NIGDY! NIKT!

Pisemny: 13 wrzesień 2010
Czas podróży: 20 — 26 sierpień 2010
Ocena hotelu:
2.0
od 10
Oceny hoteli według kryteriów:
Pokoje: 5.0
Usługa: 1.0
Czystość: 3.0
Odżywianie: 1.0
Infrastruktura: 1.0
Był y w dniach 19-26 sierpnia 2010 r.
Ocena - dwa, policz, co jeszcze moż na tam umieś cić , ż eby znalazł o się poniż ej cokoł u. Zacznijmy, przyjedziemy do De Belgique o 11-3.19. 08.2010 nasza grupa do rozliczenia - 5 pokoi, wszystkie rosyjskie. Jak zwykle godzina wymeldowania w hotelu to 12-00, jednak wszyscy poza mną byli już zał atwieni (nie dziwię się , zawsze mam najwię cej szczę ś cia). Administrator, on jest wł aś cicielem tego hotelu, myś leliś my, ż e Francuz, jak się okazał o Arab, wyjaś nił mi, ż e mó wią , ż e jeszcze nie jest 12-00 - czekaj. Ok, w porzą dku, spodziewam się . O administratorze: napisali na stronie - plują cy obraz Ole-Lukoye, sam Lukoye nie widział em, ale pomyś lał em też „jeden do jednego”. Nazwijmy go warunkowo „Jacques”, bo Monsieur się nie przedstawił , nie był o odznaki, ale tak naprawdę nie chciał . Dla mojej dziewczyny spowodował skojarzenie z osobą molestują cą dzieci. Podł y typ, chudy, mał y, ł ysy, ale to ja, dla kompletnoś ci, do tej chwili nie był o na niego ż adnych skarg. Poszedł em na gó rę do mojego przyjaciela, zostawił em walizkę , tam iz powrotem już.12-00. Wspaniale.
Schodzimy na dó ł , okreś lamy czy pokó j jest gotowy, nie, nie gotowy. Troskliwy Jacques wrę czył nam mapy metra, pogoda jest cudowna, wyjś cie jest w tamtym kierunku, cieszcie się , chodź cie i tam pokó j bę dzie gotowy. Podzię kowaliś my, ale najpierw numer, potem pó jdziemy na spacer. Siedzimy w „sali”, czekają c, cudownie pachnie: coś pomię dzy omletem a, przepraszam, moczem. Jest nas troje: ja, koleż anka i jej 8-letnia có rka. Dziecko jest zmę czone, gł odne, zaczyna ję czeć , kiedy, kiedy. Sami jesteś my już bliscy przygnę bienia, a nasz Jacques nie swę dzi. Siedzi sam w sobie, pilnuje swoich spraw, ż yczliwie rozmawia z kimś o pogodzie, chodzi tam iz powrotem, nie zwraca na nas uwagi, nic nie wskazuje na to, ż e mó j numer jest przygotowywany. Jedyna sł uż ą ca też jest gdzieś w pobliż u, czyli nic się tam nie dzieje. Godzina 12-30, pró ba spojrzenia Jacquesowi w oczy nie powiodł a się , aluzja nie zniknę ł a, postanowił em podejś ć i zapytać jeszcze raz, pamię tajcie, niezwykle grzecznie: „Przepraszam, kiedy nasz numer bę dzie gotowy? ”.

Tu zaczyna się nasza epopeja. Sł odki, mił y, skromny Jacques w sekundę zamienił się w potwora, mał e oczka raka prawie wyskoczył y ze swoich pomarszczonych orbit, jego twarz wykrzywił a się , gdy zaczą ł krzyczeć , ś lina w ró ż nych kierunkach. Udał o nam się uchwycić takie znaczenie: gdzie to był o widziane, ż eby jacyś turyś ci odważ yli się go pospieszyć , sam Jacques, dopiero w poł owie pierwszego dnia, a oni, widzicie, już chcą wejś ć do pokoju. Nadeszł a moja kolej, aby się wydostać . Mó j angielski jest już gorszy niż wcześ niej, ale Jacques rozumiał punkt po punkcie. Po pierwsze, jakiego rodzaju Jacques na nas krzyczysz, my powinniś my krzyczeć na Ciebie, hotel zarezerwowaliś my z miesię cznym wyprzedzeniem, pokó j moż na był o przygotować wcześ niej. Po drugie jesteś my zmę czeni drogą , moż na się spodziewać lope. Po trzecie, gdzie jest twoja księ ga skarg. Po czwarte, na każ dej stronie napiszę recenzję o niesamowitej goś cinnoś ci Twojego hotelu. Psychol w koń cu stracił panowanie nad sobą , wł aś nie tam znalazł jednak klucze do jakiegoś pokoju i grzecznie nimi rzucił we mnie w ten sposó b.
Wchodzę do pokoju, za mną gę siego, zszokowana tym, co zobaczył i usł yszał , sł uż ą ca, nasz mił y administrator i przyjaciel z dzieckiem. Scena prawie cicha, wszyscy czekają na moją reakcję z proponowanych komnat. Ja natomiast rozglą dam się , bo czekam na brudną sztuczkę (martwy szczur, trzy nogi przy ł ó ż ku, zamurowane okno, ciekną ca toaleta itp. ), ale nic nie znajduję podejrzany. Wszystkie są usuwane. Scena druga. Pod wraż eniem postanawiam zadzwonić do naszego touroperatora. Naiwny. Przewó d telefoniczny został przecię ty. Idę do koleż anki, ale też nie mogł em się przedostać . Schodzę do kolegi, pytam jak dzwonić na lokalne numery, pró buje przeprosić , ignoruję . Mó wi, ż e masz przy sobie telefony komó rkowe, prawdopodobnie dzwoń z nich. Tak, szał u. Kró tko mó wią c, na tym wszystko się skoń czył o. Nie zdecydowaliś my się na zmianę hotelu, nie zdecydowaliś my się dalej pró bować czegoś napompować , bo finanse są ograniczone, ale nie chcieliś my marnować na to kolejnego dnia. Mieszkaliś my w tej bajce przez 7 dni.
Od razu zdecydowaliś my, ż e nie pó jdziemy na nasze „kontynentalne ś niadanie” z powodu naszego obrzydzenia i przyjemnych zapachó w wokó ł . Zawsze zamykał em walizkę , chowają c tam szczoteczkę do zę bó w i otwartą wodę , boją c się , ż e moż e zrobić coś strasznego lub podł ego z moimi rzeczami. Ten hotel wymaga zwrotu kluczy za każ dym razem, gdy wyjeż dż asz. I za każ dym razem, już zabierają c klucz, ró wnież rzucał nim w nas lub w naszą stronę , nie witają c się wcale i nawet nie patrzył w naszą stronę . Chociaż do tego czasu byliś my już przyzwyczajeni do tego, ż e wszyscy zawsze wszę dzie się uś miechają (bonjour, aurevoir itp. ), nawet w sex shopach, nie myś l, po prostu czę sto przechodziliś my obok.
Scena 3: Poż egnanie. Wychodzę z pokoju, dokł adnie o 12-00 cią gnę walizkę z 3 pię tra, na 2 pię trze nasz Jacques po prostu leci na mnie jak latawiec, wycią ga mi walizkę z rą k, znowu krzyczy jak cię cie.

Z jednej strony wydaje się , ż e rozwś ciecza go to, ż e sam dź wigam swoje brzemię , jak dż entelmen, jak mogł em tego wcześ niej nie widzieć ! Z drugiej strony znowu sł yszę jakieś przekleń stwa skierowane do nas iw czystym rosyjskim sł owa „już dwanaś cie”. O 12-05 wszyscy jesteś my na dole, chciał em wyjś ć o 12-30, oczywiś cie na zł oś ć , ale cholera się nie udał o. Pytam koleż ankę gdzie moż emy zostawić walizki, nasz bus na lotnisko bę dzie pod hotelem za 3 godziny. On: „Wiedz, wyjdź , dwunastu”. I coś innego w tym samym sensie, jak teraz cię ponaglam, wynoś się . Przepraszam, to standardowa usł uga w każ dym hotelu, zostawiam walizki, chodzę i wymeldowuję się . „Nieee, oto walizki, za drzwiami, wynoś się ”. Kolejna fala zł oś ci, od razu dodzwoniliś my się z komó rki do naszego touroperatora, są w szoku, obiecują wszystko zał atwić . Byliś my pewni, ż e gdyby był z nami jakiś mę ż czyzna, nie wydał by dź wię ku, ale wtedy postanowił pomś cić wszystkie swoje pretensje do pł ci ż eń skiej.
Jacques podnosi sł uchawkę , dł ugo rozmawia, przechodzą c od uprzejmego tonu do znanych już okrzykó w i ż yczeń , zł apaliś my znane nam już francuskie sł owa w tł umaczeniu „gó wno” i „bę karty” i rozł ą czamy się . Oszoł omiona dziewczyna z biura podró ż y oddzwania do nas, mó wi, co mu zrobił eś , generalnie jest u nas nieadekwatny, na ogó ł bał a się tam zostać . Mó wię jej, ż e tak naprawdę ż yliś my tak 7 dni, a raczej przeż yliś my. Mó wi, jedź na lotnisko. Byliś my zdenerwowani, bo przez te 3 godziny chcieliś my kupić pamią tki, a naszego bagaż u po prostu nie dał o się unieś ć . Potem oddzwania, mó wi idź do pobliskiego hotelu, zostaw tam rzeczy, zgodził a się . Dzię ki, wł aś nie to zrobili. Muszę powiedzieć , ż e administrator w nowym hotelu, coś w rodzaju 3 gwiazdki „Arena Opera”, był bardzo mił y i wcale nie był zaskoczony zachowaniem naszego Jacquesa, już o nim sł yszał . Lubię to.
Tak, obok nas był też.2 ** hotel Blanche, w któ rym pierwotnie chcieli nas zameldować , ale dziewczyna z biura podró ż y nie radził a zostawiać tam rzeczy, bo tam też jest dziwny administrator. Có ż , powiedzieć „dziwne” o naszym, to nic nie mó wić.
W recenzjach tego hotelu nie był o ani sł owa o chamstwie, tylko o stanie pokoi i ich obsł udze. Wyglą da na to, ż e tylko nam się poszczę ś cił o.

Wł aś ciwie nie mam praktycznie ż adnych skarg na sam hotel, nawet w domu czytał em pochlebne recenzje o De Belgique, przygotował em się tak dobrze, ż e był em nawet mile zaskoczony pokojem. Ł ó ż ko, stó ł , krzesł o, ł uk szafy, szafki nocne i ł azienka. wę zeł . Naprawdę nie ma czasu na oglą danie telewizji, ale po wł ą czeniu znalazł em tylko 5-7 dział ają cych kanał ó w, oczywiś cie lokalnych, szukał em muzyki, nie znalazł em i stwierdził em, ż e nie ma pilota i gł oś noś ci kontroli w zasadzie.
Ale nawet karaluchy w ł azience i rogalik pozostawiony na stole w pokoju nie przeszkodzą mi w ocenie tego 2-gwiazdkowego hotelu od 3+ do 4 punktó w (nigdy nie zapomnieliś my, ż e wybraliś my hotel 2** i nic wię cej nie czekaliś my) oraz ocena „obrzydliwe, niebezpieczne, nie do pomyś lenia, gorsze niż myś lisz” dla wł aś ciciela-administratora i nie zdziwił bym się , gdyby ró wnież szefowi kuchni Jacquesowi. W ten sposó b poszczegó lne osoby mogą „odebrać ” z hotelu obecnoś ć dwó ch nieszczę snych gwiazd.
Nie trzeba dodawać , ż e MOCNO NIE POLECAM nikomu tam zostać .
Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał