko dookoł a był o biał e! w tym droga)

„Przebijemy się i dotrzemy tam, gdzie się da! ” - Zamó wił em i powoli odjechaliś my. Przed Stone Bag nie mieliś my ż adnych specjalnych problemó w. Ale bezpoś rednio w nim samochó d odmó wił jazdy! W tym miejscu podjazd już się zaczynał i samochó d osobowy nie mó gł go pokonać przez ś nieg i ló d. Oczywiś cie dał oby się go popchną ć , ale dalej bę dzie tylko gorzej - podjazdy są bardziej strome i wię cej ś niegu.

I co robić ? Odwró cić się ? Nigdy! Zawsze mam przy sobie kilka rzeczy, któ rych potrzebuję na konkretnej wycieczce. A cał y czas coś jest w bagaż niku. Opró cz apteczki, gaś nicy itp. na koł ach zawsze są ł ań cuchy!

Po szybkim zał oż eniu ich na wszystkie cztery koł a, aby tył samochodu na zjeź dzie nie wpadł przypadkowo w przepaś ć , pojechaliś my dalej. Na lodzie samochó d na ł ań cuchach zachowywał się prawie jak na asfalcie, wię c bez problemu dotarliś my do Ritza, bez problemu pokonują c oś nież one podjazdy i serpentyny.

I oto jesteś my! Gdzie są wszyscy? Rozejrzał em się . Grań był a pusta. Ż adnych samochodó w, ż adnych ludzi. A co jest do zrobienia? )

„Chodź my do daczy Stalina! ” - nagle zasugerował em, - nawet jeś li nikogo tam nie ma, po prostu jedź !

Ludzie się zgodzili. Do daczy dotarliś my bez problemó w, znowu dzię ki ł ań cuchom. Po umyciu się w Milk Falls wkró tce podjechaliś my pod bramę . I co myś lisz? Zostaliś my otwarci! I mieliś my indywidualne zwiedzanie domku! I mamy nowe ciekawe zdję cie! Ogó lnie rzecz biorą c, Misha zawsze miał szczę ś cie sfotografować coś niezwykł ego i tym razem, fotografują c jedną z sypialni Stalina, uchwycił na ś cianie coś podobnego do jego sylwetki! Czy to był drugi znak wodny, czy coś innego, moż na się tylko domyś lać )


Potem wró ciliś my z powrotem nad jezioro. Był o już ciemno i nadal nie był o oznak ż ycia. Już proponował em powró t do Gagry, ale wtedy mó j wzrok padł na kawiarnię , któ ra znajduje się poniż ej - wyglą da na to, ż e byli tam ludzie. I postanowiliś my sprawdzić . Po zjechaniu stromym zjazdem samochodem nad jezioro, gdzie, nawiasem mó wią c, o tej porze roku nie ma ani policjanta drogowego, ani samego znaku „cegł a”, wysiedliś my z samochodu i poszliś my do kawiarni. Zadział ał o! Poś rodku, podobnie jak podczas mojej pierwszej wizyty w tym miejscu, palił się ogień , nad któ rym wisiał kocioł ek, w któ rym gotowano kukurydzianą kaszę dla hominy. Przy stolikach siedzieli tylko miejscowi. Podobno mieszkań cy mał ej wioski, któ ra znajduje się w pobliż u. Podszedł em do baru.

„Czy mogę zł oż yć zamó wienie? ” Zapytał am.

"Kaczeczna, kochanie! " Odpowiedział mi barman.

Nie trzeba dodawać , ż e zamó wiliś my oczywiś cie trzy mamusie? Siedzą c przy wolnym stoliku, zaczę liś my czekać , aż bę dzie gotowy. Dziesię ć minut pó ź niej drzwi do kawiarni otworzył y się i weszł a do nich grupa facetó w, takż e turystó w.

- Wow! Nie jesteś my sami, powiedział em moim towarzyszom.

- Dobry wieczó r wszystkim! Powiedz mi, czyj samochó d to ten na ł ań cuchach? - zapytał jeden z zgł oszonych chł opakó w.

- Mó j! Odpowiedział em z dumą .

- Kolego, zeszliś my tutaj do kawiarni, ale boimy się , ż e nie damy rady wejś ć na gó rę . Czy bę dzie ci trudno, kiedy odejdziesz, kontrolować nasz wzrost? - zapytał goś ć - Mam zimą Audi Quattro, ale obawiam się , ż e nie przyjedzie.

Oczywiś cie zgodził em się i chł opaki usiedli przy są siednim stoliku. Wszyscy jedli, pili (opró cz kierowcó w), opiekali Abchazję , co był o mił e dla mieszkań có w! Pod koniec wieczoru jeden Abchaz, któ ry był w kawiarni, zapytał , czy Nadia moż e wyjś ć za mą ż , na co odpowiedział a z niezadowoleniem, ż e już tu jest, a on, rozumieją c wszystko, szybko wyszedł )

Nastę pnie kontrolowaliś my wspinaczkę chł opakó w, któ rzy byli z Rostowa, na zaś nież oną gó rkę , co za pierwszym razem był o sukcesem, i powoli jechaliś my z powrotem do Gagry.

Był a już noc. Po drodze przyszł y mi do gł owy ró ż ne myś li. Na począ tku myś lał em, ż e trzeba być trochę ekstremalnym (albo bardzo), aby jechać do Ritsy o takiej porze roku i dnia. Wtedy pomyś lał em, ż e jeś li samochó d się zepsuje, noc bę dzie fajna, bo nikt dzisiaj nie bę dzie za nami jechał z Ritzem. Audi Rostovites wyjechał o pierwsze. . . I nie ma tam nikogo innego.

Potem odepchną ł em od siebie wszystkie myś li na ten temat i wkró tce bezpiecznie wró ciliś my do Gagry.

Rozdział.23 W niewoli lodowej Tuapse. Mili ludzie.


W pobliż u granicy z Rosją pasek generatora zaczą ł gwizdać . Już w Adlerze wymienił em go na zapasowy i gwizdanie ustał o na chwilę . Uradowani, ż e wszystko jest w porzą dku, nadal jeź dziliś my po Soczi i do zmroku jechaliś my w kierunku Krasnodaru. Ale planowaliś my odwiedzić Mezmai na kolejny dzień . I wł aś nie tam był skrę t z miasta Tuapse, któ re stał o się dla nas miejscem, w któ rym utknę liś my na jeden dzień .

Faktem jest, ż e kiedy jechaliś my nad jezioro Ritsa, zł apaliś my na patelni duż o ś niegu. A po chwili, po wyjeź dzie z Soczi, zabrzę czał generator. Ale nie był o nic do roboty, tylko do przodu! Po okoł o trzydziestu kilometrach generator w ogó le się zacią ł , a pasek zaczą ł na nim gwizdać trzy razy czę ś ciej niż za pierwszym razem. Dlaczego go nie zdją ł em? Marnowanie czasu to marnowanie energii! A ja nie chciał em spę dzić nocy gdzieś na przeł ę czy. Teraz jechaliś my tylko na akumulatorze. Piec, telewizor i wszystko inne opró cz reflektoró w był o wył ą czone. Akumulator był nowy i dał o się na nim przejechać przyzwoity dystans bez reflektoró w, ale z reflektorami. . . a jednak zdarzył się cud! Przez wszystkie przeł ę cze i serpentyny dotarliś my do Tuapse! Tutaj pas w koń cu postrzę pił się i gwizd cał kowicie ucichł . Reflektory był y już bardzo sł abe i przestawiliś my się na ś wiatł a postojowe. Na szczę ś cie miasto, choć nocą , był o jasne.

Teraz potrzebowaliś my miejsca do spania. Po bezskutecznych pró bach wynaję cia mieszkania na dworcu, wkró tce znaleź liś my duż y prywatny hotel. Pokoje był y dwu- i czteroosobowe, za trzy nie wolno nam był o pł acić , mimo naszej sytuacji - tylko za cztery! Musiał em wzią ć poczwó rkę . Pokó j był pod dachem. Podzielony system był stary i nie korzystał z ciepł a. W pokoju był o zimno. Nadya poł oż ył a się w jednym pokoju, Misha i ja w drugim. Zasną ł em myś lą c o tym, gdzie moż emy jutro naprawić samochó d i co zrobić , jeś li nie wyjdzie. . .

Wyrzucono nas z hotelu o dwunastej po poł udniu, mimo ż e ustaliliś my o czwartej rano. Ale to był y mał e rzeczy. A prawdziwym problemem był o to, ż e w nocy i rano na wybrzeż u padał marzną cy deszcz i wszystkie drogi był y pokryte lodem. Có ż , co robić ! Poszukajmy stacji paliw!


Wsiedliś my do samochodu i przekrę cił em kluczyk w stacyjce. Samochó d niespodziewanie odpalił ! Ale warto był o zostawić nas w trasie – to wszystko! Akumulator był cał kowicie rozł adowany, a samochó d zgasł .

Był o bardzo zimno. W Tuapse wiał silny lodowaty wiatr. Przez trzy minuty na zmianę ł apaliś my taksó wkę . Po prostu nie dał o się już stać na takim wietrze! Z pię tnastu taksó wek, któ re się zatrzymał y, taksó wki nie zabrał yby nas za ż adne pienią dze przy takiej pogodzie na stację paliw, wiecie ile? Pię tnaś cie! Zamó wienie taksó wki przez telefon też nie pomogł o.

Ale był a jeszcze jedna opcja! W Tuapse miał em przyjació ł , któ rzy czę sto mi mó wili - jeś li tu jesteś , dzwoń ! Dzwonił em. Raz, dwa, trzeci. . . Nie był o odpowiedzi! Najwyraź niej ludzie czuli, ż e potrzebuję ich pomocy.

Sytuacja był a krytyczna. Jesteś my w ś rodku pustego obcego miasta, dookoł a jest solidny ló d i silny wiatr. I zamarzamy w niesprawnym aucie. Och, czy już spadł ś nieg? Absolutnie ś wietnie!

Wiedział em jednak, ż e zawsze musi być jakieś wyjś cie, i nabierają c sił ponownie wyszedł em na drogę , ż eby zł apać samochó d.

Trzy minuty pó ź niej stara dziewią tka zatrzymał a się obok mnie. Otwierają c drzwi, zobaczył em, opró cz kierowcy, kobietę z mał ym dzieckiem na rę kach, któ ra spał a na tylnym siedzeniu.

„Och, przepraszam, ale nie mogę jechać , nasz samochó d się tutaj zepsuł , musimy go przecią gną ć …” - powiedział em zawstydzony.

„Wskakuj! ” – powiedział kierowca – Co się stał o? Generator? No to chodź my, zabiorę na serwis, umó wimy się !

Nie wierzą c wł asnym uszom, wsiadł em do samochodu. Poszliś my na stację paliw, gdzie wyjaś nił em problem mistrzom. Problem tkwił w ł oż yskach generatora, któ ry zawió dł z powodu obfitego ś niegu, któ rego po wycieczce do Ritsy mieliś my już doś ć pod maską ! Potem wró ciliś my do samochodu, mę ż czyzna wzią ł nas na hol i po lodzie, powoli odholował nas z powrotem do tej stacji obsł ugi. Jego ż ona z mał ym dzieckiem cał y czas był a w samochodzie. Nie wiedział em nawet, jak podzię kować naszemu Zbawicielowi. Sł owami wdzię cznoś ci dał em mu pię ć set rubli, któ rych… nie wzią ł !


"Nie ma potrzeby! Nadal musisz tu dotrzeć - powiedział , a po poż egnaniu wyszedł .

Dopó ki nie przydarzył mi się ten incydent, nie mogł em nawet pomyś leć , ż e to moż e być !

Nadszedł wieczó r. Na zewną trz był o już ciemno. Dwó ch pracownikó w serwisu montował o w naszym generatorze dwa nowe ł oż yska, a w tym czasie na ulicy szalał y ż ywioł y! Wiał silny wiatr, non stop padał ś nieg, któ ry przykrył leż ą cy na drodze ló d!

Pracownicy stacji powiedzieli nam, ż e dzisiaj nie warto przechodzić przez przeł ę cz Tuapse wzdł uż serpentyny, ale nie chcieliś my zostać w Tuapse. Nie był o mowy o wyjeź dzie do Mezmay w taką pogodę tym autem i byliś my gotowi do powrotu do domu!

Ustalenie stanu przeł ę czy nie był o trudne. Zadzwonił em do lokalnej taksó wki i powiedział em, ż e chcę zamó wić samochó d do Krasnodaru. Sł yszą c odpowiedź operatora „O Boż e! ”, zdał em sobie sprawę , ż e z torem był o ź le i wyją ł em ł ań cuchy z bagaż nika)

Opuszczają c stację paliw przejechaliś my przez dziesię ciocentymetrową warstwę ś niegu. Samochody nie jeź dził y już po mieś cie ani nie jeź dził y autostradą . Po bokach przeł ę czy stał y cię ż aró wki, czekają c na oczyszczenie drogi. Po udanym pokonaniu przeł ę czy dotarliś my do Dzhubga i dopiero tutaj zdję liś my ł ań cuchy. Ż ywioł y szalał y tylko na wybrzeż u, potem tor był czysty i po pó ł torej godziny byliś my w Krasnodarze!

Tak jak planowaliś my, był ranek 6 stycznia!

Czę ś ć.3. Przez lawiny! Luty.

Rozdział.24

To był a moja ó sma podró ż do Abchazji.

Pod koniec stycznia 2009 mał a grupka nas zebrał a się w Adler z okazji moich urodzin. Firma skł adał a się z siedmiu osó b. To był o dwó ch moich znajomych - mał ż eń stwo i czterech naszych wspó lnych znajomych - trzech przyjació ł , z któ rych jeden miał szesnastoletnią có rkę . Do wyjazdu zebrał em się oczywiś cie w dwa samochody. Sveta i Seryozha, bo tak nazywał o się mał ż eń stwo, mieli wł asny samochó d, któ rym jeź dzili z dwoma kolegami, a ze mną pojechał a Natasza i jej có rka.


Ta podró ż był a ró wnież dla mnie wyją tkowa, ponieważ zaledwie miesią c wcześ niej kupił em sobie drugi samochó d - amerykań ski SUV z lat 90-tych. A w cią gu miesią ca udał o mi się zał oż yć na nią wszystkie niezbę dne urzą dzenia terenowe. To prawda, z wyją tkiem specjalnych kó ł . Koł a był y zwyczajne - zimowe rzepy. Na tej dł ugiej podró ż y jeszcze nie podró ż ował em i wł aś nie zamierzał em to sprawdzić na tej wycieczce!

Wyjechaliś my jak zwykle w nocy. Z samochodu był em zadowolony, dojechaliś my szybko i bez incydentó w, a rano zamieszkaliś my w hotelu w Adler "Almira". Po dobrze przespanej nocy odwiedziliś my Krasną Polanę , a nastę pnie wieczorem wszyscy goś cie przyszli do mojego pokoju, bo przy tej okazji po raz pierwszy w ż yciu zabrał em sobie ogromny apartament J

Ś wię towaliś my ś wię to, poszliś my na spacer do sauny, znowu dobrze spaliś my, a nastę pnego ranka pojechaliś my do Abchazji!

Granicę przekroczyliś my w godzinę . Zauważ ył em niezwykł e dla mnie widoki miejscowych na moim aucie, do czego jednak szybko się przyzwyczaił em. Po przejś ciu przez Gagra i Pitsunda ludzie chcieli oczywiś cie udać się nad jezioro Ritsa.

"Dlaczego nie! " – powiedział em, przypominają c sobie jedną z ostatnich zimowych wypraw. Oczywiś cie nie mamy ł ań cuchó w, ale jeś li już , to weź miemy na hol samochó d Seryozhy i Svety. I pojechaliś my!

Nasz pierwszy postó j był przy kamiennej bramie - tak nazwał em miejsce, w któ rym zaczynają się gó ry za wioską , a wzdł uż pobocza stoją dwa kamienne filary. Gdy robiliś my zdję cia, podjechał do nas radiowó z. Wychylił się z niego policjant i powiedział , ż e w Abchazji nie jest bezpiecznie zostawić samochó d bez opieki, podobno powstał jakiś gang, któ ry rabuje samochody i nie mogą ich zł apać . Dzię kują c policjantowi za informację , pojechaliś my dalej.

Przybywają c do punktu kontrolnego nad niebieskim jeziorem, Siergiej i ja poszliś my zapł acić . Udał o się targować ! Zabrali nam pienią dze na pię ć ! Ale zdenerwowali nas faktem, ż e nie dotrzemy do Ritsy. To prawda, pó ź niej dodali, ż e jeep moż e tam dotrzeć , ale samochó d osobowy na pewno nie.

"Nie ma problemu! " - Powiedział em - chodź my na jeden!

Przejechaliś my sporą odległ oś ć dwoma samochodami. Spojrzeliś my na Bł ę kitne Jezioro, Kamienną Torbę i dopiero po tym zaczę liś my mieć trudnoś ci.

Rozdział.25


Zawsze szedł em pierwszy. Na jednym z zakrę tó w zauważ ył em, ż e coś jest na drodze! Na począ tku nie bardzo rozumiał em, co to był o. Odnosił o się wraż enie, ż e na ś rodku drogi po prostu wyrosł a biał a gó ra! Gdy podszedł em bliż ej, zdał em sobie sprawę , ż e to lawina! Tony ś niegu leż ał y tuż przed nami, pokrywają c cał ą drogę i jednocześ nie rzekę po lewej stronie!

To był a pierwsza lawina na naszej drodze. Kiedyś widział em to tylko w telewizji, ale teraz jest - tuż przede mną ! Nasze zaskoczenie i zachwyt nie miał y granic! Nawiasem mó wią c, lawina nie spadł a tak po prostu. Na ś rodku był już wą ski tunel, któ rym miejscowi podró ż owali podobno traktorem, a potem samochodami terenowymi. I w zasadzie przez ten tunel moż na był o przejś ć . Zdał em pierwszy bez trudnoś ci. Samochó d osobowy wystartował z wyprzedzeniem, a takż e z powodzeniem pokonał tunel ś nież ny z przyspieszeniem! Potem zatrzymaliś my się .

- Niebezpiecznie jest iś ć dalej - ostrzegł em moich towarzyszy - takie lawiny teoretycznie mogą w każ dej chwili zejś ć na nasze samochody. Ale kto nie podejmuje ryzyka...dlatego na przykł ad jestem taki sam, jeś li chodzi o podejmowanie ryzyka!

- Nuuu, chodź my, jesteś my za! - Nie zastanawiają c się dwa razy, firma zagł osował a i ruszyliś my dalej.

- Tak - pomyś lał em - to znaczy, ż e lawiny nie są w tym rejonie strzelane i zaczynają same opadać bliż ej lutego! Zapamię tam!

Miną wszy w ten sposó b jeszcze kilka lawin, rozpoczę liś my strome podejś cie pod gó rę . Na jednym z zakrę tó w samochó d osobowy nie mó gł już przejechać resztek lawiny i wzią ł em go na hol. Ale nie poszliś my dł ugo. Tuż przed dotarciem na taras widokowy ukoń czono ś cież kę samochodu osobowego do Ritsy - poziom ś niegu na drogach wzró sł do pię ć dziesię ciu centymetró w.

Czyli okazuje się , ż e na począ tku stycznia nadal moż na tu jeź dzić rosyjskim samochodem osobowym, a na począ tku lutego obraz zmienia się diametralnie.

- Wskocz do mnie i chodź my, wszyscy się zmieś cimy! - powiedział em do Svety i Siergieja.

- Policjanci nas przestraszyli, a teraz boimy się o samochó d - odpowiedział a Sveta - Dł ugo był am nad jeziorem, ale idź , zobacz to pię kno, a my tu na ciebie poczekamy!


Chociaż był em pewien, ż e zł odzieje samochodó w na pewno nie pojawią się w tym miejscu o tej porze roku, nie kł ó cił em się . Bo znam siebie - myś li o niepokoju o samochó d przekreś lają wszystko inne i nie chcę już ż adnej podró ż y, tylko po to, ż eby jak najszybciej wró cić i znaleź ć mó j samochó d cał y i zdrowy!

I pojechaliś my jako grupa pię ciu osó b. Na pó ł metrowym ś niegu samochó d spokojnie wjechał pod gó rę , co mnie czasem nawet zaskoczył o. W koń cu jestem przyzwyczajony do pasaż era! Kilka minut pó ź niej wyjechał y nam na spotkanie dwa BMW X5 z numerami Abchazji na oponach z kolcami. To lokalni sportowcy ekstremalni, któ rzy postanowili wybrać się na spacer nad jezioro. Ponieważ tor był bardzo wą ski, wszyscy musieliś my „zanurzyć się ” prawymi koł ami na poboczu drogi, gdzie ś niegu był o jeszcze wię cej niż na drodze. Ale taka podró ż nie wyszł a - samochody Abchazji utknę ł y. Dlatego musiał em jechać cał kowicie tył em na pobocze, a potem okazał o się przejeż dż anie! Wychylają c się przez okno, lokalni kierowcy dzię kowali mi jeden po drugim, po czym ruszyliś my dalej.

Myś lą c o tym, jak ludzie robią się teraz w daczy Stalina, pró bował em zawró cić samochó d. Był a tylko jedna opcja - wskoczyć w zaspę i zawró cić . Skok do pó ł torametrowej zaspy był w poł owie udany. Samochó d wjechał w niego i natychmiast przewró cił się , siedzą c mocno na dole. Wyskoczywszy z niego, ró wnież przewró cił em się mniej wię cej do pasa, a wysiadł szy, poradził em towarzystwu, aby na razie podziwiał jezioro, a sam poszedł em przygotować wycią garkę do ratowania z niewoli ś nież nej.

Za jakieś pię ć minut wszystko był o gotowe i zaczą ł em myś leć o dalszym planie naszego zbawienia. Sytuację komplikował fakt, ż e nie był o sensu cią gną ć auta do przodu, droga był a za sobą , a przed nami jeszcze gł ę bszy ś nieg. Kiedy myś lał em, moi towarzysze podeszli do mnie. Byli wyraź nie zdenerwowani. Kiedy zapytał em, co się stał o, odpowiedzieli: „Boimy się . Robi się już ciemno, wokó ł są gó ry i ś nieg i to wszystko! A jeś li nie wyjdziemy i nie zostaniemy tutaj, ż eby umrzeć ?


- Jak się wydostaniemy! - Zachę cił em ich, - Abyś cie się nie bali, pomoż ecie mi! Trzymasz pilota od wycią garki, upewniasz się , ż e auto się nie przechyla. . . I tyle, koniecznie odsuń się na bezpieczną odległ oś ć od kabla!

Pierwszym miejscem, do któ rego podczepił em wycią garkę , był a ż elazna latarnia. Skrę cenie autem w prawo w ten sposó b nie był o trudne. Ale sł up zawió dł - jak tylko zaczą ł em cią gną ć , zaczą ł trzeszczeć .

- Teraz się zepsuje - powiedział em, musiał em przejś ć do planu "b". Skrę ć samochó d w lewo po mał ej ś cież ce pod ostrym ką tem, prawie natychmiast do tył u i zaczep wycią garkę o drzewo specjalnym pasem ochronnym, aby nie zepsuć drzewa.

Dwadzieś cia minut pó ź niej nasz „ś nież ny statek” stał tak, jak powinien – dziobem do drogi. Wszyscy odetchnę li z ulgą , a ja przypomniał em sobie i jeszcze raz podzię kował em w myś lach mistrzowi, któ ry zainstalował dla mnie wycią garkę . Zrobił to uczciwie! I wtedy zdał em sobie sprawę , czego jeszcze brakował o w samochodzie - tylnej wycią garki! Za nimi był o tyle drzew i nie był o do nich nic do przyczepienia!

Rozdział.27

Był o prawie ciemno. Powoli ruszyliś my z pokrytej ś niegiem gó ry. Zejś cie w dó ł nie był o ł atwiejsze niż wejś cie w gó rę . Rzep sł abo wyhamowywał zimowe opony. ABS nieustannie ć wierkał , a ludzie bali się każ dego zakrę tu, zwł aszcza tych bez ogrodzenia, z klifami. Ale jechaliś my wzdł uż toru i „siedzieliś my” tam tak ciasno, ż e nawet gdybyś my chcieli, nie udał oby się od razu wycią gną ć z niego auta. Wyjaś nił em to wszystko moim towarzyszom i ich strach zmalał , co nie mogł o się nie radować )

Pó ł godziny pó ź niej bezpiecznie dotarliś my do naszego drugiego samochodu i podzieliwszy się wraż eniami ze Svetą i Serezhą , pojechaliś my z powrotem do Adler, a stamtą d do Krasnodaru.

Był em zadowolony z moich urodzin, a po powrocie do domu od razu zał oż ył em tylną wycią garkę na samochó d!

Witalij Vance.

PS Drodzy podró ż nicy! Należ y pamię tać , ż e na począ tku marca droga do jeziora Ritsa jest jeszcze gorsza niż zimą ! Wyjazd samochodem warto zaplanować już od kwietnia!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Гагра, Площадь, гостиница Абхазия, Новогодняя елка
Гагра, Площадь, гостиница Абхазия, Новогодняя елка
Дорога на Рица
Снежное ночное озеро Рица
Снежное ночное озеро Рица
Дорога с Рица
Цепи
Ахун
За Рица
Ахун
Отель Альмира
Отель Альмира
Отель Альмира
Сад Ольги
Дом Ольги
Гагра, Площадь, гостиница Абхазия, Новогодняя елка
На Рица!
Отель в Адлере
Отель Альмира
Отель Альмира
Ахун
Семь ветров, Новороссийск
На Рица!
На Рица!
Лавинка
За Рица
Рица в феврале
Podobne historie
Uwagi (4) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara