Recenzja biura podróży Колизей (Kijów)

biuro podróży, jak się w to wpakowaliśmy?

Autor:
Data zakupu usługi: 01 listopad 2011
Pisemny: 25 sierpień 2012
1.0
Biuro podróży: Колизей (Kijów)
Typ usługi: авиаперелёт, оформление визы, другие услуги

"Bądź ostrożny! Nie ufaj biurom podróży!”

„Nie idź do Koloseum, tam zostaniesz oszukany!”

Piszemy o tym, jak skontaktowaliśmy się z biurem podróży Colosseum

i bardzo tego żałowałem (wyjazd do Kanady, Grecji i Turcji).

Biuro podróży "Koloseum"

(ul. Sadovaya, 1, biuro 401, 4 piętro).

G. Nikołajew, Ukraina.

Mój chłopak i ja braliśmy udział w programie dla studentów i tych, którzy właśnie ukończyli studia, aby pracować w hotelu w kurorcie w Turcji. Zgodnie z informacją, którą przekazało nam Koloseum, przed momentem wyjazdu znaliśmy następujące momenty:

1. Praca w hotelu Sera Palace w mieście Antalya (hotel 5-gwiazdkowy)

2. Zakwaterowanie w apartamentach dla personelu pracującego 5 minut spacerem od hotelu, 2-4 osoby na pokój (domki / pokoje dla personelu hotelowego)

3. 3 posiłki dziennie w hotelu

4. Wynagrodzenie 450 USD miesięcznie

5. Hotel położony jest nad morzem, czyli spacerkiem od naszego miejsca noclegowego 5-7 minut.

1 czerwca 2012 roku zostaliśmy poinformowani, że z naszej pensji zostanie potrącony podatek w wysokości 150 USD, co oznacza, że ​​nasza pensja na dzień przed wyjazdem gwałtownie wzrosła z 450 USD do 300 USD. Ciekawe stało się skąd takie liczby się wzięły i dlaczego poinformowano nas o tym dzień przed wyjazdem. Oznacza to, że pytanie brzmiało, czy iść, czy nie. Zgodziliśmy się odpowiednio, ponieważ wydaliśmy już pieniądze na pilne zaświadczenia, badania lekarskie, tłumaczenie dokumentów na język turecki (świadectwo dobrego zachowania, dyplom itp.)

Po przyjeździe zostaliśmy przywitani przez 2 dziewczyny. Jedna z nich mówiła po angielsku i powiedziała, że ​​nie wie gdzie będziemy mieszkać, w jakich warunkach, gdzie pracować i komu też nie powiedziała, obiecali nas zabrać do hotelu i tam nakarmić. Przyjechaliśmy o 13:00 i do 19:00 siedzieliśmy w kawiarni niedaleko lotniska, a to 6 godzin czekania bez jedzenia i picia dla pozostałych uczestników programu. Jak tylko wszyscy się zebrali, przyjechał po nas minibus, który zabrał nas do naszych „mieszkań” na prawie 1,5 godziny. Kiedy wszyscy zobaczyli, dokąd nas przywieźli, wydawało się, że jest to opuszczony meksykański obszar z nielegalnymi mieszkańcami. Tłum Turków patrzył na nas z okien naszego hostelu. Dziewczyny i ja zabrano mnie na 3 piętro budynku do naszego pokoju, który miał 2 żelazne łóżka piętrowe, brudne materace i torby na poduszkach zamiast poszewek na poduszki. Pokój nie był sprzątany, elementarny, przynajmniej podłoga nie była myta. Był zaśmiecony włosami i śmieciami. Nie ma ciepłej wody, nie mówiąc już o tym, że po lodowatym prysznicu nie ma się nawet czym wysuszyć, więc nikt nie może się umyć po dwóch dniach w trasie, zlew jest zapchany tamponami i wacikami, a także sam prysznic, do którego nawet w klapkach niechętnie wchodzi. Postanowiliśmy nie rozpakowywać rzeczy bo nie było gdzie ich położyć, jedyne co na środku pokoju to coś co wyglądało jak namiot z gazetami - to chyba była szafa dla 4 dziewczynek na pół roku. Postanowiliśmy zrobić kilka zdjęć, po czym wyszliśmy szukać mojego chłopaka, a jednocześnie zobaczyć, gdzie go osiedlili. W rzeczywistości nadal mamy strefę VIP w porównaniu do miejsca, w którym miał mieszkać przez 4 miesiące. W drzwiach nie ma klamek, to znaczy wejdź, weź pieniądze, paszporty, rzeczy, cokolwiek chcesz, gdy jesteśmy w pracy. Na środku pokoju leży materac, na którym obrzydliwie jest nawet siedzieć, nie mówiąc już o spaniu. Ściany są ogołocone. Brak światła w pokojach (przepalone żarówki), prysznic (dokładnie brudna miska) znajduje się przy dziurze w podłodze - tzw. toaleta, która nie ma nawet beczki do spłukiwania, tylko wąż w kranie, aby zmyć twoje sprawy, gdy być może ktoś kąpie się pod prysznicem. Jesteśmy ludźmi wykształconymi, absolwentami wyższych uczelni, z wykształceniem średnim dobrych szkół, z dyplomem specjalisty po 5 latach na uczelni, którzy znają angielski na dobrym poziomie i wsadzają nas tak, jakbyśmy nas właśnie odebrali przez jakichś bezdomnych na ulicy i osiedlili się w tym , przepraszam za wyrażenie "żmija"! Po tym, jak zobaczyliśmy to wszystko na własne oczy. Przed wyjazdem powiedziano nam, że napiszemy listy, że wyszliśmy z domu z własnej inicjatywy, że Turcy nie mają z tym nic wspólnego itp., na co od razu odmówiliśmy, bo to nie był nasz powód. faktycznie rozdał bilety ostatnie pieniądze. I udało nam się zjeść fast food i kupić butelkę wody na wyjazd. Generalnie na lotnisku spaliśmy 2 noce na krzesłach, a trzeciego dnia około 11:45 weszliśmy do samolotu do domu. Przyjeżdżając do Odessy, oddaliśmy ostatnie pieniądze na taksówkę z lotniska i busa do Nikolaeva.

To właśnie dotyczy konkretnie wyjazdu do Turcji. Ale niestety nasza historia na tym się nie kończy...

Przekroczyliśmy próg biura podróży Koloseum w październiku 2011 r. – wtedy zaczęły się wszystkie nasze problemy i wydatki na różne programy, papierkową robotę, w wyniku której nigdzie nie jeździliśmy, z wyjątkiem nieudanego pociągu do Turcji, gdzie jesteśmy 3. Spędziliśmy dzień na lotnisku, po czym z rozpaczy zostaliśmy zmuszeni do powrotu do domu. Początkowo złożyliśmy dokumenty i opłaciliśmy program Work and Study Canada. Zapłata i komplet dokumentów trafiły do ​​Koloseum w grudniu 2011 roku. O ile nam wiadomo, Konsulat Kanady dokonuje przeglądu dokumentów w ciągu 2-3 tygodni, w skrajnych przypadkach - miesiąca. Ale po trzech miesiącach z Koloseum nie dotarły żadne informacje o naszych dokumentach. Przez kolejny miesiąc dzwoniliśmy prawie codziennie i staraliśmy się uzyskać choć trochę informacji o naszych dokumentach. Napisaliśmy też pismo bezpośrednio do konsulatu kanadyjskiego z prośbą o sprawdzenie, czy nasze dokumenty zostały złożone i w jakich terminach, po czym na początku kwietnia zadzwonili do mnie z konsulatu kanadyjskiego z Kijowa i zapytali, kim ona jest, z jakiej firmy składała dokumenty lub sama przyniosła dokumenty do konsulatu. Ogólnie odnieśliśmy wrażenie, że nasze dokumenty po prostu zaginęły albo w Kijowie, albo w „Koloseum” Nikołajewa, albo po prostu o nich zapomnieli i nigdy nie przywieźli ich do konsulatu na czas. Ponadto, dowiedziawszy się od „Koloseum” Nikołajewa o odmowie wiz, nie otrzymaliśmy żadnego listu wyjaśniającego, który wskazywałby na przyczynę odmowy. Mimo to po kilku dniach udało nam się osiągnąć te dokumenty, jednak nadal mocno wątpimy w ich autentyczność. W paszporcie mamy też dowód, że dopiero 19 kwietnia nasze dokumenty trafiły do ​​konsulatu, gdzie uiszczono opłatę konsularną. Rzuciliśmy naszą pracę i też mój chłopak zamknął swoją na dwa miesiące, ale w końcu nigdzie nie pojechaliśmy, czekaliśmy na zwrot pieniędzy za samą uczelnię w Kanadzie.








Inne recenzje biur podróży