|
Autor:
Data zakupu usługi: 06 wrzesień 2014 Pisemny: 22 wrzesień 2014 |
|
Biuro podróży: (Moskwa) Typ usługi: экскурсионный тур |
„Cud”: „Podróż przez Afrykę Wschodnią + wakacje na Zanzibarze” 6.9.14 - 21.9. czternaście.
„CO MÓWIĆ, MÓJ STARY PRZYJACIELE,
jesteśmy winni tylko jednej rzeczy, że ... ”, wierząc w szerzącą się reklamę, zbyt wiele oczekujemy od odwiedzania rezerwatów przyrody. Reklama szerzy się, ponieważ jest nieodpowiedzialna. Powiedzmy, że ktoś obiecuje zdobyć księżyc z nieba, podskakuje - nie dostał. Wzruszy rękami: nie wyszło, może następnym razem będziesz miał szczęście.
Oczywiście to nie Cud jest reklamą, jest wspólny dla wszystkich touroperatorów. I spróbuj kogoś szczerze, to znaczy nazwać rzeczy po imieniu. Natychmiast wyleci do fajki, jeśli wszyscy sąsiedzi w interesach jednogłośnie obiecują góry złota, rzeki mleka i banki galaretek.
Teraz konkretnie. Słynny Park Narodowy Murchison.
Rzeczywiście, podczas safari widzieliśmy prawie wszystkich roślinożerców Afryki, nawet dwa stare lwy, które zasnęły pod krzakiem i nie zwróciły na nas uwagi. (Oczywiście za to zostali wyrzuceni z dumy. Albo żeby nie nakarmić naciągaczy).
Nie mniej znany jest Park Narodowy Lake Nakuru. Reklama obiecuje: „Setki tysięcy flamingów maluje brzegi Nakuru na różowo”. W rzeczywistości sto, może półtora słabo widocznych osobników w oddali, a nawet pod słońcem. „Kolejną atrakcją w parku jest zagrożony wyginięciem czarny nosorożec” – czytamy w ogłoszeniu. Ale poproś lokalnego przewodnika, aby oprowadził Cię po okolicy, a będziesz wyśmiany.
„Ambosali jest jednym z najpiękniejszych parków ze względu na widok na Kilimandżaro”. (Z reklamy). Ale po pierwsze, ten główny szczyt Afryki, według przewodnika, ma sto kilometrów w linii prostej. Po drugie prawie zawsze w chmurach, tak jak w naszym przypadku.
Tutaj, oprócz tych zwierząt, które już widziano w Murchison, obiecuje się gepardy, lamparty i lwy (choć pod niejasnym zwrotem „można zobaczyć”). Widzieliśmy tylko gepardy dzięki szczęśliwemu wypadkowi, który jest omówiony poniżej.
Wioska Masajów ze swoją beznadziejną biedą i niekończącym się nagabywaniem „mani” (w końcu Masajowie to Cyganie z Afryki) zrobiła tak przygnębiające wrażenie, że po niej wszyscy odmówili odwiedzenia kolejnych dwóch wiosek innych narodowości.
W Manyara Park reklama obiecuje główną atrakcję - lwy wspinające się po drzewach. Jednak lokalni przewodnicy odmówili pokazania ich nawet za dodatkowe kilkaset dolarów. Tajna broń czy tajemnica firmy? Najprawdopodobniej sami aborygeni znają tych wspinaczy tylko ze słyszenia. Jeśli w ogóle istnieją, przynajmniej w tym parku.
I wreszcie, zgodnie z reklamą, perłą Afryki jest ogromna misa, kaldera o powierzchni 250 kilometrów kwadratowych, prehistoryczny wulkan, nawiasem mówiąc, wpisany na listę „Naturalnego Dziedzictwa Świata” UNESCO. Już tutaj reklama chciwie gwarantuje, że zobaczysz absolutnie wszystkie zwierzęta Afryki w niespotykanych dotąd ilościach, bo z tej naturalnej miski nie mają dokąd uciec i jest to niemożliwe. Dzień wcześniej kłócili się długo, aż zachrypnęli, czy zostać tu przez cztery, czy sześć godzin. Po dwóch godzinach trzęsienia się pod palącymi promieniami w jeepach przez zakurzoną, prawie spaloną pustynię, wszyscy w milczeniu zgodzili się wrócić do hotelu. Niestety, oprócz widzianych już roślinożerców, patrzyli z daleka, z drogi (nie wolno podjeżdżać bliżej, jak w Murchison), tylko kilka lwów i hien wylegujących się w sennym śnie.
Odpoczynek na Zanzibarze to specjalny artykuł. Można go było wybrać tylko bezmyślnie. Co, jak mówią Niemcy, nie jest dobre.
Brudna woda, bo fala oceanu cały czas zmywa gliniany brzeg, szczególnie podczas przypływów i odpływów. W pobliżu wody - ani jednego leżaka i parasola, są tylko na podwórku przy basenie. Pomimo tropików, rzadka roślinność (kilkanaście małych palm doniczkowych, znowu przy basenie). A na całej wyspie nie ma prawie nic do zobaczenia. Czy można iść do fabryki przypraw za czterdzieści dolców, które są kilka razy droższe niż w Moskwie. (Być może te same zanzibarskie, ale dostarczane luzem, bez możliwości oskórowania łatwowiernych turystów). Tak, wielokrotnie atrakcyjniejsze od Zanzibaru jakiekolwiek podobne tureckie czy egipskie kurorty, gdzie przynajmniej jest coś do zobaczenia. Nawet warunki, w których nie robi się nic, różnią się, ponieważ niebo i ziemia nie sprzyjają Zanzibarowi. Bardzo ważny punkt.
Do Zanzibaru wykonano specjalny objazd lotniczy, w zasadzie dodatkowy szlak turystyczny z wszystkimi wynikającymi z tego stratami materiałowymi i czasowymi. Ponadto w Dar - es - Salam dziesięć godzin spędzało się przed samolotem. Niektórzy siedzieli na lotnisku w Stambule przez sześć, a niektórzy przez całe 12 godzin. A gdyby zaraz po tym, jak rezerwy skierowały się bezpośrednio w stronę Moskwy, to mogliby mieć tańszy i lepszy odpoczynek w tej samej Turcji, nie przez trzy i pół dnia, jak na Zanzibarze, ale przynajmniej przez tydzień. Powtarzamy: zarówno taniej, jak i lepszej jakości.
Nie - nie, nie myśl, że autor tych linii jest przeciwny tej trasie w zarodku. Zupełnie nie. Już samo odwiedzenie samego centrum Afryki Wschodniej to wielkie szczęście. Ale kiedy z całą powagą obiecują ci coś w dokumencie, a w zamian dostajesz dziesięć razy mniej, musisz przyznać, że to zaprzecza, bez przesady, zatruwa nawet piękno, które widziałeś.
Wiadomo, że tylko mucha w maści może zniszczyć beczkę miodu. A co najciekawsze, wiele z tego, co obiecywano, można by zrealizować przy odpowiedniej organizacji sprawy.
Prawie wszystkie biura podróży budują tę wyjątkową trasę według ustalonego niegdyś schematu. Dokładnie tak samo jak, powiedzmy, w miastach czy zabytkach, klasztorach i innych ruinach. Ale jeśli ruiny nigdzie się nie wybierają i można je zwiedzać o każdej porze dnia i nocy, to zwierzęta - przepraszam. W przeciwieństwie do ludzi mają okrutny reżim. Całe życie zorganizowane - polowanie, a nawet zwierzyna imitująca polowanie - tylko rano lub wieczorem. Słynny afrykański upał w środku dnia to najsurowsza sjesta, podczas której zamarza całe życie w Afryce. Nawet roślinożercy wolą drzemać w łóżku, jeśli to możliwe w cieniu, a jeszcze lepiej - w wodzie. Mięsożercy... Nie znajdziesz ich w upale w pełnym tego słowa znaczeniu w ciągu dnia z ogniem.
Nawet w obawie przed głodem nie można zmusić ich do kąpieli parowej, po jedzenie w palącym słońcu. Dlaczego, skoro o wiele łatwiej zrobić to rano lub wieczorem na mrozie. Te same gepardy w Ambosali widzieliśmy zupełnie przypadkiem, gdy przed śniadaniem (podkreślam, nie specjalnie na to wczesnym rankiem, nie o świcie, ale tuż przed śniadaniem o dziewiątej) wyjechaliśmy, próbując zobaczyć przynajmniej kontury Kilimandżaro pokryte chmurami. W rezultacie góra została ominięta, ale zobaczyli Geperdów.
Ale turyści, powtarzamy raz po raz, zgodnie z ugruntowaną tradycją, uparcie i głupio nadal są zabierani na safari w samym środku dnia, w samym upale. (W kalderze Ngoro-Ngoro było z nami więcej jeepów niż samych zwierząt). Co więc chcesz zobaczyć o tej porze dnia, nawet jeśli, jak mówią biurokraci, jest to dostępne? Niestety, nasze kampanie turystyczne i operatorzy są tutaj prawdziwymi, znanymi biurokratami.
Każdy, kto ostatecznie zdecyduje się zerwać z tą złą tradycją, znajdzie się w najkorzystniejszej sytuacji – przed resztą. Oczywiście nie jest to takie proste. Łamanie tradycji jest zawsze trudne. I nadal musisz być w stanie udowodnić, że jesteś dokładnie tym, za kogo się podajesz. Jedna reklama, tym razem prawdziwa, a nie fałszywa, będzie kosztować sporo. Ale może gra jest warta świeczki?
I na koniec, pozytywnie, chciałbym zakończyć tę recenzję kolejnym odcinkiem. W naszej grupie, wraz z mężem, była etatowa pracownica Miracle, operatorka Jekaterina Tarasowa. Pomimo tego, że nie zajmowała żadnych stanowisk (bilet kupiłem za własne pieniądze i podróżowałem ze wszystkimi jak zwykły turysta), zawsze pomagałem organizacyjnie lokalnym przewodnikom. A gdy na Zanzibarze nie wystarczyły dwa miejsca w zarezerwowanym hotelu, z własnej inicjatywy wraz z mężem pojechała do innego na znacznie gorszych warunkach.
Tak więc w prochu „Cudu” jest jeszcze proch strzelniczy, a jego kozacka siła nie wyschła. Władimir Antonow