Recenzja biura podróży (Moskwa)

Firma, która nie dba o swoich klientów

Autor:
Data zakupu usługi: 19 lipiec 2017
Pisemny: 08 sierpień 2017
3.0
Biuro podróży: (Moskwa)
Typ usługi: отель, авиаперелёт

Jeśli marzysz o najgorszych wakacjach swojego życia, chcesz wydać ogromne pieniądze i wrócić z urlopu ze zepsutymi wrażeniami i nie do końca usatysfakcjonowany, to zdecydowanie powinieneś skontaktować się z biurem podróży Ambitour. Jak podano na stronie internetowej wspomnianego biura podróży, jest to oficjalny autoryzowany przedstawiciel touroperatora znanego Coral Travel, jednak lepiej bym się z nimi skontaktował, niż tracił czas na korzystanie z usług firmy Ambitour.

Nie było pytań, gdzie jechać na wakacje: Włochy zawsze były moim ulubionym miejscem wypoczynku, a ile razy byłem w miejscowości nad morzem - Rimini - nie da się zliczyć.

Od dawna śledzę moje osobiste preferencje, sam kupując bilety lotnicze i rezerwując Artis Hotel Rimini, jeden z najlepszych pod względem jakości i obsługi, zamierzając zrobić to samo w tym roku, ale namówiono mnie, żebym nie zawracał sobie głowy i wszystkie pytania przekazuję do biura podróży, co niestety zrobiłam.

Pozornie sympatyczna pani pokazała nam zdjęcia znakomitego Hotelu Cirene, z czystymi, pięknymi pokojami i wszystkimi niezbędnymi udogodnieniami, zapewniając nam pierwszorzędną obsługę, miłą obsługę oraz wliczone w cenę śniadanie z obfitością pysznego jedzenia w ulubionej przez wszystkich formie bufetu. Tak, wierzyli, kupili to.

Co się właściwie stało? Po przybyciu do Włoch powitał nas autobus, który zabrał wszystkich turystów, którzy przybyli z firmy, aby zabrać ich do hoteli i zakwaterować z wszelkim komfortem i wygodą.

Nie dość, że wszyscy wczasowicze, jak kompania bezbeltników, zostali podwiezieni na jednym z miejscowych przystanków, niejasno machając rękami, pokazując w ten sposób położenie hoteli, więc nikt nie raczył nam wręczać bonów ani kuponów rabatowych, albo karteczki z informacjami o dobrych restauracjach w dzielnicy, sklepach i supermarketach - nic. Wtedy poradź sobie, jak mówią, na własną rękę, a także sam poszukaj swoich hoteli. A potem zniknęli, zostawiając zdezorientowanych turystów z walizkami w rękach na obskurnym przystanku.

Hotel, tak dobrze zareklamowany nam w firmie, okazał się zupełnie inny i zupełnie inny od pokazanych nam zdjęć. Już przy wejściu do niej uderzyły nas towarzystwa babć dmuchawca, znajdujące się w cieniu na werandzie, podobno dyskutujące o sposobach robienia ravioli dla wnuków i skutecznych maściach na bóle pleców. Ani jednego młodego człowieka - już podejrzanego.

Gospodyni hotelu stojąca w recepcji, właśnie widząc nas wchodzących z walizkami, zrobiła niezadowoloną minę, jakbyśmy właśnie dodali ketchup z majonezem do świeżo ugotowanego makaronu bolońskiego, zameldowali się i oddali klucze do pokoju twarz pełnej wrogości i obrzydzenia. Ale z babciami, które podchodziły do ​​niej z pytaniami, natychmiast zalśniła aureolą nad głową i gruchała słodkim głosem jak anioł, oświetlając swoim światłem ścieżkę zaginionych matron.

Pokój… Na przykładzie naszego pokoju można by napisać całą notatkę dla właścicieli hoteli o tym, które pokoje nie mogą pomieścić przybywających gości.

Wydawało się, że dostaliśmy miejsce, w którym personel mieszka w zwykłych hotelach: nie było mowy o jakiejkolwiek lodówce ze standardowym zestawem napojów i przekąsek; meble, żyjące na ostatnich nogach i dosłownie modlące się o ich wymianę; Podłogi, które nie były myte, najwyraźniej od czasów Cesarstwa Rzymskiego, i brudny patyczek do uszu leżący przy szafce nocnej były pamiątką po tamtym okresie (patyczki, nawiasem mówiąc, nie były usuwane przez wszystkie nasze dni zostać); łazienka, z niekontrolowanym przepływem ciepłej lub zimnej wody, nie było drogi pośredniej; Gabaryty pokoju były niewielkie, że można było dostać się do szafy bez wstawania z łóżka (swoją drogą, z jakiegoś powodu były trzy łóżka, biorąc pod uwagę, że było nas tylko dwoje).

Zamiast obiecanego nam widoku na morze, z brudnego, obskurnego okna widać było ścianę sąsiedniego domu stojącego niemalże blisko hotelu, a pies mieszkający w budy pod nami każdego ranka wył nieznośnie, co nawet ja, miłośnik zwierząt, chciał włożyć do niego pantofelek i dalej spać. W efekcie przez dziesięć dni naszego pobytu w hotelu bezpiecznie zapomniano o naszym pokoju do sprzątania i banalnej zmiany pościeli i ręczników, która odbywa się w normalnych hotelach co kilka dni. Samotne patyczki do uszu nadal były pokryte kurzem i zarazkami przy nocnym stoliku.

Ogólne wrażenie hotelu również pozostawia wiele do życzenia.

Sama sytuacja nie tylko przypomina tani pensjonat dla włoskich emerytów czy elitarny dom opieki w Rosji, więc każdej prośbie lub pytaniu do personelu towarzyszyła niezadowolona buzia z cegieł i aroganckie wyłudzanie kartek ze znakiem euro za ich wykonanie. Nawet Internet, który z definicji powinien być wliczony w cenę noclegu, będzie dla Ciebie dostępny dopiero po wypięciu z kieszeni dodatkowych trzech euro. A z pogardy okazywanej w twoim kierunku przez rusofobiczną gospodynię jest chęć umyć się do zgrzytu, a jednocześnie wydać pieniądze na psychologa, który może przywrócić twoją wiarę w siebie i twoją stabilną i niezachwianą samoocenę który spadł poniżej poziomu Morza Adriatyckiego.

Jeśli chcesz schudnąć i kontrolować ilość spożywanego jedzenia, nigdzie nie znajdziesz lepszej motywacji do tego, chyba że w obliczu Hotelu Cirene.

Znowu nie znaleźliśmy bufetu, który był nam zawzięcie reklamowany, choćby dlatego, że po inwazji wygłodniałej szarańczy, przepraszam, dziadkowie włoscy, nic nie zostało. Codziennie musiałam chodzić na śniadanie do słynnej włoskiej cukierni Tino, gdzie serwowano pyszną kawę i ciastka, za 15 euro. I wiesz, po zobaczeniu atrakcyjności bezprecedensowej hojności, nawet najbardziej obskurny 2-gwiazdkowy hotel w Alanyi wydaje się być twierdzą obfitości i gościnności.

A jeśli to wszystko dałoby się jakoś znieść, skoro całe dnie spędzaliśmy poza hotelem, robiąc własne interesy, ciesząc się słońcem, morzem, pysznym jedzeniem i ogólnie Włochami, to ostatni dzień skreślił wszystkie otrzymane dobre wrażenia w przeszłości.

Wykwaterowanie, które standardowo wszędzie w południe, a nie wcześniej, w tym nie nadążającym za godzinami i profesjonalną obsługą hotelu, ustalane jest o dziesiątej rano, a nie daj Boże nie wyparuj przed tą godziną: pogardliwe spojrzenie gospodyni nawiedzi cię aż do samej granicy rosyjskiej i przez kolejny miesiąc będziesz mieć koszmary. O ósmej rano jak zawsze poszliśmy na śniadanie do cukierni, a gdy wróciliśmy pół godziny później, zastaliśmy pokojówkę już zbierającą pościel i zabierającą ręczniki! O 8:30! Z żalu musiałam przebić ręczniki z powrotem na pół, bo jeszcze przed wyjściem chciałam wziąć prysznic, chociaż podobno od dawna bardzo się nas pragnęły.

Ciasto, które kupiłem, zapakowane w markowe pudełko na słodycze i niosłem w tej samej markowej torbie, która nie pozostawiała wątpliwości skąd pochodzi i co było w środku, zostało SPECJALNIE umieszczone na boku i Zgniecione przez nasze walizki dociśnięte do niego, co pokojówka przełożona na inną stronę i oczywiście nie mogła nie zrozumieć, co było w środku opakowania i jak należy obchodzić się z zawartością. Spora porcja wielkiego i potężnego rosyjskiego przekleństwa wylała się na służącą (córkę hotelarza) bezczelnie szczerzącą się w moim kierunku, jak z rogu obfitości, doprawioną jedynie jej leniwą i obojętną chęcią wyciszenia się, a nie histerią.

W efekcie: za wakacje zapłacono dużo pieniędzy, hotel jest zupełnie inny od tego, co pokazali nam na zdjęciach, obrzydliwa obsługa i lekceważenie gości, jedzenie, które powoduje pozbycie się zbędnych kilogramów za nieatrakcyjny wygląd, oraz biuro podróży, które absolutnie nie dba o swoich klientów, nie kiwnie nawet palcem, żeby jakoś naprawić nieprzyjemne sytuacje i nie zwraca pieniędzy za zrujnowane wakacje. Na pewno wrócę do Włoch, ale z pomocą biura podróży Ambitur to mało prawdopodobne.