Terra incognita - Bakuriani

31 Styczeń 2014 Czas podróży: z 16 Styczeń 2014 na 25 Styczeń 2014
Reputacja: +15097.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Wszystko zaczę ł o się od tego, ż e jeden przyjaciel dowiedział się w maju, ż e Wizzair zabiera ją z Doniecka do Gruzji. Dlaczego nie pojedziemy na narty do Gruzji? Dlaczego nie. Kilku znajomych był o w Gudauri, podobał o im się to. Na narty jeź dziliś my zawsze pod koniec lutego, w marcu, a nawet w kwietniu. Ale w tym roku marzec znikną ł z powodu Wielkiego Postu (być w Gruzji i nie zjeś ć czegoś pysznego jest po prostu gł upie). Luty został opuszczony ze wzglę du na potrzebę mojej obecnoś ci w pracy. Styczeń odszedł . Reszta zgodził a się na drugą poł owę stycznia, nie był o dla nich waż ne kiedy jechać , ale ż eby noworoczny boom już opadł . Bilety na wybrane przez nas terminy kosztują.309 lub 319 UAH. Gratis! Pobierz szybko, zanim cena wzroś nie! Ale potem przypominam sobie, ż e nasze paszporty z moim kochanym koń cem grudnia, pilnie musimy zrobić nowe, bo sł yszeliś my, ż e transkrypcja moż e się zmienić i nie wiadomo, jak nasze nazwiska zostaną zapisane w nowy sposó b. Dlatego nie odważ yliś my się zamó wić biletó w na stare paszporty, ale postanowiliś my poczekać na nowe. Wbiliś my się w OVIR, a tam - strach i przeraż enie, taki tł um! A czas, jak mó wią , to pienią dz. Powieś go tutaj w wannie. Wpadliś my do naszego TA i tam dziewczyny powiedział y nam, ż e 900 UAH. z nosa, a problem zostanie rozwią zany. Jednakż e! Ale i tak lenistwo pokonał o ropuchę i niechę tnie wył oż yliś my wymaganą kwotę . Potem okazał o się , ż e musimy jeszcze odwiedzić OVIR, ż eby zrobić zdję cia. Zostaliś my wyznaczeni na czas nierecepcyjny i weszliś my do budynku tylnymi drzwiami. Ale, jak się okazał o, nie tylko my jesteś my tak mą drzy. Był a już kolejka zł odziei, ale to prawda, w sumie był y 3-4 osoby, ale jednak! A potem znowu musieliś my odwiedzić OVIR, ż eby wyrobić paszport, ponieważ jest on wydawany tylko osobiś cie. Na szczę ś cie kolejka był a stosunkowo kró tka, okoł o 30-40 minut. Co z tego, nic się nie zmienił o w pisowni nazwisk, moż na był o się nie ką pać . Zostawili nam stare paszporty, wycinają c na jednej ze stron kawał ek z serią i numerem. Ostatnio wyczytał em na forum, ż e wzię li od kogoś pienią dze za tę usł ugę . Moż e nam to zabrali, nie wiem. 900 hrywien - to ponad 2 razy wię cej niż oficjalna kwota na paragonach.

Có ż , są paszporty - moż na wzią ć bilety. Cena pozostał a bez zmian (pozornie). Dla mę ż czyzn nie ma czasu, wię c podję liś my ten temat z koleż anką . I muszę powiedzieć , ż e jesteś my w tym biznesie, nie tylko czajniki, ale tylko frajerzy. Có rka dziewczyny zaproponował a, ż e ​ ​ zrobi dla nas wszystko. Wię c nie! My sami! I jest taki podstę pny system - zamawiasz 2 bilety - cena jest jedna, zamawiasz 4 - już o sto droż ej. Poza tym okazał o się , ż e bagaż niestandardowy (czyli narty) kosztuje 460 UAH. Có ż , nieważ ne! Znają c przybliż ony koszt wypoż yczenia nart w Gudauri, zdecydowaliś my, ż e nadal taniej bę dzie przywieź ć wł asne, jeś li umieś cisz dwie pary w jednym przypadku. Kró tko mó wią c, po wszystkich opł atach bilety kosztują nas okoł o 1500 UAH. na osobę w obu kierunkach. Potem był kolejny bał agan z pł atnoś cią . Coś tam nie dział ał o. W koń cu koleż anka powierzył a ten biznes swojej có rce. No to tyle, kupiliś my, a ponieważ był o jeszcze lato i był o wiele innych planó w, to bezpiecznie o nich zapomniano.


Jesienią zaczę li trochę zajmować się problemem, spojrzeli na mapę - jest za daleko. Przyjaciele, któ rzy byli w Gudauri polecieli do Tbilisi - stamtą d bliż ej niż z Kutaisi. Zadał em pytanie na forum o koszt przelewu - minimum 160$ za samochó d. Tak! A potem jeden przyjaciel powiedział , ż e w Bakuriani wcią ż jest taki kurort. Ktoś kiedyś (w czasach sowieckich) tam był , ale nikt nie zna szczegó ł ó w. Spojrzeliś my na mapę - bliż ej niż Gudauri. Zaczę li szukać w Internecie - zero informacji. A raczej jest ich kilka, ale sto lat temu. Jednocześ nie czytamy, ż e tak zwana kukuł ka jedzie z Bakuriani do Borjomi, a koleż anka był a tak rozpalona tą szansą , ż e zaczę ł a nas bł agać , abyś my tam pojechali. OK. Nie zawracaliś my sobie gł owy szukaniem mieszkania, uznają c, ż e skoro jest to stary sowiecki kurort, powinno tam być kilka starych hoteli i ró ż nych innych mieszkań , takich jak Dombay i Terskol, do któ rego byliś my wcześ niej. Już w grudniu na jakiejś rosyjskiej stronie znaleź liś my jedną ś wież ą recenzję o oś rodku narciarskim Bakuriani. Okazuje się , ż e są nowe koleje linowe. Niejaki Siergiej z Kijowa namalował wszystko szczegó ł owo i wskazał wszystkie ceny, za któ re wielu ludzi dzię ki niemu! Mieszkał w Hotelu Edelweiss i bardzo chwalił to miejsce i jego wł aś cicieli. Wedł ug jego historii z grubsza oszacował em budż et wyjazdu, wyszedł na 500 dolaró w na brata bez lotu (bilety, jak pamię tacie, już kupiliś my). No dobrze! Wedł ug Gudauriego nie miał em takiego budż etu. Nastę pnie uż ytkownik tatiana2828 napisał do mnie na forum, ż e do Gudauri i przez przeł ę cz, któ ra czę sto jest zamykana w przypadku opadó w ś niegu, zajmuje 6 godzin, co w koń cu przekonał o mnie o sł usznoś ci wyboru. Dodatkowo napisał a do mnie w osobistej wiadomoś ci o tym ile tak naprawdę kosztuje przelew, za co jej szczegó lne podzię kowania.

Zbliż ał się dzień wyjazdu. Prognoza pogody dla Bakuriani nie był a szczegó lnie zachę cają ca. Peł ne sł oń ce i brak ś niegu. Z ró ż nych ź ró deł zaczę ł y docierać pogł oski, ż e w Gudauri w ogó le nie był o ś niegu. Przyjaciele, któ rzy pojechali tam na Nowy Rok, po spę dzeniu kilku dni pojechali do Bakuriani i, jak się wydaje, pojechali tam. Po raz kolejny ucieszyliś my się , ż e nie zacią gnę liś my ż adnych zobowią zań w postaci rezerwacji hotelowej.

Wyjazd o 6.40 rano z Doniecka. Opuś ciliś my Mariupol o wpó ł do trzeciej w nocy. Przyjaciele zdobyli tyle ś mieci, ż e byliś my po prostu zdumieni. Mamy wszystko, w tym dwie pary butó w narciarskich, mieszczą ce się w jednej torbie. Mieli też dwa 100 litrowe plecaki i dwa mał e plecaki. Có ż , za cztery kolejne - dwa pokrowce na dwie pary nart. I udał o nam się upchną ć to wszystko do samochodu osobowego. Narty został y umieszczone w salonie poś rodku mię dzy przednimi a tylnymi siedzeniami. Có ż , przynajmniej weszli. Nikt nawet nie zadał sobie trudu, aby go wcześ niej wypró bować . Có ż , z cał ym tym gó wnem, pró bowaliś my wlecieć (przepraszam, jedź ). Na szczę ś cie obaj nasi przyjaciele są niewielkiego kalibru, a my też nie jesteś my zbyt korpulentni. Dotarliś my bezpiecznie. Tor był suchy, ulice Doniecka w nocy był y opustoszał e. Stawiamy samochó d na parkingu lotniska (tak jak pisał am wcześ niej ta usł uga jest bezpł atna). Wszystkie inspekcje przeszł y. Moja koleż anka ma cukrzycę , miał a w bagaż u podrę cznym strzykawki z insuliną , ale nie zadawali ż adnych pytań , ale zabrali jej noż yczki do paznokci, któ rych zapomniał a wł oż yć do bagaż u, korkocią gu nie wzię li. Napili się whisky na dutiku i usadowili się w stoł ó wce, zjedli kanapki. Ludzie podjechali, ale gł ó wnie Gruzini - narciarzy był o niewielu, opró cz nas był o jeszcze kilka firm. Gruzini w przeciwień stwie do nas nie oszczę dzili hrywny - kupowali jedzenie w bufecie. A tam ceny - mamo nie martw się ! Jeden mę ż czyzna zapł acił ponad sto hrywien za filiż ankę kawy i buł kę .

Ogł oszono lą dowanie, wszyscy rzucili się do wyjś cia. A potem zasadzka - wyjś cie nie jest przez rę kaw, ale do autobusu, wię c kto pierwszy usią dzie, wyjdzie ostatni. Udał o nam się jeszcze zają ć dobre miejsca w sasolecie, jednak jak zwykle nie domyś lił em się , pomyś lał em, po któ rej stronie lepiej usią ś ć i usią ś ć po prawej, ale powinno być odwrotnie - tam panorama gó r był a lepsza. Bezpiecznie wylą dowaliś my w Kutaisi. Nie ma broni ani autobusó w - lotnisko jest mał e. Weszli do budynku. Zaraz po prawej jest kantor, choć nie jest on w ż aden sposó b oznaczony, ale wiedział em gdzie szukać . Zapytał em o kurs - 174.3. Nie podobał o mi się to, ale nadal potrzebuję GEL, aby zapł acić za przelew. Zmieniono setki. Koleż anka stał a za mną i wszystko się na niej zepsuł o. Powiedzieli, ż e przy wyjś ciu jest inny wymiennik. Szybko przeszedł kontrolę paszportową . Powiedział a mi dziewczyna-pogranicznik - uprzejmie prosimy! Có ż , ja też się trochę przygotował em - odpowiedział em: „gmadlobt! ”. Odebraliś my bagaż e, opuszczamy strefę celną . Idę prosto. Przed wyjś ciem z lotniska znajduje się lada, w któ rej sprzedają karty SIM. Za 2 lari kupił em lokalną beeline. Powiedzieli, ż e to 10 minut rozmowy z innymi operatorami i bezpł atnie w ich sieci. Dzwoniliś my do domu raz i wiele razy na miejscu, nastę pnie uzupeł nialiś my konto jednym lari i to w zasadzie nam wystarczał o. Znajomi czę sto dzwonili do domu, wię c wydawali trochę wię cej pienię dzy.


Dwie dziewczyny stoją obok kart SIM oferują cych transfer. Od tatiana2828 wiedział em już , ż e przed Bakuriani kosztuje 30 GEL na osobę , niezależ nie od wielkoś ci grupy. Podszedł em do dziewczyn. Powiedzieli mi - 35 GEL, a nawet pokazali mi taki ł adny bilet z zaś nież onym lasem i chatą , któ ra tak naprawdę mó wi 35 GEL. Ale wiem, ż e to musi być.30! Dlatego nie spieszy mi się z zakupem, to mó wią , ż e jeś li bę dzie co najmniej 2 wię cej osó b, bę dzie ich 30. Có ż , poczekajmy. Zaraz za pł otem z czerwonej wstę gi krzą tają się taksó wkarze, któ rzy starali się w każ dy moż liwy sposó b przycią gną ć moją uwagę . Podchodzę do nich i pytam o cenę - w najlepszym razie ten sam 35 Ż EL. No có ż , po co mam jechać z nie wiadomo kim, skoro są doś ć oficjalne dziewczyny, któ re swoją drogą co jakiś czas warczał y na zbyt aktywnych taksó wkarzy. Wró cił em do lady - pytam czy są jeszcze ludzie? Tak, znaleziono. Pł acę po 30 lari, dają mi bilety (któ re kosztują.35 lari) i kolejną ksią ż eczkę uprawniają cą do 20% zniż ki na podró ż powrotną . Po 10-15 minutach podano nam Mercedesa-Vito. Usiadł em obok kierowcy. Mó wi: „I tak do mnie dotarł eś ”. Okazuje się , ż e on też stał w tł umie taksó wkarzy, ale mam kompletną poraż kę z pamię cią twarzy. Nastę pnie okazał o się , ż e taksó wkarze odpinają jedną trzecią dochodó w tym dziewczynom. „Dlaczego nie powiesz nam, ż e cena jest trochę niż sza? ” - Pytam. Nie otrzymał em jasnej odpowiedzi. No nic, jedziemy - komunikujemy się . Ludzie z tył u ś pią , ale wszystko jest dla mnie interesują ce! Kutaisi to oczywiś cie takie nę dzne miasto, ale rosną tam palmy, cyprysy, bluszcze i wszelkiego rodzaju zimozielone roś liny, któ re po naszej nudnoś ci muszą cieszyć oko. Moż liwe jednak, ż e jechaliś my po obrzeż ach, a w centrum obraz był by lepszy, nie wiem. Zatrzymaliś my się w pobliż u kantoru - tam kurs wynosi 175.5. Zmieniam cał ą pozostał ą kwotę - 900 $ na dwie osoby. Znajomi wymienili na sto mniej, bo koleż anka po zł amaniu ś ruby nogi jeź dzi sł abo i mał o (a jej mą ż nie puszcza się ), planowali wydać mniej pienię dzy na karnety narciarskie.

Droga był a prawie cał y czas gó rzysta, wię c doś ć malownicza, w ogó le nie miał em ochoty spać , a cał ą drogę rozmawiał em z kierowcą . Okazał się bardzo towarzyski, opowiedział o sobie wszystko (Santa Barbara odpoczywa). Powiedział , ż e wcią ż latają do nich samoloty z Izraela i Polski. Kiedyś prowadził grupę Izraelczykó w, któ rzy po zjedzeniu od razu zaczę li myć rę ce wodą z butelki w samochodzie. Kierowca wysadził je i nie zabrał wię cej pasaż eró w tej narodowoś ci. Z kolei Polacy autostopem. Zapytał em ile kosztuje transfer do Gudauri. Okazał o się , ż e to 50 GEL na osobę . A koleż anka jechał a trochę pó ź niej niż my i umó wił a się przez internet z taksó wkarzem za 160 USD, czyli prawie dwa razy droż ej. Powiedział em o tym kierowcy. Mó wi, ż e wezmę je za 100 dolaró w. Dobrze, powiem jej. Patrzą c w przyszł oś ć , powiem, ż e powiedział em mojej przyjació ł ce w domu i zapytał em o nazwisko osoby, z któ rą skontaktował a się przez Internet. Okazał o się , ż e tak samo jak nasz kierowca. Hihi. No moż e mają bardzo potoczną nazwę: ?

Nasi towarzysze podró ż y przybyli prawie ró wnocześ nie z nami z Kijowa. Kupili wycieczkę dla dwojga za 1.000 hrywien. Kwota ta obejmował a przelot UIA i zakwaterowanie w hotelu z trzema posił kami dziennie. Przelew był osobno - 260 dolaró w. Oni odmó wili. Ich hotel nazywał się Lomani (czy jakoś tak). A kierowca obiecał nam coś do odebrania z obudowy. Dotarliś my do Bakuriani. Najpierw zaczę li szukać Lomaniego. Znaleziony z wielkim trudem. Postanowiliś my zapytać , ile to kosztuje i jeś li już , na tym poprzestać . Nie poszł a do recepcji, pojechał a dla mnie. Coś dł uż szego po gruziń sku z dziewczynami. Myś lę , ż e tak, chciał em wycofać , ale moim zdaniem się nie zgodzili. zapytał em, wię c co z tego? Czterdzieś ci dolaró w na osobę z trzema posił kami dziennie. Jak na razie nie jestem z tego zadowolony. Spodziewał em się mniej.

Wyszliś my, kierowca pró bował otworzyć bagaż nik, aby dać rzeczy naszym towarzyszom podró ż y i zł amał klucz w zamku. A ma jeden i od stacyjki! Rozumiem! Mó j przyjaciel i ja postanowiliś my na razie pospacerować po okolicy, zapytać o ceny mieszkań , pozostawiają c mę ż czyznom zaję cie się problemem. Okazał o się , ż e ten hotel znajduje się na wię kszoś ci osiedli. W poszukiwaniu gł ó wnej ulicy i dworca autobusowego, w pobliż u któ rego powinien znajdować się hotel Edelweiss, namalowany przez Siergieja z Kijowa, udaliś my się do kilku minihoteli. Wszę dzie cena był a taka sama - 40 USD. Tak co to jest! W koń cu znaleź liś my szarotkę . Gospodyni nie był a oryginalna i znowu podaje nam tę samą kwotę . W lari wynosi to 140 za pokó j z trzema posił kami dziennie. Pytam gospodynię : „Masz na imię Nana? Dowiedział em się o tobie w Internecie. "Tak? A od kogo? „Od Siergieja z Kijowa. Napisał , ż e numer kosztował.100 lari”. „Wię c to są ceny z marca! ” Ach-ach-ach! Siemion Siemionitch! Rzeczywiś cie, pamię tam, ż e Siergiej był w marcu, ale ku-ku jakoś nie dział ał o. Có ż , co robić ? „Czy moż esz przynajmniej pominą ć lunch? Dlaczego potrzebujemy lunchu? Przybyć do niego z gó ry, a potem znowu pojeź dzić ? „Nie, obiad moż na przesuną ć o 16-17 godzin” „A o któ rej w takim razie jest obiad? Nie, jest nam tak niewygodnie”. „Có ż , niech tak bę dzie, to bez obiadu bę dzie 120 lari”. Na to się zdecydowali. Przy okazji zadzwoniliś my do naszych ludzi, a oni powiedzieli, ż e w Loman też zgodzili się na anulowanie dla nas obiadu, ale już zdecydowaliś my, ż e nocujemy w Edelweiss - to jest dogodniej poł oż one. Poszedł em z wł aś cicielem odebrać chł opcó w z rzeczami, ale kolega został . Dojechaliś my do Lomani, biedny kierowca już się namydlił , ż eby gdzieś pobiec szukać mł otka i dł uta. Nasz gospodarz powiedział , ż e mu go przyniesie. Umó wiliś my się z kierowcą , ż e odwiezie nas z powrotem na lotnisko.


W hotelu okazał o się , ż e koleż anka wybrał a już dla nas pokoje - dla siebie z balkonem, a dla nas bez, bo nie palimy. Mó wi: „Moż emy się zmienić , ale wtedy bę dziemy do ciebie biegać co pó ł godziny”. Nie, dzię kuję . Ich liczba był a jeszcze nowsza. Có ż , jaka jest ró ż nica. Ł azienka w pokoju jest dobra. Był o już.17 godzin czasu lokalnego (ró ż nica 2 godziny). Karmiono nas obiadem lub kolacją . Pozwó l, ż e opiszę jedzenie. Niezmiennie zaró wno na ś niadanie, jak i obiad na stole był y: twaroż ek, ś mietana, ser feta, masł o, mió d, powidł a ś liwkowe i duż o chleba (w domu w ogó le nic nie jem, ale tu jadł am plucie na wszystkie zasady). Opró cz tego był o jeszcze kilka dań , czasem gruziń skich, na obiad był a też pierwsza (z reguł y zupa), któ rą inni goś cie jedli na obiad. W sumie kompletne zdzierstwo. A dziewczyna, któ ra nakrywał a do stoł u, niezmiennie podchodził a i pytał a, czy chcemy wię cej, co wywoł ał o u nas nerwowy ś miech. Umó wiwszy się z gospodynią , ż e ś niadanie zostanie nam podane o wpó ł do dziewią tej, poszliś my spać . W hotelu był o wtedy cał kiem sporo goś ci i duż o dzieci (gł ó wnie Gruzinó w). I zrobili takie bieganie po korytarzu z dzikimi okrzykami! Dobrze, ż e byliś my zmę czeni drogą i i tak zasnę liś my.

Rano jedliś my ś niadanie. Przyszł a gospodyni i powiedział a, ż e ​ ​ wedł ug mę ż a nie ma nic do roboty na gó rze przed wpó ł do jedenastej - winda dział a od 10 do czasu, gdy przejeż dż a ratrak. No có ż , nasi przyjaciele byli zachwyceni, bo to sowy io tak wczesnej godzinie nie mają kawał ka w gardle. O wpó ł do dziesią tej wł aś ciciel przyszedł po nas i zabrał nas na Mount Didveli. Musiał em przejechać.6-7 kilometró w. Trzeba powiedzieć , ż e nawet z hotelu o tej samej nazwie znajdują cego się najbliż ej Didveli, nadal jest problematyczne chodzenie w butach narciarskich (okoł o kilometra). W zeszł ym roku i przed rokiem jeź dziliś my w Bukowelu i mieszkaliś my w Polyanytsya. Wł aś ciciel ró wnież zawió zł nas pod gó rę o tej samej odległ oś ci. Kosztował.50 UAH. jednokierunkowa. Tutaj ta usł uga (wedł ug recenzji Siergieja) kosztuje od 5 do 10 lari (jeś li jest szorstka, to pomnó ż przez pię ć - dostajesz hrywny), ale czę sto wł aś ciciel jeź dził nimi, jak rozumiem za darmo. Omó wiliś my ten problem z gospodynią dzień wcześ niej. Powiedział a 140 lari z transportem. Zgodziliś my się i dopiero wtedy zdał em sobie sprawę (ku-ku zł amane), ż e te 20 Ż EL na parę , a nie od wszystkich, czyli 40 Ż EL na transport w dwie strony - no có ż , to za duż o! Postanowiliś my zapł acić za ten dzień , a potem poszukać tań szego taksó wkarza.

Na gó rze wykupiliś my dwa abonamenty na dzień za 30 lari (20 dolaró w), a znajomi – na jedną wspinaczkę za 3 lari. Pierwszy etap to przyczepy oś mioosobowe, ale bez konteneró w na narty na zewną trz, jak np. na Elbrusie, wię c do ś rodka trzeba wejś ć z nartami, co nie jest zbyt wygodne. Ponadto abonament musi być wł oż ony w szczelinę koł owrotu, a nie tylko noszony w kieszeni, jak na przykł ad w Bukowelu. To też jest doś ć niewygodne, mó j strach na wró ble w koń cu stracił abonament, dobrze, ż e pod sam koniec dnia. Drugi etap to czterokrzesł o z czapką . To duż y plus. Czapka chroni je tylko przed ś niegiem i deszczem, ale takż e przed wiatrem. Hochma był z nami w zeszł ym roku, kiedy musieliś my jeź dzić w Bukowelu przez dwa dni w deszczu. To jest cyna! Wró cił em do domu mokry do majtek. A w Dombay bywał o tak, ż e zanim wejdziesz na szczyt, zamieniasz się w sopel lodu – taki powiew wiatru.

Ale tego dnia pogoda był a - cudowna. Sł oń ce i brak wiatru. Nie opuszczaliś my czapki i pró bowaliś my opalać się pyskiem twarzy podczas wstawania. Krajobraz jednak nie zachwycał szczegó lną urodą . Nie ma tu lasó w iglastych, jak w Bukowelu, ani dzikich pię knych skał , jak w Dombai czy Elbrus. A ś niegu jest bardzo mał o - tylko na stokach. Reszta gó ry jest szaro-brą zowa, lekko przypudrowana bielą . Na horyzoncie jest jednak grzbiet gł ó wnego grzbietu kaukaskiego z biał ymi czapkami, ale to tylko przy dobrej pogodzie. Był a też trzecia linia – szyna, po któ rej jechał a ż ó ł ta przyczepa na 40 osó b, ale z jakiegoś powodu nie dział ał a. Jeś li chodzi o tory, jeden czerwony tor spadł z drugiego etapu, a dwa (czerwony i niebieski) z pierwszego. Same tory są normalne (szczegó lnie po ratraku), ale tylko trzy. . Generalnie nie byliś my pod wraż eniem. Tego dnia ratrak miną ł , ale widać , ż e ś niegu jest mał o, był y kamyki. Ale pomimo skromnej iloś ci utworó w, ludzi był o bardzo mał o, zwł aszcza na drugim etapie. Poniż ej jednak wię cej. Tam, na niebieskim szlaku, uczą miejscowej szkó ł ki narciarskiej dla dzieci. Na czerwonej linii praktycznie nikogo nie ma. Na samym dole musiał em stać w kolejce do przyczepy przez cztery minuty (to był o maksimum). Problem w tym, ż e są tam praktycznie same dzieci (z reguł y lekkomyś lne), a wię c odpowiednio pchli targ i bał agan. Drę czył o mnie pytanie - dlaczego nie są w szkole? Okazał o się , ż e ś wię ta w Gruzji trwają od 20 grudnia do 20 stycznia. A potem był.17 stycznia. Oto, co mamy! Już nie schodziliś my w dó ł i jechaliś my na szczycie.


Niewielka liczba osó b przeważ ył a nad wszystkimi niedocią gnię ciami. Poza tym na gó rze wszyscy jeż dż ą dobrze i bardzo dobrze, nie ma szarpnię ć -ł omó w, jak w Bukowelu. W zwią zku z tym kontuzji praktycznie nie ma (nigdy jej nie widział em), podczas gdy w zeszł ym roku, nawet na prostej autostradzie 16-A, w cią gu godziny w mojej obecnoś ci został y ranne dwie osoby.

Jechaliś my do czwartej, niezbyt zmę czeni - zmę czeni. Aby rozwiną ć subskrypcję , musisz wykonać.10 zjazdó w. Zrobiliś my dziesię ć i trochę wię cej (5 lub 6). Niewystarczają co. Na Buka udał o się zrobić ponad czterdzieś ci. To prawda, ż e ​ ​ jechali od 9.00. A potem w peł ni poczuliś my szczę ś cie, kiedy wracasz do domu i zdejmujesz buty! To taki dreszcz! Tutaj zostaliś my tego pozbawieni. Nie tak zmę czony. Zmieniliś my buty w domu i poszliś my zwiedzić wioskę , jednocześ nie kupują c lokalne smakoł yki (dawno nie piliś my).

Styczeń (a bez tego zawsze jest trudny) ten rok okazał się szczegó lnie bogaty. 6 dni w Jał cie (marsz przed obiadem i picie po), potem Boż e Narodzenie, potem przedł uż ają ce się urodziny, trzy dni trzeź woś ci i znowu. Ogó lnie rzecz biorą c, odpoczynek to w rzeczywistoś ci cię ż ka praca. Na centralnej ulicy Bakuriani jest sporo sklepó w, szeroka oferta win i koniakó w, ceny są wszę dzie ró ż ne, trzeba iś ć i wybierać . Oczy oczywiś cie uciekł y przed obfitoś cią bajeró w. Postanowiliś my spró bować wszystkiego w porzą dku (no oczywiś cie jeś li chodzi o zdrowie i finanse). Na dzień dzisiejszy wybó r padł na pirosmani (czerwone pó ł wytrawne). Na ocieplenie stoku zabraliś my koniak Iverioni (ze wzglę du na biedę zdecydowaliś my się na trzygwiazdkowy). Nastę pnie przyjrzeliś my się , co oferuje lokalny rynek. Podobał o mi się to, ż e nikt nie molestował , nie ł apał za rę kę i nawet nie kiwał (swoją drogą dotyczy to nie tylko kupcó w, ale takż e taksó wkarzy). Wszystko jest bardzo dyskretne. Ale pozwolono nam wszystkim spró bować . Chodziliś my po rynku - jest wino i czacza, tu mandarynki i kiwi i wszelakie bzdury. Kupiliś my domowe wino za 5 lari za litr i czaczę za 7. Mandarynki moż na kupić za 1 lari. Był też dż em z szyszek i pył ek z nich (podobno strasznie poż yteczny na oskrzela i pł uca). Jeszcze tego nie pró bowaliś my. Popatrzyliś my na park dla dzieci - po prostu raj dla dzieci. Trampoliny, wypoż yczalnia sań , bryczek na pł ozach, konie, kucyki, dwa wycią gi narciarskie, doś ć efektowna zjeż dż alnia, zjeż dż alnia do zjazdó w na dmuchanych krą ż kach, co jeszcze? Popcorn, wata cukrowa i inne atrybuty dolcevitu. Jarzmo za 50 kopiejek na windę .

Zapracowani wró cili do hotelu i usiedli w swojej sali z winem przy kominku, choć nie palą cym się . Rozmawialiś my z gospodynią , mó wią c, ż e dziś zapł acimy, a pó ź niej sami tam dojedziemy, bo to dla nas za drogie. Wzię ł a pienią dze i wyszł a, ale po chwili wró cił a, oddał a pienią dze i powiedział a, ż e ​ ​ nas zabiorą za darmo. Byliś my zaskoczeni, pró bowaliś my protestować , mó wią , to niewygodne, ale nie jest to konieczne. Ale Nana stanowczo powiedział a nam, ż e te 120 GEL na pokó j obejmują podró ż w gó ry iz powrotem. To wielki gest! Nasi hotelarze powinni się uczyć . Ale był o nam trochę niekomfortowo. Nie byliś my do tego przyzwyczajeni, czuliś my się zobowią zani, ale jak moż emy je spł acić ?


Nastę pny dzień prawie nie ró ż nił się od poprzedniego, tylko nie był o ratraka, bo nowy ś nieg nie spadł , a stary moż na był o cał kowicie zeskrobać . W drodze do domu w trakcie rozmowy z wł aś cicielem okazał o się , ż e pracuje jako dyrektor kolejki linowej. Có ż , nieważ ne! I nikt nie ma korony! I jak kibicuje sprawie i swojej wiosce, powiedział , ż e bardzo duż y czł owiek ma swoje interesy w Gudauri, wię c zrobił wszystko, aby po prostu zapomnieć o Bakuriani. Teraz jest jasne, dlaczego w Internecie praktycznie nie ma informacji o Bakuriani. Narzekał , ż e wł aś ciciel nie kupuje broni, chociaż na stoku jest woda (sprę ż yny), a Austriacy zbudowali trzeci etap i psuje się bez koń ca. I przychodzą na kilka dni, grabią masę ciasta, ale tak naprawdę nic nie robią . Ogó lnie jest wystarczają co duż o problemó w.

I nadal nie ma ś niegu. W telewizji pokazali, ż e Soczi jest po prostu pokryte ś niegiem (no, nie samo Soczi, tylko gó ry). Có ż , wszystko jasne, Putin zgarną ł cał y ś nieg dla siebie. I co? W koń cu istnieją technologie rozpraszania chmur, a proces odwrotny jest z pewnoś cią moż liwy. Skoro tak, postanowiliś my się zatrzymać i pojechać do Borjomi na osł awionej kukuł ce, jednocześ nie piją c trochę wody, aż odpadną nerki. Pojechaliś my na rekonesans na dworzec, gdyż jest blisko hotelu, jednak jak wszystkie inne potrzebne miejsca. Hotel jest bardzo dobrze poł oż ony. Wszystkie drzwi budynku dworca był y zabite deskami, na jednym z okien był rozkł ad jazdy (intuicyjnie domyś laliś my się , ż e tak) czysto po gruziń sku w formie tablicy z numerami. Nic z tego nie rozumieliś my, ale sfotografowaliś my i pokazaliś my ciotce na targu, od któ rej kupiliś my wino. Powiedział a nam, ż e kukuł ka odlatuje o 10 rano.

Nastę pnego ranka odpowiednio wyposaż eni (zabraliś my puste butelki na wodę , jedzenie, koniak, rę cznik na wszelki wypadek) dotarliś my na dworzec. Był a niedziela i ś wię to Trzech Kró li, wię c wzię liś my rę cznik w nadziei, ż e gdzieś wejdziemy do rzeki. Mieliś my doś wiadczenie pł ywania w stosunkowo zimnej wodzie - przez kilka lat z rzę du pł ywaliś my w sylwestra w Morzu Czarnym iw gó rskiej rzece nad Jał tą . A w zeszł ym roku wspię li się na wł asną rzekę na daczy na Objawienie Pań skie. Temperatura powietrza był a jednak powyż ej zera, ale woda był a zimniejsza niż na Krymie, a para dosł ownie wylewał a się z nas po ką pieli.

Kukuł ka to kolejka wą skotorowa, mał a lokomotywa spalinowa o dziwnym kształ cie, dwie przyczepy - pomniejszona kopia zwykł ego pocią gu elektrycznego i jedna przyczepka VIP z siedzeniami jak w autobusie. Mimo sę dziwego wieku przyczepy był y czyste, nie sfatygowane, pod każ dym siedzeniem był y piecyki, któ re smaż ył y ​ ​ się tak bardzo, ż e trzeba był o opuś cić okno. Wyobraź sobie, ż e otworzył się bez problemó w. W przedsionku każ dego samochodu znajduje się ró wnież toaleta oraz pomieszczenie dla dyż urnego konduktora. Toaleta jednak bez wody, ale w razie nagł ej potrzeby cał kiem moż liwe do skorzystania. A to szczę ś cie kosztował o 1 lari za miejsce w zwykł ym wagonie i 2 za VIPa. Był o bardzo mał o osó b - poza naszą czwó rką w samochodzie był o jeszcze 5 osó b. Wą tpię , aby to przedsię wzię cie był o opł acalne, ale jednak. Kukuł ka pokonał a dystans okoł o 30 km w 2.5 godziny, ale wcale nam się nie nudził o – albo skał a po lewej, albo urwisko po prawej, w dodatku mieliś my ją przy sobie. Wzdł uż drogi przechodził y na wpó ł zrujnowane stacje o konstrukcji przedrewolucyjnej z napisami na wysokoś ci 680 m n. p. m. morza (zgadza się , z solidnym znakiem). W sumie warto raz przejechać .


Przyjechaliś my do Bordż omi, poszliś my szukać , ską d moż na dostać sł ynną wodę . Mili ludzie podpowiedzieli nam drogę , przeszliś my przez most i weszliś my do parku. Był koś ció ł i nadal trwał o uroczyste naboż eń stwo. Zebraliś my butelkę ś wię conej wody z duż ego plastikowego zbiornika i ruszyliś my dalej. Przyjechaliś my do ź ró dł a Borjomi, staliś my w kolejce 45 minut, nie był o tak wielu ludzi, ale z mnó stwem pojemnikó w. Piliś my. Bardzo przypomina Narzan, o któ rym gł oś no powiedział em i usł yszał em w odpowiedzi od jednej gruziń skiej ciotki, ż e Borjomi do niczego nie przypomina! Có ż , nie wyglą da na to, nie wyglą da na to, nie kł ó cili się .

Dalej na trasie był o inne ź ró dł o, bardziej uszlachetnione, ale z gorą cą wodą . Nie mieliś my gdzie czerpać tej wody, po prostu są czyliś my z dł oni, bo zabraliś my wszystko opró cz szklanek i musieliś my na zmianę popijać brandy z gardł a w pocią gu. Park jest bardzo dł ugi i wą ski, mię dzy dwiema skał ami, z któ rych jednej wypł ywa wodospad. Poś rodku parku pł ynie rzeka. Zeszliś my nad rzekę . Kochanie wyruszył em na pł ywanie, odradził am mu, bo jest doś ć sztormowo, prawie cał y w lodzie, pł ytko i kamieniś cie, moż na się poś lizgną ć i zwichną ć nogę - czy nam to potrzebne? Umyte twarze i dobrze. Zbliż ał a się godzina 16.00, a my nie wiedzieliś my dokł adnie, o któ rej był ostatni minibus o 16 czy 17, wię c postanowiliś my nie jechać dalej, nie ma tam prawie nic ciekawego. Poszliś my szukać dworca autobusowego. Po drodze znaleź liś my supermarket i kupiliś my wię cej wina i koniaku. Tym razem był y to kinzmarauli (czerwone pó ł sł odkie) i sarajishvili 3*. Tutaj ceny był y lepsze niż w Bakuriani. Wsiedli do autobusu. Kosztuje 3 lari. Znowu usiadł em obok kierowcy i przez cał ą drogę rozmawialiś my. Ku naszemu gł ę bokiemu rozczarowaniu okazał o się , ż e na koń cu parku, do któ rego nie dotarliś my cał kiem sporo, znajdują się ką piele siarkowe. Jak rozumiem, jest to basen na wolnym powietrzu z ciepł ą wodą cał kowicie za darmo. Oto cholerna rzecz! Był em niewypowiedzianie zdenerwowany. Kiedy jeszcze tam dotrzemy! Po drodze kierowca zatrzymał się i wzią ł wodę z jakiegoś ź ró dł a. Powiedział , ż e to bardzo dobra woda i zawsze dodaje ją przy produkcji wina. Zastanawiał em się , dlaczego w winie jest woda? I powiedział mi: „Hej, ską d mamy tyle winogron? ” Rzeczywiś cie, na tym obszarze rosną tylko szyszki. Nana powiedział a, ż e ​ ​ nawet ich jabł ka nie dojrzewają , wię c wiszą na drzewach (widzieliś my, widzieli). Wtedy przypomniał em sobie, ż e dodajemy też wodę przy produkcji z drugiej rę ki. Kierowca powiedział , ż e przyniesie nam wino do spró bowania. Odmó wiliś my, ale nalegał , odebrał od nas telefon i powiedział , ż e zadzwoni. Po obiedzie był o niezwykle cicho, wakacje się skoń czył y, a my byliś my praktycznie jedynymi goś ć mi w hotelu.

Jechaliś my przez nastę pne dwa dni. Ś niegu wcią ż nie był o, ale wiał silny wiatr i na drugim etapie spadł ską dś trochę ś niegu. Sł oń ce zaszł o, co moż e nie jest zł e - przynajmniej ostatni ś nieg nie stopi się . Wł aś ciciel zgodził się , a mó j przyjaciel i ja zaczę liś my wpuszczać za darmo przez bramę . Kolejne uczucie zaż enowania. Wieczorem zadzwonił kierowca busa i powiedział , ż e zostawił nam wino w kasie dworca autobusowego. Poszedł em odebrać . Kasjer wrę czył nam paczkę , któ ra zawierał a 3 litry wina i pó ł litra czaczy. Pytali ile od nas? Ciocia powiedział a, ż e ​ ​ to prezent. Có ż , nieważ ne prezenty! Jak mamy sobie z tym poradzić ? Prawdę mó wią c, niespecjalnie nam się podobał o wino ani czacza (i tak je piliś my). Spotkaliś my znajomych we wsi, okazuje się , ż e jeż dż ą na inną gó rę - Kokhta. Są stare, jeszcze sowieckie wycią gi, na szczycie bardzo stroma trasa z pagó rkami jak na Czegecie i cał kowity brak wiatru. Chcielibyś my też to zobaczyć , ale nie był o nas na to stać , bo baliś my się obrazić wł aś ciciela (w koń cu powiedział nam, ż e na Kokhta nie ma co robić ). Kró tko mó wią c, staliś my się zakł adnikami naszego nie wiem co, sumienia czy coś , jeś li moż na to tak nazwać .

Ponieważ nie był o ś niegu, postanowiliś my pojechać do Tbilisi. Widzieliś my minibusy - mał e, 12-osobowe, wię c myś lą c, ż e mogą nie wystarczyć dla wszystkich, zdecydowaliś my się kupić bilety wieczorem. Dojechaliś my na dworzec autobusowy, a kasa biletowa był a już zamknię ta. Ale wtedy podszedł mę ż czyzna i zapytał , czego chcemy. Wyjaś niliś my, ż e wzią ł od nas telefon i zadzwonił do kierowcy minibusa, proszą c go o zarezerwowanie dla nas 4 miejsc. Wyjazd o 8.00. Kazano mi przyjś ć o wpó ł do ó smej. Poprosiliś my gospodynię o podanie ś niadania o 7.00.


O wpó ł do sió dmej (w ś rodku nocy), przybywszy na dworzec autobusowy, byliś my przekonani, ż e postą piliś my sł usznie, zapeł niają c miejsca z wyprzedzeniem. Chę tnych do wyjazdu był o wię cej niż miejsc. Dwie ciotki siedział y w przejś ciu na stoł kach, któ re partner kierowcy zabrał z jakiegoś podwó rka przy drodze. Bilety kosztują.10 lari. Znowu siedział em z przodu mię dzy kierowcą a jego partnerem. Ale okazali się raczej cisi i poboż ni. Przez cał ą drogę byliś my ochrzczeni w koś ciele i nadal nie wiem po co - czę sto nie widział em nic odpowiedniego. Podró ż trwał a 2 godziny 40 minut. i był o raczej nudne - pł askie, tylko niskie gó ry na horyzoncie. Zapytali kierowcę , kiedy odjeż dż a ostatni autobus do Bakuriani. Powiedział , ż e o 16.00. Za wcześ nie. Jak być ? Kierowca powiedział , ż e moż na jechać do Borż omi, minibus kursuje do 19.00, a potem taksó wką do Bakuriani. Kosztuje 25-30 GEL na samochó d. Jeś li już , zadzwoń do niego, zabierze nas. Pytali też , jak moż emy dostać się do dzielnicy Avlabari, powiedział numer minibusa (już zapomniał em, któ ry, 137 czy coś ). Ktoś nam powiedział , ż e tam jest pię knie. Wsiedliś my do minibusa, zapł aciliś my po 80 kopiejek, przyjechaliś my, wysiedliś my - nic szczegó lnie pię knego. Zobaczyliś my sklep monopolowy, weszliś my - oczy biegł y nam jak zwykle. Jest ich tak wiele, ż e wybó r jest niemoż liwy. Widzieliś my go w plastikowej zamknię tej litrowej butelce Saperavi za 5.50. Sprzedawczyni powiedział a, ż e ​ ​ to fabryka. Có ż , tanio i wesoł o. Zapytaliś my dziewczynę o drogę , okazuje się , ż e nie ma tu nic do zobaczenia, trzeba trochę cofną ć , co zrobiliś my. Po drodze zobaczyliś my wymiennik z bardzo atrakcyjnym kursem - 176.7. Postanowiliś my wymienić trochę wię cej denyushek, nagle za mał o? Tam czł owiek zmienił taką prasę dolcó w, podobno był to naprawdę bardzo opł acalny kurs. Poszliś my dalej, natknę liś my się na pomnik bohateró w Mimino, po czym skrę ciliś my w stronę rzeki. Jest wiele koś cioł ó w z pię knymi dziedziń cami. Dotarliś my do kolejki linowej. Podwyż ka kosztował a po 1 lari, ale ponieważ nie mieliś my karty transportowej, dali nam ją za 2 lari. Są dzą c po zdję ciu na nim, nadaje się ró wnież do podró ż owania metrem, a moż e nawet czymś innym. Wspinaliś my się na gó rę , wę drowaliś my po zrujnowanej fortecy, piliś my wino (dobre, choć z plastikowej butelki), ł apaliś my wszystko z wysokoś ci i oszczę dzają c 4 lari, zeszliś my na piechotę . Teoretycznie moż na był o wspinać się na piechotę , nic skomplikowanego. Zaczę li szukać miejsca do jedzenia. Kuchnia arabska, indyjska, a nawet hiszpań ska, ale gdzie gruziń ska? Przy nas zatrzymał a się kobieta i zapytał a, jak nam pomó c? Nakreś liliś my problem, a ona pokazał a nam restaurację z lokalną kuchnią . Po raz kolejny był em zdumiony goś cinnoś cią miejscowej ludnoś ci. W wiosce i na kolejce wiele osó b odzywa się , pytają c ską d jesteś my, ale czy lubimy Gruzję ? Na Ukrainie mieszka wielu krewnych, ktoś sł uż ył w wojsku na naszym terytorium. Sł yszeliś my też od dwó ch ró ż nych osó b (Gruzinó w), ż e Bakuriani został o zał oż one przez Ukraiń có w w 18. . pewnego roku. Jednak nie zadaliś my sobie trudu, aby zapytać o szczegó ł y. Ogó lnie ludzie w Gruzji są bardzo goś cinni, goś cinni, ogó lnie dobrzy ludzie.

Kawiarnia był a zupeł nie pusta. Chł opak przynió sł nam menu po rosyjsku. Bardzo bogate menu. Zamó wiliś my dwie poł ó wki zupy kharcho, z któ rych każ da starczał a dla nas dwojga, tuzin chinkali, cztery buł eczki z bakł aż ana z orzechami, kocioł ek lobio, smaż one mó zgi woł owe, ró ż ne solone warzywa i szklanka lokalnego piwa. W sumie zjedliś my za 47 GEL, rachunek był wydrukowany i oczywiś cie po gruziń sku. Kró tko mó wią c, sprawdź , nie ma mowy. Ale nie są dzę , ż e zostaliś my oszukani, wydawał o nam się to w ogó le i niedrogo. Zostawiliś my pię ć dziesią t dolaró w w zeszycie i wyszliś my, a kelnerzy nie wzię li pienię dzy, dopó ki nie wyszliś my. Ró wnież ciekawy punkt.

Szliś my aleją Shota Rustaveli, a ponieważ już weszliś my na gó rę , w zasadzie postanowiliś my spró bować zł apać minibusa. Zapytaliś my mę ż czyznę , jak dostać się na dworzec autobusowy - musieliś my iś ć trochę dalej do McDonald's, jest stacja metra, a jechać tylko dwa przystanki. Tutaj przydaje się mapa. Poł oż yli na nim 2 lari i jeden po drugim minę li koł owró t. Dojechaliś my na dworzec autobusowy. Był o za pię tnaś cie czwarta. Pospieszyliś my szukać minibusa, ale powiedziano nam, ż e minibusy jeż dż ą do Bakuriani i Borjomi nie z tej stacji, ale z Didube. Pytali innych ludzi, mó wią , ż e wyjechali stą d do Bakuriani o 14.00 i już tam nie bę dą , trzeba jechać do Didube. Ugh, spó ź nił eś się ! Dlaczego minibus nic nam nie powiedział , miał nadzieję , ż e zabierze nas za 30 lari? No có ż , usiedliś my na dworcu przy stoliku, z ż alem dopiliś my wino przed policjantami, nikt nam nic nie powiedział (na gó rze też przy okazji), wró ciliś my do metra i przejechał em 4 przystanki w przeciwnym kierunku. Zapytali (tak na wszelki wypadek), gdzie jest minibus na Bakuriani? Mę ż czyzna gdzieś nas zaprowadził , kierowca minibusa coś gulgotał i kazał zają ć miejsca, odjazd o 17.00. Jakie szczę ś cie! Kierowca odwró cił znak na przedniej szybie do gó ry nogami. I chciał bym wiedzieć , co to mó wi. Pomyś lał em, pomyś lał em, przypomniał em sobie, ż e na zdję ciu kukuł ki na samochodzie był o napisane Bakuriani-Borjomi po rosyjsku i gruziń sku. Moż na to poró wnać z napisem na minibusie. Zdziwiony przez to kochanie. Konsultował się przez dł ugi czas i powiedział , ż e tak się wydaje, wydaje się . Alfabet gruziń ski to coś z czymś , no có ż , bez skojarzeń ! Absolutnie niezapomniane. Myś lę , ż e tak, minibus był do Borjomi, ale potem zgromadził o się czterech pasaż eró w i kierowca zdecydował się pojechać do Bakuriani. Ogó lnie mieliś my szczę ś cie. Kiedy autobus już jechał , dwie dziewczyny wskoczył y do ​ ​ niego z histerycznym ś miechem. Ty, mó wi, nie masz poję cia, jakie mamy szczę ś cie! Dlaczego, moż emy sobie nawet wyobrazić !

Lubiliś my Tbilisi, ale szkoda, ż e ​ ​ nie widzieliś my go po ciemku. Wiele obiektó w powinno być wyró ż nionych (widzieliś my reflektory), chyba pię kno! No dobra, mamy ogó lne wraż enie. Kierowca wł oż ył kasetę . Zabrzmiał a dawno zapomniana piosenka: „Dwie dł onie, delikatne koty…” Z przyjemnoś cią sł uchaliś my. Ale przez nastę pne czterdzieś ci minut grał a bez przerwy, co wywoł ał o u nas nerwowy ś miech. W zwią zku z tym przypomniał em sobie historię opowiedzianą przez przewodnika w Turcji w maju tego roku. Przewodnik dobrze mó wił po rosyjsku, ale oczywiś cie nie od razu nauczył się wszystkich subtelnoś ci ję zyka rosyjskiego i dlatego kiedyś wpadł w bał agan. I to był o w latach 90. , kiedy Rosjanie dopiero zaczę li podró ż ować do Turcji. A potem przybył a jedna wesoł a firma, któ ra sterroryzował a cał y hotel i przyniosł a ze sobą kasetę z jedną piosenką . Kiedy w koń cu ta firma wyjechał a, zostawili tę kasetę w hotelu, a ona leż ał a w aucie z przewodnikiem. Po pewnym czasie przewodnik zabierał gdzieś Rosjanina i poprosił o wł ą czenie muzyki w jego ojczystym ję zyku (nudził się ), a przewodnik przypomniawszy sobie o kasecie opowiedział o tym pasaż erowi, ostrzegają c, ż e jest tylko jeden piosenka na nim. Zapytany, co to za piosenka, przewodnik odpowiedział : „Wiatr wiał od morza”. Mę ż czyzna był już wykrę cony ze ś miechu. Przewodnik przez dł ugi czas nie mó gł zrozumieć powodó w takiej zabawy. Gdy mu wytł umaczyli, co wł aś nie powiedział , biedny Turek zarumienił się jak kwiat maku (no, tak powiedział , taki skromny! ). Ogó lnie rzecz biorą c, ję zyk rosyjski jest ś wietny i potę ż ny! A jak myś lisz, wł aś nie przypomniał em sobie tę piosenkę , jak jej wykonawca wypeł zł z zapomnienia z przebojem „O mó j Boż e, co za czł owiek! ” Wow, co za zbieg okolicznoś ci!


Wieczorem zaczą ł padać dł ugo wyczekiwany ś nieg i przez pozostał e dwa dni jazda stał a się przyjemniejsza, gdyby nie silny wiatr w gó rze. Musisz jeszcze przyjechać w lutym, a jeszcze lepiej w marcu. Wedł ug wł aś cicieli jest duż o ś niegu, a ceny niż sze i wię cej sł oń ca. Mimo jednak jej braku i nieokieł znanego pijań stwa (a moż e dzię ki niemu) moja cera nieco się poprawił a i nieco ró ż nił a się od ż ó ł taczkowej.

Swoją drogą , o pijań stwie. Moż e dlatego, ż e tak naprawdę nie lubię pó ł sł odkich (ani deserowe, ani wytrawne są lepsze), ani kinzmarauli, ani khvanchkara nie zrobił y na mnie wraż enia. A cena jest nieracjonalnie wysoka (15-19 GEL i wię cej). Na przykł ad nasze Cabernet Sauvignon (wina golicyń skie) są co najmniej tak samo dobre, ale znacznie tań sze. Pirosmani i Saperavi to lubili. Stosunek ceny do jakoś ci jest normalny. Domowe wino na rynku kosztuje 5 Ż EL (z wodą i cukrem) i 15 (!! ! ) Ż EL za to bez wody i cukru. To jest za litr. Nasi lokalni rzemieś lnicy sprawiają , ż e jest jeszcze smaczniejsze. Ale nie jesteś my w domu (wtedy byliś my). Chacha powinna być wypró bowana przez wszystkich. Kosztuje 5-10 lari za litr, jak się targujesz. Każ dy gust jest inny. Twierdza na 50 stopniach. Nie lubimy biał ego, wię c nie piliś my (ale prawdopodobnie na pró ż no). Cognac Iverioni - mię kki, podobny do Metaxy. Sarajishvili jest droż sze i zauważ alnie lepsze. Inna sprzedawczyni bardzo pochwalił a Davida (w ogó le nie ma gwiazdek). Dobrze kupiony. Kosztuje mniej lub tyle samo co Iverioni. Okazał o się jednak, ż e spró bowaliś my zaraz po Saradż iszwili – wydawał o się , ż e bł oto jest rzadkie. Resztę przelano do kolby - nada się na stok. Kiedy pili na stoku - bardzo przyjemnie, o smaku czekolady. Tak, wszystko jest wzglę dne. Ale po kilku dniach wino mnie zmę czył o. Bardzo chciał em piwa (no có ż , nie jestem estetą ). Lokalne piwo uderza z ró ż nymi markami. Kosztuje 5 Ż EL za dwulitrową butelkę , ale jest sklep przy gł ó wnej ulicy, gdzie piwo beczkowe tych samych marek kosztuje tyle samo 2.5 Ż EL za litr. To prawda, ż e ​ ​ są rozlewane do butelek, na miejscu nie ma stoł ó w do picia. Ten sam sklep ma cał kiem przyzwoity asortyment solonych ryb. Wybraliś my dla siebie mocnego leszcza z kawiorem, któ ry kosztował.9 Ż EL.

Ogó lnie rzecz biorą c, wieś ma wszystko do szczę ś cia. Jest też kawiarnia, ale nie byliś my, bo nie mieliś my na nie najmniejszej potrzeby, wię c nie znamy cen. Są też mini-piekarnie, w któ rych wypiekają lokalną odmianę lawaszu, chaczapuri, lobiani (ciasto fasolowe) – wszystko za okoł o 2 lari.

Ostatniego dnia wł aś ciciel zał atwił nam zabranie nas na sam szczyt Didveli w tej zepsutej przyczepie. Niestety pogoda nie dopisał a - szalony wiatr i prawie zerowa widocznoś ć , a pię knych zdję ć nie dał o się zrobić . A przy sł onecznej pogodzie, jak mó wią , moż na zobaczyć cał e pasmo Kaukazu. Z gó ry są dwa czarne stoki (wó wczas ze wzglę du na niewielką iloś ć ś niegu był y one dorozumiane). Jeden do samego doł u, drugi do drugiego etapu. Dwó ch kolejnych miejscowych jechał o z nami samochodem, jechali dł ugą autostradą (musieliś my jechać z nimi), nasi znajomi wró cili do samochodu, a my postanowiliś my zjechać na drugą linię . Ech, racja! Bardzo duż y stok, absolutnie dę bowe zbocze, szalony wiatr. Ogó lnie przyjemnoś ć jest poniż ej ś redniej. Chciał eś ekstremalnych - zdobą dź to! Miejscami musiał em pamię tać ś lizgowy styl jazdy. Jakoś zeskrobali bez strat. Kiedy wró ciliś my do domu, okazał o się , ż e przez cał y dzień w wiosce ś wieci sł oń ce, otchł ań , wiesz. Wyką paliś my się na balkonie z przyjació ł mi przez pó ł godziny (sł oń ce wcią ż był o wysoko).


Wł aś ciciel powiedział , ż e na obiad bę dą kebaby, któ re zaczą ł smaż yć w kominku na naszym pię trze. Swoją drogą to był o dla mnie rewelacją , ż e Gruzini jedzą grillowaną wieprzowinę , a nigdy jagnię cinę . Ż eby jakoś podzię kować wł aś cicielowi, podarowali mu dobry koniak (koszt jednodniowego abonamentu, no przynajmniej jakoś ), kupili szampana Bagrationi dla siebie i mojej dziewczyny (brut nie był o, musiał em się dusić na pó ł -suchy). Nie mają naturalnego szampana, tylko napoje gazowane.

Szampan ma dł ugą historię . Okoł o siedem lat temu siedzieliś my w Nowym Ś wiecie w pawilonie niedaleko dworca autobusowego, gdzie moż na był o napić się zimnego lokalnego szampana ze szklanych kielichó w i wypić pó ł wytrawny Nowy Ś wiat. A przy są siednim stoliku dwó ch wł ó czę gó w usiadł o i napił o się jakiegoś gnoju (nie pamię tam co). I tu jeden z nich, zwracają c się do nas, mó wi: „Z czego pijesz? Brut musi być pijany! ” Spojrzeliś my na niego tak z ukosa - jakiś pijak nas wskaż e! I zaczą ł bić pię ś cią w pierś i krzyczeć , ż e jest blenderem. Kilka dni pó ź niej pojechaliś my na wycieczkę po fabryce szampana i naprawdę zobaczyliś my zdję cie naszego przystojnego mę ż czyzny na liś cie honorowej. A ciocia-przewodniczka powiedział a, ż e ​ ​ firma zatrudnia gł ó wnie kobiety, bo mę ż czyź ni nie mogą wytrzymać pokusy i szybko stają się zawzię tym pijakiem. Tak to jest. I muszę ci powiedzieć , ż e ten brutal w tamtym czasie po prostu mnie skrzywił . Ale minę ł o kilka lat, w tym samym pawilonie znó w wzię liś my pó ł wytrawne - wydawał o nam się to mdlą ce dla nas (ale oczywiś cie piliś my), wzię liś my na sucho (zdarza się ) - niewiele lepiej, i w koń cu przyszł a kolej brut - coś , czego potrzebujesz! Od tego czasu pijemy tylko brut, ale dzię ki Bogu nadal nie wyglą damy na mistrza blendowania. A mó j szef, raz w Paryż u, poszedł do Moulin Rouge i tam dwie (chyba) butelki szampana miał y być na stole. Przywieź li oczywiś cie bruta, ale cał a kompania chó rem krzyczał a, ż eby wynieś ć te ś mieci i przynieś ć pó ł sł odkie (brr). Ale smak i kolor, jak to mó wią...

Na obiad był barszcz, kebaby, chinkali (oj mamo) i coś jeszcze, litr czaczy. Zadzwoniliś my do Nany, ż eby napił a się z nami szampana przed wyjazdem. Przyjechał a i przyniosł a dzban domowego wina (któ re kosztuje 15 lari), ale prawie nie pił a, powoł ują c się na zł y stan zdrowia. Byliś my zdumieni, ż e w takim miejscu ludzie wcią ż chorują . Odbyliś my bardzo mił ą rozmowę . Ale musimy się spotkać . Dom kupił wino i koniak. Kupiliś my w Bakuriani, bo w Tbilisi począ tkowo nie chcieli nosić butelek po mieś cie, a potem spieszyli się do wyjazdu i nie mieli czasu, choć ceny tam oczywiś cie są przyjemniejsze. Ale zaoszczę dziliś my 30 GEL na taksó wce. Ponieważ każ dy wie, jak „delikatne” ł adowarki lotniskowe traktują bagaż , konieczne był o bardzo ostroż ne pakowanie. Postanowiliś my wł oż yć butelki do naszych butó w narciarskich, a ponieważ jest ich tylko cztery, powinny być też cztery. Ale ja, chciwy loshara, kupiwszy dwie butelki koniaku i dwa wina, zapragną ł em dzbanka wina. Są tam takie sł odkie! Lub w formie amfory lub miedzianego dzbanka (ceramika malowana jest farbą miedzianą ). Dokł adnie to kupił em. Był zapakowany w moje spodnie narciarskie. Wszystko, torba gotowa. Potem przyszedł przyjaciel i powiedział , ż e w Doniecku jest -16. Ups! Miał em zamiar jeź dzić w dż insach, ale potem jakoś zwą tpił em, ale był em zbyt leniwy, ż eby przepakować i trudno był o sobie wyobrazić , co to jest minus szesnaś cie. Tutaj był plus. W Tbilisi był o to na ogó ł plus osiem. Chodź , moż e jakoś pobiegnę do auta.

Rano zjedliś my ś niadanie, przyjechał po nas kierowca. To prawda, drugi z jakiegoś powodu nie mó gł i wysł ał nam przyjaciela (po 35 GEL). Pocał owaliś my wł aś cicieli, pobiegł em do straganu kupić chaczapuri na drogę . Wł aś ciciel zapytał , dlaczego nie powiedzieliś my, ż e Nana gotował aby suche racje ż ywnoś ciowe. No tak, i to! Nie jest jeszcze upieczony w straganie. Dobra, kupimy po drodze. Zostawiliś my pienią dze z powrotem, tylko za chaczapuri. Pogoda był a sł oneczna, w ogó le nie chciał em wyjeż dż ać , ale co moż esz zrobić ! Przyjechaliś my bez incydentó w. Nawiasem mó wią c, w Gruzji wszyscy zapinają pasy - zaró wno kierowcy, jak i pasaż erowie na przednim siedzeniu. Grzywna w wysokoś ci 20 euro. Nawet nasz gospodarz, nie ostatnia osoba w wiosce, któ ra witał a wszystkich gliniarzy. Po drodze zatrzymaliś my się , aby rozcią gną ć się przy tacy z ró ż nego rodzaju dzbankami i innymi wyrobami ceramicznymi. Zamó wili też chaczapuri, tutaj jednak był y 3 lari, ale wię ksze.


Na lotnisko dotarliś my godzinę przed odprawą . Dali pienią dze kierowcy. Nie liczył ich (i nie tylko jemu, oni mają takie zaufanie do ludzi). Jaki mił y naró d! Sri Lanki to oczywiś cie takż e dobrzy ludzie, ale bariera ję zykowa, wiesz. I to jest takie mił e, kiedy rozumiesz! Prawdą jest, ż e mł odzi ludzie mó wią znacznie gorzej po rosyjsku niż ludzie w ś rednim i starszym wieku. Ale, jak mó wią , rosyjski jest nauczany w szkole, ale niezbyt wymagają cy. A na uniwersytetach niektó re wydział y wprowadził y egzamin wstę pny z ję zyka rosyjskiego. Na wzgó rzu usł yszał am, jak jedna matka (oczywiś cie Gruzinka) zwró cił a się do swoich dwó ch maluchó w po rosyjsku.

Lotnisko, jak już pisał em, jest mał e, ale bardzo sprytnie zaaranż owane. W kształ cie pierś cienia. Wewną trz znajduje się patio dla palaczy, ale dostać się tam moż na tylko ze strefy wolnocł owej. Wzdł uż okien wychodzą cych na ten dziedziniec stoją mię kkie, dł ugie siedziska, na któ rych moż na nawet się poł oż yć . Duż y ekran pokazują cy film dokumentalny o freeride, oś nież onych szczytach, staroż ytnych ś wią tyniach i tak dalej. W szklanej gablocie - przedmioty zabronione do przewozu w bagaż u podrę cznym. Wś ró d nich jest pilnik do paznokci, pę seta i (horror) korkocią g, a nawet kubek. Musiał em wł oż yć korkocią g do bagaż u. Do rejestracji jest jeszcze duż o czasu, wię c zostawiliś my mę ż czyzn do pilnowania zł omu, wyszliś my z dziewczyną na zewną trz, zabierają c koniak i mandarynki na przeką skę , któ rej nie wypili na stoku. Sł oń ce ś wieci, okoł o 10 stopni. Jakiś staw z kamykami. Wypiliś my koniak (David), to nawet nic, jeś li nie pije się go zaraz po Sarajishvili. Chwyciwszy kilka cię ż kich kamykó w (podobnych jednak do Jał ty), wepchnę ł a je do kieszeni swojej torby. W naszej daczy mamy suchy strumień , prawdopodobnie już wył oż ony toną kamykó w, gł ó wnie krymskich, ale są kamyki z Adriatyku, Oceanu Indyjskiego i Turcji. Znajomi myś lą , ż e jesteś my ś wirami (wię cej kamieni do noszenia w walizkach! ), no có ż , jest trochę , ale co z tego? Każ dy ma swoje wł asne ż arty.

Ogł osili rejestrację , przeszli bez problemó w, nie był o nadwagi. Dziewczyna ze straż y granicznej zapytał a mnie o wraż enia z Gruzji.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Безрадостный пейзаж
мост через Боржомку
источник боржоми
детский парк
центральная улица Бакуриани
между первой и второй очередями
прибытие кукушки
Podobne historie
Uwagi (11) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara