Alcotour do Odessy

10 Moze 2017 Czas podróży: z 29 Kwiecień 2017 na 01 Moze 2017
Reputacja: +15097.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Zbliż ają się.4 dni wolne. A co z tym zrobić ? Moż e nasz rzą d nie myli się tak powoli, ż e zabiera nam legalne wakacje? Zgadzam się , ż e picie cztery dni z rzę du jest trudne. A siedzenie na wsi to jedyny sposó b na zabicie czasu. Powinno być jakiś sposó b na bardziej kulturalne zabicie czasu. Wcześ niej nawet nie zawracaliś my sobie tym gł owy. Niedoszł y, niedoszł y. Teraz 4 dni urlopu na Krymie nie wystarczą . Gdzie moż e pó jś ć chł op?


Turpravda jest od kilku lat moim drugim domem. Nie, kł amię . Bo jestem tu tylko w godzinach pracy. Wię c to druga praca. Nic nie szkodzi. Faktem jest, ż e rozmawiają c tu ł adnie, poznał em sporo osó b. I z jakichś fragmentarycznych informacji, na pó ł podpowiedzi, na pó ł pragnień , wykrystalizował em zamiar wyjazdu do Odessy. Cztery, a nawet trzy dni, jak myś lał em, powinny wystarczyć . To nie jest Jał ta! Ostatnią grubą kroplą , któ ra przelał a kielich moich zamiaró w, był paragon od kogoś na kwotę obiecaną mi dawno temu, co prawie wystarczył o na wynaję cie mieszkania w Odessie na kilka nocy. Pozostał o tylko przekonać Vadika, któ ry nic nie wiedział o moich romansach z Turpravdinem, ż e w Odessie wszystko bę dzie dobrze, no, prawie jak w Jał cie. Vadik, to był , skrzywił się (w Odessie, bę dą c na obozie treningowym, przez jakiś czas leż ał w szpitalu i oczywiś cie biegał przez pł ot z chł opcami do miasta). Musiał em uż yć cię ż kiej artylerii w formie obietnicy, ż e bę dzie to wycieczka alkoholowa. Na Krymie wkró tce nie bę dzie nic do picia opró cz nalewki z gł ogu. A w Odessie, wedł ug plotek, niedrogo moż na pić wino beczkowe z pobliskich fabryk. Tak, a mieszkanie, moż na powiedzieć , jest opł acone! Poddał się . Wygrał em. Ale też trzeba był o go jakoś poinformować , ż e nie bę dziemy tam sami. Co zaskakują ce, Vadik zareagował na to spokojnie. Oczekiwanie na alkohol osł abił o jego czujnoś ć .

W pią tek wieczorem wsiedliś my do naszego autobusu Mariupol-Odessa, któ ry był wypeł niony po brzegi, i zaczę ł a się reszta! Aby nie wyglą dać na zbyt pomarszczoną po nieprzespanej nocy i nie straszyć znajomych w Internecie, dzień wcześ niej powiedział a Vadik, ż e nie bę dziemy pić w trasie! Wię c wzię ł a go i powiedział a!

Grupa stosunkowo mł odych (okoł o 30 lat) dziewczą t jechał a z nami autobusem, któ re zaraz po odjeź dzie autobusu otworzył y butelkę wina i zaczę ł y gł oś no dyskutować o wczorajszym DR jednej z nich. Wedł ug nich, o czym sł yszał cał y autobus, ś wietnie się bawili! Jedź limuzyną zał adowaną szampanem, martini, rumem i ginem. Jedliś my shawarma. I tak apetycznie powiedzieli mi, ż e spojrzał em z wyrzutem na Vadika. I my? Ale co z nami? Widzą c przebiegł y bł ysk w jego oczach, zdał em sobie sprawę , ż e zrobił wszystko dobrze, tj. nawzajem. A my, jak się okazuje, mamy wszystko. To prawda, to był o tylko 250 g. Có ż , nic, na począ tek wystarczy. Dziewczyny dalej się bawił y, co nie wszystkim się podobał o, czego nie omieszkał y zauważ yć . Na co dziewczyny powiedział y, ż e jeszcze nie był o 23 i mają peł ne prawo hał asować . Jednak nieco podkrę ciliś my gł oś noś ć .


Na dworcu autobusowym w Berdiań sku, zamiast iś ć do toalety, pobiegliś my do sklepu, aby kontynuować bankiet. Oczywiś cie dziewczyny też . Kiedy pisał em, ż e autobus jest zapchany po brzegi, nie przesadzał em bynajmniej, bo kierowca odbierał lewych pasaż eró w, któ rzy stali w przejś ciu. W Berdiań sku wyjechali, ale zamiast tego pojawili się inni. Niektó rzy zostali umieszczeni na stoł kach, inni siedzieli na stopniach i, có ż , stali też w przejś ciu. Okazał o się , ż e mł odzi chł opcy stoją i stanę li tuż obok dziewczyn. Oczywiś cie rozpoczę ł a się jeszcze ż ywsza komunikacja. Nie przeszkadzał o nam to w najmniejszym stopniu, a wrę cz przeciwnie, sprawiał o nam radoś ć . Nadawaliś my z nimi na tych samych falach, chociaż nikomu nie przeszkadzaliś my. Jesteś my cichymi alkoholikami, przerywają cymi ciszę jedynie charakterystycznym zgrzytem korka wycią ganego z butelki po koniaku. Có ż , reszta ludzi od czasu do czasu zaczę ł a gł oś no oburzać się . Ale dziewczyny wcią ż miał y sumienie. Za dziesię ć jedenasta jedna z nich, patrzą c na zegarek, powiedział a do innych coś w stylu „Rozmawiamy szybciej, w przeciwnym razie został o dziesię ć minut! ”.

Autobus był wystarczają co wygodny, odległ oś ci mię dzy siedzeniami był y tym razem wystarczają ce, aby pomieś cić dł ugie nogi Vadki. Ponadto nasze miejsca znajdował y się w pobliż u drugich drzwi, tj. nikt za nami nie siedział i moż na był o spokojnie opuś cić krzesł o bez kł adzenia się jednocześ nie na czyichś kolanach. Ale nadal czuł em się nieswojo. Có ż , nie mogę dł ugo siedzieć z opuszczonymi nogami. Zdecydowanie muszę je gdzieś wyrzucić . Patrzą c wstecz, zobaczył em, ż e przed siedzeniami za drzwiami znajduje się przegroda, w któ rej bardzo wygodnie był oby postawić nogi. Och, o te miejsca trzeba był o zapytać w kasie! Ale Vadik powiedział , ż e to zł e miejsca – nie moż na tam wysuną ć nó g pod siedzenia.

Miejsce przyjazdu był o napisane na naszych biletach - dworzec kolejowy w Odessie. Myś lał em, ż e dworzec autobusowy jest gdzieś na terenie kolejowym. Spojrzał em na mapę - Privoz jest gdzieś w pobliż u, a nasze przyszł e miejsce noclegu też . Autobus trochę się spó ź nił . Obiecano nam, ż e osiedlimy się dokł adnie o wpó ł do dziesią tej i poprosiliś my, ż eby się nie spó ź niać . Po zakupie biletó w powrotnych w kasie dworca autobusowego został o nam czterdzieś ci minut i powoli ruszyliś my we wł aś ciwym kierunku, tak jak myś lał em. Ulica, po któ rej się poruszaliś my, był a solidnym pchlim targiem, na któ rym sprzedawano ró ż ne ciekawe rzeczy. Z któ rego zdecydował em, ż e gdzieś za rogiem powinien być Privoz. Ale on nie był jeszcze naszym celem, a widzą c, ż e czas już trochę się koń czy, zaczę li pytać o drogę . Z jakiegoś powodu wysł ano nas w zł ym kierunku, gdzie ja bym poszedł zgodnie z wł asnym rozumieniem. W koń cu musieliś my prawie biec, aby to zrobić .

Weszliś my do bramy, któ rej potrzebowaliś my, po jakiejś dziewczynie, któ ra wł aś nie otwierał a bramę .


Wkró tce pojawił a się gospodyni. Zaproponował a nam do wyboru dwa ró wnoważ ne mieszkania znajdują ce się na tym samym podwó rku. Daliś my jej 800 hrywien na 2 noce i 200 kaucji za ewentualną utratę klucza. Ż adnych pytań , tak jakby. nie pytano kim jesteś my i ską d jesteś my. Nikt też nie zamierzał zrobić zdję cia paszportu.

Szybko odś wież ają c się , biegną c do sklepu, kupują c niezbę dne minimum produktó w i jedzą c ś niadanie, pospieszyliś my na spotkanie z nowymi przyjació ł mi - Matveyką i LaFifą . W ramach wycieczki po piciu miejscowy mieszkaniec LaFifa obiecał zabrać nas na targ po wino z beczki, a nastę pnie wypić je gdzieś na ł onie natury. Wę drują c w tł umie na Nowy Rynek, Ł ada przekazał a nam wiele informacji o architekturze i historii. Niestety nie odbieram dobrze informacji ze sł uchu, audiobookó w mogę sł uchać pię ć razy po jednym rozdziale. Tutaj drukowane sł owo jest dokł adnie odciś nię te w mó zgu. Dlatego nie pytaj mnie, co to jest i gdzie jest. Lepiej przejś ć do oryginalnego ź ró dł a.

Bez przewodnika nie znaleź libyś my niczego na rynku. Punkt z winem, któ rego pragnę liś my, znajdował się w najdoskonalszej bocznej uliczce rynku. Po wypró bowaniu wielu rzeczy i kupieniu czegoś , co wydawał o nam się jadalne, przenieś liś my się do „natury”. Po drodze poszliś my do sklepu po wodę . Natkną ł em się na moł dawskiego szampana Cricova - jednego z czterech naturalnych w przestrzeni postsowieckiej. Od dawna nie obserwowany w Mariupolu. Brut kosztował.160 UAH. Jednakż e! W ogó le nie był o Artemowskiego.

Nie osiedliliś my się w Parku Szewczenki, obawiają c się bacznej uwagi przedstawicieli organó w ś cigania. Chodź my na plaż ę . Mimo silnego wiatru i sł oń ca we mgle, plaż owicze już tam byli. I piją cych też . Ledwo znajdują c miejsce do osiedlenia się , jakoś się ustatkowali. Pod przyjemną rozmową wino odeszł o jak w suchym piasku. Straż nik plaż y, na któ rej schodkach usiedliś my, pró bował nas udusić , ale nie poddaliś my się . Zorganizował em sesję zdję ciową dla wró bli dziobią cych w piasku w pobliż u. I co jakiś czas kolejna sesja zdję ciowa przypadkowo wpadał a w moje ramy. Dziewczyna najwyraź niej, czekają c na swojego księ cia, odebrał a mu biał ego konia i wyjechał a najlepiej, jak potrafił a.


Byliś my już cał kiem dobrze i poszliś my na spacer. Dobrze, ż e pró bował em coś sfotografować , inaczej bym niczego nie pamię tał . W gruziń skim lokalu zamó wiliś my kebab jagnię cy i piwo z beczki Mikulin. Mię so był o na ż eberkach. Cał kowicie bezwonny. Nigdy go nie zidentyfikowaliś my. Ale to nie jagnię cina. Nie wieprzowina, nie woł owina. Zrobienie zdję cia nie zadział ał o dla nikogo. Ale nie zapomnieliś my o kocie.

Koty nie są tu podawane. Moż e to był pies?

I zamiast beczki Mikulitsky'ego przynieś li nam butelkowany Obolon. Najwyraź niej zdecydowaliś my, ż e jesteś my tak pijani, ż e nie zauważ ymy poł owu!

Potem wę drowaliś my gdzie indziej, gubią c mieszkań có w Czernihowa, któ rzy w koń cu wyjechali, by osiedlić się w swoim hotelu. Chciał em szampana Cricova, ale sklep, w któ rym go widział em, dawno mijaliś my, a w tych, któ re natknę liś my się po drodze, nie był o. Primoriv nasi przewodnicy poż egnali się i poszli do domu. Ale nasza misja nie został a jeszcze zakoń czona! Nadal potrzebowaliś my wody w pijalni. Z butelkami udaliś my się na pobliski plac, na któ rym znajduje się pijalnia. Ale (pompownia) był a już zamknię ta! Có ż , nie ma mowy! Potem poszliś my do sklepu iz rozczarowaniem kupiliś my koniak. Zjedli kolację .

Ś wietnie spał em w moim nowym miejscu! Rano obudziliś my się , wbrew zwykł ej szó stej, aż sió dmej! Okazał o się , ż e telefon nie dział ał . Udał o mi się go trochę nał adować . Zjedliś my ś niadanie i wró ciliś my do pijalni, któ ra pracował a od ó smej. Był a kolejka, gł ó wnie mę ż czyzn z bukietem pię ciolitrowych bakł aż anó w. Nie był o informacji o skł adzie i pochodzeniu wody. Po staniu przez okoł o dziesię ć minut i zebraniu naszych dwó ch mał ych butelek, wró ciliś my do domu. Woda smakował a zupeł nie normalnie. Bez siarkowodoru, bez smaku wody mineralnej. Moż e jest taka sama jak w dź wigu? Tylko za darmo?

Nasze plany na dziś obejmował y szlak zdrowia. Nasi nowi przyjaciele nie są tak rannymi ptaszkami jak my, wię c wyszliś my sami. Dzień wcześ niej LaFifa pokazał a nam, gdzie zaczyna się ten szlak. W drodze do niego chciał em spró bować lokalnego kwasu chlebowego z beczki. Rzadkie bzdury! Absolutnie bez gazu! Nigdy nie kupuj!


Szlak był doś ć malowniczy, gdyby tylko rosł y tu gó ry! Nawiasem mó wią c, pogoda tego dnia nie był a taka jak wczoraj. Panował a absolutna cisza, a sł oń ce przyjemniej praż ył o. Wzię liś my nurkó w i rę cznik, dlatego po zejś ciu na plaż ę , któ ra nam się podobał a, postanowiliś my tu na chwilę osią ś ć . Szatnie nie został y jeszcze ustawione i był y stł oczone pod parapetem. Z otwartymi drzwiami wyszli na ten sam parapet.

Cał kiem bez namysł u poszedł em tam i przebrał em się . Dopiero pó ź niej zauważ ył em, ż e chociaż nie był em widoczny z morza, to był em wyraź nie widoczny ze szczytu parapetu, po któ rym czasem ktoś się krę cił ! Có ż Pomyś l o tym! Nie mam nic do ukrycia przed ludź mi! To prawda, przykrył em Vadika rę cznikiem.

Zasilają c szeregi nielicznych, do tej pory plaż owiczó w, usiedliś my trochę na rę czniku, któ ry już przebudził się Matveyka i powiedział , ż e zadzwonimy pó ź niej. Ale samo siedzenie jest nudne i nie ma na czym leż eć . Poszedł em popł ywać . Idą c nad wodę zdał em sobie sprawę , ż e to zupeł nie niemoż liwe. Woda był a po prostu fe! Stał y szlam.

Potem udał em się za są siedni falochron. Woda był a tam czysta i wszedł em do wody. Czuje się jak 12 st. A w prognozie napisali 7. Jak zawsze kł amali! Wyką pawszy się , wepchnę ł a Vadika do wody. Wszedł po kolana, umył się i wyszedł . Zanim dotarł do rę cznika, odwró cił się i wró cił . Wcią ż ką pany! Jak to jest? Być na morzu i nie pł ywać ? Co wię cej, w tym roku raczej nie dotrzemy nad Morze Czarne. Po drodze widzieliś my znaki wskazują ce temperaturę wody, powietrza, a nawet piasku! Pierwszy raz to widział em! Bardzo cenne informacje. Piasek latem ma chyba 50-60 stopni. Z reguł y wszystkie znaki był y jeszcze puste, ale w jednym miejscu wskazano, ż e woda ma 11 stopni. Prawie zgadł em! Prognozy odpoczywają !

Zmienił em się i poszedł em dalej ś cież ką , doł ą czają c do tł umu, tak jak my spragnieni zdrowia. Ludzie chodzili, biegali, jeź dzili na rowerach i skuterach. Nie zabrakł o też leniwych w turystycznych samochodach elektrycznych.


Okresowo skrę caliś my ze ś cież ki, by spojrzeć na plaż e. Po raz kolejny wchodzą c z aparatem na klif, zobaczył em grupę nudystó w. Wycofał am się pospiesznie, boją c się , ż e pomyś lą , ż e robię im zdję cie! Nie spodziewał em się , ż e w ogó le tu są , a nawet w takiej iloś ci! Krym odpoczywa! Tam z reguł y nudzą się w ustronnych miejscach. A tu przecież cecha milionowego miasta! Był o kilka takich nudnych plaż .

Wtedy natknę liś my się na plaż ę , na któ rej nie był o nudystó w, ale był y tam absolutnie niesamowite skał y.

Niedaleko plaż y, skuszeni gotują cą się w kotł ach shurpą , zjedliś my obiad w bardzo ł adnej i drogiej restauracji na Santorini.

Wszystko jest w porzą dku, ale Vadik zaczą ł mieć urazę : „Co to za trasa alkoholowa? Minę ł o już pó ł dnia, a nie jesteś my w jednym oku! Zagroził , ż e zacznie pić piwo.

Nastę pnie był y zamknię te, czyste plaż e należ ą ce do SBU i straż y granicznej.

Kto by wą tpił ! Najlepsze dla dzieci!

I był y też ró ż nego rodzaju lokale gastronomiczne, któ rych koroną był y kluby Ithaca i Ibiza, oddzielone molo.

Poszliś my na molo.

Morze to przeraż ają ca wró ż ka! Nie przeszkodził o to jednak niektó rym cieszyć się tym! Stado Indian bawił o się w zimnej wodzie.

Goa, bez wzglę du na wszystko!

Dziecko też nie moż e zmarzną ć !

Ubrana dziewczyna, idą ca spokojnie po molo, na jego koń cu upadł a na kolana. Myś lał em, ż e upadł a. Ale nie! To ona ma celowo czoł gać się do krawę dzi i w ten sposó b spojrzeć w otchł ań !

Prostopadle do morza znajdował a się promenada z parkiem wodnym, mini ogrodem botanicznym, butikami, kawiarniami, fontannami i innymi atrakcjami.

Bardzo tł oczno i ​ ​ ś wią tecznie. Wieczorem musi być tu niesamowicie pię knie!

Pó ź niej zaczę ł a się metropolia z ultranowoczesnymi budynkami. Urocze dziewczyny podeszł y w kierunku. Jeden z nich miał na sobie klapki, jak domowe, z puszystą membraną . Potem z samochodu wyszedł ojciec z mał ym synkiem. Syn był w ciepł ej kurtce i! kapelusz!


Postanowił em pojechać do centrum. Wsiedliś my do tramwaju numer 5. Podczas gdy Vadik szukał zmiany i czekał na dyrygenta, już zdecydował em, ż e siedzieliś my tutaj na pró ż no - miejsca był y zaję te i nie widać był o niczego stoją cego. Na nastę pnym przystanku wysiedliś my i chcieliś my ruszyć dalej. Ale go tam nie był o! Powó z szanowany szanowany samochó d, dwa razy mł odszy od nas, z okrzykiem „Mł odzi ludzie! Zapł ać za przejaż dż kę ! ” podbiegł do nas z tramwaju, rzucają c kierownicą (czy jak to tam nazywa). Vadik musiał spł acić upartego kierowcę tró jką dla mnie. On sam jest emerytem. A ja jestem niedokoń czonym zają cem.

Wię c poszliś my dalej francuskim bulwarem. Za ogrodzeniem znajdował się rozległ y zielony i raczej opuszczony teren. Natknę liś my się na wejś cie z tabliczką , z któ rej jasno wynikał o, ż e za ogrodzeniem okazuje się , ż e jest Ogró d Botaniczny.

Wpis kosztuje 30 UAH. Ale nie byliś my wykoń czeni nawet Narzanem, wię c tam nie pojechaliś my. Moż e jutro?

A potem znaleź liś my dziurę w ogrodzeniu, przez któ rą co jakiś czas ktoś wchodził i wychodził . Najwyraź niej nikt nie przechodzi przez bramę do ogrodu botanicznego. I wtedy natknę liś my się (och, szczę ś cie! ) na fabrykę szampana.

Nie, có ż , wiedzieliś my, ż e szampan w Odessie to rzadka nieprzyjemnoś ć , ale jest ryba na brak ryb i raka! Udaliś my się do ich firmowego sklepu, znajdują cego się na cichym, zielonym terenie zakł adu. Bez wahania kupiliś my butelkę brut z gał ki muszkatoł owej za 70 UAH. A gdzie byś to wypił ? Moż e wró cić do dziury w ogrodzeniu i wspią ć się pod jakiś zaciszny krzak w ogrodzie botanicznym? Vadik zaproponował , ż e wypije to wł aś nie tutaj, nie wychodzą c z kasy. Jest wię c ł awka pod cisem, obok kompozycji rzeź biarskiej, najwyraź niej symbolizują cej krzywdę dziecię cego alkoholizmu.

Chł opiec z obsady trzymał odcię te ramię dziewczyny z obsady. Powiedział em Vadikowi, ż e straż nik zastrzeli nas przez powieszenie, jeś li zaczniemy tu pić . Ale wtedy wpadł em na genialny pomysł , by poprosić go o pozwolenie. Z tą intencją zakradł em się do jego budki i gł upkowatym gł osem zapytał em: „A jeś li wypijemy butelkę szampana na twojej ł awce, czy odjedziesz nas? ” Skiną ł gł ową od gó ry do doł u. Traktował em to jako „Tak, odpę dzę to! ” i chciał uciekać . Ale po odwzajemnionym ruchu z ust oficera pokoju nastą pił o: „Pij! ” Radosni pospieszyliś my do sklepu, w któ rym doszł o do picia.


Co mogę powiedzieć ? Oczekiwane - . . vno . . vnom. To prawda, nie tylko… oczywiś cie, ale gał ka muszkatoł owa! Ale smak Muscata cał kowicie przytł oczył smak kwasu wę glowego. Jednak na wszelki wypadek kupiliś my kolejną butelkę . Có ż , przynajmniej daj Verkę . W koń cu, po ponownym nagabywaniu straż nika, pytaniu gdzie jesteś my i jak moż emy dostać się do centrum, opuś ciliś my goś cinny dziedziniec.

Ale nie pojechaliś my ponownie pią tym tramwajem, tak jak radził nam straż nik, tylko skrę ciliś my z bulwaru w jaką ś uliczkę w kierunku morza. Po wę dró wce wś ró d sierot poszliś my do kliniki Filatowa. A potem znowu zeszli na ś cież kę zdrowia. OOO! Cał y teren zielony był po prostu wypeł niony tymi, któ rzy chcieli spę dzić zdrowie!

Dym z piecykó w przyprawiał o zawró t gł owy. A moż e był y to bą belki golimy odeskiego szampana? Tak się zł oż ył o, ż e ponownie poszliś my na plaż ę , na któ rej byliś my rano. Jeszcze raz spanikowali. Wypiliś my drugą butelkę szamponu (przepraszam Verka! )

Chcieliś my zadzwonić do naszych znajomych, ale okazał o się , ż e telefon był cał kowicie martwy. Cholerny! Ludzie pomyś lą , ż e jesteś my odmroż eni i postanowili wyrzucić wszystkich! Dlatego, aby zaoszczę dzić czas, nie szliś my na piechotę , tylko kolejką linową na gó rę , podobnie jak w centrum Jał ty. Ta przyjemnoś ć kosztował a aż.35 UAH.

Szampan już naciskał na wszystkie organy wewnę trzne, musiał em iś ć do jakiejś kawiarni, ż eby się odś wież yć . Czuć się lepiej. Po drodze poszliś my do sklepu spoż ywczego, ż eby kupić artykuł y spoż ywcze. Widzą c Cricovian brut za jedyne 130 UAH, też go kupili. W domu szybko przebraliś my się i lekko podł adowaliś my telefon. W koń cu udał o nam się nawią zać kontakt z naszymi przyjació ł mi. Siedzieli w kawiarni na Deribasowskiej. Powiedzieliś my, ż e teraz wyruszymy w drogę do Privoz po wino i doł ą czymy do nich. Dostawa okazał a się , co dziwne, bardzo bliska. Ludzie już odpoczywali, a my, jak gł upcy, prawie trzeź wi, wcią ż biegaliś my w poszukiwaniu alkoholu.

Wiedzieliś my, ż e sklepy z winami są zamykane o 18:00. Minę ł o już okoł o dwudziestu minut, zanim wł amaliś my się do bram rynku.


Zaraz przy wejś ciu znaleź liś my jednego z nich. Ale skoń czył a na winach Tairov, któ re, jak już wiedzieliś my, są rzadką trucizną . Jednak znaleziono tam Marsalę , któ ra jednak kosztował a aż.150 UAH. za litr. Po wypiciu szklanki do testó w Vadik po prostu na niej wisiał . Ledwo go stamtą d wydostał em. W poszukiwaniu punktu Owidiopol przejechaliś my okoł o poł owy targu. W tym czasie wpadli na rzę dy ryb. Zapach tam bardzo przypominał mi Sri Lankę lub Goa. Ceny są dziecinne. Nie ma ś wież ej barweny. Gdzie jest wino Owidiopol? Nikt nie wie. Nazywany LaFife. Kazano nam wyjś ć na ulicę Pantelejmonowską (czy Pantelejewską ? ). Pytamy moł dawskich handlarzy rzodkwią , na jakiej ulicy stoimy? Oni nie są ani ja. Kiedy biegliś my, uderzył o 6! AAAAA! Wszystko stracone! Teraz zamienimy się w dynię !

Kiedy był o już po sió dmej, dzię ki instrukcjom mę ż a LaFifa w koń cu znaleź liś my to, czego potrzebowaliś my, w absolutnie niesamowitym zaką tku. Nie był o czasu na spró bowanie, a kupiliś my litr niedź wiedziej krwi i DWA litry Cahors. Odetchną wszy z ulgą , poszliś my na spotkanie z przyjació ł mi, któ rzy siedzieli na Deribasowskiej w Clarebar.

Siedzieliś my z nimi chwilę , piją c kupione Cahors, któ re okazał y się wcale nie tak dobre, jak kupione wczoraj na Nowym Rynku. Ale nie rozlewaj tego! Chodź my na spacer. Chł opaki pokazali nam wiele pię kniejszych budynkó w, ale jak się okazał o, zabrakł o mi pamię ci w aparacie! Mniej trzeba był o robić zdję cia wró bli i innych bzdur! Jest oczywiś cie telefon, ale jest ledwo nał adowany!

Zrobił o się ciemno. Wiele budynkó w jest oś wietlonych. Pię kne!

Ale wtedy Vadik nagle wykrę cił się i zaczą ł wymiotować w niekontrolowany sposó b! Musiał em spieszyć się do domu. Moja biedna mał a dziewczynka został a dosł ownie wywró cona na lewą stronę . A co to był o? Shurpa? Wino? Wszyscy jedli i pili to samo. Mimo to grzeszę zakaż eniem rotowirusem w morzu. Chociaż temperatura wody dla niej jest nadal doś ć niska. Tak czy inaczej, heroiczny organizm radził sobie do rana bez pomocy z zewną trz. Ale Vadik bał się zjeś ć ś niadanie z jajecznicą , a ja ugotował am mu jajka na twardo. Potem z nadzieją zapytał a: „Czy bę dziesz pić szampana? ” Och, naiwny!

Nadrabiają c wczoraj, udaliś my się tam, gdzie byliś my wieczorem – do mostu Teschin, skrę cają c w drogę do Opery, któ rej wczoraj nie zawracaliś my sobie gł owy.

Podeszli do nas przewodnicy w samochodzie elektrycznym z propozycją udania się do katakumb i gdzie indziej. Przechodzą cy obok bezdomny przeklinał ich i powiedział , ż e powiedział by im lepiej niż oni. Mieszka tu od 43 lat i wie na pewno, ż e to twoja Odessa! Chwyciliś my ten moment i uciekliś my.

Na moś cie teś ciowej usiedliś my na ł awce i piliś my moł dawskiego szampana.


I co z tego? Znowu bzdury! Pamię tają c, ż e sklep znajdował się na Malaya Arnautskaya, pomyś leli, ż e tak powinien wyglą dać przemyt. Przeczytaj etykietę . Był o na nim napisane, ż e szampan został zrobiony przez wtó rny szampan w jakichś zbiornikach !!!! ! ! W jakich innych, naleś nikach, zbiornikach? Byliś my w nowosowieckiej fabryce win szampań skich i widzieliś my, ż e wino jest szampanem bezpoś rednio w butelkach. To szalenie ż mudny proces. A potem są zbiorniki! Brrr! Có ż , oczywiś cie pili. Obserwowaliś my ciotkę , któ ra przywiozł a na wycieczkę gromadkę dzieci. Ciocia był a cał a na czarno, ł ą cznie z czapką i rę kawiczkami!

Nadszedł czas na wyprowadzkę . Zjedliś my coś w domu, spakowaliś my ubrania i zadzwoniliś my do poś rednika, ż e ​ ​ jesteś my gotowi. Przyszł a gospodyni. Zaproponował em, ż eby policzył a ł yż ki i widelce, ale kiedy zobaczył a pilota na ż ywo z telewizora, dał a nam zaliczkę i pozwolił a nam iś ć w spokoju. Zacią gnę li ś mieci do Ł ady. Po bliż szym poznaniu kota wł aś ciciela i wyjś ciu ze ś mietnika poszliś my zakoń czyć naszą kró tką znajomoś ć z Odessą . Najpierw pojechaliś my do portu, ale nawet dla mnie był o tam bardzo gorą co.

Ale widzieliś my delfiny bawią ce się w wodzie. Przenieś liś my się do parku na ł awce. Potem usiedli obok Nemo na drewnianym pokł adzie, zwisają c nogami. Piwo rozjaś nił o wypoczynek. Potem postanowiliś my coś przeką sić i poszliś my do jakiejś kawiarni na Longeron.

Gdy do odjazdu autobusu pozostał a godzina, raczyliś my opuś cić instytucję . Zabrawszy rzeczy od Ł ady, udaliś my się na dworzec autobusowy przy linii kolejowej. Towarzyszył a nam Ł ada. Przybywają c na szó sty peron, któ rego numer uporczywie podawał nam kasjer przy sprzedaż y biletó w, na pię ć minut przed odjazdem, nie zastaliś my tam autobusu. Martwił em się . Zapytał em ludzi siedzą cych na ł awce: „Gdzie jest autobus? ” Do czego mi powiedziano - odszedł em! Jak odszedł eś ? Jestem pijany, pijany, ale pomyś lał em, ż e pobiegnę do kasjera. Wsadził em bilety w nos kasjera i zapytał em, czy autobus odjeż dż a z tego dworca? Nie, z drugiej! AAAAAA! Oto zasadzka! Biegnę do taksó wkarzy. Jak daleko do innego dworca autobusowego! Sto! Udać się ! Wskoczyliś my do taksó wki dokł adnie o godzinie odjazdu naszego autobusu. Jechaliś my przez pię ć , dziesię ć minut. Wyskakują c z taksó wki i wrę czają c mu sto, kazał a kierowcy czekać , jeś li w ogó le. Biegną c na peron, znalazł em swó j autobus, spokojnie stoją cy i jeszcze nie ruszył . Uff! Moja ulga nie znał a granic!


Znaleź liś my nasze miejsca. I co myś lisz? Okazał o się , ż e są to dokł adnie te miejsca, któ re chciał em, ale Vadik nie chciał - za drugimi drzwiami. Nocą unosił em nogi, jak chciał em. Ale to nie uchronił o mnie od siedzenia we wszystkich mię kkich i nie bardzo, miejscach. Nienawidzę autobusó w dalekobież nych. I co ciekawe! To szczę ś cie kosztował o nas 570 hrywien z Mariupola (za osobę ). Od Odessy był o o 30 hrywien taniej, co samo w sobie jest oburzają ce. Ale dowiedziawszy się od przyjació ł z Czernihowa, ile zapł acili, na ogó ł zwariowaliś my. Ich bilety był y prawie o poł owę tań sze za praktycznie tę samą dł ugoś ć podró ż y. No tak! Nadal jesteś my najbogatszym regionem! Nadal mamy mleko i mleko! Ugh! Obrzydliwe.

Có ż , nie mó wię o tym. Mimo to podró ż mi się podobał a. Odessa, jak wydawał o się Vadikowi i mnie, jest znacznie lepsza zaró wno od Kijowa, jak i od Lwowa. I to nawet nie biorą c pod uwagę obecnoś ci morza, co samo w sobie jest ogromnym plusem. Ż e jest o wiele wię cej staroż ytnych budynkó w, któ re cał kowicie ró ż nią się od siebie, tych supernowoczesnych, heterogenicznych. Jeś li wybierzesz miejsce zamieszkania z tych trzech, Odessa jest zdecydowanie! Ale wyjazd tutaj jest dla nas daleko i drogo. A to przecież miasto. Miasto. Nadal kocham Jał tę . I nic mi tego nie zastą pi. Nawiasem mó wią c, za tę cenę Odessa jest prawie na swoim poziomie.

Ale co jest najważ niejsze w podró ż y? Dla mnie to doś wiadczenie. Przeniosł em je przez dach. Dosyć wspomnień do nastę pnej jeszcze tak dł ugiej podró ż y. I duż a w tym zasł uga mojej nowej przyjació ł ki LaFifa. Niech Bó g ją bł ogosł awi!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
 Долго ломала голову, как же это называется. Наконец-то вспомнила - отель Бристоль! :))))
 Филармония
 Бывшая синагога
 на трассе здоровья
 вид с трассы здоровья
 вид с трассы здоровья
 вид с трассы здоровья
 вид с трассы здоровья
 клуб Итака
 клуб Ибица
 вход в ботанический сад
 ворота завода шампанских вин
 завод шампанских вин
 спуск к трассе здоровья
 трасса здоровья
 трасса здоровья
 пляж Отрада
 вид с фуникулера
 домик на выходе с фуникулера
 наша подворотня
 рынок привоз
 Вход в отель Бристоль
 Это Дюк при луне :)))
 Оперный театр
 Тещин мост
 Воронцовский дворец
 Оперный театр
 на морвокзале
 пляж Лонжерон
Uwagi (50) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara