Wycieczka po Szkocji

06 Listopad 2012 Czas podróży: z 16 Wrzesień 2012 na 24 Wrzesień 2012
Reputacja: +21.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Czas podró ż y: od 16 wrześ nia do 24 wrześ nia 2012 roku.

Trasa: Moskwa - (samolot przez Frankfurt) - Aberdeen - (wynajem samochodu) - Inverness - Ullapool - (prom) - Stornoway (Lewis Island) - Tarbet (Harris Island) - (prom) - Wiig (Skye Island) - Fort William - Ballloch (Loch Lomond) - Dundee - Aberdeen - (drogą lotniczą przez Frankfurt) - Moskwa.


Przygotowanie: Bilety kupione z gó ry kosztują.15 000 rubli za osobę - staraliś my się wybrać lot z minimalnym czasem przesiadki. Wszystkie hotele został y zarezerwowane poprzez rezerwację . com, tripadwizor. com na podstawie recenzji i ś redniej oceny. Tylko jeden hotel na siedem wycofał zaliczkę w wysokoś ci 50 funtó w. Trzeba był o mieć wł asny parking. Prom został zarezerwowany i opł acony przez oficjalną stronę internetową calmac. wspó ł . uk jest też rozkł ad jazdy. Samochó d - przez Alamo. com. Wszystkie rezerwacje został y dokonane z Moskwy kartą . O barierze ję zykowej: mam znajomoś ć ję zyka na poziomie I klasy liceum (uczę z dzieckiem), z tym mó j mą ż jest trochę lepszy.

Nie stanowił o to przeszkody w podró ż y. Jeś li Szkot chce ci coś wytł umaczyć , zrobi to, poś wię cają c temu tyle czasu i wysił ku, ile potrzeba, czasami przechodzą c na ję zyk migowy i tań czą c.

Po pobraniu kilku map z nawigacją geograficzną na iPada (moje mapy z google - musisz stale przesył ać , wię c obecnoś ć Internetu jest istotna, a MapsWithMe - dział a bez Internetu) i zaznaczają c punkty naszej trasy na pierwszym z nich zaczę liś my pakować nasze torby.

Przelot: Lecieliś my z lotniska Domodiedowo do Aberdeen z przesiadką we Frankfurcie (Niemcy) liniami lotniczymi Lufthansy, z anulowaną w kwietniu multiwizą do Wielkiej Brytanii w naszych paszportach. Nie był o Schengen, transfer trwał.55 minut, bagaż został przekazany. W efekcie lot został opó ź niony o 30 minut, a we Frankfurcie po raz pierwszy nie siedzieli na pasie startowym! Samolot dotkną ł ziemi tylnym podwoziem i znó w ruszyliś my do startu! Przy drugiej pró bie usiedliś my na pasie awaryjnym, tracą c kolejne 15 minut, wychodzą c z samolotu, biegną c na zmianę.

Czekaliś my - na czas! Potem polecieliś my bez ż adnych incydentó w do Aberdeen, kró tka standardowa rozmowa na odprawie celnej i byliś my ostatnimi, któ rzy wyszliś my odebrać bagaż . Okazał o się , ż e udał o nam się przenieś ć , ale nasz bagaż nie! Zapewniono nas, ż e bagaż dotrze w nocy, a gdy tylko to nastą pi, zostanie przewieziony do naszego hotelu. Dokumenty wypeł niliś my w kasie linii lotniczej, opisują c bagaż i pozostawiają c adres hotelu. Odlecieli tą samą drogą , z czasem dokowania 1 godzina 20 minut, bez incydentó w. Dokowanie po 1.5 - 2 godzinach to za mał o, musisz biegać wszę dzie, aby zdą ż yć na czas.


Po uporaniu się z zagubioną walizką udaliś my się po wypoż yczony wcześ niej samochó d. Tutaj doszł o do nieporozumienia. Rezerwacja został a dokonana na kartę (pienią dze już został y z niej pobrane), któ rą bank zablokował (i konto też ) na trzy dni przed wyjazdem bez naszej winy, wydają c nową kartę i przelewają c pienią dze na inne konto.

Musiał em ponownie zapł acić za samochó d z nowej karty (obiecali w cią gu siedmiu dni zwró cić wypł acone wcześ niej pienią dze za rezerwację na nową kartę - obietnicę prawie speł nili - dwa tygodnie pó ź niej pienią dze trafił y na zablokowaną kartę , któ ra bank powiadomił nas telefonicznie). Musieli zablokować pewną sumę ubezpieczenia, a karta musiał a być taka sama. Po 20 minutach postę powania i wzajemnych nieporozumień mimo wszystko wyszliś my z budynku lotniska z kluczami i nawigatorem (nawigator okazał się być po angielsku za dodatkową opł atą - ale jest też po rosyjsku, trzeba był o zapytać ). Wzię li Opel Astra 2.0 diesel z automatycznym, odpowiednio, kierownicą po prawej stronie, a ich czujniki parkowania są rzadkie, wię c bez niego (musiał em być czujnikiem parkowania). Prawa mię dzynarodowe nie był y potrzebne (choć mó j mą ż otrzymał je wcześ niej w Moskwie), wystarczy Rosjanie.

Gdy samochó d został przekazany, nikt go nie oglą dał , zostawili go na parkingu, gdzie go zabrali, stawiają c w wolnym miejscu w rzę dzie z napisem Alamo (ma siedzibę tam kilka firm).

O jeź dzie: Przez pierwsze pó ł godziny mó j mą ż jechał autostopem na pobocze i przeklinał z nawigatorem. Siedział em cicho i gorą czkowo pró bował em poradzić sobie z mapą (z moją krytyką geograficzną i pomieszaniem prawej i lewej strony). Ale po godzinie mą ż przyzwyczaił się do tego i zastosował się do zasady: „gdziekolwiek się obró cisz, linia podział u jest po prawej”! Limit prę dkoś ci: w osadach – 30 mil na godzinę , poza nimi – 60 mil na godzinę , na autostradach moż na 70, ale na naszej drodze był o ich niewiele. Kamery są doś ć powszechne, ale znaki ostrzegają o nich z wyprzedzeniem, a gdy zbliż asz się do kamery, tablica wynikó w pokazuje Twoją prę dkoś ć i pisze „wolno”, jeś li jedziesz szybciej niż to konieczne i „dzię kuję ”, jeś li wolniej, no có ż , nawigator piszczy, ostrzeż enie o nich. Kamera strzela z tył u do tylnej ż ó ł tej tablicy rejestracyjnej.


Istnieje pię ć rodzajó w dró g: niebieska - autostrada (nawigator był zaskoczony - nie był o na jego mapach autostrady Glasgow-Stirling), zielona - najszybsza i najwygodniejsza (nawet nawigator wie, jak szybko jechać ), pomarań czowa - trochę gorzej (wę ż szy i nawigator już nie wie jak szybko), ż ó ł ty – jeden pas z poszerzeniami co 50 metró w za przejazd pasem z przeciwka (to jeszcze przyjemnoś ć , ale czasem po prostu nie ma innych dró g np. na Lewis Island) i biał ym (drogi wiejskie bezpoś rednio do toró w budynkó w mieszkalnych). Kolor dró g pokazał a pobrana mapa z Google. Nawigator to dobra rzecz - pokazywał szacowany czas dotarcia do miejsca docelowego i czę sto się tym kierowali.

Parkingi są zaznaczone na mapie MapsWithMe. W każ dym mieś cie są darmowe, trzeba spojrzeć na tabliczkę - piszą "darmowe", a jeś li jest pł atne, to pł acą przez parkomaty (nie wydają reszty i przyjmują tylko monety) stoją ce w pobliż u (okoł o 1.

W rezultacie przejechaliś my 1150 mil na liczniku, wydają c 170 funtó w na paliwo (samochó d musiał zostać zwró cony z peł nym bakiem, zabrali go ró wnież z peł nym), plus 420 funtó w za samochó d z nawigacją i z peł ne ubezpieczenie.

Zaraz zrobię rezerwację : bardziej interesował a nas przyroda i zewnę trza zamkó w niż ich wnę trza. Nie wchodziliś my do wszystkich zamkó w, któ re widzieliś my, bardziej lubiliś my spacerować po nich, siedzieć na ł awkach, podziwiać zadbane parki, ogrody i klomby. Dzień zaplanowaliś my tak: rano i wieczorem wybierzmy się na spacer, gdzie bilety nie są wymagane, ponieważ wszyscy zaczynają pracę o 10:00 i koń czą o 18:00, a nawet wcześ niej (odpowiednio ostatnie wejś cie to poł owa godzinę przed zamknię ciem). W efekcie odwiedziliś my 17 zamkó w.

Tak zaczyna się podró ż.

Pierwszy dzień . Aberdeen. Dotarliś my do hotelu, nie był o bagaż u, wię c nie był o co wyjeż dż ać i pojechaliś my do centrum miasta na spacer ulicą Kings.

Ponieważ nie wiedzieliś my jeszcze, jak szukać parkingu, zatrzymaliś my się przy pierwszym, któ ry natkną ł się na tę ulicę i poszliś my na spacer. Nie byliś my do koń ca pewni, co zrobiliś my poprawnie, wię c po 15 minutach wró ciliś my i poszliś my na spacer. Miasto czyste i spokojne, niezbyt godne uwagi. Po odrobinie zamieszania wró ciliś my do hotelu i poszliś my na obiad.


Pierwsza noc odbył a się w Atholl Hotel**** Aberdeen, 54 Kings Gate. Standardowy hotel z przyjazną obsł ugą (nasz bagaż wcią ż przynoszono w nocy, prosiliś my, ż eby nas nie budzić , wię c nasza walizka czekał a na nas spokojnie na zapleczu do czasu odebrania rano), z wł asnym barem i restauracja (gdzie zjedliś my normalny obiad), z doś ć przestronną salą , wszystko co potrzebne był o. Czysto, schludnie, w ł azience jest ł azienka z kabiną prysznicową , muszlą klozetową oraz umywalką z normalnymi dla nas kranami. Duż y wygodny parking na podwó rku. Na zewną trz wyglą da bardzo dobrze, na parterze znajduje się czę ś ć wspó lna do wypoczynku z dobrym widokiem.

Dwie mał e wady dla nas: brak Wi-Fi (jest internet, ale po kablu, jest też kabel w pokoju i gniazdko, ale nie ma gdzie wpią ć kabla do iPada. Ale jest komputer goś cia z Internet na korytarzu - korzystali, chcialbym internet do pokoju... ), drugi - daleko od centrum - nie chodz na piechote, tylko transportem. Mieliś my widok z okna na parking - dla mnie to plus, bo nie mogę spać przy hał asie samochodó w (po drugiej stronie drogi).

Rano, po przebudzeniu i odebraniu bagaż u, poszliś my na ś niadanie, potem opł aciliś my i odjechaliś my. Ostatniej nocy byliś my ró wnież w tym hotelu, rano przy wymeldowaniu doszł o do mał ego incydentu - ktoś nagrał kolację w naszym pokoju, zał atwił to, przeprosił - i tak sprawdź rachunki! Przy pierwszym zameldowaniu hotel zablokował na karcie 85 funtó w (tyle kosztuje pokó j) i ta rezerwacja wisiał a na miesią c. Dlaczego nie mogliś my zrozumieć.

Drugi dzień.

Rano spacerowaliś my po starym Aberdeen: wyruszyliś my z Seaton Park, podziwiają c most nad Brig o'Balgownie, park i klomby, udaliś my się do Katedry ś w. Makara. Nastę pnie przeszliś my obok Old Town House do King's College. W pobliż u znajduje się wiele ciekawych domó w (wież yczki bramy do jednego z nich przypominał y minizamek, w któ rym Roszpunka marniał a z bajki dla dzieci). Spacer zakoń czył się sukcesem, wró ciliś my do samochodu i pojechaliś my na plaż ę . To po prostu niesamowite! ! ! Te niekoń czą ce się piaszczyste plaż e z opuszczonymi brzegami są niesamowite. Szkoda, ż e ​ ​ to jest Morze Pó ł nocne! Jakich plaż brakuje! Deszcz nas przestraszył.

Opuszczają c Aberdeen skierowaliś my się do wież y zamkowej pierwszego burmistrza Aberdeen Drum Castle (do ś rodka nie weszliś my, chodziliś my po parku, wstę p do parku jest bezpł atny). Potem Zamek Crathes (spacerowaliś my, wejś cie do parku darmowe, do zamku nie chodziliś my), oryginalne przystrzyż one drzewa w stylu Art Nouveau zaskakują . A jak oni to robią?


Zamek Balmoral był zamknię ty, popatrzyliś my na wodospad Fall of Few (mialiś my zjeś ć obiad w restauracji z przeszkloną ś cianą wychodzą cą , ale tak się nie stał o, okazał o się , ż e w poniedział ek (a był to poniedział ek) trochę restauracje pracują w ogó le lub pracują po 17-00). Zaskoczył mnie stary kamienny, wą ski jednopasmowy mostek obok restauracji z pó ł okrą gł ymi „uszami” do ukrywania się pieszych przed samochodami. Nastę pnie daleka podró ż przez sł ynne Highland do sł ynnego zamku Cawdor, sł ynnego Szekspira, w sklepie na zamku dzieci kupił y ciepł e czapki z weł ny szkockich owiec (przynajmniej mam taką nadzieję ). Pamię tam misternie przycię te drzewa w formie labiryntó w i ró ż nych figur geometrycznych. Wejś cie do zamku, ogrodu i parku jest pł atne (moż na kupić bilet tylko do parku lub do zamku z ogrodem). A drugiego dnia ostatni punkt to Inverness.

Lubił em Inverness bardziej niż Aberdeen.

Wieczorem przeszliś my się po deptaku (zjedliś my obiad w poleconej przez gospodynię restauracji) i wyszliś my do miejscowego zamku. Zamek nie sł ynie z niczego szczegó lnie, wyglą da jakby miał zaledwie rok, ale lubił obfitoś ć nieustraszonych zają có w skaczą cych wokó ł niego i tł ustych mew. Nieco niż ej po obu stronach rzeki znajdował y się zabudowania dwó ch starych koś cioł ó w katolickich (jeden z nich ma brzeg), ale budynki są pię kne, podobnie jak mosty (w tym dla pieszych). Warto chodzić.

Druga noc był a w Iona Guest House 55 Kenneth Street Inverness.

Mał y, ciasny z mał ym parkingiem na trzy samochody na podwó rku z wł aś cicielką - Angielką , dom 10 minut spacerem przez niezwykł ą kł adkę od centrum. Mał y pokó j na parterze z widokiem na parking (na szczę ś cie drugi raz! ), gospodyni wzię ł a zapł atę przy zameldowaniu (motywowana tym, ż e duż o osó b bę dzie się wymeldować rano? Ł ą cznie był o czterech goś ci, w tym dwó ch z nas! ).

Wszystko był o w pokoju, w ł azience - wanna z prysznicem, muszla klozetowa i maleń ka umywalka (rozmiarem przypominał a umywalkę w samolocie) z angielskimi kranami, szafa wnę kowa - do szafy trudno był o wejś ć - nie mogliś my go uż yć z powodu bezpoś redniego celu. Rano zamó wiliś my peł ne szkockie ś niadanie - jedzenie nie przypadł o nam do gustu. Po ś niadaniu, przed wyjazdem, postanowiliś my wybrać się na godzinę do sklepu pod opieką wieczorem, wię c gospodyni poprosił a o natychmiastowe opuszczenie pokoju, chociaż nie był o nawet 9-00 rano. O 10-00, po wyjś ciu ze sklepu, zwolniliś my dla niej parking. Wyglą da na to, ż e nie miał a nic zł ego, ale nadal pozostał nieprzyjemny posmak. Nie podobał nam się ten pensjonat.

Dzień trzeci.


Rano, spacerują c po Inverness, udaliś my się oczywiś cie do Loch Ness, jak mogł oby się bez niego obejś ć ! ! ! Pię kne jezioro z ł adnymi ruinami zamku Urquhart (wstę p do zamku pł atny). Ś wiecił o sł oń ce, a zdję cia był y ś wietne. Zeszli na brzeg, ż eby zadzwonić do Nessii, i popł ynę li...kaczkami.

Dalej destylarnia ukochana przez naszą rodzinę Dalmore, najwspanialsze plaż e Dornoch (znalazł am muszelkę z dł oni na falach), szkoda, ż e ​ ​ deszcz znó w nas odwió zł , zjedliś my obiad w lokalnej restauracji i - dalej do zamku Dunrobin . Jasny i niezapomniany zamek w stylu magnackim ksią ż ą t Sutherland (nawiasem mó wią c, sami Szkoci tego zamku nie lubią ), z pię knym, zadbanym duż ym parkiem. Chodziliś my po zamku iw parku (wstę p pł atny).

Dalej – obok wodospadu Falls of Shin (ł osoś nie skakał , nieważ ne jak bardzo patrzyliś my) i przez cią gł ą tundrę do koń ca tego dnia – Ullapool. Deszcz zaczynał się i koń czył dwadzieś cia razy. Zmę czony robieniem zdję ć tę czom, nawet podwó jnie obserwowanym (w Rosji nie widział em tylu tę czy w cią gu jednego dnia i roku). Krajobrazy gó rskie są specyficzne, surowe, fascynują ce, niekoń czą ce się i spokojne. Trudno to opisać - trzeba je raz zobaczyć , a wszystko zrozumiesz. Zdję cia nie oddają tego spokoju, ciszy i poczucia lotu. I tak dotarliś my na skraj tego cudu, z przodu – Ullapool.

Ullapool to cicha, spokojna wioska portowa, gł ó wną i jedyną atrakcją jest prom.

Trzecia noc był a w Birchgrove Guest House, 2 Kanachrine Court, Ullapool. Spotkał em sł odką i wesoł ą gospodynię Don. Mał y przytulny pokó j ze wszystkim co potrzeba (opró cz standardowego zestawu był y szlafroki, kapcie, ló d w termosie, whisky, sł odycze i owoce, przejś ció wki do gniazdek). W ł azience znajduje się kabina prysznicowa. Bardzo przyjemna, domowa atmosfera. Wieczorem umawialiś my się na ś niadanie, a rano czekaliś my na pł atki owsiane z miodem i ś wież ymi malinami, jajka na twardo i standardowy zestaw ś niadaniowy kontynentalny. Salon z kominkiem, sofami i grubym czarnym kotem wylegują cym się leniwie na dywanie przed kominkiem. Idylla! Gospodyni zaproponował a restaurację , w któ rej moż na zjeś ć obiad. Umó wiliś my się na wcześ niejsze ś niadanie, bo przed promem był y jeszcze plany.

Dzień czwarty.


Przed wypł ynię ciem postanowiliś my odwiedzić wą wó z Corrieshalloch i wodospad Measach, któ ry znajduje się.20 minut jazdy od miasta.

Uderza mał y, ale bardzo gł ę boki wą wó z, nad nim przerzucony jest kł adka dla pieszych, a nieco dalej znajduje się taras widokowy. Po 40 minutach marszu udaliś my się na prom, zwł aszcza, ż e ​ ​ rejestracja na niego koń czy się.40 minut przed odpł ynię ciem. Zmieniwszy wydruki rezerwacji biletó w, zaczę li czekać.

Prom Ullapool-Stornoway (wyspa Lewis). Ogromny statek wielkoś ci pię ciopię trowego budynku (moż na na nim niedrogi posił ek, jest bar) zawió zł nas na wyspę Lewis. W trakcie podró ż y był o lekkie koł ysanie, pró bowali wyjś ć zrobić zdję cie na pokł adzie - prawie odleciał o, wytrzymali okoł o 5 minut i wbiegli z powrotem do ś rodka. Ró wnież w ś rodku wszystko jest dobrze widoczne przez panoramiczne okna. Gł ó wną atrakcją wyspy (a dla nas jedyną , ponieważ nie chcieliś my na niej nocować i pospieszyliś my na prom powrotny (mialiś my okoł o 2.5 godziny)) był park megalitó w Callanish.

Odwiedziliś my Callanish I, najwię kszą i najchę tniej odwiedzaną (spacerowaliś my tam przeszywają cym wiatrem przez okoł o 40 minut), jest kilka mniejszych konstrukcji - nie dotarliś my do nich. Uczucia są mieszane, ale wraż enia otrzymane. Sama wyspa jest sł abo zaludniona i praktycznie bez drzew - tundra, droga jednopasmowa z poszerzeniami na przejazdy z przeł ę czą (Passing Place) z biegają cymi w poprzek owcami. Po przejś ciu na wyspę Harris udaliś my się na prom Tarbert - Uig, aby przeprawić się na wyspę Skye. Sam prom był taki sam. Sł oń ce i brak wiatru pozwolił y nawet wyjś ć na otwarty pokł ad i tam posiedzieć . Dzień miną ł dobrze io 18:00 dojechaliś my na wyspę Skye. Zgodnie z planem w tym dniu odwiedziliś my ró wnież rodowy zamek klanu MacLeod, Dunvegan Castle. Po znalezieniu hotelu i zamó wieniu kolacji na wieczó r udaliś my się do zamku klanu znanego z filmu „Gó ral”. Nie udał o nam się dotrzeć do tego miejsca, wejś cie do parku zamkowego był o zamknię te (był a już.19-00, wejś cie był o pł atne, a dzień pracy już się skoń czył ).


Nie mieliś my okazji doczekać się do godziny 10:00, bo wcześ nie rano mieliś my wyruszyć w podró ż po Sky. Pojechaliś my na wybrzeż e i postanowiliś my nim pojeź dzić , a potem nagle ujrzeliś my ten zamek - robią c zdję cie na jego tle, kontynuowaliś my jazdę motocyklem, jadą c przez wyspę , pojechaliś my do Portree. Szczegó lnie niepozorne miasto poł oż one na gó rze nad zatoką . Po zaaranż owaniu znanej już wieczornej promenady wró ciliś my na kolację do hotelu.

Czwarta noc w Skeabost Country House Hotel, Isle of Skye, Skeabost Bridge, Portree. To był najdroż szy hotel w naszej podró ż y - 110 funtó w za noc. Wraż enia z niego pozostał y niejednoznaczne. To nasz niefortunny wybó r z uwagi na to, ż e wystarczył o nam tylko przenocować i jechać dalej (w tym sensie nie jest to warte swojej ceny), a w tym hotelu trzeba spę dzić przynajmniej weekend. Jest to stara rezydencja z duż ym ogrodem krajobrazowym wokó ł , z molo rybackim i polem golfowym, z duż ym parkingiem.

Na pierwszym pię trze znajduje się wiele ogó lnodostę pnych pomieszczeń z zabytkowymi meblami i wnę trzami: bar, restauracja, sala kominkowa z roztopionym prawdziwym kominkiem i ogromnymi mię kkimi kanapami, sala bilardowa itp. Pomieszczenie wydawał o się mał e (i był o normalne ) ze wzglę du na wysokie sufity. Wszystkie meble i hydraulika w pokoju był y nowe. Ten hotel dla mił oś nikó w staroż ytnoś ci, od dawna nie odrestaurowywany, z wyboistym wjazdem z autostrady, z dala od osad. Dzię ki temu został dobrze zapamię tany i pozostawił mił e wspomnienie. W pokoju opró cz wszystkiego był y szlafroki i grabie.

Dzień pią ty.

Po zapł aceniu w hotelu pojechaliś my zobaczyć pię kno wyspy Skye. Pierwszym przystankiem był Duntulm Castle of the MacDonalds. To pierwszy zamek, do któ rego nie warto był o chodzić . Padał deszcz, mał a, sł abo wydeptana ś cież ka prowadził a z drogi do ruin zamku, poł oż onego na niewielkiej pó ł ce skalnej, wokó ł któ rej pasł y się wszystkie te same owce.


Podejś cie do samych ruin był o zamknię te. Wystarczył o zrobić mu zdję cie z drogi i jechać dalej. W rezultacie zmokliś my i wró ciliś my i poszliś my fotografować krajobrazy Quirang (Quirang), potem z tarasu widokowego podziwialiś my wodospad i czarne bazaltowe skał y Kilt Rock (wielorybó w i delfinó w nie widzieliś my) nie daleko od Staffin i po dotarciu do gó r Storr, wspią ł się na nie, aby zobaczyć Starcó w ze Storr. Dla mnie to podejś cie okazał o się trudne, po trzech postojach odmó wił am dalszej wspinaczki i usiadł am na kamyku (nie dbał am o to, ż e był mokry), ż eby zł apać oddech, a mą ż wspią ł się na samą bazę tej ogromnej skał y, mó wią c pó ź niej, ż e najtrudniejszy To był ten ostatni kawał ek drogi, któ ry się wznosił . Po kró tkim odpoczynku zobaczył em leż ą cy z przodu niezwykł y obraz, po prawej stronie widać był o trzy identyczne gó ry, któ re nazywają się Trzema Siostrami. Duch jest zniewalają cy! To jest poza sł owami! I nawet wszę dobylskie owce dotarł y tutaj!

Na to pię kno warto się wspinać , ale buty muszą być antypoś lizgowe i mocniejsze. Mó j mą ż wcią ż z podziwem wspomina te gó ry.

Po zejś ciu (okazał o się to trochę ł atwiejsze), przebraniu się w suche i czyste buty (zdecydowanie potrzebna jest zapasowa para) pojechaliś my wzdł uż wybrzeż a. Zjedliś my lunch w nadmorskiej restauracji w Port-ree i udaliś my się na most, aby opuś cić Skye. Wyspa nie wywoł ał a ż adnych specjalnych emocji (poza kilkoma chwilami i wspinaczką na gó rę ).

Po zejś ciu z wyspy udaliś my się do kolejnego zamku, któ rego nie moż na przegapić ! To oczywiś cie Eileen Donan, gdzie krę cono „Gó ral” (wstę p jest pł atny). W ś rodku nie moż na robić zdję ć , wię c dobroduszny dozorca przynió sł miecz z napisem na rę kojeś ci Macleoda na dziedziniec, gdzie moż na był o zrobić zdję cie. Po dostatecznym wspię ciu się wokó ł zamku ruszamy w daleką podró ż do koń cowego punktu tego dnia – Fort William.

Po znalezieniu hotelu jak zawsze wybraliś my się na spacer po centrum miasta.

Zwykł e miasteczko portowe, przyjeż dż ają tu poszukiwacze mocnych wraż eń - wspinaczka, kolarstwo gó rskie, a zimą - narty.

Dzień był dobry - tylko trzy razy zaczę ł o padać.

Pią ta noc w hotelu Clan Macduff, Achintore Road, Fort William. Standardowy hotel z duż ym parkingiem nad brzegiem wą skiej zatoki. Z widokiem na niskie gó ry po drugiej stronie. Mieliś my pokó j z dobrym widokiem na tę zatokę przez ogromne okno na podł ogę i mał y balkon. Sam Bó g zamó wił romantyczną kolację , któ rą zorganizowano za 20 minut. Szybko poszliś my do sklepu spoż ywczego w centrum miasta i kupiliś my ró ż ne rzeczy i oczywiś cie butelkę whisky. Rano w restauracji opró cz ś niadania kontynentalnego do wyboru był o jeszcze pię ć rodzajó w ś niadań . Miał em ł upacza z szalotkami.

Dzień szó sty.

Rano udaliś my się na Schody Neptuna. Mieliś my szczę ś cie, gdy się zbliż yliś my, blokował się stary jacht wę glowy.


Został y jej dwie ś luzy, a potem z rzę du skrę cili (mosty nie rozchodzą się , ale skrę cają i stają się ró wnoległ e do wybrzeż a) dwa mosty dla samochodó w i kolejka, mijają c ją . Sł ynny silnik Jacobite biegnie z Fort William (grzechem dla fanó w Harry'ego Pottera jest tę sknić za nim). Dalej zgodnie z planem nastą pił o wejś cie na najwyż szy punkt Szkocji, na szczyt Ben Nevis, ale pamię tają c moje poprzednie udrę ki podczas wspinaczki na Storr, udał o mi się namó wić mę ż a, aby wjechał windą na poł oż oną nieopodal gó rę ( przypadkowo zauważ ył em znak po drodze) - 15 minut przesiadywania mię dzy niebem a ziemią i jesteś my na szczycie. Po przejś ciu dwoma mał ymi minibusami i zrobieniu kilku dobrych zdję ć , zeszliś my tą samą drogą . Samych owiec nie widziano tutaj, ale natrafiono tu ró wnież na produkty ich ż yciowej dział alnoś ci. Ten spacer po gó rach wcale nie był mę czą cy! Na gó rze jest doś ć chł odno - przydał y się czapki i rę kawiczki.

Przelatują c obok zamku Inverary w stylu francuskim (szkoda, ż e ​ ​ go przegapiliś my - nie był z gó ry oznaczony na naszej trasie), skierowaliś my się przez sł ynne fantastyczne pię kno wą wozu Glencoe do najwię kszego i najbardziej malowniczego jeziora w Szkocji, Loch Lomond. Po drodze postanowiliś my zajrzeć do kolejnych ruin zamku Kilchurn. To drugi zamek, do któ rego nie warto był o chodzić , wystarczył o podziwiać go z drogi. Ale podeszliś my do niego bliż ej, po zielonej ł ą ce z mał ymi biał ymi owieczkami, spodziewaliś my się spaceru i wygrzewania się na sł oń cu, pogoda był a pię kna. Po okoł o 50 metrach ł ą ka okazał a się paskudnym bagnem, miejscami nogi spadł y do ​ ​ kostek, ale jesteś my upartymi ludź mi i wcią ż dotarliś my do brzegu rzeki, po przeciwnej stronie któ rej znajdował się ten zamek . To już drugi raz, kiedy potrzebne są zapasowe buty. Dalej droga biegł a wzdł uż Loch Lomond, wię c kilka razy zatrzymywaliś my się , aby zrobić zdję cia, ponieważ czę sto był y parkingi.

Przybywają c do Balloch i znajdują c miejsce na nocleg, poszliś my na spacer. Tutejszy park okazał się duż y i pię kny z dł ugą dę bową aleją prowadzą cą do Zamku Balloch (zamknię tego z powodu remontu), któ ry znajduje się na wzgó rzu nad jeziorem Loch Lomond. Wieczó r był sł oneczny i ciepł y, usiedliś my na ł awce pod murami zamku z widokiem na jezioro i rosną ce w dole dę by, pod któ rymi pę dził y jaskrawoczerwone wiewió rki. Potem był a kolacja w poleconej przez gospodynię restauracji, po drodze do któ rej zobaczyliś my czarnego ł abę dzia na rzece.

Dzień był sł oneczny i ciepł y - nigdy nie zaczę ł o padać.


Szó sta noc w Gowanlea Guest House, Drymen Road, Balloch, Loch Lomond. To był najtań szy pokó j w naszej podró ż y - 60 funtó w za noc. Mał y dom, niepozorny z wyglą du. To jedno z tych miejsc, w któ rych trudno stwierdzić , co jest w ś rodku, patrzą c na nie. Wewną trz znajdował się przytulny pensjonat ze wspó lnym salonem i dobrym przestronnym pokojem. Mę ż owi podobał o się , ż e w pokoju był a ł adowarka do iPhone'a. Wł aś cicielka Andrea to cudowna i przyjazna pani.

Ś niadanie zorganizowano wieczorem.

Dzień sió dmy.

Rano odwiedziliś my zamek Dumbarton, wtulony w dwie skał y i prawie niezauważ alny od strony lą du, tylko fragment muru twierdzy, znajdują cego się na szczycie gó ry, potwierdzał poprawnoś ć naszej drogi.

Glasgow. Zaskoczony i zdumiony. Nie typowe szkockie miasto. Kreacje architektoniczne na każ dym kroku - nieszablonowe myś lenie i wizja zmienił y to miasto w coś nie do opisania. Zdecydowanie powinieneś odwiedzić i zobaczyć , jak wspó ł istnieją w nim stare i nowe. Gł oś no, tł oczno, z mostem poroś nię tym brzozami i katedrą w Glasgow w lesie. Sł ynna wież a wiatrowskazowa niestety znowu nie dział ał a. Miasto nam się spodobał o, po kilku prawie pustych dniach dosł ownie nami wstrzą snę ł o. Po mieś cie kursują czerwone autobusy turystyczne.

Ponieważ nie planowaliś my z gó ry wizyty w Glasgow, stał o się to spontanicznie, został o na to tylko pó ł dnia (to nie wystarczy, trzeba co najmniej 3). Nastę pny był oczywiś cie obowią zkowy dla wszystkich turystó w, odrestaurowany i przekształ cony niemal w atrakcję dla dzieci Zamek Stirling. Zamek ten speł nia wszystkie wyobraż enia klasycznych budowli obronnych: znajduje się na nie do zdobycia wysokiej gó rze, pł atny parking bezpoś rednio przed bramami twierdzy był przepeł niony - musiał em parkować poniż ej w mieś cie. Wejś cie jest pł atne, nasza wizyta zbiegł a się w niedzielę , był o duż o ludzi, zabrakł o audioprzewodnika, oglą daliś my pokaz kostiumó w, spacerowaliś my po zamku, jednym z niewielu zamkó w, gdzie moż na robić zdję cia wszę dzie, zjedliś my lunch w lokalnej kawiarni wewną trz zamku na dachu z pię knymi widokami z tego wysokiego punktu na okolicę.

To po prostu raj dla dzieci: siodł ali armaty, staczali się po wzgó rzach, ubrani w zbroje, co pó ł godziny w ró ż nych czę ś ciach zamku, zaczynał y się dla nich mini przedstawienia, wł asnymi rę kami robili ró ż ne rę kodzieł a, wszystko dał oby się dotknię ty rę kami.


Zostawiają c wesoł ego Stirlinga, udaliś my się do budynku, któ ry został wzniesiony na Tysią clecie - to jest Falkirk. To rodzaj windy do ł odzi. Był o tam też sporo zwiedzają cych, dzieci bawił y się przejaż dż kami wodnymi, biegał y boso w szortach i T-shirtach, a my owijaliś my się w kurtki, na zewną trz był o +12. Niesamowicie zimne, odporne dzieci! ! ! Dalej nasza droga - w Dandii.

Sió dma noc w Balgowan House 510 Perth Road Dundee. Duż a rezydencja poł oż ona obok starego ogrodu botanicznego.

Tym razem był to pokó j najbardziej luksusowy: ogromny pokó j z ł ó ż kiem, sofą i fotelami oraz ł azienka z wanną i kabiną prysznicową był a wielkoś ci pokoju w naszym drugim hotelu.

Szerokie schody z peł nowymiarowymi witraż ami prowadził y w dó ł do jadalni z prawdziwym kominkiem i duż ym stoł em jadalnym. Spotkaliś my się z mł odą wł aś cicielką Richie - wysoką blondynką . Jakie był o moje zdziwienie, gdy wcześ nie rano zobaczył am go w biał ym fartuchu przygotowują cym dla nas ś niadanie!

Dzień ó smy.

Nastę pnego dnia był o Dundee - nieszczegó lnie godne uwagi, moż e z wyją tkiem statku Discovery, któ ry jest tam rozł oż ony i przekształ cony w muzeum, i ogromnego mostu Tay. Obudziliś my się wcześ nie i udaliś my się do miasta St. Andrews sł ynie z uniwersytetu, na któ rym studiował obecny nastę pca tronu, ksią ż ę William. St. Andrews to pię kne, mał e arystokratyczne stare miasto z ruinami zamku i katedrą ś w. Andrzeja, ze studentami ubranymi w czerwone lub czarne peleryny i pię kną piaszczystą plaż ą . Ponadto jest kolebką golfa. Mił o był o spę dzić tam czas spacerują c.

Rano w drodze na lotnisko zatankowali samochó d, zaparkowali na parkingu, gdzie go zabrali, oddali kluczyki i nawigatora przy kasie na lotnisku i odlecieli do domu. Kurtyna….

Dodatkowo dodam, ż e na tej wycieczce celowo nie odwiedziliś my stolicy Edynburga. To miasto jest bardzo pię kne i cudowne, potrzebuje czasu, co zrobiliś my wiosną . Sł ynna Kró lewska Mila z Zamkiem Edynburskim na począ tku (wstę p pł atny, jest audioprzewodnik w ję zyku rosyjskim) i Pał ac Holyrood na koń cu (jest też audioprzewodnik w ję zyku rosyjskim), jest godna uwagi dla każ dego domu, a ulice i mosty, któ re biegną w obie strony, zbudowane w taki sposó b, ż e na począ tku nie zdajesz sobie sprawy, ż e to most. Musisz tu spę dzić co najmniej pię ć dni. Przez miasto przebiegają turystyczne trasy autobusowe.


Wyjazd udany! ! !

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (4) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara