Podróżowanie po Abchazji samochodem o różnych porach roku. Część 1

03 Październik 2014 Czas podróży: z 15 Wrzesień 2009 na 15 Wrzesień 2009
Reputacja: +261.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Drogi Czytelniku! W chwili pisania tej historii odwiedził em Abchazję dokł adnie dziesię ć razy, w latach 2006-2010.

Opowiem Wam o moich trzech najciekawszych podró ż ach do tej nierozpoznanej Republiki.

Pamię taj, ż e warunki przekraczania granicy mogą ulec zmianie!

Czę ś ć.1. Po raz pierwszy. Wrzesień .

Rozdział.1. Do Abchazji!

Pod koniec wrześ nia 2006 roku o trzeciej nad ranem samochó d wyjechał z Gelendż ik w kierunku Soczi, w któ rym był em! Celem mojej podró ż y był o zapoznanie się z Abchazją , o któ rej już wiele sł yszał em!


Po udanym pokonaniu gó rskiej drogi wybrzeż a Terytorium Krasnodarskiego, któ ra na szczę ś cie w nocy jest zwykle pusta, wjechał em do Soczi. Po wypiciu kawy i odpoczynku przez okoł o dwadzieś cia minut, pojechał em dalej i za pó ł godziny był em w Adler. Był wczesny poranek. Wynają ł em pokó j od pierwszej babci, któ rą spotkał em na dworcu i poł oż ył em się na chwilę spać . Trzy godziny pó ź niej miał em się spotkać z przyjacielem, któ ry obiecał pokazać mi Abchazję ! Wcześ niej pracował a jako przewodnik w biurze podró ż y i znał a tam prawie wszystkie ciekawe miejsca.

Trzy godziny pó ź niej kompletnie bezsennie udał em się na umó wione miejsce w Adler. Po spotkaniu z koleż anką usiedliś my, pogawę dziliś my, napiliś my się kawy i zatankowaliś my auto po oczy, wyruszyliś my w dł ugo wyczekiwaną podró ż !

Opuś ciliś my Adler w kierunku przeciwnym do Soczi. Był a to dobra, prosta droga, któ ra prowadził a do osady „Veseloe” – skrajnego punktu rosyjskiego wybrzeż a w tym kierunku. Na obrzeż ach Vesely znajdował się posterunek policji drogowej, któ rego nawiasem mó wią c już nie ma, a za nim zaczą ł się targ i rzę dy sklepó w, w pobliż u któ rych był o duż o samochodó w.

Po kilkuset metrach rynek dotarł do granicy. Do granicy stał a kolejka okoł o dziesię ciu samochodó w. Samochody w kolejce stał y na ś rodku jezdni, a te, któ re stał y na poboczu - kolejki nie był o! Po prostu stali, trochę jak kolejka.

Doł ą czyliś my do samochodó w czekają cych na wjazd na granicę . W kolejce zawsze trzeba był o trzymać się zderzak w zderzak - jeś li przez pię ć sekund bę dziesz rozproszony, jakiś miejscowy zmieś ci się w twoim miejscu bez kolejki. Na granicę wypuszczono pię ć samochodó w. Samochody z tablicami rejestracyjnymi Abchazji był y czasami wypuszczane z kolejki. I tutaj wchodzimy pierwsi! Był em cał y w oczekiwaniu - co dalej?

Rozdział.2. Przejś cie granicy do Abchazji.


Szlaban otworzył się i pogranicznik pokazał rę ką - wpadnij! Wjechaliś my za szlaban i zaparkowaliś my samochó d niedaleko, po prawej stronie. Widzą c, ż e wszyscy wysiadają z samochodó w i otwierają maskę , zrobił em to samo. Wię c kiedy stał em pierwszy, inspektor podszedł do mnie do pierwszego. Wzią ł dowó d rejestracyjny, sprawdził numer nadwozia i kazał jechać trochę prosto iw prawo w dó ł , gdzie bę dę musiał wypeł nić dwie identyczne deklaracje. W tym samym czasie pasaż er musi wysią ś ć , jeś li nie jest to dziecko lub ż ona, i przejś ć trochę dalej przez kontrolę paszportową , gdzie trzeba bę dzie pokazać rosyjski paszport, a nastę pnie poczekać na samochó d na moś cie .

Za radą mojego przewodnika przyją ł em pię ć deklaracji. Wypeł nił em tutaj dwa, a trzy puste wł oż ył em do samochodu. Przydadzą się w drodze powrotnej - jeden wypeł nię stoją c w kolejce do Rosji, ż eby pó ź niej nie tracić czasu, a pozostał e dwa wypeł nię przy kolejnej podró ż y do Abchazji i potem, jeś li bę dą ż adnych duż ych kolejek, bę dę mó gł przejś ć przez odprawę celną , omijają c wyjś cie w dó ł , co oszczę dza duż o czasu!

Mó j pasaż er wysiadł z samochodu i zjechał em w prawo. Był o tam okoł o dziesię ciu samochodó w. Po wypeł nieniu prostego oś wiadczenia wedł ug wzoru, w któ rym należ ał o podać informacje o sprowadzonym pojeź dzie, czekał em na inspektora, któ ry obejrzał bagaż nik oraz ostemplował i podpisał . Nastę pnie trzeba był o podejś ć do okna i umieś cić tam kolejną pieczę ć . Jedna deklaracja został a odebrana, a druga pozostał a. Musiał być przechowywany do koń ca podró ż y.

Kiedy wszystkie warunki został y speł nione, odjechał em z tej niziny i skrę cił em w prawo. Tu zostawił em samochó d i poszedł em na kontrolę paszportową . Kierowcy przeszli kontrolę bez kolejki! Pokazują c paszport, zauważ ył em, ż e jest tu sklep Duty Free! To prawda, bardzo mał y. A co, przecież granica oznacza, ż e ​ ​ powinien być sklep!

Potem wró cił em do auta i otwarto dla mnie kolejny szlaban – wjazd na most! Most był terytorium neutralnym, pod któ rym pł ynę ł a rzeka Psou, oddzielają c Rosję i Abchazję . Odebrał em mojego towarzysza, któ ry czekał na mnie na tym moś cie i pojechaliś my dalej. Za nami był a flaga rosyjska, a na koń cu mostu widać był o flagę abchaską .


Wjechaliś my na terytorium granicy abchaskiej. Sł uż ba po tej stronie zasadniczo ró ż nił a się od naszej i rzeczywiś cie, przejś cie tej granicy w kierunku Abchazji miał o jeden cel - zysk. Na koń cu mostu abchaski pogranicznik z jakiegoś powodu ponownie poprosił o paszport i nawet go nie otwierają c, oddał . Po pię ciu metrach mę ż czyzna w cywilnym ubraniu zaczą ł wymachiwać rę kami i krzyczeć „Hej, przestań ! ”. Kiedy się zatrzymał em, mę ż czyzna powiedział , ż e powinienem tam zostawić samochó d i podejś ć do tego okna. Mó j towarzysz od razu mi powiedział , ż e to podobno ubezpieczenie na ż ycie i zdrowie, ale w rzeczywistoś ci sama firma ubezpieczeniowa nie istnieje. Ale nie był o nic do roboty i podszedł em do okna. Siedział tam inny Abchaz, któ ry przez dł ugi i ż mudny czas pytał , ilu ludzi jesteś my, jak dł ugo jedziemy, pró bował wypeł nić jakiś formularz, a potem powiedział : „Wł ó ż dwieś cie rubli i idź ! ”

Po przejechaniu kolejnych pię ć dziesię ciu metró w zatrzymaliś my się na ostatnim szlabanie. Tu znajdował o się okienko rejestracji samochodu – oficjalna opł ata na granicy z Abchazją . Po zapł aceniu stu pię ć dziesię ciu rubli za to, ż e bę dę jeź dził samochodem po Abchazji przez miesią c, z paragonem w rę ku poszedł em do samochodu. Ale wtedy drogę zablokował mi mę ż czyzna, któ ry wychylił się prawie do pasa z mał ego okienka obok rejestracji i powiedział : „Chodź tutaj! ”. Okazuje się , ż e musiał em też wykupić lokalne ubezpieczenie samochodowe - pię ć dziesią t rubli dziennie lub tysią c za miesią c (teraz jednak nie wiem ile). Znajomy powiedział mi pó ź niej, ż e to ubezpieczenie też jest sprawą nieoficjalną i nie zawsze zmusza ich do zakupu. Czasami mają czeki, a wtedy tego nie robią ! Na kolejnych wycieczkach czasami trafiał em w takie dni.

Tak wię c przekroczenie granicy zaję ł o okoł o godziny, szlaban był otwarty i w koń cu wjechaliś my do Abchazji! Dla turystó w i mieszkań có w, któ rzy pieszo przekraczają granicę , w pobliż u, bliż ej morza, znajduje się specjalna kł adka dla pieszych. Wystarczy okazać paszport. I jeszcze dwa punkty - nieletnim bez rodzicó w wolno był o tylko na podstawie ogó lnego peł nomocnictwa! Samochody nie był y dozwolone na podstawie zwykł ego peł nomocnictwa, tylko na podstawie ogó lnego!

Rozdział.3. Pierwsze kilometry w Abchazji.


Po przekroczeniu granicy od razu znaleź liś my się w doś ć opustoszał ym miejscu. Był a to pierwsza osada po granicy o nazwie Gyachrypsh (od 1944 do 1992 - Leselidze). Droga, któ ra tutaj był a zł a, kilka razy skrę cił a i doprowadził a nas do skrzyż owania, gdzie był a stara budka policji drogowej. Skrzyż owanie miał o kształ t litery T. Po prawej stronie jest zapas, a takż e dla waż nych osó b i autobusó w, wejś cie do granicy, a po lewej - do Abchazji. Skrę cają c w lewo gł ó wną drogą , zgubiliś my jednak pierwszeń stwo miejscowemu Abchazowi, któ ry najwyraź niej zapomniał spojrzeć na znak (DDD) i pę dził prostą , dobrą drogą .

Kilka minut pó ź niej minę liś my kolejną osadę o nazwie Tsandripsh (dawniej Gantiadi) i za nią poszliś my prostą drogą . Nawiasem mó wią c, od pierwszych minut jazdy samochodem w Abchazji zdał em sobie sprawę , ż e miejscowi nie wiedzieli, dlaczego narysowano cią gł y pas, a turyś ci w samochodach, biorą c przykł ad od miejscowych, udawali, ż e też nie wiedzą , wię c ty trzeba być ostroż nym!

Linia prosta trwał a kilka kilometró w, a potem zaczę ł a się gó rska droga! Po lewej stronie był y gó ry z ogromnymi sosnami, miejscami nagie skał y, z któ rych kamienie czasami spadał y na drogę , a po prawej był o morze! Bezkresne, czyste i spokojne Morze Czarne!

Wzdł uż wybrzeż a był a linia kolejowa, któ ra nie jest uż ywana lub jest uż ywana bardzo rzadko, a przed nią znajdował y się plaż e. Dł ugie i puste plaż e! Na naszym wybrzeż u, oczywiś cie, czegoś takiego nie widział em!

„Och, teraz był bym w morzu! ” – powiedział em. Mó j towarzysz mnie wspierał .

„A jeś li wybuchnie wojna? Czy moż emy uciec? – zapytał em ż artobliwie. Towarzysz roześ miał się i pokazał mi wiele domó w daleko przed nami, któ re był y doskonale widoczne z gó ry. To był a Gagra!

Rozdział.4. Gagra (dawniej Gagra).

„Jakin zostawił swoją Kikimorę i teraz lecimy z nim do Gagry! ” – od razu przypomniał em sobie fragment filmu „Iwan Wasiljewicz zmienia zawó d”.

„Zobaczę to miejsce na wł asne oczy! ” - powiedział em radoś nie!

Po minię ciu kilku domó w i jednego hotelu, któ rego stara winda jechał a bezpoś rednio na plaż ę , wjechaliś my do miasta. To był a stara Gagra. Od razu zdał em sobie sprawę , ż e byliś my trzydzieś ci czy czterdzieś ci lat temu, w przeszł oś ci! Stare budynki, kolumny, fontanny z czasó w ZSRR. . . Wszystko to wydawał o się po prostu niesamowite! Był em zachwycony!


Nasz pierwszy przystanek był w restauracji z duż ym zegarem. Znajdował się na lewo od drogi, a na prawo, tuż obok był mał y park z jeziorkiem. Park był cichy i pusty, a ciszę przerywał o tylko rzadkie rechotanie ż ab. Po podziwianiu lilii w stawie udaliś my się do samochodu. Po drodze zauważ ył em duż o winnic, któ rych gał ę zie splatał y wszystkie filary nad drogą , a takż e druty tych filaró w. Na wszystkich gał ę ziach wisiał y już dojrzał e winogrona, ale niestety nie udał o się ich zdobyć - urosł a zbyt wysoko.

Jechaliś my dalej i wkró tce znaleź liś my się na prostej drodze, po obu stronach któ rej znajdował o się wiele starych, ale dział ają cych kawiarni, domó w mieszkalnych i budynkó w o niezrozumiał ym przeznaczeniu - podobno stare domy kultury, biblioteki i stoł ó wki. Nawiasem mó wią c, prawie w cał ej Gagrze odległ oś ć od drogi do morza wynosił a od poł owy do dwó ch przecznic. Po drodze natknę liś my się też na budynek policji, któ ry stał tuż nad brzegiem morza i gdzie znajdował a się jedyna na ś wiecie izba wytrzeź wień z widokiem na morze. na poboczach iw każ dym aucie spał abchaski policjant z Postovoy, my też raz spotkaliś my się sami - pomó gł przejś ć przez ulicę dzieciom przychodzą cym ze szkoł y.

Powoli jechaliś my dalej wzdł uż Gagry. Ogromne biał e drzewa gó rował y nad solidną ś cianą drogi, zasł aniają c sł oń ce i wydawał o się , ż e nadszedł gł ę boki wieczó r. To był a już nowa Gagra, ale znowu nie weszliś my w przyszł oś ć ! Byliś my jeszcze w przeszł oś ci! I naprawdę mi się podobał o!

W Gagrze był y tylko dwa ś wiatł a. Na drugim znaleź liś my szeroką drogę i skrę ciliś my w prawo w stronę morza. Po dwó ch przecznicach wpadliś my na nasyp. Wał był pusty, a morze najczystsze! Tutaj spotkaliś my się z miejscową rodziną . To ormiań ska rodzina wynajmował a pokoje wł aś nie w tym miejscu - nad morzem. Ogó lnie rzecz biorą c, w Abchazji ten przypadek jest mniej wię cej taki sam jak na naszym wybrzeż u - prawie w każ dej domenie wynajmowany jest pokó j. Przypomniawszy sobie numer domu, w któ rym obiecali nas przyją ć o każ dej porze dnia i roku, przeszliś my się trochę plaż ą i pojechaliś my dalej nasypem.

Tutaj po raz pierwszy zobaczył em, jak rosną banany. Palma bananowa ma poś rodku coś , co wyglą da jak zamknię ty pą czek kwiatowy, trochę jak bardzo duż y tulipan. A wokó ł niego rosną banany! Jednak tutaj był y bardzo mał e. W Abchazji nie ma wystarczają co duż o sł onecznych dni, aby banan dojrzał .


Po kilku minutach byliś my na centralnym placu. Nieco dalej był a remiza straż acka, a nad nią , na drugim pię trze, był hotel. Na plac moż na był o też wjechać samochodem, z czego oczywiś cie skorzystaliś my. Plac opierał się na nasypie, a po prawej stronie znajdował się ogromny opuszczony hotel „Abchazja”. W hotelu prawie nie był o okularó w, w holu wszystko był o wywró cone do gó ry nogami, a miejscowi nastolatki grali tam w pił kę noż ną , wykań czają c ocalał e szkł o.

Uznał em, ż e na pewno muszę się tam wspią ć i pojechał em do hotelu. Po przejś ciu przez zamknię te ż elazne drzwi, z któ rych pozostał y tylko futryny, wszedł em do holu, przywitał em się z chł opakami grają cymi w pił kę noż ną , a potem usł yszał em szelest windy. . . Udał o się ! Nie czekają c na moje pytanie, chł opaki powiedzieli mi, ż e na najwyż szym pię trze znajduje się jakaś firma radiokomunikacyjna i korzystali z windy, ale inna osoba nie mogł a z niej korzystać . Windę moż na tylko wywoł ać , a teraz jest w ruchu, bo sekundę przed wejś ciem do hotelu jeden z chł opakó w wcisną ł kulką w przycisk wywoł ania.

Potem proszą c, ż ebym nie rozbił pozostał ej szyby (podobno sami bardzo to lubili), wyszli na zewną trz, a ja udał em się do windy, któ ra w tym momencie przyjechał a. Wchodzą c do niego, zdał em sobie sprawę , ż e trzeba być poszukiwaczem mocnych wraż eń , ż eby nim jeź dzić i od razu nacisną ł em przycisk na najwyż sze pię tro… ale drzwi windy się nie zamknę ł y. Drugi guzik, trzeci. . . po naciś nię ciu wszystkiego zdał em sobie sprawę , ż e chł opaki nie kł amią i winda nigdzie nie pojedzie. Nie wiedział em, co zrobić , ż eby odszedł . Sfrustrowany, ż e nie bę dę mó gł patrzeć na Gagrę z wysokoś ci, ponieważ nie był o czasu na wchodzenie po schodach, poszedł em obejrzeć pierwsze pię tro. Był a tam znana mi już sala, latryny, jadalnia i jeszcze kilkanaś cie pokoi. Potem zobaczył em schody. Chciał em też zobaczyć pokoje hotelowe, wię c poszedł em na drugie pię tro. Wszystkie pokoje był y bez drzwi. Nie był o ł ó ż ek, ale na podł odze leż ał y stare materace. Niektó re pokoje miał y stare meble i toalety. Na ogó ł to, co pozostał o, nie został o splą drowane. Bez samochodu, w ciepł ym sezonie, w ostatecznoś ci moż na wybrać najbardziej przyzwoity pokó j i spę dzić w nim noc!

Swoją drogą , jeś li lubicie zwiedzać takie miejsca, bę dę musiał a Was trochę zdenerwować - w tej chwili hotel otoczony jest pł otem, najprawdopodobniej jest remontowany.


Po oglę dzinach hotelu wró cił em do samochodu i pojechaliś my dalej!

Wracają c do gł ó wnej drogi, zobaczyliś my jedyny w mieś cie supermarket o nazwie „Kontynent”, na któ rym duż ymi literami napisano „Drzwi otwierają się automatycznie”. Podobno ktoś wielokrotnie pró bował otworzyć drzwi po rę cznym zamknię ciu sklepu! W pobliż u znajdował się „Gagra Bank” i mał y rynek. Kilka minut pó ź niej, na poboczu, zobaczyliś my przekreś lony znak „GAGRA” i popę dziliś my autostradą , kontynuują c naszą znajomoś ć z Abchazją !

Rozdział.5. Pitsunda.

Po niedł ugim czasie po prawej stronie zobaczył em szeroką drogę drugorzę dną ze stacją benzynową na rogu.

"Mamy rację , Pitsunda tam jest! " - rozkazał mó j przewodnik i zawró ciliś my. Droga tutaj był a prosta, wokó ł był y domy, a obok nich chodził y ró ż ne zwierzę ta gospodarskie. Po kilku kilometrach droga skrę cił a w lewo i znó w znaleź liś my się w „puł apce” ogromnych biał ych drzew, któ re blokował y ś wiatł o dzienne! Bardzo dziwne uczucie! Potem na naszej drodze zaczę ł y pojawiać się stare przystanki komunikacyjne w formie muszli, wył oż one wielobarwnymi mozaikami, a po kilku minutach po prawej stronie zobaczyliś my pię kny hotel. Nazywał się „Boxwood Grove” i był najbardziej prestiż owym hotelem w Abchazji. To imię nie został o jej nadane przypadkowo - terytorium hotelu został o po prostu zakopane w Boxwood! Bardzo dobrze! Pró bowaliś my wejś ć na terytorium, ale hotel niestety nie był już otwarty o tej porze roku i pojechaliś my dalej.


Po kilku kilometrach na rozwidleniu skrę ciliś my w lewo – to był a Pitsunda! Był o tu jeszcze mniej ludzi niż w Gagrze. Wszystko wokó ł utrzymał o się takż e w stylu czasó w ZSRR. Zatrzymaliś my się na mał ym targu, ż eby kupić jedzenie. I wtedy poczuł em, ż e muszę odpoczą ć – w koń cu spał em tylko trzy godziny. Za chwilę moje ż yczenie został o speł nione! Faktem jest, ż e miejscowa kobieta podeszł a do nas na targu i zaproponował a nam mieszkanie do wynaję cia na doby za pię ć set rubli dziennie! Nie trzeba dodawać , ż e od razu zdecydowaliś my się zatrzymać w Pitsundzie? !

Mieszkanie był o jednopokojowe i znajdował o się obok rynku. Oczywiś cie nie był o w nim naprawy o europejskiej jakoś ci, ale moż na był o ż yć ! Pozostawiają c rzeczy w mieszkaniu, przed odpoczynkiem postanowiliś my udać się na nasyp. Kiedy jechaliś my, przed oczami otworzył mi się bardzo nietypowy obraz - zobaczył em miejsce do spania Pitsundy. Był y to drapacze chmur, ś wiece, dwanaś cie czy czternaś cie pię ter, a prawie wszystkie domy nie miał y okien. Zamiast przyjaznych biał ych zasł on i ś wiatł a wieczorami pojawił y się czarne dziury! Okazuje się , ż e te domy był y opuszczone! W czasie wojny mię dzy Abchazją a Gruzją ludzie porzucili swoje domy i wielu zdecydował o się nie wracać pó ź niej. Opuszczone drapacze chmur zrobił y na mnie bardzo silne wraż enie.

Kontynuowaliś my naszą podró ż w kierunku morza.

Kilka minut pó ź niej podjechaliś my pod budkę , gdzie straż nik powiedział mi, ż e bilet bezpoś rednio do morza kosztuje 50 rubli. Po zapł aceniu podjechaliś my na nasyp, gdzie znajdował a się stara restauracja Pitsunda. Pamię tasz film The Diamond Arm, w któ rym wystą pił a restauracja Weeping Willow? Ta restauracja w Pitsundzie przypomniał a mi o nim!


Nastę pnie szliś my wzdł uż nasypu. Był o tu trochę wię cej ludzi niż w Gagrze, ale plaż e był y ró wnie puste. Na nasypie znajdował y się dwa stare, biał e sowieckie hotele, aw oddali widać był o jeszcze cztery. Stali w doś ć przyzwoitej odległ oś ci od siebie, co nie mogł o się nie radować , a mię dzy nimi teren był zasypany zielenią i palmami! W pobliż u znajdował o się molo, przy któ rym zaparkowany był stary, zardzewiał y, stary motorowiec, a kapitan Abchazji zapraszał ludzi do jazdy. Gdy statek zebrał wymaganą liczbę ludzi, zaczą ł się zawracać , by wypł yną ć w morze, ale wtedy, machają c rę kami, wzdł uż molo rzucił się miejscowy mieszkaniec, któ ry krzykną ł „Czekaj, tak! ”. Okazuje się , ż e był to jakiś znajomy kapitana, któ ry w ostatniej chwili zdecydował się na kró tką podró ż morską wzdł uż Pitsundy!

Statek wró cił na swoje miejsce, miejscowego mieszkań ca udał o się odebrać i wszystko wydaje się być w porzą dku, statek znó w zaczyna się obracać , ale pech - po molo biegnie jeszcze dwó ch miejscowych, jak się okazał o, bracia pierwszy spó ź nialski, któ ry też chce jeź dzić ! Bracia - bo ze statku sł ychać był o krzyk do kapitana: „Bracie, czekaj, tak! ”. Kiedy statek w koń cu się zawró cił , zdaliś my sobie sprawę , ż e na pokł adzie jest tylko pię ć osó b, a reszta to wszyscy znajomi kapitana, znajomi kapitana itd. i wszyscy jeż dż ą najprawdopodobniej za darmo! Po omó wieniu tej sytuacji wró ciliś my do samochodu i poszliś my odpoczą ć w naszym wynaję tym mieszkaniu. Po szybkim posił ku zasnę liś my, ale tylko na kilka godzin - tego dnia zamierzał em dotrzeć do Sukhum!

Rozdział.5. Nowy Athos. Klasztor i jaskinia.

Po kilku godzinach snu wyjechaliś my z Pitsundy z powrotem na gł ó wną autostradę Abchazji, któ ra zresztą przebiega przez cał ą republikę . Był a okoł o czwartej po poł udniu. Lecieliś my opustoszał ą drogą , mijają c opuszczone domy, nieczynne stacje kolejowe i pomniki z czasó w wojny z Gruzją . Niemal cał y czas po lewej stronie towarzyszył y nam przepię kne gó ry, na szczytach któ rych widać był o trochę ś niegu. Podobno w Abchazji moż na jeź dzić na nartach, a po kilkunastu kilometrach pł ywać w ciepł ym morzu!

Podczas jazdy mó j towarzysz przekazał mi tutaj ogó lne informacje o reszcie, a te informacje podsumuję na samym koń cu rozdział u.

Zatrzymaliś my się przed dotarciem do Nowego Athos. Faktem jest, ż e przy barierce, któ ra znajdował a się na drodze i przypominał a posterunek policji drogowej, zatrzymał nas policjant z Abchazji. Po sprawdzeniu dokumentó w zapytał doką d jedziemy i ż yczył udanej podró ż y. Nowy Athos był już blisko! Skrę cają c w lewo przy znaku i objeż dż ają c park z mał ymi jeziorami, w któ rych mieszkał y ł abę dzie (Stawy Monastyrskie), dotarliś my do rozwidlenia. Po lewej stronie był a jaskinia, po prawej klasztor.


Zatrzymują c się na parkingu, na któ rym stał o kilka autobusó w, wysiadł em i spojrzał em w gó rę - stą d widział em klasztor, któ ry znajdował się na gó rze i tak naprawdę nie chciał em tam jechać ze wzglę du na zmę czenie. Ponadto pod gó rę przebiegał a asfaltowa droga dla samochodó w. Zbliż ywszy się do niego, zobaczył em napis „cegł a” i stoją cego obok policjanta.

– Czy moż emy pojechać do klasztoru? – zapytał em.

"Mogą ! " - powiedział policjant - "Ale trzeba zapł acić mandat za jazdę pod znakiem".

Przygotował em się na najgorsze, ale potem dodał - "90 rubli! "

Pó ź niej dowiedział em się , ż e w Abchazji na ogó ł grzywna za jakiekolwiek naruszenie wynosi 90 rubli (na pewno w 2006.2007, 2008.2009 roku, teraz moż e być droż sza). Pewnie myś lisz, ż e czę sto ł amał em tam zasady ruchu drogowego? Nie! To jest coś innego! W niektó rych miejscach znajduje się znak „cegł a”, czyli „Wstę p jest zabroniony”.

„Pó jdziesz? ” - stoją cy obok nich gliniarze drogowi w Abchazji pytają : - Zapł ać grzywnę w wysokoś ci 90 rubli i przejedź !

Po zapł aceniu mandatu usł yszał em bardzo nietypowe zdanie, któ rego nigdy w ż yciu nie sł yszał em:

„Wypijmy kieliszek wina i chodź my” – zaproponował policjant drogowy!! !

Szkoda, ż e ​ ​ nikt wtedy nie widział mojego wyrazu twarzy.

„Nie moż esz pić i prowadzić ! Odbierzesz mi wtedy prawo jazdy i ogó lnie có ż , nie moż esz pić podczas jazdy! ” Odpowiedział em.

„Um bracie, mamy kieliszek wina podczas jazdy! ” - powiedział policjant drogowy: - „Oni za to nie karcą ! Zrobisz?

Dzię kują c mu, nadal odmawiał em i ż egnają c się , udał em się na gó rę . Potem, przy okazji, dowiedział em się , ż e rzeczywiś cie wszyscy piją wino jadą c tam i to jest normalne, ale w ogó le nie mają prawa odbierać . Maksymalna kwota to grzywna w wysokoś ci 90 rubli lub wię cej teraz)

Idą c drogą do klasztoru natknę liś my się na schody, któ re prowadził y do ​ ​ klasztoru. Dalej był a też droga dla samochodó w, ale moja towarzyszka powiedział a, ż e ​ ​ koniecznie trzeba przejś ć przez te schody i boso. Zgodził em się z nią pod pierwszym warunkiem - po prostu przejdź I wspię liś my się po tych stopniach!

Rozdział.6


Schody był y szerokie, po obu stronach stał y kobiety sprzedają ce wszelkiego rodzaju towary - wodę , naturalny sok mandarynkowy, ż ywnoś ć , kwiaty polne i leś ne, ś wiece, kadzidł a itp. Z tego asortymentu zainteresował nas sok, któ ry okazał się bardzo smaczny, ale niestety szybko się zepsuł - w przypadku braku lodó wki trzeba go był o wypić w cią gu kilku godzin. Pó ź niej kupił em taki sok w innych miejscach Abchazji, ale niestety wszę dzie był rozcień czany wodą i nie miał tak niesamowitego smaku jak w tym miejscu.

Pokonawszy ostatni krok, w koń cu znaleź liś my się przy wejś ciu do klasztoru, któ ry był ż ó ł to-czerwono-pomarań czowy ze srebrnymi kopuł ami. To prawda, ż e ​ ​ pierwsze wraż enie tego miejsca był o trochę zepsute. Faktem jest, ż e lokalny ż ebrak stał przy wejś ciu do klasztoru i rozmawiał ze sobą , wypowiadają c przekleń stwa w ró ż nych ję zykach - rosyjskim i najwyraź niej abchaskim. Ale szybko o tym zapomnieliś my, bo nagle odezwał a się do nas stara kobieta, któ ra ż yczył a nam dobrze, szczę ś cia, pienię dzy i innych ziemskich bł ogosł awień stw. Po przekazaniu jej pienię dzy udaliś my się do samego klasztoru. Przy wejś ciu sł udzy rozdawali chusteczki na gł owę i peleryny na ramiona. Oczywiś cie dla kobiet - klasztor jest mę ski) Kiedy moja towarzyszka był a gotowa, weszliś my do ś rodka. Klasztor posiadał sześ ć koś cioł ó w, w jednym z nich odbywał o się naboż eń stwo. Po przyjrzeniu się tej akcji przez chwilę ruszyliś my dalej. Na ś cianach wisiał y ikony, dookoł a palił y się ś wiece, a sufit zdobił y malowidł a. W zasadzie wszystko jest takie samo jak w zwykł ym koś ciele. Nastę pnie wyszliś my na dziedziniec klasztoru. Był o tu duż o zieleni, był a trawa, po któ rej chodzili mnisi. Czę ś ć z nich przeszł a obok nas i wyraź nie widział am w ich oczach, ż e nadal myś lą o kobietach, chociaż moja towarzyszka owinę ł a się w szaty najlepiej jak potrafił a) Ale co robić , podstawowy instynkt nadal panuje nad umysł em)

Nie pozwolono nam wejś ć do komnat, w któ rych mieszkają mnisi, a po przejś ciu nieco dalej po klasztorze wró ciliś my znanymi już schodami do samochodu, ponieważ nasz czas był bardzo ograniczony. Nawiasem mó wią c, znajduje się tu takż e ś wią tynia Szymona Zeloty, a po pię ciuset metrach - grota, w któ rej mieszkał przez kilka lat. Szymon Zelota, wedł ug wierzą cych, jest stale obecny w Nowym Atosie, udzielają c peł nej ł aski pomocy wszystkim, któ rzy są spragnieni.

Rozdział.7. Nowa jaskinia Athos.


Po zejś ciu na przystanek autobusowy pojechaliś my teraz w innym kierunku i podjechaliś my do wejś cia do jaskini, któ re znajdował o się w pewnym budynku. Miejsce to był o niezwykł e, ponieważ przez jaskinię , a raczej do hal wycieczkowych, biegnie kolejka jednoszynowa. Do zwiedzania udostę pniono 6 sal z 11. Co prawda mó wiono, ż e czasami moż na odwiedzić.8 sal. Niestety mó j stary telefon w tym momencie nie był w stanie w ogó le zrobić ż adnych zdję ć jaskini (swoją drogą ta sprawa kosztował a dodatkowo 50 rubli), wię c uzupeł nię ten rozdział pó ź niej.

Rozdział.8. Droga do Sukhum.

Znowu polecieliś my pustym torem, odkrywają c ponę tną i nieznaną mi Abchazję ! Po naszej prawej stronie, dosł ownie dziesię ć metró w dalej, był o morze! W pewnym momencie nadal nie mogliś my tego znieś ć i mimo ograniczonego czasu zatrzymaliś my się , zrobiliś my kilka krokó w i wylą dowaliś my na brzegu. Plaż a był a pusta i cią gnę ł a się na wiele kilometró w we wszystkich kierunkach. Morze i plaż a był y najczystsze! Na plaż y zmieszanej z kamieniami leż ał o duż o muszelek. Nie był o czasu na pł ywanie, ale zabraliś my ze sobą kilka garś ci tych muszli na pamią tkę i ruszyliś my dalej.

Wkró tce na naszej drodze pojawił się ł ukowaty most. Przeszedł przez rzekę Gumistę . Przeszliś my przez most i zatrzymaliś my się . Był pomnik bohateró w Abchazji w wojnie 1992-1993. W skał ę wbudowano marmurowe pł yty z nazwiskami tych, któ rzy zginę li w tym miejscu, a obok znajdował się napis w ję zyku abchaskim i rosyjskim – „Wieczna chwał a bohaterom Abazji”. Po chwili stania pod pomnikiem pojechaliś my dalej i po przejś ciu przez przeł ę cz wjechaliś my do Sukhum - stolicy republiki!

Zbliż ał się wieczó r. Jechaliś my powoli przez miasto. Sukhum został o zasypane zielenią drzew, wokó ł nas rosł y palmy i ozdobne krzewy zalane zachodem sł oń ca. Sporadycznie natykaliś my się na samochody i przechodnió w. Wszystko to trochę mnie odprę ż ył o po dł ugiej podró ż y. Wyobraził em sobie, ż e leż ę w hamaku pod palmami, sł uchają c szumu fal. Ale mó j wyimaginowany odpoczynek zakoń czył się zaledwie w kilka minut - przed sobą zobaczyliś my budynek rzą du Abchazji. Budynek był cał kowicie pozbawiony okien, tak jak te drapacze chmur w Pitsundzie. W niektó rych miejscach był o czarne, podobno skutki ostrzał u. I choć ogromna flaga Abchazji zakrywał a prawie poł owę budynku, ta czerń był a bardzo wyraź nie widoczna. Znó w się spią ł em i przypomniał em sobie wojnę . Najwyraź niej Sukhum dostał najwię cej.


Jadą c dalej, zaczę liś my natrafiać na opuszczone i zniszczone domy i sklepy. Dobrze pamię tam jeden z domó w - nie miał naroż nika. Zamiast tego był a wielka dziura, a na drugim pię trze mieszkali ludzie, co był o bardzo niebezpieczne! Dom w każ dej chwili mó gł się zawalić . Ale gdzie idą ci ludzie? Wojna zrobił a to z ich domem i nie mają doką d pó jś ć !

Ale przejdź my dalej! Zatrzymaliś my się na centralnym rynku. Był o tu pusto, kilka kró w kopał o w ś mieciach, a obok siedział y starsze kobiety i sprzedawał y nasiona. Od jednej z nich, w trakcie kupowania jej towaró w, dowiedzieliś my się , jak dostać się na nasyp.

Choć od wojny minę ł o sporo czasu, wał dopiero odbudowywano, wię c niewiele moż na o nim powiedzieć , poza jednym - w ostatnich promieniach sł oń ca zobaczył em kopię ogromnego liniowca skł adają cego się z metalowe konstrukcje na molo! Wewną trz znajdował a się kawiarnia, ale tam moż na był o po prostu spacerować i cieszyć się otwartym morzem!

To był nasz ostatni przystanek. Po chwili podziwiania, jak sł oń ce powoli zatapia się w morzu, opuś ciliś my Sukhum i pognaliś my do naszego tymczasowego domu, do Pitsundy. Nocna jazda drogami Abchazji podobał a mi się nie mniej niż dzienna i wkró tce byliś my na miejscu. Przybywają c, od razu zasnę liś my, nie jedzą c nawet obiadu - tego dnia byliś my tak zmę czeni.

Noc minę ł a spokojnie. Samochó d stawiamy w ogrodzie pod oknami, za zgodą są siadó w - wł aś cicieli tego ogrodu. A rano, po ś niadaniu, znó w rzuciliś my się w poś piech! Czekaliś my na poznanie niezwykł ych jezior w gó rach!

Rozdział.9

Nadszedł drugi dzień naszego pobytu w Abchazji! Pierwszego dnia udał o nam się objechać niesamowitą iloś ć miejsc na wybrzeż u, a dziś planowaliś my zagł ę bić się w gó ry! Ponownie wjechaliś my na gł ó wną drogę i skrę ciliś my w kierunku Sukhum, ale po kilku kilometrach skrę ciliś my w prawo pod mostem, a potem w lewo. Ta droga prowadził a do gó rskich jezior!


Nasza droga biegł a ró wnolegle do rzeki Bzybty. Na samym począ tku gó rskiej drogi, wzdł uż krawę dzi, pojawił y się przed nami dwa filary antycznej budowli, wykonane z kamienia. Zatrzymaliś my się , sfotografowaliś my je i wtedy po raz pierwszy zobaczył em, jak roś nie granat. Był y to mał e drzewka z zielonymi owocami - granat jeszcze nie dojrzał . Ale był o to bardzo ciekawe, wię c zebraliś my kilka owocó w, z któ rych jeden od razu zjedliś my, mimo ż e był kwaś ny, a resztę zabraliś my do domu na pamią tkę ! To prawda, ż e ​ ​ w domu jedzono je też z czasem)

Budynki po bokach drogi wydawał y się być począ tkiem gó r, ponieważ nie był o już za nimi ró wnin. Powoli jechaliś my szerokim wą wozem pasma gó rskiego Abchazji. Wokó ł od czasu do czasu natrafiał em na pasieki, w któ rych sprzedawano mió d gó rski. Zatrzymaliś my się o pierwszej.

– Posł uchaj – powiedział mó j towarzysz. - Mają tu najczę stszy mió d. Byliś my tu cał y czas z turystami. Generalnie, jeś li mó wią , ż e mają mió d mniszkowy, to zł oś liwe oszustwo.

Po wysł uchaniu kró tkiej instrukcji poszedł em do sklepu z miodami.

- Cześ ć ! – powiedział em podchodzą c do sprzedawcy. Ile kosztuje sł oik miodu?

- Trzysta rubli - powiedział sprzedawca i zł oś liwie uś miechną ł się , dodają c - Dobry mió d, mleczu!

- Och jaka szkoda. I nawet nie zapytał em, jaki mają mió d, pomyś lał em i wró cił em do samochodu.

Kontynuowaliś my naszą drogę wzdł uż wą wozu. Ostre zakrę ty, wyboje i kamienie zalegają ce na drodze był y tutaj normą . Nawiasem mó wią c, kamienie czę sto spadał y z gó ry, a niektó re z nich miał y przyzwoite rozmiary, wię c był a taka gra „Szczę ś cie - nie ma szczę ś cia, czy samochó d ma wgnieciony dach, czy nie”. Ale miał em szczę ś cie podczas wszystkich dziesię ciu podró ż y - ani jeden kamień nie spadł na samochó d! Pah, pah, pah, ż eby tego nie zepsuć !

Drugim naszym przystankiem był mał y wodospad „Girl's Tears”. Tutaj strumienie spł ywał y z klifu cienkimi strumieniami, mienią c się w sł oń cu, a miejsce wokó ł usiane był o wstą ż kami, któ re zawią zywali turyś ci. Mó wi się , ż e tu speł niają się ż yczenia! Ta sama legenda o pochodzeniu tego wodospadu wyglą da tak:

„Dawno, dawno temu, w tym miejscu był tylko jeden dom. I ż ył a rodzina pasterzy. A starzy ludzie mieli có rkę - mł odą pię kną dziewczynę . Ta dziewczyna pasł a kozy i czę sto chodził a z nimi wysoko w gó ry. Tam spodobał a jej się gó ra Ducha i zakochali się w sobie. Zł a zazdrosna czarodziejka dowiedział a się o tym (podobno był a zakochana w Duchu Gó ry) i wpadł a w zł oś ć .


- Nie moż na pozwolić ś miertelnikowi kochać nieś miertelnego Ducha!

A zł a czarodziejka postanowił a zniszczyć mł odą dziewczynę ! I wyś ledził em ją pewnego dnia, kiedy przybył a ze stadem na skraj urwiska. Czarodziejka zł apał a dziewczynę , uniosł a ją wysoko nad pasma gó rskie:

- Zrzucę cię na skał y, bę dziesz ł upem drapież nych ptakó w, jeś li nie wyrzekniesz się mił oś ci do Ducha Gó r.

Dziewczyna pomodlił a się i zaczę ł a dzwonić do swojej przyjació ł ki, ale był wtedy daleko od tych miejsc - wzbił się wysoko nad kolejną ostrogą gó r Kaukazu - i nie sł yszał woł ań swojej ukochanej.

Wtedy dziewczyna zaczę ł a prosić czarodziejkę , by oszczę dził a jej mił oś ć . Ale czarodziejka był a nieubł agana. Już miał a rzucić dziewczynę na ostre skał y, gdy nagle z oczu pię kna wypł ynę ł y ł zy mił oś ci, a jej gł os rozbrzmiał w wą wozach i stromach:

- Pozwó l mi umrzeć , ale moje ł zy bę dą wylane za ciebie.

I przez tysią c lat i dwa bę dą wylewać się z pó ł ki gó rskiej. I nie bę dzie dla ciebie wiecznego spoczynku - dla zrujnowanej ludzkiej mił oś ci.

Od tego czasu dziewczę ce ł zy pł yną w tym miejscu jak wodospad.

Po kilku kilometrach już za Bł ę kitnym Jeziorem znajduje się wodospad „Mę skie Ł zy”. Jest nieco wię kszy niż Ł zy Dziewicy i wybucha z ziemi, chociaż pł ynie ró wnież z gó ry. Ten wodospad, wedł ug tej samej legendy, wyglą dał tak:

„A kochanek dziewczyny, polują c w tym czasie w gó rach, nagle poczuł bó l w sercu. Zdał sobie sprawę , ż e jego ukochanej grozi jakieś nieszczę ś cie i ż e nie moż e jej pomó c… Ską pe ł zy wojownika spadł y na kamień …

I rzadkie, ską pe ł zy wcią ż są czą się z kamienia...”

To taka romantyczna i smutna historia.

Ale wró ć my trochę ! Po podziwianiu wodospadu Maiden's Tears pojechaliś my dalej. Po kró tkim czasie na naszej drodze pojawił się znak checkpoint, budka i stolik z cenami. Aby podró ż ować dalej trzeba był o zapł acić.250 rubli za osobę . To 500 za dwoje. Ogó lnie rzecz biorą c, kolejne, mał o oficjalne, rekwizycje. Wyczyś cił em przynajmniej kamyki z drogi za takie pienią dze!


Oczywiś cie od miejscowych nie zabrano ż adnych pienię dzy.

Nawiasem mó wią c, uwaga - jeś li podró ż ujesz z grupą pię ciu osó b, moż esz poprosić i zapł acić za cztery. Jeś li są cztery, jest szansa na zapł atę za trzy. Wcią ż mał e, ale oszczę dnoś ci.

Za punktem kontrolnym na naszej drodze wkró tce po lewej stronie pojawił się targ, a po prawej parking. Dalej pojawił y się znaki „Zatrzymywanie się jest zabronione” i chodził policjant drogowy, wię c musiał em zostawić samochó d na parkingu. Dlaczego wszystko jest tutaj tak zaaranż owane, zrozumiał em po kilku minutach. Aby dostać się do bł ę kitnego jeziora, trzeba był o na wskroś pokonać cał y bazar. Trzeba był o to przezwycię ż yć , bo gdy szliś my, miejscowi zwyczajnie nie dawali odpoczą ć , proponują c od nich zakup wina, czaczy, lokalnych strojó w, niskiej jakoś ci fał szywych sztyletó w itp. Strasznie irytują ca obsł uga, mó wię ci!

Po pokonaniu bazaru znaleź liś my się nad samym jeziorem. Był a to doś ć duż a jama w skale, z któ rej wydostawał się strumień wody. Samo jezioro miał o jasnoniebieski kolor i, jak nam powiedziano, nie blaknie przy każ dej pogodzie, ponieważ dno jeziora jest wykonane z lapis lazuli! Ale jest wersja, tak nie jest. Tafla jeziora był a gł adka, choć po kilku metrach woda z niego spł ywał a do rzeki Bzybty burzliwym strumieniem! Jezioro zasilane jest wodami podziemnej rzeki. Gł ę bokoś ć zwykle wynosi dwadzieś cia siedem metró w, ale jest wersja, ż e ​ ​ jest to 80 metró w, a takż e wersja, w któ rej jezioro w ogó le nie ma dna. Miejscowi powiedzieli nam, ż e w jeziorze znajduje się nawet podwodna jaskinia. Swoją drogą , raz na jednej z kolejnych wypraw widział em tam nurka, któ ry szukał jaskini, ale niestety nie wiem, jak to wszystko się skoń czył o. Nie był o czasu czekać , aż wynurzy się i opowiedzie nam o tym, co zobaczył w gł ę binach jeziora. Nawiasem mó wią c, nie powinieneś tam nurkować , jest jacuzzi. A w sezonie stale dyż uruje w tym miejscu policjant, któ ry nie pozwala na pł ywanie. Có ż , albo grzywna! Ale nie 90 rubli, ale 1000!


Chociaż nie pomyś leliś my o pł ywaniu, ponieważ temperatura wody prawie zawsze wynosi siedem stopni. Ale pewnie bym się pogrą ż ył , gdybym miał wię cej czasu i, co najważ niejsze, nie musiał bym za to dawać tysią ca rubli! Nie z chciwoś ci, ale z zasady J

Oczywiś cie istnieje wiele legend o tym, jak powstał o to jezioro. Oto jeden z najczę stszych:

„Tam, gdzie teraz jest Niebieskie Jezioro, w staroż ytnoś ci znajdował a się jaskinia, w któ rej mieszkał stuletni ksią dz. Jego ś nież nobiał a broda zwisał a prawie do ziemi, a jego niezwykle niebieskie oczy promieniował y mą droś cią i dobrocią . Ten mą dry czł owiek był w przeszł oś ci sł ynnym myś liwym. Zestarzawszy się oddalił się od ludzi, aby być bliż ej natury i osiadł w jaskini. Miejscowi myś liwi czę sto przychodzili do niego po radę , za znajomoś ć gó rskich ś cież ek, zwyczajó w zwierzą t i moż liwoś ci ich odstrzał u. Za jego uż yteczną radę myś liwi uznali za swó j obowią zek, wracają c do domu, pozostawienie mu jednej skó ry zabitego zwierzę cia i czę ś ci mię sa. Kiedyś , przy niesprzyjają cej pogodzie, w tych miejscach pojawili się nieznajomi i poprosili o nocleg w jaskini ze starym mę ż czyzną . Przyjmował je goś cinnie. Po wyleczeniu ich pustelnik pokazał im miejsce do spania, rozkł adają c dla nich skó ry martwych zwierzą t. Widzą c duż ą iloś ć skó r ż ubró w, niedź wiedzi, jeleni, saren, kun, chciwi goś cie postanowili je wzią ć w posiadanie. Po zabiciu wł aś ciciela pospiesznie zaczę li pakować skó ry do workó w. Prawie wszystkie skó ry został y już zebrane, gdy niespodziewanie potę ż ny strumień wody zablokował wyjś cie z jaskini. Sprawcy zostali uwię zieni. Tak powstał o Jezioro Niebieskie, czyli Jezioro Starszego Abchazji, któ rego wody przypominają bł ę kit oczu starca, któ rego ciał o pozostał o na dnie, a otwarte oczy nadał y wodzie niezwykł y kolor jeziora...”

Podobno nurek szukał wł aś nie tej jaskini z legendy!

Podziwiają c ten niesamowity cud naturalnego pochodzenia, my, jak partyzanci, powoli i szybko przekradliś my się na drugą stronę rynku, gdzie nie był o irytują cych sprzedawcó w, wsiedliś my do samochodu i pognaliś my dalej!


Zaraz za Bł ę kitnym Jeziorem znajdował się kró tki tunel, za któ rym klimat zmienił się dramatycznie - zrobił o się chł odniej, a wilgotnoś ć powietrza znacznie wzrosł a. Ogó lnie mó wią , ż e kiedy jedziesz nad jezioro Ritsa, po drodze klimat zmienia się siedem razy! Ale zmianę odczuł em tylko trzy razy: w tym miejscu za tunelem, nad samym jeziorem Ritsa i w „Kamiennej Torbie”, do któ rej wkró tce wjechaliś my!

Rozdział.10

To miejsce był o obowią zkowym przystankiem wszystkich wycieczek nad jezioro Ritsa. Kamienna torba był a czystym vert

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Граница
Гагра
Гагра
Гагра
Голубое озеро
Каменный мешок
Озеро Рица
По пути на Рица
Пицунда
Пицунда
Гагра площадь
Гостиница Абхазия
Гагра
Сухум
Сухум, набережная
В кафе
Шашлык и мамалыга
Гагра
Гагра
Гагра
Каменный мешок
Водопад
Что-то здесь было, Гагра
Гагра
Гагра
На Рица!
КПП перед Голубым озером
Тоннель
Тоннель
Туалет, каменный мешок, зимой внутри метр снега :)
Рица
Рица
Рица
Голубое озеро
Голубое озеро
Голубое озеро
Пицунда
Пицунда
Вид с горы Мамзышка
Вид с башни Ахун
Столб по пути на Рица
Каменный мешок
Адлер
Тот самый дайвер
Гостиница Абхазия внутри
Гостиница Абхазия
Дагомыс
Дача Сталина
Дача Сталина
Дача Сталина
Дача Сталина
Дача Сталина
Дача Сталина
Молочный водопад
Водопад
Podobne historie
Uwagi (11) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara