Podróżowanie po Abchazji samochodem o różnych porach roku. Część 1
Drogi Czytelniku! W chwili pisania tej historii odwiedził em Abchazję dokł adnie dziesię ć razy, w latach 2006-2010.
Opowiem Wam o moich trzech najciekawszych podró ż ach do tej nierozpoznanej Republiki.
Pamię taj, ż e warunki przekraczania granicy mogą ulec zmianie!
Czę ś ć.1. Po raz pierwszy. Wrzesień .
Rozdział.1. Do Abchazji!
Pod koniec wrześ nia 2006 roku o trzeciej nad ranem samochó d wyjechał z Gelendż ik w kierunku Soczi, w któ rym był em! Celem mojej podró ż y był o zapoznanie się z Abchazją , o któ rej już wiele sł yszał em!
Po udanym pokonaniu gó rskiej drogi wybrzeż a Terytorium Krasnodarskiego, któ ra na szczę ś cie w nocy jest zwykle pusta, wjechał em do Soczi. Po wypiciu kawy i odpoczynku przez okoł o dwadzieś cia minut, pojechał em dalej i za pó ł godziny był em w Adler. Był wczesny poranek. Wynają ł em pokó j od pierwszej babci, któ rą spotkał em na dworcu i poł oż ył em się na chwilę spać . Trzy godziny pó ź niej miał em się spotkać z przyjacielem, któ ry obiecał pokazać mi Abchazję ! Wcześ niej pracował a jako przewodnik w biurze podró ż y i znał a tam prawie wszystkie ciekawe miejsca.
Trzy godziny pó ź niej kompletnie bezsennie udał em się na umó wione miejsce w Adler. Po spotkaniu z koleż anką usiedliś my, pogawę dziliś my, napiliś my się kawy i zatankowaliś my auto po oczy, wyruszyliś my w dł ugo wyczekiwaną podró ż !
Opuś ciliś my Adler w kierunku przeciwnym do Soczi. Był a to dobra, prosta droga, któ ra prowadził a do osady „Veseloe” – skrajnego punktu rosyjskiego wybrzeż a w tym kierunku. Na obrzeż ach Vesely znajdował się posterunek policji drogowej, któ rego nawiasem mó wią c już nie ma, a za nim zaczą ł się targ i rzę dy sklepó w, w pobliż u któ rych był o duż o samochodó w.
Po kilkuset metrach rynek dotarł do granicy. Do granicy stał a kolejka okoł o dziesię ciu samochodó w. Samochody w kolejce stał y na ś rodku jezdni, a te, któ re stał y na poboczu - kolejki nie był o! Po prostu stali, trochę jak kolejka.
Doł ą czyliś my do samochodó w czekają cych na wjazd na granicę . W kolejce zawsze trzeba był o trzymać się zderzak w zderzak - jeś li przez pię ć sekund bę dziesz rozproszony, jakiś miejscowy zmieś ci się w twoim miejscu bez kolejki. Na granicę wypuszczono pię ć samochodó w. Samochody z tablicami rejestracyjnymi Abchazji był y czasami wypuszczane z kolejki. I tutaj wchodzimy pierwsi! Był em cał y w oczekiwaniu - co dalej?
Rozdział.2. Przejś cie granicy do Abchazji.
Szlaban otworzył się i pogranicznik pokazał rę ką - wpadnij! Wjechaliś my za szlaban i zaparkowaliś my samochó d niedaleko, po prawej stronie. Widzą c, ż e wszyscy wysiadają z samochodó w i otwierają maskę , zrobił em to samo. Wię c kiedy stał em pierwszy, inspektor podszedł do mnie do pierwszego. Wzią ł dowó d rejestracyjny, sprawdził numer nadwozia i kazał jechać trochę prosto iw prawo w dó ł , gdzie bę dę musiał wypeł nić dwie identyczne deklaracje. W tym samym czasie pasaż er musi wysią ś ć , jeś li nie jest to dziecko lub ż ona, i przejś ć trochę dalej przez kontrolę paszportową , gdzie trzeba bę dzie pokazać rosyjski paszport, a nastę pnie poczekać na samochó d na moś cie .
Za radą mojego przewodnika przyją ł em pię ć deklaracji. Wypeł nił em tutaj dwa, a trzy puste wł oż ył em do samochodu. Przydadzą się w drodze powrotnej - jeden wypeł nię stoją c w kolejce do Rosji, ż eby pó ź niej nie tracić czasu, a pozostał e dwa wypeł nię przy kolejnej podró ż y do Abchazji i potem, jeś li bę dą ż adnych duż ych kolejek, bę dę mó gł przejś ć przez odprawę celną , omijają c wyjś cie w dó ł , co oszczę dza duż o czasu!
Mó j pasaż er wysiadł z samochodu i zjechał em w prawo. Był o tam okoł o dziesię ciu samochodó w. Po wypeł nieniu prostego oś wiadczenia wedł ug wzoru, w któ rym należ ał o podać informacje o sprowadzonym pojeź dzie, czekał em na inspektora, któ ry obejrzał bagaż nik oraz ostemplował i podpisał . Nastę pnie trzeba był o podejś ć do okna i umieś cić tam kolejną pieczę ć . Jedna deklaracja został a odebrana, a druga pozostał a. Musiał być przechowywany do koń ca podró ż y.
Kiedy wszystkie warunki został y speł nione, odjechał em z tej niziny i skrę cił em w prawo. Tu zostawił em samochó d i poszedł em na kontrolę paszportową . Kierowcy przeszli kontrolę bez kolejki! Pokazują c paszport, zauważ ył em, ż e jest tu sklep Duty Free! To prawda, bardzo mał y. A co, przecież granica oznacza, ż e powinien być sklep!
Potem wró cił em do auta i otwarto dla mnie kolejny szlaban – wjazd na most! Most był terytorium neutralnym, pod któ rym pł ynę ł a rzeka Psou, oddzielają c Rosję i Abchazję . Odebrał em mojego towarzysza, któ ry czekał na mnie na tym moś cie i pojechaliś my dalej. Za nami był a flaga rosyjska, a na koń cu mostu widać był o flagę abchaską .
Wjechaliś my na terytorium granicy abchaskiej. Sł uż ba po tej stronie zasadniczo ró ż nił a się od naszej i rzeczywiś cie, przejś cie tej granicy w kierunku Abchazji miał o jeden cel - zysk. Na koń cu mostu abchaski pogranicznik z jakiegoś powodu ponownie poprosił o paszport i nawet go nie otwierają c, oddał . Po pię ciu metrach mę ż czyzna w cywilnym ubraniu zaczą ł wymachiwać rę kami i krzyczeć „Hej, przestań ! ”. Kiedy się zatrzymał em, mę ż czyzna powiedział , ż e powinienem tam zostawić samochó d i podejś ć do tego okna. Mó j towarzysz od razu mi powiedział , ż e to podobno ubezpieczenie na ż ycie i zdrowie, ale w rzeczywistoś ci sama firma ubezpieczeniowa nie istnieje. Ale nie był o nic do roboty i podszedł em do okna. Siedział tam inny Abchaz, któ ry przez dł ugi i ż mudny czas pytał , ilu ludzi jesteś my, jak dł ugo jedziemy, pró bował wypeł nić jakiś formularz, a potem powiedział : „Wł ó ż dwieś cie rubli i idź ! ”
Po przejechaniu kolejnych pię ć dziesię ciu metró w zatrzymaliś my się na ostatnim szlabanie. Tu znajdował o się okienko rejestracji samochodu – oficjalna opł ata na granicy z Abchazją . Po zapł aceniu stu pię ć dziesię ciu rubli za to, ż e bę dę jeź dził samochodem po Abchazji przez miesią c, z paragonem w rę ku poszedł em do samochodu. Ale wtedy drogę zablokował mi mę ż czyzna, któ ry wychylił się prawie do pasa z mał ego okienka obok rejestracji i powiedział : „Chodź tutaj! ”. Okazuje się , ż e musiał em też wykupić lokalne ubezpieczenie samochodowe - pię ć dziesią t rubli dziennie lub tysią c za miesią c (teraz jednak nie wiem ile). Znajomy powiedział mi pó ź niej, ż e to ubezpieczenie też jest sprawą nieoficjalną i nie zawsze zmusza ich do zakupu. Czasami mają czeki, a wtedy tego nie robią ! Na kolejnych wycieczkach czasami trafiał em w takie dni.
Tak wię c przekroczenie granicy zaję ł o okoł o godziny, szlaban był otwarty i w koń cu wjechaliś my do Abchazji! Dla turystó w i mieszkań có w, któ rzy pieszo przekraczają granicę , w pobliż u, bliż ej morza, znajduje się specjalna kł adka dla pieszych. Wystarczy okazać paszport. I jeszcze dwa punkty - nieletnim bez rodzicó w wolno był o tylko na podstawie ogó lnego peł nomocnictwa! Samochody nie był y dozwolone na podstawie zwykł ego peł nomocnictwa, tylko na podstawie ogó lnego!
Rozdział.3. Pierwsze kilometry w Abchazji.
Po przekroczeniu granicy od razu znaleź liś my się w doś ć opustoszał ym miejscu. Był a to pierwsza osada po granicy o nazwie Gyachrypsh (od 1944 do 1992 - Leselidze). Droga, któ ra tutaj był a zł a, kilka razy skrę cił a i doprowadził a nas do skrzyż owania, gdzie był a stara budka policji drogowej. Skrzyż owanie miał o kształ t litery T. Po prawej stronie jest zapas, a takż e dla waż nych osó b i autobusó w, wejś cie do granicy, a po lewej - do Abchazji. Skrę cają c w lewo gł ó wną drogą , zgubiliś my jednak pierwszeń stwo miejscowemu Abchazowi, któ ry najwyraź niej zapomniał spojrzeć na znak (DDD) i pę dził prostą , dobrą drogą .
Kilka minut pó ź niej minę liś my kolejną osadę o nazwie Tsandripsh (dawniej Gantiadi) i za nią poszliś my prostą drogą . Nawiasem mó wią c, od pierwszych minut jazdy samochodem w Abchazji zdał em sobie sprawę , ż e miejscowi nie wiedzieli, dlaczego narysowano cią gł y pas, a turyś ci w samochodach, biorą c przykł ad od miejscowych, udawali, ż e też nie wiedzą , wię c ty trzeba być ostroż nym!
Linia prosta trwał a kilka kilometró w, a potem zaczę ł a się gó rska droga! Po lewej stronie był y gó ry z ogromnymi sosnami, miejscami nagie skał y, z któ rych kamienie czasami spadał y na drogę , a po prawej był o morze! Bezkresne, czyste i spokojne Morze Czarne!
Wzdł uż wybrzeż a był a linia kolejowa, któ ra nie jest uż ywana lub jest uż ywana bardzo rzadko, a przed nią znajdował y się plaż e. Dł ugie i puste plaż e! Na naszym wybrzeż u, oczywiś cie, czegoś takiego nie widział em!
„Och, teraz był bym w morzu! ” – powiedział em. Mó j towarzysz mnie wspierał .
„A jeś li wybuchnie wojna? Czy moż emy uciec? – zapytał em ż artobliwie. Towarzysz roześ miał się i pokazał mi wiele domó w daleko przed nami, któ re był y doskonale widoczne z gó ry. To był a Gagra!
Rozdział.4. Gagra (dawniej Gagra).
„Jakin zostawił swoją Kikimorę i teraz lecimy z nim do Gagry! ” – od razu przypomniał em sobie fragment filmu „Iwan Wasiljewicz zmienia zawó d”.
„Zobaczę to miejsce na wł asne oczy! ” - powiedział em radoś nie!
Po minię ciu kilku domó w i jednego hotelu, któ rego stara winda jechał a bezpoś rednio na plaż ę , wjechaliś my do miasta. To był a stara Gagra. Od razu zdał em sobie sprawę , ż e byliś my trzydzieś ci czy czterdzieś ci lat temu, w przeszł oś ci! Stare budynki, kolumny, fontanny z czasó w ZSRR. . . Wszystko to wydawał o się po prostu niesamowite! Był em zachwycony!
Nasz pierwszy przystanek był w restauracji z duż ym zegarem. Znajdował się na lewo od drogi, a na prawo, tuż obok był mał y park z jeziorkiem. Park był cichy i pusty, a ciszę przerywał o tylko rzadkie rechotanie ż ab. Po podziwianiu lilii w stawie udaliś my się do samochodu. Po drodze zauważ ył em duż o winnic, któ rych gał ę zie splatał y wszystkie filary nad drogą , a takż e druty tych filaró w. Na wszystkich gał ę ziach wisiał y już dojrzał e winogrona, ale niestety nie udał o się ich zdobyć - urosł a zbyt wysoko.
Jechaliś my dalej i wkró tce znaleź liś my się na prostej drodze, po obu stronach któ rej znajdował o się wiele starych, ale dział ają cych kawiarni, domó w mieszkalnych i budynkó w o niezrozumiał ym przeznaczeniu - podobno stare domy kultury, biblioteki i stoł ó wki. Nawiasem mó wią c, prawie w cał ej Gagrze odległ oś ć od drogi do morza wynosił a od poł owy do dwó ch przecznic. Po drodze natknę liś my się też na budynek policji, któ ry stał tuż nad brzegiem morza i gdzie znajdował a się jedyna na ś wiecie izba wytrzeź wień z widokiem na morze. na poboczach iw każ dym aucie spał abchaski policjant z Postovoy, my też raz spotkaliś my się sami - pomó gł przejś ć przez ulicę dzieciom przychodzą cym ze szkoł y.
Powoli jechaliś my dalej wzdł uż Gagry. Ogromne biał e drzewa gó rował y nad solidną ś cianą drogi, zasł aniają c sł oń ce i wydawał o się , ż e nadszedł gł ę boki wieczó r. To był a już nowa Gagra, ale znowu nie weszliś my w przyszł oś ć ! Byliś my jeszcze w przeszł oś ci! I naprawdę mi się podobał o!
W Gagrze był y tylko dwa ś wiatł a. Na drugim znaleź liś my szeroką drogę i skrę ciliś my w prawo w stronę morza. Po dwó ch przecznicach wpadliś my na nasyp. Wał był pusty, a morze najczystsze! Tutaj spotkaliś my się z miejscową rodziną . To ormiań ska rodzina wynajmował a pokoje wł aś nie w tym miejscu - nad morzem. Ogó lnie rzecz biorą c, w Abchazji ten przypadek jest mniej wię cej taki sam jak na naszym wybrzeż u - prawie w każ dej domenie wynajmowany jest pokó j. Przypomniawszy sobie numer domu, w któ rym obiecali nas przyją ć o każ dej porze dnia i roku, przeszliś my się trochę plaż ą i pojechaliś my dalej nasypem.
Tutaj po raz pierwszy zobaczył em, jak rosną banany. Palma bananowa ma poś rodku coś , co wyglą da jak zamknię ty pą czek kwiatowy, trochę jak bardzo duż y tulipan. A wokó ł niego rosną banany! Jednak tutaj był y bardzo mał e. W Abchazji nie ma wystarczają co duż o sł onecznych dni, aby banan dojrzał .
Po kilku minutach byliś my na centralnym placu. Nieco dalej był a remiza straż acka, a nad nią , na drugim pię trze, był hotel. Na plac moż na był o też wjechać samochodem, z czego oczywiś cie skorzystaliś my. Plac opierał się na nasypie, a po prawej stronie znajdował się ogromny opuszczony hotel „Abchazja”. W hotelu prawie nie był o okularó w, w holu wszystko był o wywró cone do gó ry nogami, a miejscowi nastolatki grali tam w pił kę noż ną , wykań czają c ocalał e szkł o.
Uznał em, ż e na pewno muszę się tam wspią ć i pojechał em do hotelu. Po przejś ciu przez zamknię te ż elazne drzwi, z któ rych pozostał y tylko futryny, wszedł em do holu, przywitał em się z chł opakami grają cymi w pił kę noż ną , a potem usł yszał em szelest windy. . . Udał o się ! Nie czekają c na moje pytanie, chł opaki powiedzieli mi, ż e na najwyż szym pię trze znajduje się jakaś firma radiokomunikacyjna i korzystali z windy, ale inna osoba nie mogł a z niej korzystać . Windę moż na tylko wywoł ać , a teraz jest w ruchu, bo sekundę przed wejś ciem do hotelu jeden z chł opakó w wcisną ł kulką w przycisk wywoł ania.
Potem proszą c, ż ebym nie rozbił pozostał ej szyby (podobno sami bardzo to lubili), wyszli na zewną trz, a ja udał em się do windy, któ ra w tym momencie przyjechał a. Wchodzą c do niego, zdał em sobie sprawę , ż e trzeba być poszukiwaczem mocnych wraż eń , ż eby nim jeź dzić i od razu nacisną ł em przycisk na najwyż sze pię tro… ale drzwi windy się nie zamknę ł y. Drugi guzik, trzeci. . . po naciś nię ciu wszystkiego zdał em sobie sprawę , ż e chł opaki nie kł amią i winda nigdzie nie pojedzie. Nie wiedział em, co zrobić , ż eby odszedł . Sfrustrowany, ż e nie bę dę mó gł patrzeć na Gagrę z wysokoś ci, ponieważ nie był o czasu na wchodzenie po schodach, poszedł em obejrzeć pierwsze pię tro. Był a tam znana mi już sala, latryny, jadalnia i jeszcze kilkanaś cie pokoi. Potem zobaczył em schody. Chciał em też zobaczyć pokoje hotelowe, wię c poszedł em na drugie pię tro. Wszystkie pokoje był y bez drzwi. Nie był o ł ó ż ek, ale na podł odze leż ał y stare materace. Niektó re pokoje miał y stare meble i toalety. Na ogó ł to, co pozostał o, nie został o splą drowane. Bez samochodu, w ciepł ym sezonie, w ostatecznoś ci moż na wybrać najbardziej przyzwoity pokó j i spę dzić w nim noc!
Swoją drogą , jeś li lubicie zwiedzać takie miejsca, bę dę musiał a Was trochę zdenerwować - w tej chwili hotel otoczony jest pł otem, najprawdopodobniej jest remontowany.
Po oglę dzinach hotelu wró cił em do samochodu i pojechaliś my dalej!
Wracają c do gł ó wnej drogi, zobaczyliś my jedyny w mieś cie supermarket o nazwie „Kontynent”, na któ rym duż ymi literami napisano „Drzwi otwierają się automatycznie”. Podobno ktoś wielokrotnie pró bował otworzyć drzwi po rę cznym zamknię ciu sklepu! W pobliż u znajdował się „Gagra Bank” i mał y rynek. Kilka minut pó ź niej, na poboczu, zobaczyliś my przekreś lony znak „GAGRA” i popę dziliś my autostradą , kontynuują c naszą znajomoś ć z Abchazją !
Rozdział.5. Pitsunda.
Po niedł ugim czasie po prawej stronie zobaczył em szeroką drogę drugorzę dną ze stacją benzynową na rogu.
"Mamy rację , Pitsunda tam jest! " - rozkazał mó j przewodnik i zawró ciliś my. Droga tutaj był a prosta, wokó ł był y domy, a obok nich chodził y ró ż ne zwierzę ta gospodarskie. Po kilku kilometrach droga skrę cił a w lewo i znó w znaleź liś my się w „puł apce” ogromnych biał ych drzew, któ re blokował y ś wiatł o dzienne! Bardzo dziwne uczucie! Potem na naszej drodze zaczę ł y pojawiać się stare przystanki komunikacyjne w formie muszli, wył oż one wielobarwnymi mozaikami, a po kilku minutach po prawej stronie zobaczyliś my pię kny hotel. Nazywał się „Boxwood Grove” i był najbardziej prestiż owym hotelem w Abchazji. To imię nie został o jej nadane przypadkowo - terytorium hotelu został o po prostu zakopane w Boxwood! Bardzo dobrze! Pró bowaliś my wejś ć na terytorium, ale hotel niestety nie był już otwarty o tej porze roku i pojechaliś my dalej.
Po kilku kilometrach na rozwidleniu skrę ciliś my w lewo – to był a Pitsunda! Był o tu jeszcze mniej ludzi niż w Gagrze. Wszystko wokó ł utrzymał o się takż e w stylu czasó w ZSRR. Zatrzymaliś my się na mał ym targu, ż eby kupić jedzenie. I wtedy poczuł em, ż e muszę odpoczą ć – w koń cu spał em tylko trzy godziny. Za chwilę moje ż yczenie został o speł nione! Faktem jest, ż e miejscowa kobieta podeszł a do nas na targu i zaproponował a nam mieszkanie do wynaję cia na doby za pię ć set rubli dziennie! Nie trzeba dodawać , ż e od razu zdecydowaliś my się zatrzymać w Pitsundzie? !
Mieszkanie był o jednopokojowe i znajdował o się obok rynku. Oczywiś cie nie był o w nim naprawy o europejskiej jakoś ci, ale moż na był o ż yć ! Pozostawiają c rzeczy w mieszkaniu, przed odpoczynkiem postanowiliś my udać się na nasyp. Kiedy jechaliś my, przed oczami otworzył mi się bardzo nietypowy obraz - zobaczył em miejsce do spania Pitsundy. Był y to drapacze chmur, ś wiece, dwanaś cie czy czternaś cie pię ter, a prawie wszystkie domy nie miał y okien. Zamiast przyjaznych biał ych zasł on i ś wiatł a wieczorami pojawił y się czarne dziury! Okazuje się , ż e te domy był y opuszczone! W czasie wojny mię dzy Abchazją a Gruzją ludzie porzucili swoje domy i wielu zdecydował o się nie wracać pó ź niej. Opuszczone drapacze chmur zrobił y na mnie bardzo silne wraż enie.
Kontynuowaliś my naszą podró ż w kierunku morza.
Kilka minut pó ź niej podjechaliś my pod budkę , gdzie straż nik powiedział mi, ż e bilet bezpoś rednio do morza kosztuje 50 rubli. Po zapł aceniu podjechaliś my na nasyp, gdzie znajdował a się stara restauracja Pitsunda. Pamię tasz film The Diamond Arm, w któ rym wystą pił a restauracja Weeping Willow? Ta restauracja w Pitsundzie przypomniał a mi o nim!
Nastę pnie szliś my wzdł uż nasypu. Był o tu trochę wię cej ludzi niż w Gagrze, ale plaż e był y ró wnie puste. Na nasypie znajdował y się dwa stare, biał e sowieckie hotele, aw oddali widać był o jeszcze cztery. Stali w doś ć przyzwoitej odległ oś ci od siebie, co nie mogł o się nie radować , a mię dzy nimi teren był zasypany zielenią i palmami! W pobliż u znajdował o się molo, przy któ rym zaparkowany był stary, zardzewiał y, stary motorowiec, a kapitan Abchazji zapraszał ludzi do jazdy. Gdy statek zebrał wymaganą liczbę ludzi, zaczą ł się zawracać , by wypł yną ć w morze, ale wtedy, machają c rę kami, wzdł uż molo rzucił się miejscowy mieszkaniec, któ ry krzykną ł „Czekaj, tak! ”. Okazuje się , ż e był to jakiś znajomy kapitana, któ ry w ostatniej chwili zdecydował się na kró tką podró ż morską wzdł uż Pitsundy!
Statek wró cił na swoje miejsce, miejscowego mieszkań ca udał o się odebrać i wszystko wydaje się być w porzą dku, statek znó w zaczyna się obracać , ale pech - po molo biegnie jeszcze dwó ch miejscowych, jak się okazał o, bracia pierwszy spó ź nialski, któ ry też chce jeź dzić ! Bracia - bo ze statku sł ychać był o krzyk do kapitana: „Bracie, czekaj, tak! ”. Kiedy statek w koń cu się zawró cił , zdaliś my sobie sprawę , ż e na pokł adzie jest tylko pię ć osó b, a reszta to wszyscy znajomi kapitana, znajomi kapitana itd. i wszyscy jeż dż ą najprawdopodobniej za darmo! Po omó wieniu tej sytuacji wró ciliś my do samochodu i poszliś my odpoczą ć w naszym wynaję tym mieszkaniu. Po szybkim posił ku zasnę liś my, ale tylko na kilka godzin - tego dnia zamierzał em dotrzeć do Sukhum!
Rozdział.5. Nowy Athos. Klasztor i jaskinia.
Po kilku godzinach snu wyjechaliś my z Pitsundy z powrotem na gł ó wną autostradę Abchazji, któ ra zresztą przebiega przez cał ą republikę . Był a okoł o czwartej po poł udniu. Lecieliś my opustoszał ą drogą , mijają c opuszczone domy, nieczynne stacje kolejowe i pomniki z czasó w wojny z Gruzją . Niemal cał y czas po lewej stronie towarzyszył y nam przepię kne gó ry, na szczytach któ rych widać był o trochę ś niegu. Podobno w Abchazji moż na jeź dzić na nartach, a po kilkunastu kilometrach pł ywać w ciepł ym morzu!
Podczas jazdy mó j towarzysz przekazał mi tutaj ogó lne informacje o reszcie, a te informacje podsumuję na samym koń cu rozdział u.
Zatrzymaliś my się przed dotarciem do Nowego Athos. Faktem jest, ż e przy barierce, któ ra znajdował a się na drodze i przypominał a posterunek policji drogowej, zatrzymał nas policjant z Abchazji. Po sprawdzeniu dokumentó w zapytał doką d jedziemy i ż yczył udanej podró ż y. Nowy Athos był już blisko! Skrę cają c w lewo przy znaku i objeż dż ają c park z mał ymi jeziorami, w któ rych mieszkał y ł abę dzie (Stawy Monastyrskie), dotarliś my do rozwidlenia. Po lewej stronie był a jaskinia, po prawej klasztor.
Zatrzymują c się na parkingu, na któ rym stał o kilka autobusó w, wysiadł em i spojrzał em w gó rę - stą d widział em klasztor, któ ry znajdował się na gó rze i tak naprawdę nie chciał em tam jechać ze wzglę du na zmę czenie. Ponadto pod gó rę przebiegał a asfaltowa droga dla samochodó w. Zbliż ywszy się do niego, zobaczył em napis „cegł a” i stoją cego obok policjanta.
– Czy moż emy pojechać do klasztoru? – zapytał em.
"Mogą ! " - powiedział policjant - "Ale trzeba zapł acić mandat za jazdę pod znakiem".
Przygotował em się na najgorsze, ale potem dodał - "90 rubli! "
Pó ź niej dowiedział em się , ż e w Abchazji na ogó ł grzywna za jakiekolwiek naruszenie wynosi 90 rubli (na pewno w 2006.2007, 2008.2009 roku, teraz moż e być droż sza). Pewnie myś lisz, ż e czę sto ł amał em tam zasady ruchu drogowego? Nie! To jest coś innego! W niektó rych miejscach znajduje się znak „cegł a”, czyli „Wstę p jest zabroniony”.
„Pó jdziesz? ” - stoją cy obok nich gliniarze drogowi w Abchazji pytają : - Zapł ać grzywnę w wysokoś ci 90 rubli i przejedź !
Po zapł aceniu mandatu usł yszał em bardzo nietypowe zdanie, któ rego nigdy w ż yciu nie sł yszał em:
„Wypijmy kieliszek wina i chodź my” – zaproponował policjant drogowy!! !
Szkoda, ż e nikt wtedy nie widział mojego wyrazu twarzy.
„Nie moż esz pić i prowadzić ! Odbierzesz mi wtedy prawo jazdy i ogó lnie có ż , nie moż esz pić podczas jazdy! ” Odpowiedział em.
„Um bracie, mamy kieliszek wina podczas jazdy! ” - powiedział policjant drogowy: - „Oni za to nie karcą ! Zrobisz?
Dzię kują c mu, nadal odmawiał em i ż egnają c się , udał em się na gó rę . Potem, przy okazji, dowiedział em się , ż e rzeczywiś cie wszyscy piją wino jadą c tam i to jest normalne, ale w ogó le nie mają prawa odbierać . Maksymalna kwota to grzywna w wysokoś ci 90 rubli lub wię cej teraz)
Idą c drogą do klasztoru natknę liś my się na schody, któ re prowadził y do klasztoru. Dalej był a też droga dla samochodó w, ale moja towarzyszka powiedział a, ż e koniecznie trzeba przejś ć przez te schody i boso. Zgodził em się z nią pod pierwszym warunkiem - po prostu przejdź I wspię liś my się po tych stopniach!
Rozdział.6
Schody był y szerokie, po obu stronach stał y kobiety sprzedają ce wszelkiego rodzaju towary - wodę , naturalny sok mandarynkowy, ż ywnoś ć , kwiaty polne i leś ne, ś wiece, kadzidł a itp. Z tego asortymentu zainteresował nas sok, któ ry okazał się bardzo smaczny, ale niestety szybko się zepsuł - w przypadku braku lodó wki trzeba go był o wypić w cią gu kilku godzin. Pó ź niej kupił em taki sok w innych miejscach Abchazji, ale niestety wszę dzie był rozcień czany wodą i nie miał tak niesamowitego smaku jak w tym miejscu.
Pokonawszy ostatni krok, w koń cu znaleź liś my się przy wejś ciu do klasztoru, któ ry był ż ó ł to-czerwono-pomarań czowy ze srebrnymi kopuł ami. To prawda, ż e pierwsze wraż enie tego miejsca był o trochę zepsute. Faktem jest, ż e lokalny ż ebrak stał przy wejś ciu do klasztoru i rozmawiał ze sobą , wypowiadają c przekleń stwa w ró ż nych ję zykach - rosyjskim i najwyraź niej abchaskim. Ale szybko o tym zapomnieliś my, bo nagle odezwał a się do nas stara kobieta, któ ra ż yczył a nam dobrze, szczę ś cia, pienię dzy i innych ziemskich bł ogosł awień stw. Po przekazaniu jej pienię dzy udaliś my się do samego klasztoru. Przy wejś ciu sł udzy rozdawali chusteczki na gł owę i peleryny na ramiona. Oczywiś cie dla kobiet - klasztor jest mę ski) Kiedy moja towarzyszka był a gotowa, weszliś my do ś rodka. Klasztor posiadał sześ ć koś cioł ó w, w jednym z nich odbywał o się naboż eń stwo. Po przyjrzeniu się tej akcji przez chwilę ruszyliś my dalej. Na ś cianach wisiał y ikony, dookoł a palił y się ś wiece, a sufit zdobił y malowidł a. W zasadzie wszystko jest takie samo jak w zwykł ym koś ciele. Nastę pnie wyszliś my na dziedziniec klasztoru. Był o tu duż o zieleni, był a trawa, po któ rej chodzili mnisi. Czę ś ć z nich przeszł a obok nas i wyraź nie widział am w ich oczach, ż e nadal myś lą o kobietach, chociaż moja towarzyszka owinę ł a się w szaty najlepiej jak potrafił a) Ale co robić , podstawowy instynkt nadal panuje nad umysł em)
Nie pozwolono nam wejś ć do komnat, w któ rych mieszkają mnisi, a po przejś ciu nieco dalej po klasztorze wró ciliś my znanymi już schodami do samochodu, ponieważ nasz czas był bardzo ograniczony. Nawiasem mó wią c, znajduje się tu takż e ś wią tynia Szymona Zeloty, a po pię ciuset metrach - grota, w któ rej mieszkał przez kilka lat. Szymon Zelota, wedł ug wierzą cych, jest stale obecny w Nowym Atosie, udzielają c peł nej ł aski pomocy wszystkim, któ rzy są spragnieni.
Rozdział.7. Nowa jaskinia Athos.
Po zejś ciu na przystanek autobusowy pojechaliś my teraz w innym kierunku i podjechaliś my do wejś cia do jaskini, któ re znajdował o się w pewnym budynku. Miejsce to był o niezwykł e, ponieważ przez jaskinię , a raczej do hal wycieczkowych, biegnie kolejka jednoszynowa. Do zwiedzania udostę pniono 6 sal z 11. Co prawda mó wiono, ż e czasami moż na odwiedzić.8 sal. Niestety mó j stary telefon w tym momencie nie był w stanie w ogó le zrobić ż adnych zdję ć jaskini (swoją drogą ta sprawa kosztował a dodatkowo 50 rubli), wię c uzupeł nię ten rozdział pó ź niej.
Rozdział.8. Droga do Sukhum.
Znowu polecieliś my pustym torem, odkrywają c ponę tną i nieznaną mi Abchazję ! Po naszej prawej stronie, dosł ownie dziesię ć metró w dalej, był o morze! W pewnym momencie nadal nie mogliś my tego znieś ć i mimo ograniczonego czasu zatrzymaliś my się , zrobiliś my kilka krokó w i wylą dowaliś my na brzegu. Plaż a był a pusta i cią gnę ł a się na wiele kilometró w we wszystkich kierunkach. Morze i plaż a był y najczystsze! Na plaż y zmieszanej z kamieniami leż ał o duż o muszelek. Nie był o czasu na pł ywanie, ale zabraliś my ze sobą kilka garś ci tych muszli na pamią tkę i ruszyliś my dalej.
Wkró tce na naszej drodze pojawił się ł ukowaty most. Przeszedł przez rzekę Gumistę . Przeszliś my przez most i zatrzymaliś my się . Był pomnik bohateró w Abchazji w wojnie 1992-1993. W skał ę wbudowano marmurowe pł yty z nazwiskami tych, któ rzy zginę li w tym miejscu, a obok znajdował się napis w ję zyku abchaskim i rosyjskim – „Wieczna chwał a bohaterom Abazji”. Po chwili stania pod pomnikiem pojechaliś my dalej i po przejś ciu przez przeł ę cz wjechaliś my do Sukhum - stolicy republiki!
Zbliż ał się wieczó r. Jechaliś my powoli przez miasto. Sukhum został o zasypane zielenią drzew, wokó ł nas rosł y palmy i ozdobne krzewy zalane zachodem sł oń ca. Sporadycznie natykaliś my się na samochody i przechodnió w. Wszystko to trochę mnie odprę ż ył o po dł ugiej podró ż y. Wyobraził em sobie, ż e leż ę w hamaku pod palmami, sł uchają c szumu fal. Ale mó j wyimaginowany odpoczynek zakoń czył się zaledwie w kilka minut - przed sobą zobaczyliś my budynek rzą du Abchazji. Budynek był cał kowicie pozbawiony okien, tak jak te drapacze chmur w Pitsundzie. W niektó rych miejscach był o czarne, podobno skutki ostrzał u. I choć ogromna flaga Abchazji zakrywał a prawie poł owę budynku, ta czerń był a bardzo wyraź nie widoczna. Znó w się spią ł em i przypomniał em sobie wojnę . Najwyraź niej Sukhum dostał najwię cej.
Jadą c dalej, zaczę liś my natrafiać na opuszczone i zniszczone domy i sklepy. Dobrze pamię tam jeden z domó w - nie miał naroż nika. Zamiast tego był a wielka dziura, a na drugim pię trze mieszkali ludzie, co był o bardzo niebezpieczne! Dom w każ dej chwili mó gł się zawalić . Ale gdzie idą ci ludzie? Wojna zrobił a to z ich domem i nie mają doką d pó jś ć !
Ale przejdź my dalej! Zatrzymaliś my się na centralnym rynku. Był o tu pusto, kilka kró w kopał o w ś mieciach, a obok siedział y starsze kobiety i sprzedawał y nasiona. Od jednej z nich, w trakcie kupowania jej towaró w, dowiedzieliś my się , jak dostać się na nasyp.
Choć od wojny minę ł o sporo czasu, wał dopiero odbudowywano, wię c niewiele moż na o nim powiedzieć , poza jednym - w ostatnich promieniach sł oń ca zobaczył em kopię ogromnego liniowca skł adają cego się z metalowe konstrukcje na molo! Wewną trz znajdował a się kawiarnia, ale tam moż na był o po prostu spacerować i cieszyć się otwartym morzem!
To był nasz ostatni przystanek. Po chwili podziwiania, jak sł oń ce powoli zatapia się w morzu, opuś ciliś my Sukhum i pognaliś my do naszego tymczasowego domu, do Pitsundy. Nocna jazda drogami Abchazji podobał a mi się nie mniej niż dzienna i wkró tce byliś my na miejscu. Przybywają c, od razu zasnę liś my, nie jedzą c nawet obiadu - tego dnia byliś my tak zmę czeni.
Noc minę ł a spokojnie. Samochó d stawiamy w ogrodzie pod oknami, za zgodą są siadó w - wł aś cicieli tego ogrodu. A rano, po ś niadaniu, znó w rzuciliś my się w poś piech! Czekaliś my na poznanie niezwykł ych jezior w gó rach!
Rozdział.9
Nadszedł drugi dzień naszego pobytu w Abchazji! Pierwszego dnia udał o nam się objechać niesamowitą iloś ć miejsc na wybrzeż u, a dziś planowaliś my zagł ę bić się w gó ry! Ponownie wjechaliś my na gł ó wną drogę i skrę ciliś my w kierunku Sukhum, ale po kilku kilometrach skrę ciliś my w prawo pod mostem, a potem w lewo. Ta droga prowadził a do gó rskich jezior!
Nasza droga biegł a ró wnolegle do rzeki Bzybty. Na samym począ tku gó rskiej drogi, wzdł uż krawę dzi, pojawił y się przed nami dwa filary antycznej budowli, wykonane z kamienia. Zatrzymaliś my się , sfotografowaliś my je i wtedy po raz pierwszy zobaczył em, jak roś nie granat. Był y to mał e drzewka z zielonymi owocami - granat jeszcze nie dojrzał . Ale był o to bardzo ciekawe, wię c zebraliś my kilka owocó w, z któ rych jeden od razu zjedliś my, mimo ż e był kwaś ny, a resztę zabraliś my do domu na pamią tkę ! To prawda, ż e w domu jedzono je też z czasem)
Budynki po bokach drogi wydawał y się być począ tkiem gó r, ponieważ nie był o już za nimi ró wnin. Powoli jechaliś my szerokim wą wozem pasma gó rskiego Abchazji. Wokó ł od czasu do czasu natrafiał em na pasieki, w któ rych sprzedawano mió d gó rski. Zatrzymaliś my się o pierwszej.
– Posł uchaj – powiedział mó j towarzysz. - Mają tu najczę stszy mió d. Byliś my tu cał y czas z turystami. Generalnie, jeś li mó wią , ż e mają mió d mniszkowy, to zł oś liwe oszustwo.
Po wysł uchaniu kró tkiej instrukcji poszedł em do sklepu z miodami.
- Cześ ć ! – powiedział em podchodzą c do sprzedawcy. Ile kosztuje sł oik miodu?
- Trzysta rubli - powiedział sprzedawca i zł oś liwie uś miechną ł się , dodają c - Dobry mió d, mleczu!
- Och jaka szkoda. I nawet nie zapytał em, jaki mają mió d, pomyś lał em i wró cił em do samochodu.
Kontynuowaliś my naszą drogę wzdł uż wą wozu. Ostre zakrę ty, wyboje i kamienie zalegają ce na drodze był y tutaj normą . Nawiasem mó wią c, kamienie czę sto spadał y z gó ry, a niektó re z nich miał y przyzwoite rozmiary, wię c był a taka gra „Szczę ś cie - nie ma szczę ś cia, czy samochó d ma wgnieciony dach, czy nie”. Ale miał em szczę ś cie podczas wszystkich dziesię ciu podró ż y - ani jeden kamień nie spadł na samochó d! Pah, pah, pah, ż eby tego nie zepsuć !
Drugim naszym przystankiem był mał y wodospad „Girl's Tears”. Tutaj strumienie spł ywał y z klifu cienkimi strumieniami, mienią c się w sł oń cu, a miejsce wokó ł usiane był o wstą ż kami, któ re zawią zywali turyś ci. Mó wi się , ż e tu speł niają się ż yczenia! Ta sama legenda o pochodzeniu tego wodospadu wyglą da tak:
„Dawno, dawno temu, w tym miejscu był tylko jeden dom. I ż ył a rodzina pasterzy. A starzy ludzie mieli có rkę - mł odą pię kną dziewczynę . Ta dziewczyna pasł a kozy i czę sto chodził a z nimi wysoko w gó ry. Tam spodobał a jej się gó ra Ducha i zakochali się w sobie. Zł a zazdrosna czarodziejka dowiedział a się o tym (podobno był a zakochana w Duchu Gó ry) i wpadł a w zł oś ć .
- Nie moż na pozwolić ś miertelnikowi kochać nieś miertelnego Ducha!
A zł a czarodziejka postanowił a zniszczyć mł odą dziewczynę ! I wyś ledził em ją pewnego dnia, kiedy przybył a ze stadem na skraj urwiska. Czarodziejka zł apał a dziewczynę , uniosł a ją wysoko nad pasma gó rskie:
- Zrzucę cię na skał y, bę dziesz ł upem drapież nych ptakó w, jeś li nie wyrzekniesz się mił oś ci do Ducha Gó r.
Dziewczyna pomodlił a się i zaczę ł a dzwonić do swojej przyjació ł ki, ale był wtedy daleko od tych miejsc - wzbił się wysoko nad kolejną ostrogą gó r Kaukazu - i nie sł yszał woł ań swojej ukochanej.
Wtedy dziewczyna zaczę ł a prosić czarodziejkę , by oszczę dził a jej mił oś ć . Ale czarodziejka był a nieubł agana. Już miał a rzucić dziewczynę na ostre skał y, gdy nagle z oczu pię kna wypł ynę ł y ł zy mił oś ci, a jej gł os rozbrzmiał w wą wozach i stromach:
- Pozwó l mi umrzeć , ale moje ł zy bę dą wylane za ciebie.
I przez tysią c lat i dwa bę dą wylewać się z pó ł ki gó rskiej. I nie bę dzie dla ciebie wiecznego spoczynku - dla zrujnowanej ludzkiej mił oś ci.
Od tego czasu dziewczę ce ł zy pł yną w tym miejscu jak wodospad.
Po kilku kilometrach już za Bł ę kitnym Jeziorem znajduje się wodospad „Mę skie Ł zy”. Jest nieco wię kszy niż Ł zy Dziewicy i wybucha z ziemi, chociaż pł ynie ró wnież z gó ry. Ten wodospad, wedł ug tej samej legendy, wyglą dał tak:
„A kochanek dziewczyny, polują c w tym czasie w gó rach, nagle poczuł bó l w sercu. Zdał sobie sprawę , ż e jego ukochanej grozi jakieś nieszczę ś cie i ż e nie moż e jej pomó c… Ską pe ł zy wojownika spadł y na kamień …
I rzadkie, ską pe ł zy wcią ż są czą się z kamienia...”
To taka romantyczna i smutna historia.
Ale wró ć my trochę ! Po podziwianiu wodospadu Maiden's Tears pojechaliś my dalej. Po kró tkim czasie na naszej drodze pojawił się znak checkpoint, budka i stolik z cenami. Aby podró ż ować dalej trzeba był o zapł acić.250 rubli za osobę . To 500 za dwoje. Ogó lnie rzecz biorą c, kolejne, mał o oficjalne, rekwizycje. Wyczyś cił em przynajmniej kamyki z drogi za takie pienią dze!
Oczywiś cie od miejscowych nie zabrano ż adnych pienię dzy.
Nawiasem mó wią c, uwaga - jeś li podró ż ujesz z grupą pię ciu osó b, moż esz poprosić i zapł acić za cztery. Jeś li są cztery, jest szansa na zapł atę za trzy. Wcią ż mał e, ale oszczę dnoś ci.
Za punktem kontrolnym na naszej drodze wkró tce po lewej stronie pojawił się targ, a po prawej parking. Dalej pojawił y się znaki „Zatrzymywanie się jest zabronione” i chodził policjant drogowy, wię c musiał em zostawić samochó d na parkingu. Dlaczego wszystko jest tutaj tak zaaranż owane, zrozumiał em po kilku minutach. Aby dostać się do bł ę kitnego jeziora, trzeba był o na wskroś pokonać cał y bazar. Trzeba był o to przezwycię ż yć , bo gdy szliś my, miejscowi zwyczajnie nie dawali odpoczą ć , proponują c od nich zakup wina, czaczy, lokalnych strojó w, niskiej jakoś ci fał szywych sztyletó w itp. Strasznie irytują ca obsł uga, mó wię ci!
Po pokonaniu bazaru znaleź liś my się nad samym jeziorem. Był a to doś ć duż a jama w skale, z któ rej wydostawał się strumień wody. Samo jezioro miał o jasnoniebieski kolor i, jak nam powiedziano, nie blaknie przy każ dej pogodzie, ponieważ dno jeziora jest wykonane z lapis lazuli! Ale jest wersja, tak nie jest. Tafla jeziora był a gł adka, choć po kilku metrach woda z niego spł ywał a do rzeki Bzybty burzliwym strumieniem! Jezioro zasilane jest wodami podziemnej rzeki. Gł ę bokoś ć zwykle wynosi dwadzieś cia siedem metró w, ale jest wersja, ż e jest to 80 metró w, a takż e wersja, w któ rej jezioro w ogó le nie ma dna. Miejscowi powiedzieli nam, ż e w jeziorze znajduje się nawet podwodna jaskinia. Swoją drogą , raz na jednej z kolejnych wypraw widział em tam nurka, któ ry szukał jaskini, ale niestety nie wiem, jak to wszystko się skoń czył o. Nie był o czasu czekać , aż wynurzy się i opowiedzie nam o tym, co zobaczył w gł ę binach jeziora. Nawiasem mó wią c, nie powinieneś tam nurkować , jest jacuzzi. A w sezonie stale dyż uruje w tym miejscu policjant, któ ry nie pozwala na pł ywanie. Có ż , albo grzywna! Ale nie 90 rubli, ale 1000!
Chociaż nie pomyś leliś my o pł ywaniu, ponieważ temperatura wody prawie zawsze wynosi siedem stopni. Ale pewnie bym się pogrą ż ył , gdybym miał wię cej czasu i, co najważ niejsze, nie musiał bym za to dawać tysią ca rubli! Nie z chciwoś ci, ale z zasady J
Oczywiś cie istnieje wiele legend o tym, jak powstał o to jezioro. Oto jeden z najczę stszych:
„Tam, gdzie teraz jest Niebieskie Jezioro, w staroż ytnoś ci znajdował a się jaskinia, w któ rej mieszkał stuletni ksią dz. Jego ś nież nobiał a broda zwisał a prawie do ziemi, a jego niezwykle niebieskie oczy promieniował y mą droś cią i dobrocią . Ten mą dry czł owiek był w przeszł oś ci sł ynnym myś liwym. Zestarzawszy się oddalił się od ludzi, aby być bliż ej natury i osiadł w jaskini. Miejscowi myś liwi czę sto przychodzili do niego po radę , za znajomoś ć gó rskich ś cież ek, zwyczajó w zwierzą t i moż liwoś ci ich odstrzał u. Za jego uż yteczną radę myś liwi uznali za swó j obowią zek, wracają c do domu, pozostawienie mu jednej skó ry zabitego zwierzę cia i czę ś ci mię sa. Kiedyś , przy niesprzyjają cej pogodzie, w tych miejscach pojawili się nieznajomi i poprosili o nocleg w jaskini ze starym mę ż czyzną . Przyjmował je goś cinnie. Po wyleczeniu ich pustelnik pokazał im miejsce do spania, rozkł adają c dla nich skó ry martwych zwierzą t. Widzą c duż ą iloś ć skó r ż ubró w, niedź wiedzi, jeleni, saren, kun, chciwi goś cie postanowili je wzią ć w posiadanie. Po zabiciu wł aś ciciela pospiesznie zaczę li pakować skó ry do workó w. Prawie wszystkie skó ry został y już zebrane, gdy niespodziewanie potę ż ny strumień wody zablokował wyjś cie z jaskini. Sprawcy zostali uwię zieni. Tak powstał o Jezioro Niebieskie, czyli Jezioro Starszego Abchazji, któ rego wody przypominają bł ę kit oczu starca, któ rego ciał o pozostał o na dnie, a otwarte oczy nadał y wodzie niezwykł y kolor jeziora...”
Podobno nurek szukał wł aś nie tej jaskini z legendy!
Podziwiają c ten niesamowity cud naturalnego pochodzenia, my, jak partyzanci, powoli i szybko przekradliś my się na drugą stronę rynku, gdzie nie był o irytują cych sprzedawcó w, wsiedliś my do samochodu i pognaliś my dalej!
Zaraz za Bł ę kitnym Jeziorem znajdował się kró tki tunel, za któ rym klimat zmienił się dramatycznie - zrobił o się chł odniej, a wilgotnoś ć powietrza znacznie wzrosł a. Ogó lnie mó wią , ż e kiedy jedziesz nad jezioro Ritsa, po drodze klimat zmienia się siedem razy! Ale zmianę odczuł em tylko trzy razy: w tym miejscu za tunelem, nad samym jeziorem Ritsa i w „Kamiennej Torbie”, do któ rej wkró tce wjechaliś my!
Rozdział.10
To miejsce był o obowią zkowym przystankiem wszystkich wycieczek nad jezioro Ritsa. Kamienna torba był a czystym vert